2 kwietnia 2020

Koronawirus i polowanie na czarownice

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Iván Tamás))

Jeżeli nasze zachowanie uznają za „aspołeczne” lub „irracjonalne” – niech i tak będzie. Najbardziej gniewa ich nasze poczucie wolności i nasza odwaga bycia sobą – pogląd Ericha Fromma bynajmniej nie odnosił się do katolików, ale nastały takie czasy, że ludzie wiary mogą dostrzec w tym przesłaniu wskazówkę dla siebie.

Skala hejtu skierowanego wobec praktykujących katolików w ostatnich tygodniach mogła zaskoczyć nawet tych, którzy do ataków na Kościół zdążyli się już przyzwyczaić. Upatrywanie rozsadnika epidemii w zwyczaju godnego przyjmowania Komunii świętej, wodzie święconej, a nawet samej obecności na terenie świątyni miało posmak polowania na czarownice. Atmosfera strachu generowana przez media podzieliła rodziny, w których obok ludzi wierzących żyją uznający się za „rozsądnych”. Apelowanie o zdrowy rozsądek brzmi jednak jak herezja w starciu z „dyktaturą bezpieczeństwa”. Jak się więc odnaleźć w tej nowej sytuacji, która z jednej strony domaga się zachowania roztropności, z drugiej zaś chrześcijańskiej odwagi?

Marek Miśko, redaktor naczelny internetowej telewizji wSensie.pl, w cyklicznej rozmowie z Pawłem Lisickim („Wierzę” 22.03.2020 roku) odczytał nadesłany do redakcji list, w którym widz opisuje swoją dramatyczną sytuację rodziną, w związku z szerzącą się epidemią COVID-19. Spór widza z najbliższymi dotyczył kwestii praktyk religijnych, których autor listu nie chciał w tym czasie zaniedbywać. Warto zacytować fragment wypowiedzi, który następuje po zadeklarowaniu domownikom przez widza chęci uczestnictwa we Mszy świętej oraz przyjmowania Eucharystii w tradycyjnej formie: Nigdy bym nie pomyślał, że usłyszę, iż jestem skończonym egoistą, który ma się za lepszego, mądrzejszego od księży biskupów, na przykład arcybiskupa Rysia, którzy zachęcają i zalecają Komunię na rękę. Do tego jestem egoistą, bezmyślnie narażającym bliskich, w tym dzieci, przyjmując Hostię od faceta, który nie wiadomo „kogo i czego dotykał rękami”. Gdy próbowałem wyjaśnić, dlaczego tak ważne jest dla mnie przyjmowanie Komunii św. i dlaczego nie wyobrażam sobie jej na rękę, usłyszałem, że to jakieś religijno-fundamentalistyczne fanaberie. Na dowód, że jest ze mną coś nie tak, pokazywano mi listy do wiernych arcybiskupa Rysia. Dowiedziałem się też, że – niestety – przystępowanie do Komunii, a nawet bezpośredni udział w Eucharystii nie jest dla moich bliskich niczym szczególnie ważnym. Do tego powiedziano mi, że skoro bliscy są dla mnie mniej ważni niż jakieś niezrozumiałe „widzi mi się”, to mogę się wynosić. A jeśli przyjmę Komunię do ust lub będę miał taki zamiar, to najbliżsi natychmiast się wyprowadzają, żeby nie mieszkać z kimś tak nieodpowiedzialnym i żeby móc się przede mną chronić. Świadectwo to koresponduje z wypowiedzią Bartosza Józwiaka, prezesa partii UPR, który wykazując w Mediach Narodowych absurdy aktualnych limitów zgromadzeń religijnych spotkał się z wściekłym atakiem internautów, którzy – jak twierdzi – życzyli mu jak najgorzej. Również wśród komentarzy na portalach katolickich można zauważyć podział dotyczący kwestii potencjalnego zagrożenia, jakie stanowi uczestnictwo w Najświętszej Ofierze i godne przyjęcie Komunii św.

Wesprzyj nas już teraz!

W komentarzu do nadesłanego do redakcji wSensie.pl listu Paweł Lisicki zauważył, że ludziom wierzącym odbiera się prawo do udziału w praktykach religijnych, ponieważ jedynym kryterium, doprowadzonym do szaleństwa, jest pełne i absolutne bezpieczeństwo naszego doczesnego funkcjonowania. Stan taki Paweł Lisicki nazywa psychozą. Jako że redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” nie jest specjalistą w dziedzinie chorób psychicznych, warto zasięgnąć opinii fachowca. Godnym uwagi odniesieniem może być dostępna na YouTube rozmowa Gabriela Maciejewskiego z prof. Łukaszem Święcickim, który przypomina, że obok zabójczego wirusa grypy sezonowej, wciąż stykamy się z wirusem „świńskiej grypy” wywołującym przed laty społeczną panikę. Psychiatra zauważa, że nikt już dzisiaj nie pamięta zarówno o minionej pandemii, jak i o epidemii grypy Hong Kong (1968 roku), która kosztowała ludzkość ponad 2 mln ofiar. Zjawiskiem czysto psychicznym i psychiatrycznym uczony nazywa stan, w którym nagle wybucha panika w związku z rozprzestrzenianiem się choroby, a następnie tak samo szybko zanika o niej pamięć. Prof. Święcicki twierdzi, że na szczycie ta panika będzie docierała do wszystkich, tydzień potem większość ludzi nie będzie pamiętała o tym, że coś takiego było. Inni komentatorzy zwracają uwagę, iż strach ten wynika z braku dostatecznej wiedzy o tej chorobie oraz skutecznych środkach ochrony przed zakażeniem.

Zapewne przyjdzie jeszcze czas na pogłębioną analizę tego zjawiska. Póki co skutki generowanego przez media lęku budzą uzasadniony niepokój. Jak niegdyś w czasach zarazy dochodziło do pogromów Żydów oskarżanych o zatruwanie studni, tak i teraz możemy obserwować negatywne posunięcia wobec niektórych grup społecznych. Przykładem niech będzie agresja mieszkańców hiszpańskiego miasta La Linea de Concepcion skierowana przeciwko pojazdom przewożącym seniorów z ośrodka, w którym doszło do zakażenia koronawirusem pewnego grona pensjonariuszy. We Francji i Włoszech rośnie natomiast społeczny ostracyzm wobec ludzi o azjatyckich rysach – niekiedy nawet wobec mieszkających w tych krajach od narodzin. Również w Polsce miał miejsce incydent, w którym grupa studentów AWFiS w Gdańsku znieważyła swoich chińskich kolegów zarzucając im rozsiewanie zarazy. Na społecznym celowniku znaleźli się też inicjatorzy petycji do Prezesa Rady Ministrów apelujący o modyfikację restrykcji dotyczących zgromadzeń religijnych. Na marginesie warto dodać, na co zwracają uwagę twórcy petycji, że ustalone w kościołach limity sugerują, jakoby w tych właśnie miejscach ludzie mogliby być najbardziej narażeni na transmisję choroby.

Nie ulega wątpliwości, że w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego jakiejś społeczności należy wprowadzić stosowne ograniczenia, któremu winni podporządkować się jej członkowie. Powagi sytuacji nie należy lekceważyć, ale też nakładanie czasowych obostrzeń nie powinno przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Tymczasem korespondent Radia Wnet Piotr Witt relacjonuje, że w trosce o bezpieczeństwo zdrowotne francuskich obywateli w związku z epidemią koronawiusa władze zamknęły sanitariaty przy szosach. Jak zauważa publicysta, korzystający dotychczas z tych punktów kierowcy ciężarówek dostawczych pozbawieni zostali możliwości umycia rąk, którymi przenoszą do sklepów nieopakowane produkty spożywcze: jeżyny, szparagi, chleb.

 

Wprowadzone przez polskie władze ograniczenia zgromadzeń religijnych do 5 osób (poza służbą liturgiczną i kapłanem) budzą spore emocje wśród katolików, ale są też dotkliwe dla innych wspólnot religijnych. Nielegalne stało się bowiem także wynoszące dziesięć osób modlitewne kworum wymagane przy odmawianiu głównych żydowskich modlitw (Amida, Kadisz) czy czytaniu Tory w synagodze. Abstrahując od toczącej się dyskusji na temat obowiązujących w innych miejscach niż świątynie kwot należy zaznaczyć, że rządzący zlekceważyli potrzeby duchowe swoich obywateli, które – jak zauważył ks. Wojciech Węgrzyniak – są tak samo (jeśli nie bardziej) istotne, jak potrzeby doczesne. Ludzie wiary od zawsze w podobnych sytuacjach zwracali się do Boga ze szczególną gorliwością w modlitwach, postach, a głównie poprzez Święty Kult. Kardynał Raymond Leo Burke w Przesłaniu na temat walki w koronawirusem COVID-19 podkreśla znaczenie dostępu wiernych do kościołów, sakramentów, publicznych obrzędów religijnych i modlitw, zwłaszcza w czasie kryzysu. Należy więc otworzyć na oścież nasze miejsca przybytku, w których Msza mogłaby być odprawiana co pół godziny tylko dla 5 osób. „Lekarz duszy” powinien czekać na nas z Dobrą Nowiną w każdym konfesjonale, pod telefonem, a nawet – jak we Włoszech – na dachu Kościoła. Jeśli dla zachowania naszego doczesnego życia udajemy się w miejsca potencjalnie groźne jak sklepy, przychodnie czy szpitale, to – stosując się do wszystkich możliwych środków ostrożności – powinniśmy praktykować swoją wiarę nie tylko przed ekranem monitora.

Jak pokazuje doświadczenie autora listu przywołanego w programie „Wierzę”, obok obostrzeń, z jakimi spotykają się obecnie w sferze publicznej wierzący, z utrudnieniami w praktykowaniu swojej religii katolicy mierzą się również w najbliższym otoczeniu. Zatem czas tej zarazy jest również dla niektórych próbą wiary, zgodnie z przesłaniem Pana Jezusa: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy (Mt, 34-37).

 

AP

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie