Urzędujący burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg, który wprowadził już zakaz palenia w miejscach publicznych, barach, restauracjach, na plażach, w parkach i w biurowcach, aktualnie przymierza się powoli do postawienia szlabanu na palenie w… prywatnych apartamentach.
Sytuacja palaczy w tym ogromnym mieście pogarsza się z roku na rok. Jak informuje „The Wall Street Journal”, służby miejskie od początku 2012 roku wystawiły więcej wynoszących 50 dolarów mandatów za łamanie zakazu palenia w miejscach publicznych, niż w całym ubiegłym roku
Wesprzyj nas już teraz!
Teraz Michael Bloomberg, który sam był kiedyś nałogowym palaczem, chce, aby właściciele apartamentowców oficjalnie notyfikowali władzom miasta, w których częściach należących do nich budynków wolno palić, a w których nie.
Chodzi o to, aby, zgodnie z zasadami – no właśnie czego, politycznej poprawności? – przyszli najemcy lub właściciele mieszkań jeszcze przed wprowadzeniem się do nowego domu wiedzieli, czy dym papierosowy może ich dopaść na przykład na klatkach schodowych, balkonach, w hallu, na podwórku, przy osiedlowym basenie czy w pralni. A co z zapachem czosnku, którego wielu ludzi nie znosi?
„To oczywiste, że z powodu systemu wentylacyjnego w budynkach jeśli ktoś pali w jednym mieszkaniu, to ludzie w innych mieszkaniach muszą wdychać część tego powietrza” – przekonuje z całą powagą burmistrz. Nie podał procentowo jaką. Obawy Bloomberga podzieliło natomiast od początku tego roku już ponad dwa i pół tysiąca nowojorczyków, którzy zadzwonili pod specjalnie uruchomiony numer telefonu, pod którym można składać skargi na bycie ofiarą biernego palenia.
Burmistrz Nowego Jorku ma nadzieję na to, że nowe prawo zachęci właścicieli i zarządy budynków mieszkalnych do wprowadzenia całkowitego zakazu palenia na ich terenie. Przeciwnicy pomysłu Michaela Bloomberga przekonują jednak, że posuwa się on za daleko, bo we własnym mieszkaniu każdy powinien móc robić to, na co ma ochotę. On sam podkreśla, że nie zamierza wprowadzić absolutnego zakazu palenia. Tyle tylko, że niedługo łatwiej będzie podać listę miejsc, w których wolno to robić.
Niezależnie od tego, czy ktoś pali, czy nie, warto zastanowić się nad tym może humorystycznym na pierwszy rzut oka, ale tak naprawdę poważnym problemem postępującego ograniczania naszej wolności. Niedługo bowiem może się okazać, że władze zechcą nas chronić przed tyloma rzeczami i negatywnymi wpływami, że ani się obejrzymy, jak zostaniemy przypięci gdzieś łańcuchami, zaobrączkowani, czy mówiąc nowocześniej, zaczipowani tu i ówdzie. A przecież często do uniknięcia stania się ofiarą biernego palenia wystarczy zwykła grzeczność, bez pośrednictwa ojców miast.
Piotr Toboła