5 października 2016

Czy „czarny poniedziałek” przestraszył władzę? Okrakiem na barykadzie

(Fot. Tomasz Adamowicz/ Forum)

Obóz Prawa i Sprawiedliwości wyjątkowo nerwowo zareagował na dęte protesty inspirowane przez zawodowych aborcjonistów, KOD-owców oraz wszelkiej maści przeciwników „dobrej zmiany”. To tylko chwilowa słabość, element politycznego teatru czy może jednak coś więcej?

 

Kiedy w poniedziałkowym porannym wywiadzie dla stacji RMF minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski nazwał kpiną poniedziałkowy „czarny protest”, wyjęta z kontekstu wypowiedź nakręciła całą serię napastliwych wobec rządu komentarzy. Nic nowego, powie uważny obserwator medialnego nurtu, przyzwyczajony przecież, że tego, co w owym nurcie płynie, nawet przy najlepszej woli nie sposób nazwać czystą wodą. Premier Beata Szydło wezwała jednak ministra na rozmowę dyscyplinującą i nie omieszkała ogłosić tego wszem i wobec.

Wesprzyj nas już teraz!

 

– Nie podzielam tej wypowiedzi. To jest prywatna wypowiedź pana Waszczykowskiego. My mamy świadomość, że wczorajsze marsze były istotne – zaklinała się pospiesznie rzecznik klubu poselskiego PiS Beata Mazurek.

Z wizerunkową odsieczą obliczoną na tak zwany umiarkowany elektorat pospieszył również niezbyt często zabierający głos wicepremier Jarosław Gowin. – Chcę uspokoić tych, którzy boją się, że aborcja w Polsce zostanie całkowicie zakazana. Na pewno nie przejdzie projekt całkowitego zakazu, na pewno nie będzie zakazana aborcja w sytuacji, gdy kobieta pada ofiarą gwałtu albo gdy zagrożone będzie jej życie lub zdrowie – powiedział minister nauki w wypowiedzi dla Radia Koszalin. Stwierdził także, iż poniedziałkowe protesty „dały do myślenia” oraz „nauczyły pokory”. –  Nie bagatelizuję skali protestów ani nie odmawiam dobrych intencji dużej części tych, którzy protestowali – zastrzegł wicepremier, na co dzień zadeklarowany katolik.

 

Jeśli Gowin mówił to na poważnie, wypuścił w eter niebezpieczny dla obozu władzy komunikat. Oto partia dysponująca parlamentarną większością przestraszyła się medialnej farsy zaserwowanej nam w poniedziałek – kilkunastotysięcznych protestów w Warszawie i Wrocławiu, kilkutysięcznych w paru innych miastach, znacznie skromniejszych gdzie indziej. Demonstracji, które w całym kraju zgromadzić miały raptem około stu tysięcy uczestników a ich uczestnicy jak na komendę dawali wyraz temu, że nie znają kontestowanego przez siebie obywatelskiego projektu ustawy. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że chodzi o demonstracje wspierane na wszelkie sposoby przez potężne masowe media będące własnością zagranicznego kapitału, któremu (i którym) z PiS zdecydowanie nie jest i nie będzie po drodze.

 

Takie sygnały jak tchórzliwa wypowiedź Jarosława Gowina, ostentacyjna interwencja premier Szydło wobec szefa MSZ, sprzeczne przekazy w sprawie senackiego projektu PiS świadczą o tym, że zamiast z determinacją realizować swoją przedwyborczą obietnicę (cytat z pierwszych zdań programu partii: bronimy i będziemy bronić życia oraz przeciwstawiać się eutanazji) liderzy Prawa i Sprawiedliwości usadowili się okrakiem na barykadzie by tam nerwowo się wiercić. Pozycja to dosyć bolesna, także dlatego, że ci, którzy ją przyjęli, obrywają z obu skonfliktowanych stron. W końcu, zamiast słuchać własnych wyborców, najwyraźniej postanowili jednak przypodobać się ludziom serdecznie ich partii nienawidzącym i nie dającym choćby krzty złudzeń, że kiedykolwiek na nią zagłosują. Nie najlepiej to rokuje obozowi politycznemu, który na starcie samodzielnych rządów zaskarbił sobie przecież sporo sympatii konserwatywnie zorientowanych Polaków. Uszczuplać własne szeregi by zaspokoić na chwilę apetyty zaprzysięgłego wroga? Osobliwa taktyka.

 

Oczywiście, nie sposób skutecznie przekonywać, że obrona życia od poczęcia to fundamentalna kwestia dla każdego głosującego na partię Jarosława Kaczyńskiego. Który jednak wyborca PiS wycofa swoje dlań poparcie z powodu ewentualnego przyjęcia przez Sejm projektu autorstwa Ordo Iuris?

 

Z łatwością można natomiast wykazać, iż bardzo wielu spośród tych, którzy wrzucili do wyborczych urn kartki z zaznaczonymi nazwiskami parlamentarzystów rządzącego dziś ugrupowania, zrobiło to w nadziei na to, że „dobra zmiana” obejmie także tych najsłabszych, pozbawionych jeszcze własnego głosu. Wspomnieni tutaj słusznie uważają obronę nienarodzonych za sprawę fundamentalną dla polskiego „być albo nie być”.

 

Czyżby jednak Jarosław Kaczyński naprawdę – jak głoszą złośliwe plotki – wcale nie zamierzał zmieniać czegokolwiek w prawie pozwalającym zabijać dziś co roku co najmniej tysiąc niewinnych dzieci? Owszem, można by przecież dopatrywać się w takiej postawie kontynuacji przedwojennej polityki sanacji, do której w wielu innych kwestiach tak chętnie odwołuje się dzisiejsza partia władzy.

 

Może jednak chodzi o coś innego. Może PiS daje nam właśnie – chociażby mimowolnie – do zrozumienia, że w sprawie zabijania nienarodzonych rozgrywa się batalia jeszcze trudniejsza niż boje o Trybunał Konstytucyjny, imigrantów i gwarancje bezpieczeństwa ze strony NATO – razem wzięte? Nie tak trudno w dobie internetu dotrzeć do opracowań wykazujących finansową i polityczną potęgę globalnych koncernów oraz innych gremiów czerpiących korzyści ze społecznych owoców XX-wiecznej rewolucji seksualnej. Profesor Ryszard Legutko, europejski deputowany z ramienia PiS powiedział w środę rano, iż kwestia tzw. aborcji jest dla rządzącej dziś większością kontynentu eurolewicy sprawą „świętą”. Nie dodał wprawdzie, że chodzi o świętość à rebours, ale to i tak już wiemy.  

 

Tym pilniejszym staje się dla ludzi wierzących wezwanie do walki podwójnej. Pamiętamy dobrze słowa Zbawiciela: „ten rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem” (Mt 17, 21). Oprócz wizyt w biurach parlamentarnych oraz telefonów do posłów i senatorów z żądaniem przyjęcia obywatelskiego projektu „Stop aborcji” bez poprawek, oprócz aktywności w dyskusjach prywatnych i w mediach społecznościowych, potrzeba nam zatem także szczególnie wzmożonego zaangażowania na polu duchowym. Zwłaszcza, że nowa odsłona diabelskiej rebelii przeciwko życiu zbiegła się w czasie z początkiem miesiąca różańcowego. 

 

 

Roman Motoła

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie