Chrześcijanie w Iraku mają silne poczucie przynależności. Wiedzą, że to oni są pierwotnymi mieszkańcami tych ziem. Dlatego nie chcą porzucać swej ojczyzny. Mimo to wielu z nich zdecydowało się na wyjazd. Zmusiły ich do tego okoliczności: brak perspektyw na normalne życie.
Siostra Suzanne, dyrektorka przedszkola w Basrze, w rozmowie z radiem watykańskim zwraca uwagę, że kilkanaście lat temu było w tym mieście 1 600 chrześcijańskich rodzin. Dziś pozostało ich niespełna 300. A przy tym Basra jest miastem zamożnym. Są tu żyzne gleby. Stamtąd pochodzi 80 procent wydobywanej w Iraku ropy. Wszystkie te bogactwa pochłania jednak gigantyczna korupcja. Mówi s. Suzanne.
Wesprzyj nas już teraz!
– Problemem jest brak elektryczności, czystej wody, a także filtrów. Bardzo wysokie jest bezrobocie wśród młodych. Aby dostać pracę, musisz należeć do odpowiedniego plemienia czy ugrupowania politycznego. Wszystko jest załatwiane w ten sposób – mówi siostra Suzanne.
– Władze miasta myślą tylko o sobie, o swoim majątku, własnych interesach, zaniedbują obowiązki względem mieszkańców Basry, ich prawa. Więc ludzie wyjeżdżają, również chrześcijanie. Pozostają tylko najubożsi, których nie stać na wyjazd. Bo aby emigrować, musisz mieć pieniądze. Irakijczycy, którzy osiedlają się w Jordanii czy Libanie, nie mają tam pozwolenia na pracę. Wyjeżdżając więc z Iraku, zabierają złoto, pieniądze i z tego żyją. A ubodzy, którzy nie mają takich możliwości, pozostają na miejscu – podkreśla zakonnica.
Źródło: Radio Watykańskie/KAI
RoM