23 października 2012

Dane o gospodarce amerykańskiej są bardzo złe. Jednak zdaniem Jima Powella z Cato Institute, z pewnością zadowalają one obecnego prezydenta Baracka Obamę ubiegającego się o reelekcję, który na każdym kroku podsyca walkę klasową.

 

Spośród różnych danych dot. stanu gospodarki amerykańskiej szczególnie  niepokojąca jest informacja o tym,że już w tej chwili z bonów żywnościowych, finansowanych z budżetu państwa korzysta 47 mln obywateli, a ubożenie ludności postępuje znacznie szybciej niż podczas kryzysu za Busha. Obama wyższymi kosztami funkcjonowania państwa zamierza obarczyć ludzi najbogatszych.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niedawno nowojorski senator Charles Schumer, bliski współpracownik obecnego prezydenta obiecał, że nie będzie ponadpartyjnego porozumienia dot. wyższego opodatkowania najbogatszych osób. Już w tej chwili do budżetu federalnego wpłacają oni aż 36 proc. środków. Przed kryzysem finansowym, kiedy bogaci byli bogatsi, 1 procent podatników zapewnił ponad 40 proc. środków budżetowych. To dużo, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że 47 procent podatników nie płaci do wspólnej kasy ani centa.

 

Prezydent Obama podsyca walkę klasową i proponuje podnieść stawki podatku progresywnego, który – zdaniem Powella –jest śmiertelnym wrogiem wzrostu gospodarczego i zatrudnienia. Podatek progresywny oznacza bowiem wyższe stawki podatkowe od inwestorów i przedsiębiorców.

 

Powell przekonuje, że wyższe stawki podatku nie mogą być uzasadniane jako generatory przychodów budżetowych. Zawsze bowiem odpędzają one inwestorów i przedsiębiorców, którzy nie są na tyle bogaci, aby utrzymać rząd przez długi okres. Zwłaszcza, jeśli pozbawia się ich prawa do swobodnego dysponowania własnością. Rząd nie mając wyjścia w końcu sięgnie głębiej do kieszeni klasy średniej i biednych, wprowadzając wyższe stawki podatku akcyzowego, podatku VAT itp.

 

Powell tłumaczy to, co jest oczywiste: mniej pieniędzy dla prywatnych pracodawców oznacza także mniej miejsc pracy i mniej środków na konsumpcję. Dlatego nawet wydatki rządowe, mające pobudzić gospodarkę okażą się chybione i nie przyniosą żadnego efektu.

 

„Właściwie – pisze Powell – gospodarka cierpi, gdy pieniądze są opodatkowane od osób prywatnych i wydatkowane przez rząd. Po części jest to spowodowane – niezależnie od tego jak inteligentni mogą być politycy i biurokraci – ich niewielką wiedzą o społeczeństwie”. Powell przypomina, że politycy i biurokraci to teoretycy, którzy całą swoją mądrość czerpią z książek, zaś biznesmeni i zwykli ludzie to praktycy. Wiedzą oni sporo o rynku, jakie są preferencje konsumentów, najlepsze lokalizacje do prowadzenia określonej działalności, najbardziej odpowiednie modele biznesowe, technologie itd.

 

Osoby prywatne nie tylko mają taką wiedzę, mają także silniejsze bodźce niż politycy czy biurokraci, by wykorzystywać te informacje skutecznie. Co więcej, politycy i biurokraci nie szanują pieniędzy innych ludzi tak jak własne.

 

Powell demaskuje naiwne myślenie socjalistyczne o tym, że bogaci mają za dużo pieniędzy. Trudno zresztą powiedzieć, czy tak jest, bo ich majątek uzależniony jest od  podaży i popytu na rynku. Pracownicy nie są tak naprawdę opłacani przez szefów, ale przez konsumentów, którzy dobrowolnie kupują towary i usługi, świadczone przez daną firmę, wybierając jespośród wielu możliwych opcji dostępnych na rynku. 

 

Niektórzy ludzie – przekonuje Powell – zarabiają duże pieniądze, ponieważ podejmują ryzyko, którego nie podjęliby inni. Tak działają spekulanci, firmy ubezpieczeniowe itp., które mają wpisane w swoją działalność także ewentualne  duże straty.

 

„Czy to jest sprawiedliwe, że niektórzy ludzie się bogatsi, bo mają  szczęście? – pyta Powell. Odpowiada: „nie”. Trzeba jednak pamiętać – podkreśla, że rząd nie generuje pieniędzy dla ludzi, a jedynie wykorzystuje je, by zapewnić sobie większą władzę.

 

Kiedy zgodnie z prawem nabyta własność prywatna jest bezpieczna, ludzie mają motywację do inwestowania, przyczyniając się do wzrostu poziomu bogactwa całego społeczeństwa. Tymczasem progresywne opodatkowanie burzy ten model.

 

Pomijając motywacyjne skutki, progresywne opodatkowanie sprzyja tworzeniu skomplikowanego prawa podatkowego. Wynika to stąd, że różne grupy interesu muszą lobbować na rzecz specjalnego traktowania, a ponieważ politycy zawsze potrzebują więcej środków na kampanie wyborcze, wobec tego są chętni przystać na propozycje lobbystów. W efekcie prowadzi to do tworzenia coraz bardziej złożonego systemu podatkowego, który bardziej arbitralnie i kapryśnie jest egzekwowany. Przy wysokich cenach, progresywne opodatkowanie promuje iluzję „uczciwości”.

 

Powell przewiduje, że Obama, jeśli ponownie wygra wybory z pewnością będzie podsycał walkę klasową, która może źle się skończyć. Podał przykład postępowej prezydent Argentyny Christiny Kirchner, która kilka lat temu sięgnęła po prywatne emerytury, rzekomo w celu obniżenia deficytu budżetowego. Deficyt zamiast się zmniejszyć, wzrósł aż o 40 proc. Przestraszeni Argentyńczycy uciekali z kraju, z wypchanymi gotówką walizkami. Rząd w odwecie organizował naloty na nich z wyszkolonymi psami.

 

Powell przypomina, że walka klasowa ma tendencję do zaostrzania się,  ponieważ ludzie nie lubią być „popychani”. Jeżeli rząd zagrozi ich własności lub życiu, walka ta będzie straszna. Zwłaszcza, że jak uczy historia, zawsze przyciąga ona bandytów, którzy nie wahają się użyć siły.

 

W czasie Rewolucji Francuskiej – przypomina Powell –  jakobin klasowy Maksymilian Robespierre wierzył w „równość bogactwa” i egzekwował konfiskatę podatków za pośrednictwem gilotyny. Inni żandarmi rewolucji, tacy jak: Lenin, Stalin i Mao zdecydowanie zwalczali tzw. wrogów klasowych.

 

Podczas rewolucji bolszewickiej Lenin wypowiedział wojnę złym  kapitalistom, zabierał im ziemię, banki, sklepy itp. wywołując głód, w wyniku którego zginęło 5 milionów Rosjan.

 

Następca Lenina, Stalin prowadził walkę z kułakami – rzekomo bogatymi chłopami, którzy mieli zaledwie kilka krów itp. W 1929 r. Stalin kazał skonfiskować ich majątek, w rezultacie z głodu umarło 7 mln osób. Mao wypowiedział wojnę kapitalistom i „kontrrewolucjonistom”, tworząc wielkie obozy pracy, w których zginęło między 1958 r. a 1952 – ponad 45 mln osób.

 

Powell zauważył, że według historyka podatkowego Seligmana, progresywne opodatkowanie wywodzi się z Aten, z VI wieku p.n.e. Zniknęło ono w rzymskiej republice i cesarstwie.

 

Historia pełna jest przypadków walki różnych grup interesów, które starają się przerzucać obciążenia podatkowe na innych. Na przykład rodzina Medici, która kontrolowała renesansową Florencję manipulowała progresywnymi stawki podatkowymi, doprowadzając do ruiny swoich rywali. 

 

W 1795 r. rząd rewolucyjny we Francji nałożył 100 procentowy podatek od dochodów po wyżej pewnej skromnej sumy. Mimo spodziewanych efektów, władzy udało się wówczas zgromadzić zaledwie jedną piątą oczekiwanych środków.

 

W USA pierwszy podatek dochodowy został uchwalony w 1862 roku, w czasie wojny domowej. Wynosiłon 3 proc. od dochodów od 600 dol. do 10 tys. dol., i pięć procent od dochodów powyżej tej sumy. Podatek ten zakończył się w 1871 roku. Konfederacja także miała progresywny podatek dochodowy, ale na dobre upowszechnił się on w USA po 1900 roku. Samozwańczy „postępowcy” domagali się wyższych stawek podatkowych dla bogatych. Wysokie stawki podatku progresywnego obowiązywały po I i II wojnie światowej.

 

Progresywne opodatkowanie przetrwało jako dogmat, że bogaci powinni płacić wyższe stawki podatkowe tylko dlatego, iż mają więcej pieniędzy.Obama, jak i inni dzisiejsi obrońcy walki klasowej nie czują – zdaniem Powella – potrzeby zapewnienia moralnego, filozoficznego i ekonomicznego uzasadnienie dla tego podatku. W efekcie wśród ludzi podsyca się zazdrość.

 

Powell przekonuje, że domniemana uczciwość podatku progresywnego jest iluzoryczna i często kończy się coraz głębszym sięganiem do kieszeni ludzi biednych, jak to pokazał np. programRoosevelta w czasie Wielkiego Kryzysu. Rząd postanowił wówczas  zapewnić sobie ogromne wpływy dzięki akcyzie od piwa, papierosów, napoi gazowanych, gumy do żucia oraz innych tanich przyjemności klasy średniej i niskiej.

 

Powell przypomina, że podatek progresywny, który zabiera więcej pieniędzy bogatym sprawia także, że ubodzy biednieją jeszcze bardziej. Zauważa on, że podobnie jak mówią klasycy ekonomii wolnorynkowej, im mniej państwo angażuje się w życie obywateli, tym jest lepiej.

 

 

Źródło: Forbes, AS.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 515 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram