Służąca do sprawdzania faktów usługa Google budzi kontrowersje w Stanach Zjednoczonych. Wskazuje się na jej stronniczość i upolitycznienie. Komentatorzy podkreślają, że zamiast obiektywnej weryfikacji, usługa wykorzystywana jest do promocji mediów lewicowych i deprecjonowania prawicowych. To poważny powód do niepokoju, zważywszy na ogromną liczbę korzystających z wyszukiwarki na całym świecie.
Kontrowersyjna usługa Google Fact Check polega na tym, że w wynikach wyszukiwania ukazują się ostrzeżenia, w przypadku gdy fakty podane w znalezionym tekście są nieprawdziwe. Na pierwszy rzut oka wydaje się to godne pochwały, w świetle licznych fake newsów. Problem polega na tym, że obiektywizm samych kontrolerów faktów budzi kontrowersje.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak pisze Eric Liebermana na łamach Stream.org, ostrzeżenia pojawiają się głównie przy wyszukiwaniu treści z konserwatywnych stron, a bardzo rzadko przy wyszukiwaniu treści z portali lewicowych. Zdaniem Liebermana, usługa Google wręcz przypisuje prawicowym mediom publikowanie treści, których nigdy nie głosiły.
Jak z kolei twierdzi Corinne Weaver z Newsbusters.com, przy korzystaniu z usługi na przeglądarce Google Chrome, w przypadku 6 na 20 czołowych amerykańskich stron konserwatywnych pokazywane jest ostrzeżenie dotyczące znajdujących się tam treści. Analogiczna informacja nie pojawia się w ogóle lub niemal w ogóle przypadku czołowych stron lewicowych. Co więcej w przypadku wyszukiwania mediów liberalno-lewicowych pojawiają się informacje o przyznanych im nagrodach. Brakuje tego w przypadku wyników wyszukiwania stron prawicowych.
Jak zauważa Mark Hodges na Life Site News, wpływ Google na kształtowanie debaty publicznej jest trudny do przecenienia. Wszak każdego miesiąca z serwisu korzysta bardzo wielu użytkowników. Poszukują oni tam odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Szukają prawdy. Manipulowanie przez internetowego giganta może więc nawet wywierać wpływ na bieg dziejów.
Z kolei zdaniem Dana Gainora, cytowanego przez Life Site News członka Media Research Center, działania Google przypominają działania opisane przez George Orwella w dystopii „Rok 1984”.
Ponadto, jak twierdzi Mark Hodges na Life Site News, portale „sprawdzające fakty”, z jakich korzysta Google, same są stronnicze. Jeden z nich PolitiFact został jego zdaniem wielokrotnie przyłapany na publikowaniu nieprawdy i nie przyznał się do błędu. Z kolei inny, Climate Feedback, nawet nie ukrywa, że za swoją misję uważa promocję wątpliwej wszak teorii globalnego ocieplenia. Tymczasem teoria o człowieku jako źródle zmian klimatycznych jest często wykorzystywana do uzasadniania aborcji i depopulacji.
Mniejsze kontrowersje budzi zaś strona FactCheck.org, jednak również jej reputacja bywa podważana. Barbara Joanna Lucas z think-tanku „Capital Research Center” twierdzi, że „obydwie najbardziej prominentne w kraju (w USA) organizacje sprawdzające fakty (fact-checking) skłaniają się do politycznej lewicy, co czyni z nich reprezentantów większości dziennikarzy o podobnych poglądach. Obydwie grupy wykraczają znacznie poza to, co twierdzą, że robią (….)”. Jej zdaniem poddają one weryfikacji faktów polityczną retorykę. Tymczasem ta, jako subiektywna, nie podlega kryteriom oceny właściwym dla tekstów informacyjnych.
Źródło: capitalresearch.org / lifesitenews.com / stream.org / newsbusters.com
mjend