12 czerwca 2014

Kosowo zmienia twarz

(Kosowo. Protest przeciwko zakazowi noszenia chust w szkołach publicznych. Fot. Reuters/Forum )

Odpowiedzią na obecny w Kosowie kryzys ekonomiczny i tożsamościowy coraz wyraźniej okazuje się islam w swojej najbardziej radykalnej postaci. Czy państewko na Bałkanach stanie się kolejnym wahabickim przyczółkiem?

Kiedy przyjeżdżałam do Kosowa po raz pierwszy, a było to zaledwie cztery lata temu, hala przylotów na lotnisku w Prisztinie wyglądem przypominała blaszany hangar prowizorycznego pawilonu „Etiuda” na warszawskim Okęciu. Dziś po wylądowaniu na lotnisku im. Adema Jaszari nikt już nie przeżywa szoku cywilizacyjnego, wszystko jest tak nowoczesne, że jedynym reliktem przeszłości zdaje się być patron obiektu, bojownik Armii Wyzwolenia Kosowa (czyli Ushtria Çlirimtare e Kosovës – UÇK), organizacji terrorystycznej zaangażowanej w walki o niepodległość tego regionu. W 1998 roku Adem Jaszari został otoczony we wsi Prekaz przez siły serbskie i zabity wraz z wszystkimi członkami swojego klanu. Stał się on nie tylko ikoną UÇK, ale pierwszym bohaterem Kosowa, męczennikiem narodu.

Wesprzyj nas już teraz!


Co ciekawe, określenie to miało konotacje wyłącznie świeckie, chociaż przecież Adem, podobnie jak przytłaczająca większość miejscowych Albańczyków, był muzułmaninem. Jednak konflikty na tle etnicznym zdają się należeć już do przeszłości Kosowa; ich ślady widać już coraz rzadziej. To jakiś polityczny slogan nabazgrany na murze, to znów rudera zawalona śmieciami – pewny znak, że kiedyś mieszkali w takim domu Serbowie. Niedawne negocjacje pomiędzy Belgradem i Brukselą jeszcze przyspieszyły proces „normalizacji” (nawet jeśli nie wszyscy zgadzają się na nazwanie obecnej sytuacji „normalizacją”, bezsprzecznie możemy obserwować powolny proces samoistnej autosegregacji). Serbowie przesuwają się coraz bardziej na północ, Albańczycy zaś na południe. Obie społeczności są coraz bardziej homogeniczne, multietniczne miejscowości zniknęły z mapy Kosowa. W Prizren z wielotysięcznej społeczności serbskiej pozostało 15 osób; reszta uciekła po 1999 roku, a potem po pogromach z roku 2004. Chociaż jednak widmo nacjonalizmu przestało już krążyć nad Kosowem, można tam zaobserwować symptomy innej, nie mniej niebezpiecznej choroby.

Wyznawcy albańskości


Albańczycy zawsze uważali się za naród niezwykle areligijny. Co prawda około 80 procent jest wyznania mahometańskiego (z czego większość to sunnici), ale znajdziemy też i silną mniejszość katolicką. Relatywnie słaby islam był częściowo pozostałością czasów komunistycznych, częściowo zaś wynikał z faktu, że tożsamość albańska nie powstała w oparciu o wyznanie. Religia nie jest kluczem do zrozumienia albańskości; takim kluczem jest właśnie walka o niepodległość. W czasie moich pobytów w Kosowie wiele razy mogłam usłyszeć chętnie powtarzaną maksymę głoszącą, że “religią Albańczyków jest albańskość”. Zdanie to pochodzi o XIX-wiecznego pisarza tamtejszego renesansu, Paszko Vasy, który sam był katolikiem. Powiedzenie stało się niemalże narodowym przysłowiem sugerującym, że Albańczyków wiąże ze sobą coś rzekomo daleko ważniejszego niż religia – wspólne pochodzenie, język, więzy krwi oraz pamięć historyczna. Jako nacja, która rozkwitła stosunkowo późno, Albańczycy ochoczo przyjęli ideę narodu, który wyrasta ponad podziały religijne; w Kosowie czuć to bardzo wyraźnie.

Zapewne nie bez znaczenia jest też fakt, że bałkańscy muzułmanie od wieków kultywowali dosyć tolerancyjną formę islamu. W życiu codziennym przejawiał się on bardziej jako spuścizna imperium Otomańskiego, wnosząca głownie wartości natury kulturowej i nigdy jako czynnik, który uniemożliwiałby koegzystencję z innymi. Jednak w ostatnich latach radykalne interpretacje islamu stają się w Kosowie coraz bardziej popularne, systematycznie rośnie też liczba młodych ludzi, którzy sprawy religijne biorą sobie głęboko do serca. Powody takiego stanu rzeczy są złożone.

W pierwszym rzędzie ostatni konflikt w Kosowie, podobnie zresztą jak i poprzednie, które targały Bałkanami (jak choćby wojna w Bośni), uprzytomniły wszystkim, jak wiele kwestii zagraża stabilności tego regionu. Jednym z takich wyzwań była bez wątpienia rola religii, a szczególnie islamu, w życiu społecznym i politycznym. Postępujące odrodzenie religijności w Kosowie przypisać można trzem głównym czynnikom: sytuacji ekonomicznej, edukacji oraz kryzysowi tożsamości.

Islam w wersji hard


Opowiada mi o tym Xhabir Hamiti, profesor z wydziału studiów islamskich, z którym spotkałam się, gdyż jest on w całym Kosowie znany ze swoich stanowczych wystąpień przeciwko radykalnym muzułmanom. Chociaż ekstremizm religijny jest wciąż w Kosowie zjawiskiem marginalnym, możemy tam zaobserwować zjawisko pełzającej islamizacji. Przez to określenie należy zrozumieć sytuację, której następują powolne i niezauważalne procesy radykalizacji, zaś organizacje islamistyczne unikając skupiania na sobie uwagi opinii publicznej powstrzymują się od prowokowania konfliktów na tle społeczno-politycznym, oczekując na osiągnięcie pewnej masy krytycznej przed rozpoczęciem aktywnej działalności na arenie publicznej. Pełzająca radykalizacja opiera się na taktyce salami i strategii małych kroków, te zaś, które przedsięwzięto w Kosowie, nie różnią się zasadniczo od działań radykałów w innych krajach Europy.

Mówiący o tym otwarcie Xhabir Hamiti został w 2009 roku pobity przez niezidentyfikowanych sprawców. Tego samego roku zaatakowano także Ejupa Krasniqi, pracownika uniwersytetu w Prisztinie. Napastnicy zarzucali mu ignorowanie zaleceń zaczerpniętych z hadisów, czyli przypowieści o życiu i nauczaniu proroka Mahometa. Kolejną ofiarą był Osman Musliu, mułła z miasteczka Drenac, którego pobito za krytykę wahabickiej interpretacji islamu, importowanej do Kosowa z krajów Zatoki Perskiej.

Diagnozy Hamitiego potwierdzają analitycy z KIPRED[1]. Zgadzają się oni, że kiepska kondycja ekonomiczna Kosowa i niezmiernie wysokie bezrobocie wśród młodych ludzi powodują, że z nadmiaru wolnego czasu i braku zajęcia zaczynają się oni interesować religią. Jednocześnie młodzi Albańczycy z Kosowa odkrywają, że ich rodzice, wychowani w duchu laicyzmu, jeśli nie wręcz ateizmu, nie posiadają wystarczającej wiedzy i nie potrafią im przekazać żadnych informacji na temat islamu. Na to z kolei nakłada się kiepski system państwowej edukacji religijnej, co sprawia, że za punktem odniesienia staje się albo Internet, albo też centra zakładane i finansowane przez islamskie organizacje charytatywne, często będące zaledwie przykrywką dla instytucji żywotnie zainteresowanych projektem reislamizacji Kosowa.

W latach 90. społeczności islamskiej regionu przewodził Rexhep Boja, znany z tego, że powiedział, iż „Albańczycy są muzułmanami od ponad 500 lat i nie potrzebują, żeby obcy [tzn. Arabowie – przyp. aut.] mówili im, w jaki sposób należy praktykować islam”. Niestety jego następcy nie mają odpowiedniej charyzmy i nie potrafią przeciwstawić się napływowej fali radykalnego islamu. I tak w całym Kosowie powstają nowe meczety, centra religijne i kulturowe finansowane przez „dobroczyńców” z Arabii Saudyjskiej, Kataru, czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz szkoły religijne promujące doktrynę wahabicką, w odróżnieniu od szkoły hanafickiej dominującej na Bałkanach. W Prisztinie istnieje już cała dzielnica gęsto najeżona wieżami minaretów, gdzie sklepy zaprzestały sprzedawania alkoholu i gdzie na czas Ramadanu, czyli muzułmańskiego postu, handel w ciągu dnia całkowicie ustaje, co jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia.

Fikcja „europejskiej” tożsamości


Grupy muzułmańskie finansowane z zagranicznych źródeł i prowadzone przez importowanych imamów zyskują popularność wśród pragnących odkryć swoją religię młodych Albańczyków z Kosowa, ponieważ miejscowi imamowie cieszą się małym szacunkiem społecznym i nie są w stanie pełnić roli autorytetów. To daje imamom zagranicznym zdecydowaną przewagę – często wskazują na swoją moralną wyższość twierdząc, że ponieważ nie są z Kosowa, nie są też uwikłani w szemrane układy lokalnego establishmentu polityczno-religijnego.

Komponent polityczny jest tu bowiem nie bez znaczenia i ostatnia z przyczyn renesansu religijnego w Kosowie jest z nim ściśle powiązana. Jak i w innych miejscach, gdzie wdrażane są polityczne utopie opracowywane w Brukseli, tak i w Kosowie mamy do czynienia z dramatycznym kryzysem tożsamości. Natychmiast po ogłoszeniu niepodległości, tożsamości opartej na starym mianowniku etnicznym powiedziano stanowcze „żegnaj!”, chociaż przecież paradoksalnie to właśnie dzięki niej powstało Kosowo w formie bytu quasi-państwowego. Odrębna tożsamość „kosowska” natomiast nie istniała i nikt za bardzo nie był pewien, jak powinna ona wyglądać, poza tym, że powinna być bardzo europejska, postępowa i postnacjonalistyczna. To jednak za mało, by tworzyć trwałą i wyrazistą wspólnotę, zatem pragnący się jakoś zdefiniować ludzie zwracają się coraz częściej ku najbliższemu, a zarazem najszerszemu wyznacznikowi tożsamości, jakim jest religia.

Trend ten widać także na scenie politycznej. Obok Partii Sprawiedliwości (jej przywódca jest ministrem zdrowia w obecnym rządzie), konserwatywnego ugrupowania postulującego odejście od tradycyjnej świeckości Kosowa w lutym 2013 roku powstało ugrupowanie skupiające radykalnych muzułmanów i prezentujące stricte fundamentalistyczny program polityczny. LISBA!, czyli Islamski ruch Jedności skupia się wokół osoby Fuada Ramiqiego, który pierwszy raz dał poznać się opinii publicznej, kiedy w 2011 roku urządzał modlitwy na ulicach Prisztiny w ramach kampanii mającej wymóc na politykach budowę większej ilości meczetów. Ramiqi żądał także wzniesienia „mega meczetu”, który dorównałby swoją wielkością górującej nad stolicą Kosowa katolickiej katedrze pw. bł. Matki Teresy. Ten budynek jest zresztą solą w oku co bardziej gorliwych wyznawców Mahometa i w Internecie można przeczytać nawoływania do jego zburzenia.

 

Nieunikniony konflikt


Jak i w innych państwach Europy, pierwsza batalia rozegrana została o zakaznoszenia chust islamskich w szkołach podstawowych i średnich. Chusty te, znane w Kosowie pod nazwą ferexhe stały się zarzewiem konfliktu pomiędzy zwolennikami państwa świeckiego a tymi, którzy domagali się większej swobody religijnej. Formalnie zakaz ów wszedł w życie dopiero w 2010 roku w oparciu o zapisy z konstytucyjne definiujące Kosowo jako państwo świeckie. Należy jednak podkreślić, że chusty owe nosił nawet nie procent, ale promil żeńskiej populacji Kosowa; dopiero w ostatnich latach widoczność i liczebność młodych kobiet, które porzucają europejskie stroje na rzecz islamskiego ubioru wyraźnie i stale rośnie. W Kosowie noszenie ferexhe ma także konotacje polityczne jako symbol reprezentujący grupę społeczną rzucającą wyzwanie tradycyjnemu modelowi rozmytej i minimalistycznej wersji “islamu ojców”, która praktykowana jest przez większość Albańczyków. A zatem debatę wokół ferexhe można podsumować jako starcie pomiędzy dwoma odrębnymi wizjami definiowania islamu na poziomie państwowym, z dominującą grupą optującą za tradycyjnym islamem i niewielką, lecz stale rosnącą grupą ludzi, którzy odkrywszy islam na nowo, preferują bardziej radykalne interpretacje swojej religii. Na kolejne odsłony tego konfliktu zapewne nie będziemy musieli długo czekać.

Monika Gabriela Bartoszewicz

 


[1] Kosovo Institute for Policy Research and Development

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie