31 maja 2017

Krwawy atak terrorystyczny? Europo przywyknij!

(Fot. Elyxandro Cegarra / Pacific Press via ZUMA Wire / FORUM)

Do „incydentów” terrorystycznych trzeba po prostu się przyzwyczaić, gdyż, jak to określił Sadiq Khan, burmistrz Londynu, zamachy „są po prostu częścią życia w wielkim mieście”. Czy te szokujące słowa są wyrazem buty i arogancji, czy po prostu wyrazem szczerości europejskich elit, które jedynie pozorują walkę z terroryzmem, bo doszły już do takiego stopnia bezradności?


Z każdym kolejnym atakiem terrorystycznym w Europie, w społeczeństwach narasta nadzieja, że może ten będzie już ostatni, że ta najnowsza masakra coś wreszcie zmieni, coś drgnie, przeważy wreszcie zdrowy rozsądek i polityka dążenia ku wspólnemu dobru zastąpi politykę dobrego samopoczucia. Z każdym kolejnym atakiem politycy i media są coraz bardziej wstrząśnięci, oburzeni i zdeterminowani. Co niektórzy odczuwają także niezrozumiałą potrzebę przesyłania modlitw oraz epatowania symboliką żałoby. Jednocześnie, niemal na tym samym oddechu przekonują nas, że do pewnego rodzaju „incydentów” trzeba po prostu się przyzwyczaić, gdyż, jak to określił Sadiq Khan, burmistrz Londynu, zamachy terrorystyczne są po prostu częścią życia w wielkim mieście.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Trzeba jednak przyznać, że takie stwierdzenia są przykładem rzadkiej, ostatnimi czasy, szczerości ze strony polityków. Wiedzą oni doskonale, że przy braku woli politycznej i zachowaniu obecnej linii polityki migracyjnej i bezpieczeństwa połączonej już nie z latami, ale wręcz dekadami aktywnej erozji społeczeństw europejskich za pomocą całego zestawu narzędzi jakimi posługuje się marksizm kulturowy (szczególnie w jego wydaniu propagowanym przez szkołę frankfurcką), kolejne akty przemocy politycznej na tle religijnym ze strony muzułmanów są rzeczywiście nieuniknione. Mówią o tym także liczby. Przyjrzyjmy się im w kontekście brytyjskim, pamiętając jednak, że w na poziomie europejskim skala pewnych zjawisk jeszcze się potęguje.

 

Mark Rowley, najwyższy rangą przedstawiciel brytyjskiej policji odpowiedzialny za przeciwdziałanie terroryzmowi poinformował niedawno, że od czerwca 2013 r. brytyjskie służby bezpieczeństwa uniemożliwiły na Wyspach 13 potencjalnych ataków terrorystycznych. Jednocześnie na bieżąco policja prowadzi 500 śledztw dotyczących zagrożenia terrorystycznego, a od 2014 roku codziennie aresztuje się jedną osobę podejrzewaną o zaangażowanie w planowanie, przygotowywanie lub finansowanie działalności terrorystycznej. Chciałoby się zapytać, czy aby nie są to radykalni chrześcijanie planujący wysadzać się pod klubami gejowskimi wśród okrzyków „olaboga!”, ale jednak nie. Opublikowany w marcu, tysiącstronicowy raport Terroryzm islamski – Analiza ataków w Wielkiej Brytanii (1998–2015) autorstwa Hanna Stuart nie pozostawia wątpliwości, że obecnie zagrożenie ze strony islamu stanowi niebezpieczeństwo numer jeden. W raporcie znaleźć można analizę 269 przypadków terroryzmu islamskiego w Wielkiej Brytanii w latach 1998-2015, z której niezbicie wynika, że najczęściej po tę formę przemocy politycznej sięgają młodzi mężczyźni, chociaż ale w ostatnich latach zaangażowanie kobiet wzrosło prawie trzykrotnie. Podczas gdy w latach 1998-2010 kobiety stanowiły 4% osób oskarżonych o terroryzm w latach 2011-2015 wskaźnik ten wynosił już 11 proc. Należy też zauważyć, że kobiety zaangażowane w działalność terrorystyczną, ponad dwukrotnie częściej niż mężczyźni, mieszkały z partnerem, krewnym lub inną osobą także aktywną w zakresie terroryzmu (odpowiednio 50 proc. i 19 proc.).

 

Co ciekawe, raport bardzo wyraźnie podkreśla brak korelacji między zaangażowaniem w islamski terroryzm a osiągnięciami edukacyjnymi i statusem zatrudnienia. Mit terroryzmu będącego ubocznym efektem biedy, marginalizacji, wykluczenia i niesprawiedliwości ekonomiczno-społecznej jest bardzo popularny. Niestety, twarde dane go nie potwierdzają, ponieważ większość osób planujących zamachy lub je przeprowadzające to ludzie z wyższym wykształceniem (bądź studenci), pochodzący z klasy średniej, nie zaś niewykształcony margines wywodzący się z niższych warstw społecznych. 46 proc. przestępstw związanych z działalnością terrorystyczną w latach 2011-2015 zostało popełnionych przez osoby w wieku poniżej 25 lat; jedna na sześć to konwertyci, których ogólny udział to aż 16 proc.. Trzy czwarte przestępców było wcześniej znane władzom; jedna czwarta miała poprzednie wyroki skazujące. Ponad jedna trzecia wcześniejszych wyroków dotyczyła działań związanych z ekstremizmem lub terroryzmem, zaś prawie połowa osób z wcześniejszymi wyrokami skazującymi uprzednio odsiedziała wyrok w więzieniu. Co piąty przestępca przed aresztowaniem otrzymał szkolenie terrorystyczne lub uczestniczył w walce poza granicami Wielkiej Brytanii. Nie dziwi to, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jeden na pięciu więźniów w brytyjskich więzieniach o najwyższym standardzie bezpieczeństwa to muzułmanin. Ogółem w ośmiu więzieniach kategorii A znajduje się 5805 bardzo niebezpiecznych więźniów, a 1229 z nich, czyli 20,8 proc., to muzułmanie. Problem radykalizacji w brytyjskich (a szczególnie angielskich) więzieniach, które już powszechnie nazywane są szkołami terroryzmu jest znany od dawna. Już David Cameron mówił, że rząd rozważa umieszczenie wszystkich skazanych islamistycznych więźniów terrorystycznych w Anglii i Walii w jednej, bezpiecznej jednostce, aby zapobiec radykalizacji innych więźniów. Więzienie Frankland w hrabstwie Durham ma otworzyć pierwsze tego rodzaju „więzienie w więzieniu”, w celu izolowania islamskich ekstremistów.

 

Te liczby robią jeszcze większe wrażenie kiedy uświadomimy sobie, że społeczeństwo muzułmańskie Wielkiej Brytanii przekroczyło 3,5 miliona w 2016 r. I wynosi obecnie około 5,5 proc. ogółu ludności. Oceniając zagrożenie terrorystyczne nie możemy bowiem patrzeć tylko w stronę więzień; po przemoc sięgają nie tylko przestępcy będący na bakier prawem. Coraz częściej są to „zwyczajni ludzie”, którzy na ścieżkę świętej wojny z niewiernymi wstępują pod wpływem materiałów dostępnych w internecie, kolegów z dzielnicy lub szkoły, albo też imama z lokalnego meczetu. Opublikowane w kwietniu 2016 r. badanie wykazało, że znaczna część brytyjskich muzułmanów coraz bardziej żyje własnym życiem, tylko teoretycznie przynależąc do wspólnoty narodowej. Są już nie tylko osobnym „społeczeństwem w społeczeństwie”, ale wręcz stopniowo stają się „państwem w państwie”, gdyż mówimy tu o stale pogłębiających się trendach. Jakich? 615-stronicowa ankieta wykazała, że ponad sto tysięcy brytyjskich muzułmanów sympatyzuje z zamachowcami-samobójcami. Tylko jedna trzecia brytyjskich muzułmanów (34proc.) skontaktuje się z policją w przypadku gdyby ich bliski angażował się w działalność terrorystyczną. Ponadto, 23 proc brytyjskich muzułmanów powiedziało, że prawo szariatu powinno zastąpić prawo brytyjskie na obszarach gdzie muzułmanie są większością, a jedna trzecia dorosłych brytyjskich muzułmanów nie czuje się „częścią brytyjskiej kultury”. Większość chce delegalizacji i penalizacji homoseksualizmu, rosnąca liczba domaga się uznania poligamii (szacuje się, że obecnie ok. trzysta tysięcy osób w Królestwie żyje w związkach poligamicznych, przy czym zazwyczaj mężczyzna jest w oficjalnym, uznanym przez państwo związku z jedną kobietą, zaś pozostałe jego „żony” są poślubione jedynie w zgodzie z prawem religijnym i pobierają od państwa zasiłki jako „samotne matki”). Według nowego raportu na temat wielokulturowości w Wielkiej Brytanii prawie połowa (47 proc.) muzułmanów uważa swoją islamską wiarę za najważniejszą część tożsamości i to do niej dostosowują własną „brytyjskość”. W przypadku konfliktu pomiędzy oboma światami wartości islam zdecydowanie wygrywa. 

 

Dowodzi tego także z jednej strony lawinowo rosnąca liczba osób obejmowanych różnymi programami deradykalizacyjnymi wdrażanymi przez Brytyjczyków (głównie Channel i Prevent), z drugiej zaś całkowite fiasko tych programów i ich kompletna nieskuteczność. W 2015 r. do rządowego programu Channel skierowano łącznie 3955 osób, co stanowi niemal trzykrotny wzrost w stosunku do roku 2014 (1,681). Z kolei do programu Prevent tylko pomiędzy 2015 i 2016 rokiem skierowano około 7500 osób, co daje liczbę 20 skierowań dziennie. Spośród nich 3100 dotyczyło osób w wieku poniżej 18 lat, a w 61 przypadkach „radykał” nie miał nawet lat dziesięciu. Skrajny przypadek stanowił czterolatek z przedszkola w Luton, który na zajęciach plastycznych narysował mężczyznę z maczetą, a zamiast „ogórek” (ang. cucumber) mówił „bomba kuchenna” (ang. cooker bomb). Co tydzień w Wielkiej Brytanii programem zapobiegania terroryzmowi Prevent obejmowanych jest 60 nowych nieletnich ekstremistów.

 

Patrząc na te dane nie da się zaprzeczyć konstatacji, że kolejne ataki są kwestią nie „czy”, a „kiedy”. Kiedy kolejnej osobie, bądź grupie osób uda się prześlizgnąć przez oka sieci aparatu bezpieczeństwa. Przecież na samych Wyspach tylko w zeszłym miesiącu takich prób było wiele. Ummariyat Mirza, 21-latek z Birmingham, został oskarżony o planowanie przeprowadzenia ataku terrorystycznego przy użyciu noża. Był on także w posiadaniu Anarchistycznej Książki Kucharskiej (Anarchist Cookbok) zawierającej „domowe przepisy” na przygotowanie bomb oraz dokumentu zwanego Podręcznikiem zatruć dla Mudżahedina (Mujahideen Poisons Handbook). Damon Smith, dwudziestoletni konwertyta na islam, stanął przed sądem pod zarzutem podłożenia bomby w londyńskim metrze 20 października 2016 roku. Smith korzystał z podręcznika Al-Kaidy zatytułowanego „Zrób bombę w kuchnia Twojej mamy”. Z podobnych materiałów korzystała Jade Campbell, 26-letnia konwertytka z Zachodniego Londynu, która także została skazana na 18 miesięcy więzienia. Także w zeszłym miesiącu dziewiętnastoletni Haroon Syed z Hounslow w zachodnim Londynie, przyznał się do planowania ataku podczas koncertu Eltona Johna w Hyde Parku w dniu 11 września 2016 r. Z kolei Khalida Mohameda Omara Alego, lat 27, aresztowano pod zarzutem przygotowania zamachu terrorystycznego w pobliżu brytyjskiego parlamentu. Został on zatrzymany z plecakiem pełnym noży zaledwie pięć tygodni po poprzednim ataku w tym obszarze. Aresztowany został także Mohammed Amoudi (lat 21), którego zatrzymano pod zarzutem planowania ataku w centrum Londynu.

 

Terroryzm nie zmieni tego, kim jesteśmy – zapewniała premier Teresa May po ataku w Manchesterze. Z Brukseli płynęły deklaracje, że „tchórzliwe ataki” oraz „strach” nie zwyciężą. Czy rzeczywiście? Kobiety w europejskich metropoliach już boją się wychodzić z domu;  Paryżanki już wyszły z tego powodu na ulice. Ale z powodu no-go zones cierpi także gospodarka –  wpływy z turystyki we Francji lecą na łeb na szyję (o półtora miliona mniej turystów w 2016 roku), zaś prognozy ONZ (Human Development Index) wskazują, że do roku 2030 Szwecja spadnie do poziomu krajów Trzeciego Świata. Europejczycy na Zachodzie przyzwyczaili się do żołnierzy na lotniskach i wzmożonych patroli na ulicach jakby znajdowali się w stanie wojny (chociaż przecież to tylko „permanentny stan wyjątkowy”). Niemcy bez mrugnięcia okiem akceptują zwiększone wydatki na bezpieczeństwo publiczne, na opiekę społeczną, godzą się na inwigilację i cenzurę mediów (także społecznościowych). Czy będą kolejne zmiany? Tak, ale tylko na gorsze – w wojnie pozorów prowadzonej przez polityczne elity Europy przegrywamy wszyscy.

 

 

Monika Gabriela Bartoszewicz

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie