22 maja 2020

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Nasze wstępowanie do Nieba

(Giotto di Bondone / Public domain)

Czterdzieści dni po swoim zmartwychwstaniu Chrystus został zabrany do Nieba na oczach swoich uczniów i obłok zasłonił Go przed ich wzrokiem (por. Dz 1, 9). Św. Jan Paweł II komentując to wydarzenie, mówił niegdyś: „W ten sposób kończy się życie publiczne Jezusa i rozpoczyna misyjny rozwój Kościoła. Od tego dnia uczniowie Chrystusa zaczynają głosić wszędzie słowo zbawienia, dając świadectwo o śmierci i zmartwychwstaniu swojego Boskiego Mistrza.

 

Także dzisiaj Kościół za ich przykładem głosi ludziom naszych czasów Ewangelię, wskazując wszystkim, że nasza prawdziwa i ostateczna ojczyzna nie znajduje się tutaj, na ziemi, ale „w Niebie”, to znaczy w Bogu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Warto zastanowić się przy okazji tego wydarzenia nad tajemnicą nieba.

 

Najpierw warto chyba dostrzec to, że Kościół nasz niezmiennie przypomina o tym horyzoncie ludzkiego życia, że w perspektywie Nieba opisuje finalizm ludzkiego losu. To pozornie prosta nauka. Ale dzisiaj jest ona wielorako zagrożona. Najpierw tym, ze w kulturze ponowoczesnej zaniknęła potrzeba celu i celowości ludzkiego życia. Człowiek przestał być wędrowcem zmierzającym do celu, a stał się włóczęgą. Włóczęgi nie interesuje cel drogi, jego interesują wyłącznie doznania chwili, jakiegoś etapu, zaspokojenie chwilowych pragnień. W tej perspektywie kulturowej niebo przestaje być poniekąd atrakcyjne. Nie chcemy stawiać pytań o ostateczny cel ludzkiego życia. Bardziej jesteśmy skłonni angażować się w budowanie „raju na ziemi”, choć wiemy, że te projekty są iluzoryczne, naiwne i są tylko doraźnym zaspokojeniem potrzeb włóczęgi.

 

Trudność druga łączy się z pomyłką wokół miłosierdzia. Pisząc przed laty o miłosierdziu ks. Józef Tischner przedstawiał kondycję człowieka nieszczęśliwego. Taki człowiek ogląda świat przez pryzmat własnego nieszczęścia. Prze okno nieszczęścia  patrzy też na Boga: „Co się wtedy dzieje? Możliwe są dwa wyjścia: albo człowiek obwinia Boga za swoje nieszczęście i wówczas odchodzi od Boga, odkrywa, iż jego nieszczęście przykuwa wzrok litościwego Boga i wtedy wytwarza w sobie swoistą odmianę religijności – religijność nieszczęśliwą.

 

[…]Nieszczęśnik odkrywa, iż dopiero dzięki nieszczęściu stał się kimś naprawdę cennym dla Boga. Bóg spojrzał na niego, usłyszał jego jęk i jego płacz.

 

Wtedy pozostaje już tylko jedno: przywiązać się do swojego nieszczęścia,  odnaleźć w nim swoją drogę wiary, a także swoją godność”.

 

Wydaje się, że tym, co dzisiaj dość mocno się rozpowszechnia w naszej pobożności to owa fałszywa i nie zbawcza „religia nieszczęśliwych: totalnie mylona z „miłosierdziem”. 

 

Ignorująca przy tym to, że miłosierdzie ma swój wstrząsający wręcz ciężar. Wszak mówimy: …dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas i świata całego…

 

Chcąc zatem myśleć i mówić o niebie, trzeba najpierw dostrzec powagę i realizm sądu, który nas czeka. Pismo święte i Tradycja Kościoła nie zostawiają wątpliwości – u kresu naszego życia czeka nas Sąd  Ostateczny, który będzie spotkaniem z Chrystusem. Przekonamy się wówczas, na ile nasza miłość była odpowiedzią na miłość Boga, która została nam dana w Chrystusie (1 J 4, 16). Właśnie w Chrystusie znajduje się miara Sądu Ostatecznego. Podobnie jak i życie, sąd jest chrystocentryczny. „W obliczu Chrystusa, który jest prawdą, zostanie ostatecznie ujawniona prawda o relacji każdego człowieka z Bogiem” (KKK 1039).

 

W wyniku tego sądu otworzy się przed nami rzeczywistość czyśćca, nieba lub piekła. W perspektywie Wniebowstąpienia Pańskiego trzeba nam spojrzeć na to, co najpiękniejsze i co jest spełnieniem ludzkiego losu – na niebo.

 

Wiele chyba zrobiono, by niebu odebrać w naszej wyobraźni jego piękno, jego kształt, jego fascynującą tajemnicę. Przy czym chyba można zauważyć, że ta dewastacja wizerunku nieba dokonała się i dokonuje w czasie dewastacji wiary i myślenia o Bogu. Niebo bywa banalizowane. To, co może zastanawiać, to połączenie owego myślenia o banalności nieba z myśleniem o oczywistości zamieszkania go przez owych nieszczęśliwych, którzy samą mocą swojego nieszczęścia, poranienia, grzeszności i słabości muszą trafić do nieba. Chciałoby się powiedzieć „nie chcą, ale muszą”…

 

Warto może zatem spróbować spojrzeć na prawdę, piękno, ale i powagę Nieba. Św. Jan Paweł II w 1999 r. mówił: „Kiedy przeminie postać tego świata, ci, którzy przyjęli Boga w swym życiu i przynajmniej w chwili śmierci otwarli się szczerze na Jego miłość, będą mogli się cieszyć pełnią komunii z Bogiem, stanowiącą cel ludzkiej egzystencji.

 

Jak poucza Katechizm Kościoła Katolickiego, „to doskonałe życie z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, są nazwane Niebem. Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia” (KKK 1024).

 

Można powiedzieć, że istotą nieba jest prawda związana ze światłem Bożej obecności. Chrystus opisywał tę rzeczywistość następująco: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga” (J 17, 3). To jest stan, który Kościół przedstawia mianem „wizji uszczęśliwiającej”: „widzą Go [Boga] takim, jakim jest (1 J 3, 2), twarzą w twarz (1 Kor 13, 12)” (KKK 1023).

 

Niebo jest  przeznaczeniem, wypełnieniem i naszym zakończeniem. Jest – można powiedzieć – ostatecznym zadomowieniem człowieka. Bowiem jest tym,  do czego zostaliśmy uczynieni i przeznaczeni.

 

Niebo jest radością – „jest (…) spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia” (KKK 1024).

 

Ta radość jest możliwa dlatego, że niebo jest ekstazą miłości. „Ekstaza” oznacza „stanięcie na zewnątrz samego siebie”, a więc zapomnienie o sobie i całkowite zanurzenie się w drugim, Niebo będzie więc autentyczną miłością, która sama o sobie zapomina i sama siebie daje drugiemu. To będzie przylgnięcie do tego wzorca miłości, która jest w Bogu i którą jest Bóg. Możliwość trwania w tej dynamice miłości, doznawania obdarowania i cieszenia się, że mogę darować coś, siebie drugiemu – to musi być radość! Tak naprawdę, nic innego poza miłością nie może nam dać pełnej radości, ponieważ poprzez miłość wracamy do prapierwotnego, najpiękniejszego planu Boga dotyczącego nas – palny stwórczego.

 

„Żyć w Niebie oznacza być z Chrystusem” (KKK 1025). W tym określeniu katechizmowym znajdujemy echo słów św. Pawła „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp 1, 21). Przy czym trzeba mocno zauważyć, że takie przylgnięcie do Chrystusa, zjednoczenie się z Nim nie oznacza jakiegoś rozmycia naszej indywidualności, pozbawianie się tożsamości. Bo być w niebie to również być naprawdę sobą. To właśnie tam, w momencie wejścia w komunię z Bogiem, powrotu do prapierwotnego planu stwórczego, ekstazy miłości tam w niebie właśnie każdy człowiek, odnajdzie „swoją prawdziwą tożsamość, swoje własne imię” (KKK 1025).

 

Wreszcie, po wszystkim, co zostało wypowiedziane, można jeszcze jedno dodać – być może najlepszą definicją Nieba jest ta, która mówi, że jest ono niedefiniowalne. „Ta tajemnica błogosławionej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi, którzy są w Chrystusie, przekracza wszelkie możliwości naszego rozumienia i wyobrażenia. Pismo Święte mówi o niej w obrazach: życie, światło, pokój, uczta weselna, wino królestwa, dom Ojca, niebieskie Jeruzalem, raj: To, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9; KKK 1027).

 

Niebo jest bezcenną wartością, jest kresem, spełnieniem ludzkiego życia i ocaleniem na wieczność każdej ludzkiej tożsamości. Ale niebo jest poprzedzone życiem ziemskim, jest zwieńczeniem pewnej drogi. Nie może być banalizowane, nie może być traktowane jako oczywistość, która nam się należy w imię naszej nieszczęśliwości a zarazem w imię miłosierdzia Boga.

 

Św. Jan Paweł II w rozmowie z Vittorio Messorim poruszył ten ważny temat. Mówił: „Jeżeli Bóg tak pragnie, jeżeli Bóg dla tej sprawy oddaje swojego Syna, który z kolei działa w Kościele przez Ducha Świętego, to czy człowiek może się potępić, czy może być przez Boga odrzucony?

 

Problem piekła zawsze niepokoił wielkie umysły w Kościele od samego początku, od Orygenesa, aż do naszych czasów, do Michaiła Bułhakowa i Hansa Ursa von Balthasara. Dawne Sobory odrzuciły teorię tak zwanej apokatastazy ostatecznej, według której świat po zniszczeniu zostanie odnowiony, a wszelkie stworzenie dostąpi zbawienia; teorię, która pośrednio znosiła piekło. Problem jednak pozostał. Czy Bóg, który tak umiłował człowieka, może zgodzić się na to, aby tenże Go odrzucił i przez to został skazany na męki wieczne? A jednak słowa Chrystusa są jednoznaczne. U Mateusza wyraźnie mówi o tych, którzy pójdą na męki wieczne (por. 25, 46). Którzy to będą? Na ten temat Kościół się nigdy nie wypowiadał.

 

Jest to niezgłębiona tajemnica pomiędzy świętością Boga a ludzkim sumieniem”.

 

Papieskie słowa wyraźnie i jednoznacznie nie wskazują na to, by piekło musiało być puste. Pokazuję, że tajemnica życia wiecznego to dialog, dramatyczny dialog między świętością Boga a ludzkim sumieniem. Bóg z pewnością pragnie uczynić nas mieszkańcami Nieba. Ale człowiek w tragizmie swojego sumienia może powiedzieć Bogu „nie!”. Za straszliwą cenę.

 

„Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego naszego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem piekło” (KKK 1033).  Trzeba mocno podkreślić – Bóg chce nas uczynić mieszkańcami Nieba, „Bóg nie przeznacza nikogo do piekła” (KKK 1037). Przyczyną piekła nie jest Bóg, ale człowiek.

 

Dopóki zatem żyjemy jesteśmy w drodze, jesteśmy pielgrzymami, wędrowcami, którzy powinniśmy mieść świadomość finalizmu życia, celu naszej pielgrzymki. Zarazem jest to czas, stan życia, w którym możemy i powinniśmy mocą naszych decyzji wybierać drogę do tego celu i sam cel. To ważne podkreślenie, bowiem bywamy kuszenie dwoma mirażami. Z jednej strony niektórzy „uduchowieni” nakłaniają do pogardy wobec tego świata, z drugiej strony czciciele materii i materializmu propagują kult służenia temu światu. Chrześcijanin jest pielgrzymem w drodze do Nieba, ale ta droga prowadzi przez rzeczywistość świata, tej ziemi, jej spraw. Znów przywołam św. Jana Pawła II, który wskazywał, że dążenie do Nieba „nie powinno nas odrywać od udziału w sprawach tego świata, przeciwnie – jak pokazuje życie świętych – powinno ten udział jeszcze bardziej pogłębiać. Dopiero wówczas bowiem, gdy wypełnimy do końca naszą misję na ziemi, będziemy mogli wejść do chwały Bożej”.

 

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie