29 sierpnia 2013

Koptowie w cieniu czołgów

(REUTERS / FORUM)

W Górnym Egipcie zapłonęły świątynie, spalono i zaatakowano 80 kościołów, setki ludzi zostało rannych. Czy kogoś w ogóle interesuje los Koptów?

 

Terroryści sprawcami pogromów?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Chociaż z Egiptu dochodzą głosy o wejściu do gry al-Kaidy, a w miejscowości Sohag na zaatakowanym kościele zawieszono czarną flagę, wątpliwym jest, aby organizacja Aymana al-Zawahiriego opanowała egipską przestrzeń. Lider Al-Kaidy oskarżył chrześcijan, że wraz z wojskiem i siłami reżimu Mubaraka są odpowiedzialni za obalenie Mursiego. Trudno o większy absurd.

 

W najbliższym czasie na łamach portalu PCh24.pl postaram się ukazać precyzyjniej, dlaczego twierdzę, że Mursi został obalony w sposób demokratyczny, przy wykorzystaniu konstytucji, którą sam stworzył, ale nawet, jeśli założylibyśmy (niezgodnie ze stanem faktycznym), że był to klasyczny przewrót stanu, to po pierwsze, weźmy lekcję z historii i wspomnijmy, że Adolf Hitler także doszedł do władzy dzięki wyborom parlamentarnym. To zaś, czego później dokonał poprzez zbrodniczy totalitaryzm, niewiele miało wspólnego z demokracją. Reżim Mursiego kroczył w stronę islamskiego państwa szariatu, depcząc wszelkie swobody obywatelskie, zatapiając państwo w długach, inflacji, regresie kulturowym, a z wolna również w islamskim terrorze.

 

Po drugie – jak powiedział międzynarodowej organizacji katolickiej Pomoc Kościołowi w Potrzebie, biskup Kyrillos William Samaan z Asjut – przeciwko nieudolnym rządom Mursiego protestowały 33 miliony Egipcjan, domagając się ustąpienia przedstawiciela fundamentalistycznego ugrupowania, jakim jest Bractwo Muzułmańskie. Rząd w tak gorącej atmosferze podaje się zazwyczaj do dymisji. Ten nie zrobił takiego kroku, zasłaniając się religią, bowiem według islamu, nie można obalić władcy. Do akcji wkroczyła zatem armia, od wieków stróż państwowego porządku Egipcjan. Siły fanatyków islamskich zawrzały, stając paradoksalnie po stronie zasad demokracji. I zaczęły się… pogromy. Na obrzeżach Kairu, w Bani Ahmed czterotysięczny tłum muzułmanów ruszył na dzielnicę chrześcijańską, totalnie ją pustosząc. Hordy barbarzyńców niszczyły sklepy, mieszkania, kościoły.

 

Wątpliwy anioł stróż

 

Mój przyjaciel powiedział ostatnio, że jego siostra boi się wychodzić na ulice, bo każą jej się „pobożnie odziać”. Zostaje więc w domu. – Błogosławieństwem jest dla nas godzina policyjna – słyszę. Przytaczam te ciekawe słowa, ponieważ dla nas, Polaków, mogą być one nieco niezrozumiałe. Istnieje w nas nawet niejaki opór przed sformułowaniem „godzina policyjna”, bo w uszach dźwięczy jeszcze: „milicyjna”. Wprawdzie rolę gwaranta stabilności państwa egipskiego pełni teraz armia, jednak nie znaczy to, że jest ona dla chrześcijan aniołem stróżem.

 

– Egipcjanie kochają wojsko na ulicy, ale niekoniecznie w rządzie – powiedział mi pewien Kopt. W Egipcie sytuacja nie jest czarno-biała. Jeżeli zwykli ludzie poprą rządy armii, to dla chrześcijan także może nie być miejsca w tym kraju. Zadziwia bowiem owa bezradność służb, policji, armii w kontekście płonących kościołów i domów. Jeżeli tłum czterech tysięcy ludzi idzie do dzielnicy chrześcijańskiej i dokonuje tam pogromu, a policja, karetki, straż pożarna, przyjeżdżają na miejsce wówczas, kiedy wszystko jest już spalone, spośród czterech tysięcy, zatrzymuje raptem… pięciu agresorów, można wywnioskować, że takie działania tłumu są wojskowym na rękę. Kościoły płoną, jest ich zatem mniej, a zgodnie z prawem, czy też bezprawiem – nowych kościołów nie można budować, starych i zniszczonych odrestaurowywać. Czyli? Mniej kościołów, mniej chrześcijan, mniej problemów.

 

Ukryty cel

 

Żyjemy dziś w terrorze i strachu, coraz więcej przemocy na ulicach – powiedział serwisowi AsiaNews jezuita Bimal Kerketta. Fanatycy codziennie nachodzą jego świątynię, lżą chrześcijan i ich świętości. Ta wynikająca nie tylko z żądań Bractwa Muzułmańskiego presja, aby Mursi powrócił do władzy, może się wymknąć w pewnym momencie spod kontroli i zakończyć krwawymi pogromami.

 

Chrześcijanie są bezbronni. Nie tworzą milicji, nie posiadają dostępu do broni, nie mają potężnych sojuszników. Niektórzy twierdzą, że bluźnierczy proceder palenia kościołów ma podwójne dno. Stronnictwa muzułmańskie dążą do zastraszenia Koptów w sposób jak najbardziej efektywny, dlatego uderzają w nich w Górnym Egipcie, gdzie żyje ich najwięcej. Paraliżując Kościół chcą przy okazji destabilizować politycznie kraj. Po drugie, salafitom i Bractwu Muzułmańskiemu zależało na sprowokowaniu reakcji Zachodu i doprowadzeniu do zbrojnej interwencji NATO.

 

Koptowie o tym wiedzą, nie chcą katastrofy i zagłady dla swej ojczyzny, podziału kraju na dwie części, wzdłuż delty Nilu. Wolą zatem oglądać zgliszcza swych świątyń, wołać do Boga o przebaczenie dla wrogów i prześladowców, zamiast wołać o pomoc, przychodzącą z zewnątrz, w postaci militarnej kampanii Stanów Zjednoczonych. Dla nich taka inwazja byłaby pyrrusowym zwycięstwem. Abd al-Fattah as-Sisi to na dziś dzień jedyne rozwiązanie. Niejeden Egipcjanin marzy, aby nowym prezydentem został właśnie on. Sam As-Sisi natomiast zapewnia, że do władzy prezydenckiej nie dąży. Nie jest to humanista, ale taktyk i żołnierz, jak na razie otaczany szacunkiem narodu (za wyjątkiem grup ekstremistów), a jego posunięcia podobają się Egipcjanom. Nie rozdaje na prawo i lewo orderów, jak robił to skompromitowany Mursi, nazywany nawet przez tolerancyjnych rodaków „piątym kołem u wozu” – człowiek znikąd, który chwalił się nieustannie swoim doktoratem zdobytym w USA, i który zanurzył kraj w destrukcji, prowadząc go w stronę kalifatu. Po jego obaleniu, 3 lipca Bractwo Muzułmańskie i salafici ruszyli do kontrofensywy. Celem stali się przede wszystkim chrześcijanie. – Nie mamy teraz żadnego innego oparcia oprócz armii, ale co się stanie później? Najlepiej, gdyby wróciła ekipa Mubaraka – mówią.

 

Mubarak mężem opatrznościowym?

 

To oczywiście niemożliwe, ale znamienne są te nastroje. Dodam tylko, że za czasów Mubaraka chrześcijanom nie żyło się dobrze. Byli dyskryminowani, nie mieli szans na awans w pracy, czuli się obywatelami drugiej kategorii, kościoły również płonęły, chociaż pożary oficjalnie klasyfikowano jako nieszczęśliwe wypadki. Młodzi ludzie byli zabijani, na przykład seriami z karabinów maszynowych, gdy wychodzili z Pasterki, jak miało to miejsce podczas masakry w Nag Hammadi w 2010 r.

 

Pod koniec epoki Mubaraka nasiliły się porwania dziewczynek i kobiet, konwersje muzułmanów na chrześcijaństwo były bezprawne, bo zakazywał tego obecny w konstytucji szariat, zaś sam islam był religią państwową. Tragicznym finałem tego reżimu był pierwszy dzień roku 2011, gdy w Aleksandrii doszło do zamachu na kościół, w którym śmierć poniosły 23 osoby. Sprawcami nie okazali się wcale terroryści, ale służby bezpieczeństwa, sterowane przez ministra spraw wewnętrznych Habib Ibrahima El Adly.

 

Potem nadszedł dzień 25 stycznia, który rozpoczął rewolucję, z finałem w postaci obalenia reżimu Mubaraka. A po jego erze, kondycja chrześcijan stała się jeszcze gorsza. I teraz, kiedy ulicę chcą przejąć hordy fanatyków dążących do rozpętania wojny domowej, do krwawego podziału państwa, kolejne rządy nie przyniosą egipskim chrześcijanom żadnej poprawy. Wybierając między muzułmańskimi ekstremistami a ludźmi junty, wolą żyć pod dyktatem armii, bo armia zawsze była za narodem, jak mawiają Egipcjanie. Ów słynny mit poważnie jednak podważa pamięć o czołgach rozjeżdżających młodych chrześcijan w Maspero .

 

Tomasz M. Korczyński

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie