16 listopada 2020

Ks. prof. Longchamps de Berier: raport o McCarricku nie daje podstaw do atakowania św. Jana Pawła II

(Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier. FOT.: Telewizja Republika/YouTube)

„Z raportu muszą być niezadowoleni ci, którzy poszukują sposobów podważania świętości papieża Jana Pawła II. (…) Raport nie daje też szans na znalezienie czegoś przeciw kardynałowi Dziwiszowi. Prawnik nie widzi przeciw tym osobom żadnych punktów zaczepienia” – pisze na łamach portalu teologiapolityczna.pl ksiądz Franciszek Longchamps de Bérier, profesor nauk prawnych z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

 

10 listopada Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej opublikował raport nt. Theodore’a McCarricka – byłego duchownego usuniętego ze stanu kapłańskiego i grona kardynałów z powodu niemoralnych czynów natury homoseksualnej. Amerykanin piął się po szczeblach „kościelnej kariery” m.in. w trakcie pontyfikatu św. Jana Pawła II, co dla wielu antyklerykalnych mediów stało się okazją do atakowania papieża z Polski oraz jego wieloletniego osobistego sekretarza – kardynała Stanisława Dziwisza. Ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier nie ma jednak wątpliwości, że w owym raporcie nie znajdują się informacje, które uzasadniałyby jakąkolwiek krytykę zarówno biskupa Rzymu, jak i jego współpracownika.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jan Paweł II był człowiekiem tak rygorystycznym moralnie, o takiej prawości moralnej, że nigdy nie pozwoliłby na awans skorumpowanej kandydatury – takie słowa padają z ust papieża Franciszka jako definitywna ocena na stronie 400 raportu dotyczącego byłego kardynała Theodore’a McCarricka” – pisze na portalu „Teologii Politycznej” kapłan, będący zarazem prawnikiem pracującym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Swoje refleksje dotyczące watykańskiego raportu czyni właśnie z perspektywy naukowca zajmującego się prawem. „Trzeba to uczynić z perspektywy praworządności, gdyż pojawiają się próby formułowania na jego [raportu – przyp. red.] podstawie oskarżeń przeciwko konkretnym osobom: nieżyjącym i żyjącym, w tym przeciw papieżowi Janowi Pawłowi II i Stanisławowi kardynałowi Dziwiszowi” – zauważa.

 

„Oskarżenia okazują się mało wiarygodne najpierw dlatego, że dokument jest analizą tego, o czym świadectwo dają odnotowane działania instytucji Kościoła katolickiego. Chodzi w nim o ustalenie wiedzy co do faktów na danych etapach postępowań o mianowanie (1977, 1981, 1986, 2000, 2005) oraz sposobu decydowania, zwłaszcza w kluczowych i najtrudniejszych momentach i zagadnieniach – na podstawie tej wiedzy lub ewentualnie wbrew zdobytym informacjom” – stwierdza ks. prof. Longchamps de Bérier przypominając, jakie kary spotykały Theodore’a McCarricka za jego postępowanie: „mówiąc językiem wojskowym, został hańbiąco zdegradowany z czterogwiazdkowego generała do szeregowca trzymanego w odosobnieniu”.

 

„Poza obszarem jakiegokolwiek rażenia raportu pozostaje kwestia orzeczenia o świętości papieża Jana Pawła II i jej ogłoszenia najpierw w postaci beatyfikacji przez papieża Benedykta XVI, a potem kanonizacji przez papieża Franciszka. Obie dokonały się na podstawie długich i szczegółowych postępowań, poprowadzonych ostatecznie przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych. Uważna lektura raportu uzmysłowi każdemu, że nie daje on żadnego punktu zaczepienia podważaniu procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego ani nawet nie rzuca cienia na prawidłowość ich przeprowadzenia bądź wiarygodność wyników” – zauważa autor tekstu dodając, że osoby św. Jana Pawła II oraz kard. Stanisława Dziwisza pojawiają się w raporcie jedynie kilka razy i być może właśnie dlatego media skupiły się na omawianiu tych części tekstu, w których występują papież-Polak i jego sekretarz. Chodzi o nominację, która otworzyła McCarrickowi drogę do uzyskania „kapelusza kardynalskiego”. Ksiądz profesor zauważa jednak, że wszelkie decyzje dotyczące awansów byłego już amerykańskiego duchownego podejmowano zawsze w oparciu o aktualnie posiadaną wiedzę, a pojawiające się plotki starannie weryfikowano.

 

„We wszystkich pogłoskach i oskarżeniach (rumors and allegations) chodziło o osoby dorosłe. Jednak dokument zarzucający Th. McCarrickowi homoseksualizm sformułowano w listopadzie 2006 roku. Dopiero wtedy bowiem zaczęły się pojawiać jakiekolwiek dowody. Pod ich wpływem przeszedł – przecież nie przedwcześnie – na emeryturę w maju 2006 r.” – pisze ks. prof. Longchamps de Bérier. „W 2008 r. nie został dopuszczony do wspólnej modlitwy z Benedyktem XVI na miejscu World Trade Center w Nowym Jorku, choć koncelebrował Mszę i był na obiedzie z wszystkimi uczestnikami papieskiej wizyty” – zauważa dodając, że stało się to pomimo braku postępowań sądowych wobec McCarricka.

 

„Kres wszystkiemu przyniosło w 2017 r. wiarygodne oskarżenie o molestowanie seksualne nieletniego. Doszło do niego w początku lat siedemdziesiątych, a więc przed sakrą biskupią w 1977 r. Wszelako były to czasy decydujące: był już brany pod uwagę do biskupstwa w 1968 i 1972 r. Od tamtych lat kolejne funkcje kościelne wypełniał wzorcowo. Dbał o powołania i miał w tym zakresie sukcesy: liczba kleryków w seminariach wzrastała. Zawsze niestrudzony, zdolny, błyskotliwy, sympatyczny i pracowity; geniusz w pozyskiwaniu funduszy i w organizacji przedsięwzięć. Cieszył się świetną opinię u innych biskupów. Dopiero od 2017 r. ludzie poczuli się ośmieleni. Zaczęły spływać dowody, które pokazały wytworzoną przez Theoodore’a McCarricka kulturę zastraszania zbudowaną dla osiągania osobistych celów. Swoisty geniusz okazał się zakładnikiem nieuporządkowanej seksualności, która nie tyle doprowadziła do upadku wpływowego hierarchy – nadal obieżyświat był już wtedy na głębokiej emeryturze – lecz przekreślenia dorobku całego życia” – czytamy.

 

Jak to jednak możliwe, że przez tyle lat McCarrick nie ponosił odpowiedzialności? Prawnik z UJ zauważa, że istotny był obecny w prawie rzymskich od późnego antyku (a przyjęty z chrześcijaństwa, które zaczerpnęło go ze Starego Testamentu) „wymóg oparcia oskarżenia na zgodnych zeznaniach przynajmniej dwóch świadków, podających tę sama przyczynę zarzutów, stanowi starożytny wyraz sceptycyzmu wobec subiektywnego zdania, przekazu pochodzącego z relacji jednego człowieka; to przejaw bezradności wobec, jak to dziś mówimy, słowa przeciwko słowu. Sceptycyzm ten nieobcy jest współczesnej kryminologii jako nauce o przestępstwie i wszystkim chyba naukom penalnym, ale też naukom historycznym o prawie” – tłumaczy profesor prawa.

 

Mimo tego pojawiające się plotki na temat Theoodore’a McCarricka kilkukrotnie uniemożliwiały mu nominacje na amerykańskie stolice biskupie łączone tradycyjnie z „kapeluszami kardynalskimi”. I to pomimo faktu, że Kościół kilkukrotnie badał owe doniesienia i nie natrafił na dowody ich wiarygodności (między Rzymem, nuncjaturą w USA a kilkoma amerykańskimi hierarchami następowała wymiana listów w sprawie).

 

„Ani arcybiskup Cacciavillan, ani arcybiskup Re nie wydają się wątpić w niewinność kandydata, jednak ten ostatni pisząc stanowisko definitywne proponuje nie powierzać McCarrickowi stolicy kardynalskiej z pragmatycznych względów: po to, aby nie stworzyć okazji do podniesienia starych oskarżeń. Nie posłuży to ani Kościołowi, ani kandydatowi. Do tej opinii przyłącza się papież, pisząc odręcznie In voto JPII 8.VII.2000. W ten sposób Jan Paweł II blokuje kandydaturę, której kongregacja ma nie brać pod uwagę przy badaniu, kto mógłby zostać arcybiskupem Waszyngtonu” – pisze ks. Franciszek Longchamps de Bérier.

 

„Powołując się na słuchy o istnieniu listu kardynała O’Connora (o istnieniu tego listu nigdy nie został poinformowany, toteż dopytywano się, skąd wiedział, że dotarł on do Stolicy Apostolskiej), Theodore McCarrick postanawia napisać własny list do papieża. Przedstawia to jako akt desperacji: wobec blokady instytucjonalnej spowodowanej decyzją papieża Jana Pawła II, adresuje pismo do osobistego sekretarza – biskupa Stanisława Dziwisza. Odręczny list, bez żadnych poufałości z adresatem, wygląda na gest dramatyczny. Tak też brzmi jego treść. Każdy może przeczytać całość w raporcie: świetnie napisany, dobry kompozycyjnie, unikający prostej obrony, wyrażający głównie pokorę autora. Deklaruje on gotowość ustąpienia nawet z obecnego stanowiska arcybiskupa Newark, jeśli rzeczywiście stracił zaufanie Ojca Świętego” – relacjonuje raport o McCarricku kapłan pracujący na Wydziale Prawa UJ zauważając, że to właśnie w tym liście padły kłamliwe słowa, w których były już amerykański hierarcha deklarował, że nigdy z nikim nie współżył.

 

W owe słowa Theodore’a McCarricka papież Jan Paweł II uwierzył. Nie oznaczało to jednak nominacji homoseksualisty na stolicę biskupią w Waszyngtonie, a „zdjęcie blokady” z kandydatury, która była później rozpatrywana wraz z innymi. „Papież uwierzył w uczciwość i czystość arcybiskupa, który sugerował gotowość w ogóle ustąpienia, gdyby stracił papieskie zaufanie. Odzyskał je, ale to nie równało się promocji. Tej papież dokonał, ale na wniosek i po przeprowadzonym postępowaniu, rutynowym i skrupulatnym w takich przypadkach, w Kongregacji ds. Biskupów, która obradowała kolegialnie. Jej członkowie też byli przekonani o moralnej nieskazitelności McCarricka” – czytamy w tekście na portalu „Teologii Politycznej”. Dowody dotyczące postępowania Amerykanina pojawiły się dopiero 6 lat później (już po śmierci św. Jana Pawła II).

 

„A rola biskupa S. Dziwisza? Skromna. List odręczny Theodore’a McCarricka zastał go w Castel Gandolfo, gdzie poprosił od razu Jamesa kardynała Harveya o przetłumaczenie na włoski – dla papieża. Wszystko. W raporcie umieszczono uwagę kardynała Harveya, że to był zupełny wyjątek i nigdy o coś podobnego nie był proszony. Zatem biskup Dziwisz listu przed Janem Pawłem II nie ukrył. Pytany teraz przy sporządzaniu raportu o całą sytuację zeznał, że nie rozmawiał z papieżem o treści listu. Decyzję o dalszym nieblokowaniu kandydatury Jan Paweł II przekazał bezpośrednio arcybiskupowi Re” – zauważa ks. prof. Longchamps de Bérier podając jednocześnie powody, dla których Jan Paweł II uwierzył McCarrickowi. Chodzi o doświadczenia zdobyte w komunistycznej Polsce, której władza posługiwała się fałszywymi oskarżeniami w celu dyskredytowania kapłanów i Kościoła. Celem takiej zakłamanej prowokacji miał paść nawet sam papież-Polak, jednak SB poniosło klęskę. To doświadczenie wzmacniało ostrożność biskupa Rzymu wobec zarzutów z nieokreślonych źródeł.

 

Danie wiary w słowa McCarricka nie mają jednak większego znaczenia, gdyż – jak zauważa profesora prawa z UJ – istotniejsza w całej sprawie jest zasada: „ten podlega dowodowi, kto twierdzi, a nie kto zaprzecza”, która jest obecna „jako podstawowy element sprawiedliwości proceduralnej we wszystkich porządkach prawnych – u nas na przykład jako art. 6 kodeksu cywilnego”. Tymczasem dowody na winę Amerykanina pojawiły się po śmierci św. Jana Pawła II.

 

Czy jednak brak podejrzliwości nie był błędem? Zdaniem księdza profesora cała praca w Kościele (np. w kancelariach) opiera się na zaufaniu, że „występujący z oświadczeniami i przedstawiający fakty mówią prawdę”. „Rozwiązanie to pragmatyczne, ale charakterystyczne dla ludzi o silnej wierze. W razie czego, nie nas okłamują. Każdy bierze odpowiedzialność przed Bogiem za swe słowa. Gdy oszukuje, Jego oszukuje” – pisze.

 

„Podejrzliwość obca jest watykańskiemu raportowi, który pokazuje dokumenty z całą otwartością. Niektórzy ją krytykują lub się nią gorszą. One zaś dowodzą, że podejrzliwość obca była również całemu postępowaniu w zakresie podejmowania decyzji: w 1977, 1981, 1986, 2000 i 2005 roku. Z raportu muszą być niezadowoleni ci, którzy poszukują sposobów podważania świętości papieża Jana Pawła II. Wychodzi w nim on na roztropnego, starannego i odpowiedzialnego przełożonego, który zarządza dodatkowe dochodzenie, ale ma też zaufanie do całej instytucji, którą kieruje, do kongregacji, które go wspomagają w działaniu na cały świat, oraz szacunek wobec współpracowników. Jako pierwszy zarządza dodatkowe dochodzenie i jest to w sprawie jedyne takie – w okresie aż do 2006 r., a właściwie do 2017 roku. Raport nie daje też szans na znalezienie czegoś przeciw kardynałowi Dziwiszowi. Prawnik nie widzi przeciw tym osobom żadnych punktów zaczepienia” – podsumowuje swoją analizę ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier.

 

 

Źródło: teologiapolityczna.pl

MWł

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram