25 kwietnia 2012

Kościół w krzywym zwierciadle

(Fot. alesia17/sxc)

Gdy zobaczyłam w księgarni książkę „Chodzi mi tylko o prawdę”, kupiłam bez wahania. Pamiętałam pracę „Księża wobec bezpieki” – wstrząsające, świetnie udokumentowane świadectwo relacji państwo – Kościół za czasów PRL. Spodziewałam się równie dobrego, merytorycznego omówienia problemów współczesnego Kościoła widzianego oczyma osoby duchownej.

 

Jednak to, co przeczytałam skojarzyło mi się w pierwszej chwili z wypowiedziami księdza Tomasza Węcławskiego, na krótko przed porzuceniem stanu kapłańskiego. Oczywiście, to tylko dalekie skojarzenie, ale widzę w tej książce przede wszystkim rozgoryczenie, przytłoczenie kapłana, który odkrywając problemy w strukturach kościelnych zaczyna przez ten pryzmat spostrzegać cały Kościół i wszystkich duchownych. Żal, smutek, rozgoryczenie, poczucie bezradności.

Wesprzyj nas już teraz!

 

I chyba to jednostronne spojrzenie przygnębiło mnie najbardziej. Być może mam wyjątkowe szczęście, natomiast od lat spotykam księży, którzy naprawdę starają się żyć tak, by być godnymi nazwy kapłana Chrystusa. Jednak nawet jeśli mam wyjątkowe szczęście i zaszczyt znać „jedynych sprawiedliwych”, Kościół nie wygląda w całości tak, jak go opisuje ksiądz Tadeusz.

 

Drugi problem, jaki mam z tą książką, to pisanie jej w formie „wszyscy wiemy o co chodzi, więc nie będę wymieniał nazwisk”, czyli generalnie w konwencji plotki. Nie, ja nie wiem, w której kurii wszyscy od kamerdynera po biskupa to tak zwani geje, co więcej – trudno mi to traktować inaczej jak pomówienie. Jeżeli rzeczywiście księdzu Tadeuszowi chodzi tylko o prawdę, powinny pojawić się fakty: nazwiska, świadectwa ludzi, którzy sami byli ofiarami tego stanu rzeczy. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że powstrzymanie się od podawania nazwisk to uniknięcie ciągnących się latami procesów o zniesławienie. Natomiast jeśli „chodzi tylko o prawdę”, to chyba dla ujawnienia prawdy nie jest to zbyt wysoka cena?

 

W tym, co mówi ksiądz Tadeusz jest też – niestety! – rzeczywiście sporo cennych spostrzeżeń. Mam wrażenie, że nie funkcjonuje żaden porządny model wsparcia dla księży przeżywających problemy. Gdy w rodzinie ktoś się wikła w alkoholizm, seksoholizm, zapada na depresję itp. zawsze znajdą się bliscy, którzy mu powiedzą: „weź się ogarnij” i zaproponują konkretne wsparcie. Brakuje mi tego wśród duchowieństwa. Raczej spostrzegam postawę: „Twój problem – masz sobie z tym poradzić” oraz: „nie, mamy za mało księży, by chociażby ulżyć ci z obowiązkami”. 

 

Dlatego uważam za cenne, że ksiądz Tadeusz poruszył tematy ważne, a bolesne, jednak jego pomysły na rozwiązanie problemów – za, delikatnie rzecz mówiąc, nietrafione. Skupię się na jednym przykładzie.

 

Ksiądz Isakowicz-Zaleski pisze o celibacie tak, jakby był wyłącznie administracyjnym sposobem na skuteczniejsze manipulowanie księżmi. Podaje przykłady bliżej nieznanych, ale ponoć licznych kapłanów żyjących w konkubinatach. Oczywiście, nie pada żadne nazwisko, ani choćby przybliżona liczba osobiście znanych mu duchownych, mających utrzymanki.

 

W całym tym wątku najbardziej rozbraja mnie jednak to, że podobno Kościół nie potrafi poradzić sobie z niczym – z homoseksualizmem, z alkoholizmem, zaangażowaniem politycznym, biskupi nie mają wiedzy o tym co naprawdę dzieje się na poziomie parafii… I do tego wszystkiego ksiądz Isakowicz-Zaleski chce dołożyć gigantyczne problemy, związane ze zniesieniem celibatu, dziesiątkujące przecież prawosławie i protestantyzm, twierdząc: „Tyle, że te nowe problemy da się rozwiązać.” Naprawdę? Te nowe da się rozwiązać, a wobec starych Kościół jest podobno totalnie bezradny? Może jedno pytanie – jakim cudem?

 

 

Bogna Białecka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie