29 września 2015

Prezydent Turcji walczy z Kurdami, bo uniemożliwiają stworzenie systemu prezydenckiego

(fot. UMIT BEKTAS/REUTERS/FORUM)

Turcji grozi wojna domowa – alarmuje „Der Spiegel”. Nasilają się napięcia między mniejszością kurdyjską a rządem tureckim, które latem tego roku doprowadziły do licznych aktów przemocy. Giną cywile.

 

Podpalając lasy wojsko regularnie niszczy kryjówki kurdyjskich bojówek w południowo-wschodniej części kraju. Na ulicach słychać strzały. W czasie akcji przeprowadzanych przez służby bezpieczeństwa i wojsko przeciwko kurdyjskim bojówkarzom w niektórych miastach obowiązuje godzina policyjna.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W latach 1984-2013 w wyniku konfliktu w Turcji – wojsko walczące przeciwko czerwonym bojówkom Partii Pracujących Kurdystanu, dążącym do utworzenia niepodległego państwa w południowo-wschodniej części kraju – zginęło 40 tys. osób, głównie Kurdów. W 2013 r. podjęto działania pojednawcze, ale latem 2015 r. sytuacja diametralnie się zmieniła. Według „Der Spiegla”, obecna eskalacja napięcia wynika z utraty przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana (AKP) bezwzględnej większości głosów. Taki był wynik ostatnich wyborach parlamentarnych. To także skutek zamachów terrorystycznych przeprowadzanych przez Islamskie Państwo przeciwko Kurom.

 

20 lipca zamachowiec-samobójca wysadził się w Suruç, w pobliżu granicy z Syrią. W wyniku ataku rzekomo sprowokowanego przez Państwo Islamskie (IS) – co do tego pewności nie ma – zginęły 32 osoby, w przeważającej mierze młodzi pro-kurdyjscy działacze. Wkrótce potem, członkowie zdelegalizowanej PKK zabili „w odwecie” dwóch tureckich policjantów w Ceylanpınar, 200 km na wschód od Suruç. Dwa dni później tureckie myśliwce rozpoczęły naloty – jak oficjalnie twierdził rząd – przeciw „wszystkim terrorystom, którzy są naszymi wrogami”.

 

Tureckie siły powietrzne zbombardowały nie tylko pozycje bojowników Państwa Islamskiego w Syrii, ale przede wszystkim pozycje kurdyjskich bojowników z PKK w północnym Iraku. Od tego czasu wojna między państwem tureckim a PKK rozgorzała na nowo i wszelkie inicjatywy pokojowe, podjęte w ciągu ostatnich dwóch lat, zostały zaprzepaszczone.

 

Wskutek bomb detonowanych przez bojówki kurdyjskie zginęło ponad 100 żołnierzy i policjantów. Prezydent Turcji Erdogan twierdzi, że wojsko uśmierciło co najmniej 2 tys. bojowników PKK. Władza nie wspomina o kurdyjskich cywilach, którzy zginęli przy okazji prowadzanych przez wojsko i służby operacji. Sytuacja jest tak gorąca, że nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu. Obie strony wzajemnie oskarżają się o prowokacje. W zeszłym tygodniu Erdogan oświadczył, że „nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby jedna z partii miała 400 przedstawicieli w parlamencie”. Erdogan chce zmienić konstytucję, by wzmocnić swoją pozycję jako prezydenta. Potrzebuje w związku z tym w parlamencie dwóch trzecich głosów poparcia. Dziennik „Hürriyet” skrytykował oświadczenie Erdogana. W rezultacie budynek redakcji w Stambule przez dwa dni był obrzucany kamieniami przez zwolenników AKP.

 

1 listopada odbędą się przedterminowe wybory. Czerwcowe głosowanie nie pozwoliło rządzącej od dziesięciu lat AKP na stworzenie koalicji. Tym samym marzenia Erdogana o systemie prezydenckim wzięły w łeb i to głównie za przyczyną pro-kurdyjskiej partii HDP. Uzyskała ona ponad 10 proc. poparcia społeczeństwa. Według wielu analityków, Erdogan świadomie pchnął kraj w kierunku chaosu, by kreować się na silnego przywódcę. Walka wewnętrzna z Kurdami ma pomóc AKP wygrać wybory. Prezydent – według Kurdów – chce się także zemścić na HDP.

 

Partia AKP od samego początku skazała negocjacje koalicyjne na porażkę, ponieważ chce zdelegalizować HDP pod zarzutem działań terrorystycznych. Próbuje za wszelką cenę pchnąć nas w ramiona PKK – żali się jeden z liderów nowo powstałej partii pro-kurdyjskiej, Selahattin Demirtas.

 

8 września ultranacjonaliści szturmowali biura HDP w całym kraju. Podpalali siedziby ugrupowania, a policja nie reagowała. W Ankarze antykurdyjska młodzież maszerowała z pochodniami wykrzykując: „Nie chcemy operacji wojskowej, tylko masakry”. Kurdowie obawiając się przemocy pozamykali swoje sklepy. Zapowiadają, że jak tylko policja bądź wojsko spróbuje zaatakować ich domy, będą się bronić i to w taki sposób, aby „atakujący żałowali, że się w ogóle narodzili”. Podkreślają, że samoobrona jest prawem każdego człowieka, a ewentualne walki mogą objąć także zachodnią część kraju. Jak na razie sondaże sugerują, że AKP może liczyć – podobnie jak w czerwcu – na 41 proc. głosów. Pro-kurdyjska partia HDP może ponownie wejść do parlamentu. Stronnictwo zyskuje w miarę, jak rośnie determinacja Erdogana, by rozprawić się z Kurdami.

 

Miasto Cizre, zamieszkałe głównie przez Kurdów, urosło do rangi „Kobane Turcji”. Ponad 140 tys. mieszkańców jest odciętych od łączności ze światem. Przez ponad tydzień obowiązywała tu godzina policyjna. Wojsko podpalało lasy pod pretekstem walki z bojownikami kurdyjskimi i ostrzeliwało budynki cywilne. Zawieszono łączność.

 

Kilka gmin oderwało się od Turcji ogłaszając autonomię. Młodzi Kurdowie z kałasznikowami i koktajlami Mołotowa tworzą barykady, mające ich chronić przed atakami sił bezpieczeństwa i ostrzałem snajperów.

 

Źródło: Spiegel.de, AS.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 773 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram