3 sierpnia 2020

Kryzys demograficzny – ekonomia czy wartości? [OPINIA]

(źródło: pixabay.com)

Kryzys demograficzny, a konkretnie utrzymujący się od dziesięcioleci zbyt niski poziom dzietności, ma w naszym kraju, charakter systemowy. Według tezy autora, nie zostanie on przezwyciężony dopóty, dopóki nie zmienią się mechanizmy naszego życia społecznego.

 

Najistotniejszym powodem niedostatecznej dzietności są w tym ujęciu silne, negatywne sygnały ekonomiczne penalizujące rozrodczość wysyłane do rodzin. Diagnozie o kluczowym znaczeniu czynników ekonomicznych przeciwstawia się diagnozę mówiącą o decydującej roli niekorzystnych przemian w sferze wartości, w sferze szeroko rozumianej kultury. Podobnie postulatowi racjonalizacji, korekty systemu społecznego, tak by interes wspólny (trwanie społeczeństwa) i interes ekonomiczny rodzin były zharmonizowane, przeciwstawia się postulat uzdrowienia kultury, sanacji sfery wartości. Kryzys kultury dotyka sfery intencji posiadania potomstwa, szkodliwe rozwiązania instytucjonalne powodują, że część rodzin, które chciałyby dzieci, rezygnuje z ich posiadania w obliczu trudności materialnych. Stawianie tych dwóch sfer w opozycji jest całkowicie mylne. Nie mamy bowiem do czynienia z praktycznym konfliktem działań w tych dwóch obszarach, ale z potencjalną synergią.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Różne wymiary kryzysu urodzeniowego

Dla uważnego obserwatora jest jasne, że kryzys braku urodzeń jest wielowymiarowy. Składają się na niego problemy w trzech sferach. Po pierwsze, narastające problemy z płodnością powodują, iż nie narodzi się pewna liczba chcianych i wyczekiwanych dzieci. Po drugie, przemiany w sferze wartości i kultury powodują spadek motywacji do rodzicielstwa, godzą w rodzinę i jej trwałość, promują postawy hedonistyczne przeciwstawne służbie jaką jest rodzicielstwo. Kryzys chrześcijaństwa, kryzys wiary jest tutaj fundamentalny, gdyż otwiera drogę wszystkim powyższym negatywnym tendencjom. Po trzecie, przyczyn obecnego kryzysu należy również upatrywać w ekonomicznym wymiarze rodzicielstwa, a konkretnie w degradacji ekonomicznej rodzin wielodzietnych.

 

Która z tych sfer, który z tych czynników jest zatem najistotniejszy? W przekonaniu autora, sfera ekonomiczna jest kluczem do rozwiązania problemu, zgodnie z zasadą, iż nie trzeba szukać skomplikowanych wyjaśnień tam, gdzie w pełni wystarczą najprostsze.

 

Odwołajmy się do pewnej analogii. Zapewne niewielu z nas pracowałby pilnie, gdyby nasze osobiste wynagrodzenia ujemnie było związane się z ilością wykonanej pracy, np. gdyby karano nas finansowo za wysiłek wkładany w wykonanie naszych obowiązków, według zasady: im więcej pracujesz, tym mniej zarabiasz. Wyobraźmy sobie grupkę ludzi, np. robotników budowlanych, którzy w swojej pracy nie przemęczają się, lub wręcz bumelują. Analizując ich lekceważący stosunek do pracy będziemy próbować ustalić przyczyny takiego zachowania. Oczywiście, może i pojawią się głosy o demoralizacji, brakach etycznych, słabym życiu wiary. Kiedy jednak okaże się, iż ich pracodawcą jest wariat, który nagradza premią leni, obiboków i bumelantów, a karze finansowo pracowników solidnych, to wystarczyła by nam tylko ta jedna przyczyna, ażeby wszelkie pozostałe czynniki (nawet te najbardziej słuszne) potraktować jako całkowicie chybione. Analogia ta może wydawać się dziwna i nazbyt abstrakcyjna, ale ludziom pamiętającym system socjalistyczny z jego „czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy” powinna być bliska i wiele wyjaśnić. Nawet jednak tamten zły system nie karał za wysiłek, a i tak do powszechnego upadku etyki pracy wystarczało tylko to, że nie wynagradzał odpowiednio za ciężką prace.

 

Rodziny wielodzietne za swój trud przynoszący społeczeństwu bardzo konkretne korzyści, także w sferze materialnej, są de facto karane finansowo. Obecny system nagradza materialnie i prestiżowo tylko bezdzietność i małodzietność. Wynika to z samego kształtu systemu finansowego, społecznego oraz emerytalnego. Gdy pojmiemy tę prostą prawdę, wówczas też zrozumiemy, że dostrzeganie przyczyn kryzysu dzietności jedynie w sferze wartości jest nietrafione.

 

Kryzys demograficzny, a w szczególności kryzys dzietności, ma podobnie podłoże systemowe, jakie miała gospodarka centralnie planowana z niską jakością i wydajnością pracy. Ten pierwszy kryzys, podobnie jak ten drugi,  nie może być przezwyciężony jedynie czy głównie poprzez rewolucję systemu wartości, ale wymaga konkretnych działań w sferze praktycznej. Przez analogię, zmiana postaw np. w stosunku do wykonywanej pracy po 1990 roku wynikła z postawienia spraw elementarnych z głowy na nogi. Po prostu dokonano zmian w systemie bodźców w taki sposób, że ciężka praca zaczęła się opłacać, a brak takowej stał się nieopłacalny. Czy gdy upadał komunizm wystarczające byłoby samo działanie w sferze tzw. wartości bez naprawy tego, co było po prostu wadliwie skonstruowanym mechanizmem?

 

Czy system socjalistyczny uzdrowiłaby sama tylko rewolucja duchowa oderwana od przemian realnych i instytucjonalnych? W systemie gospodarki planowanej nawet święci nie byliby w stanie poradzić sobie z niedoborami towarów czy nietrafionymi decyzjami inwestycyjnymi. A pobożni i dobrzy ludzie w tamtym systemie jako sprzedawcy, budowlańcy czy kelnerzy zachowywali się często w sposób daleki od dobrych praktyk czy etyki pracy.

 

Problem niskiej dzietności nie może być rozwiązany poprzez same działania w sferze wartości czy kultury. To prawda, że gdyby Polacy praktykowali w większości cnoty w stopniu heroicznym, to mieliby wtedy dzieci nawet wbrew karzącemu systemowi. Tylko czy oczekiwanie powszechnej świętości jest czymś realistycznym i zdroworozsądkowym? A nawet, gdyby było to w zasięgu możliwości społeczeństwa polskiego, to w imię czego zachowywać niesprawne i niesprawiedliwe mechanizmy społeczne?

 

Albo Fides albo Ratio?

Postulaty natury praktycznej, w tym ekonomiczne, nie muszą wynikać z materialistycznej lub liberalnej antropologii, ani z ograniczania człowieka do wymiaru jedynie ekonomicznego. Błędne jest  redukowanie motywacji i aspiracji ludzkich do  zysku, ale podobnie błędne jest amputowanie ludziom wymiaru ekonomicznego. Państwo, społeczeństwo czy naród uwzględniać powinny wymiar duchowy człowieka, co nie oznacza bynajmniej, że powinny zarazem zaprzeczać jego materialnym, cielesnym i ekonomicznym potrzebom. Wydaje się, że w ten sposób zafałszowany zostałby obraz człowieka jako istoty zarówno duchowej jak i cielesnej, kierując społeczeństwo w stronę budowy utopii.

 

Kryzys wartości

Oczywiście kulturę i klimat społeczny należy kształtować. Jednak patrząc z perspektywy pojedynczego kraju, napotykamy w tym względzie na wielkie trudności. Jest poza dyskusją, że Polska nie powinna poddawać się obcym wpływom medialnym i ideowym, ale samodzielnie, choćby wbrew światu, artykułować przesłanie prorodzinne. Tym niemniej, na pewne rzeczy wpływu po prostu nie mamy. Poza naszą kontrolą są hollywoodzkie produkcje czy środowisko międzynarodowych celebrytów, w które zapatrzona jest nasza młodzież. Nie jesteśmy w stanie stworzyć oazy błogostanu i bezpieczeństwa w morzu duchowego chaosu i intelektualnego rozprzężenia, w odcięciu od muzyki, literatury i filmów wytwarzanych na Zachodzie, a niosących, obok wielu innych antywartości, ideologię antyrodzinną. Podobnie nie mamy prawie żadnego wpływu na obecny kierunek zmian w Kościele. Tak więc, w sferze szeroko rozumianych wartości, nasze pole manewru jest niewielkie. Działania, które należy podejmować, będą miały, z wszelką dozą prawdopodobieństwa, jedynie ograniczony skutek.

 

Niekorzystne zjawiska w szeroko rozumianej sferze wartości lub kultury są oczywistym faktem. Podłożem jest tu kryzys wiary, kryzys chrześcijaństwa. Jest to problem nie tylko odejścia od tradycyjnych wartości moralnych, ale także przyjęcie nowych, fałszywych i destrukcyjnych paradygmatów. Człowiek w obecnej wojnie kulturowej traktowany jest często jak szkodnik i pasożyt, a okadzanym bożkiem jest „Środowisko”, „Natura”, „Ziemia”. Ludzkość bywa porównywana do raka, a od takich porównań blisko już do przymusowej depopulacji. Nie ulega wątpliwości, że już samo nasycenie kultury podobnymi treściami wpływa na decyzje reprodukcyjne poszczególnych ludzi. Rodzicielstwo coraz częściej przestawiane jest jako swego rodzaju ekologiczny grzech. Współczesna kultura, która na piedestał wynosi przyjemność, wygodę i samorealizację, która wychowuje egoistów i narcyzów, która głosi kult młodości, zniechęca skutecznie do posiadania potomstwa. Rodzina, podobnie jak samo życie, jest obiektem zmasowanego ataku w mediach, czego świadectwem choćby dyskusje etyków o dopuszczalności tzw. aborcji pourodzeniowej.

 

Cóż zatem czynić?

Powyższa diagnoza nie przeczy poprzednim stwierdzeniom, że sfera wartości nie jest jedynym istotnym polem przeciwdziałania kryzysowi demograficznemu. Ogrom wyzwań na polu kulturowym przesłania niejako inny realny problem, a mianowicie, że dzisiaj bardziej niż wrzaski szaleńców i krzątanina ciemnych sił zagrażają naszym rodzinom konkretne rozwiązania systemowe. To one prowadzą w ostatecznym rozrachunku do zbiorowego wymierania.

 

Alternatywa, czy problemy demograficzne rozwiązywać poprzez podejmowanie działań w sferze wartości, czy jedynie poprzez działania instytucjonalne i praktyczne jest głęboko fałszywa. Jedno należy czynić, a drugiego nie zaniedbywać. Nawet gdybyśmy odnieśli zwycięstwo w wymiarze wartości (jakkolwiek byśmy zdefiniowali jego kryteria), to nawet wtedy należałoby zmienić mechanizmy fiskalne, społeczne, ubezpieczeniowe, które otwarcie na życie ze strony rodziny czynią aktem ekonomicznej lekkomyślności. W opinii autora, nawet w obecnej kondycji naszego społeczeństwa, korekta tych konkretnych mechanizmów przyniosłaby równie spektakularne efekty mierzalne wzrostem dzietności jak trzy dekady temu zmiana systemu przyniosła w sferze codziennego podejścia do pracy milionów naszych rodaków. Powinna być ona obliczona na to, co premier Węgier Viktor Orbán określił zwięźle jako stan rzeczy, w którym ludzie, którzy mają dzieci, mają się lepiej niż ci, którzy ich nie posiadają.

 

Przemysław Załuska
Autor książki 21 milionów: Dwie drogi dla Polski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie