3 czerwca 2014

Komu nie wolno być katolikiem?

(fot. Forum)

Media przedstawiają wiarę w Chrystusa, jako przypadłość wykluczającą z uprawiania coraz szerszej gamy zawodów. Czy w Polsce katolikiem może spokojnie pozostać jedynie bezdomny, bezdzietny, niepracujący niemowa?


Przez ponad tysiąc lat istnienia państwa polskiego nikomu nie przeszkadzało, gdy medyk był wierzący (choćby był to wierzący Żyd). Ten stan utrzymywał się długo – do czasu, kiedy jedynym zadaniem lekarzy było leczenie. Dziś zadaniem lekarza jest nie tylko leczenie, ale także (a może przede wszystkim) zabijanie nienarodzonych dzieci, zapobieganie ciąży czy wszczepianie plemników w komórki jajowe każdej życzącej sobie tego kobiety. Nie ma to nic wspólnego z leczeniem – od braku recepty na proszki antykoncepcyjne jeszcze nikt nie umarł, wręcz przeciwnie. A jeśli lekarz-katolik odmówi wypisania recepty na takie tabletki, zawsze można pójść do innego – droga wolna. Takie rozumowanie narzuca logika. Jednak logika nie jest domeną współczesnego świata, nie jest domeną „demokratycznego państwa prawa”. Pierwszą obowiązującą dziś zasadą jest nienawiść do katolicyzmu – a co za tym idzie wykluczanie z życia publicznego wszystkich otwarcie przyznających się do wiary.

Wesprzyj nas już teraz!

Lekarze nie są bowiem pierwszą grupą zawodową, której członków atakuje się za wierność Chrystusowi. Pamiętamy przecież przykład antyaborcyjnego wice-ministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego, którego media linczowały za katolicyzm. Podnosiły się wówczas głosy utrzymujące, że „urzędnicy państwowi nie powinni manifestować swoich poglądów religijnych, gdyż źle wpływa to na ich obiektywizm”. Fakt, że Królikowski jest jednocześnie oblatem benedyktyńskim i zastępcą ministra wzbudził ogromne emocje (co świadczy o ignorancji dziennikarzy, sądzących zapewne że słowo „oblat” oznacza mnicha zamkniętego w klasztorze). Gdy urzędnik państwowy, jakim jest minister ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn jasno wypowiada się np. po stronie homozwiązków – media milczą. W takim przypadku nie jest to „prywatny pogląd” urzędnika, ale Prawda Uświęcona. „Uświęcona” przez „Gazetę Wyborczą” czy TVN.

Do katolicyzmu nie powinni przyznawać się także nauczyciele. Wiara wychowawców w tradycyjne wartości może przecież przeszkodzić w walce lewicy o budowę nowego człowieka. Według prowodyrów nagonki na katolików w szkole i przedszkolu dzieci mogą (ba! muszą!) uczyć się o obcowaniu płciowym, natomiast o tym, jaką wartością jest rodzina czy fundament naszej cywilizacji – Dekalog – już absolutnie nie powinny się dowiedzieć! Doskonałym tego przykładem jest furia urzędników Ministerstwa Edukacji Narodowej i usłużnych im dziennikarzy, wywołana prowadzoną przez Centrum Inicjatyw Dla Życia i Rodziny akcją „Szkoła Przyjazna Rodzinie”. Furię prorządowych mediów wywołało, że Centrum związane jest ze Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi. A przecież nauczyciele nie powinni promować wartości chrześcijańskich! Powinni być „obiektywni”.

Katolikami nie powinni być oczywiście także rodzice. Coraz częściej w mediach spotkać możemy się z kampanią nienawiści względem tradycyjnych rodzin z wierzącym ojcem, jako głową rodziny. Liczne artykuły mające udowodnić, że dzieci w takich patriarchalnych domach są uciskane i krzywdzone doprowadziły już do – przerwanego na szczęście – dramatu rodziny Bajkowskich. Przypomnijmy, że wśród powodów, przez które trzech chłopców z Krakowa trafiło do domu dziecka, wymieniono zbyt „tradycjonalistyczne poglądy” ich ojca. A przecież w demokratycznym społeczeństwie obowiązywać powinny zupełnie inne zasady – dzieci same powinny decydować o swoim światopoglądzie, i prowadzenie ich do Kościoła może być „przewinieniem względem ich autonomii”.

Nie powinni być katolikami również… kapłani. To znaczy, mogą póki co wyznawać Credo, odprawiać Mszę Świętą a nawet przewodniczyć modlitwie różańcowej, jeśli tylko czynią to w murach kościoła. Jeśli wyjdą z Panem Jezusem na ustach na ulicę – koniec, media ich zlinczują. Tak było m.in. z ks. Stanisławem Małkowskim, który ośmielił się odmówić publicznie modlitwę za wstawiennictwem św. Michała Archanioła. Jakiż rozległ się wrzask! „Egzorcyzmy na Krakowskim Przedmieściu! W tym samym miejscu, w którym już kiedyś katolicy ośmielili się postawić krzyż!”.  

Nie powinno dziwić, że polskojęzyczni dziennikarze nie rozumieją, że wiara katolików to nie jest jakaś tam pierwsza z brzegu religia, którą można „nosić w sercu”, która może pozostać „prywatną sprawą”, której można „oddawać się w domu i kościele, ale już nie w sferze publicznej”. Poziom erudycji wszelkiej maści żurnalistów i telewizyjnych prezenterów nie pozostawia złudzeń, że nie wiedzą, iż Chrystus jest dla nas Drogą, Prawdą i Życiem, a nie figurką ustawioną przy łóżku. Gorzej, że cały aparat państwowy idzie w sukurs wrzeszczącym nieukom z mikrofonem.

Obserwując media znad Wisły, dochodzi się do wniosku, że w Polsce katolikiem może spokojnie pozostać jedynie bezdomny, nieposiadający dzieci, niepracujący niemowa. Albo komunistyczny dyktator, jeśli zdąży przed śmiercią westchnąć ku Bożemu Miłosierdziu.

 

Krystian Kratiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie