24 sierpnia 2018

Kolektywny mózg, władztwo sztucznej inteligencji, rządy starców – czyli ustroje przyszłości

(fot. pixabay.com)

Choć w wielu kręgach współczesna postać demokracji wciąż pozostaje niekwestionowana, to przyszłość może przynieść zupełnie odmienną formę rządu. Wśród „kandydatów” wymienia się władzę kolektywnego mózgu, panowanie sztucznej inteligencji, rząd światowy czy alternatywne postaci demokracji.

 

Nousarchia (rządy umysłu) przypominać mają platońskie rządy mędrców, gdyż główną funkcje odegra w niej rozum. W tym jednak przypadku nie chodzi o zwykły mózg, choćby najbardziej sprawny. Mowa bowiem o zjednoczonym umyśle ludzkości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ów mega-umysł, korzystający jednocześnie ze wszystkich poszczególnych umysłów podejmie się zarządzania światem. Ludzie staną się więc czymś na podobieństwo roju pszczół. Ceną za zwiększenie potencjału intelektualnego i zgodnego działania okaże się wyeliminowanie indywidualności – przynajmniej tej znanej dotychczas. Ludzie staną się poniekąd jednym plemieniem, ba – jednym organizmem.

 

Pomysł ten brzmi jak science fiction, jednak może w przyszłości okazać się technicznie wykonalny. Wszak w 2013 roku naukowcom udało się stworzyć połączenie telepatyczne między dwoma szczurami – zauważa George Dvorsky na io9.gizmodo.com [15.03.2013].

 

U ludzi okaże się to niewątpliwie trudniejsze, ale – twierdzą niektórzy badacze – możliwe. Etap wstępny to połączenie nas siecią Internetu czy telefonów komórkowych. Kolejnym może okazać się zespolenie za pomocą ultranowoczesnych urządzeń technologicznych, noszonych jako ubranie (wereables) czy ewentualnie wszczepianych do mózgu. Przekształcenie ludzkości w jeden quasi-organizm, na podobieństwo pszczelego roju jawi się jako spełnienie snu kolektywistów. To jedna z bardziej ponurych wizji przyszłości – jeśli wykluczyć na przykład rząd światowy pod dowództwem sztucznej inteligencji.

 

Rząd światowy

Idea rządu światowego od dawna przewijała się przez dzieje ludzkości. Znajdziemy ją bowiem w myśli stoików lub u Dantego. Jej realizację do tej pory utrudniały problemy techniczne i komunikacyjne. Tymczasem współczesna ekonomiczna i kulturowa globalizacja, tworzenie organizacji międzynarodowych sprawiają, że sen o globalnym rządzie staje się bardziej realny. Choć wielu wciąż postrzega go jako utopię, to nie brakuje też myślicieli uznających jego powstanie za niezbędne.

 

Na przykład James Hughes z Trinity College w Connecticut twierdzi, że istnieją pewne dobra, których nie są w stanie zapewnić ani jednostki, ani rządy krajowe. Jak zauważa na łamach io9.gizmodo.com [19.12.2012] chodzi tu o zakończenie rozprzestrzeniania broni jądrowej, zapewnienie globalnego bezpieczeństwa czy walkę ze zmianami klimatycznymi. Do ich realizacji potrzeba zatem jego zdaniem ogólnoświatowej władzy. Naukowiec idzie dalej, twierdząc, że tylko rząd światowy będzie w stanie przeprowadzić projekty tak drogie i szeroko zakrojone, jak kolonizacja nowych planet.

 

Zdaniem Nicka Bostroma natomiast [nickbostrom.com] istnieje spore prawdopodobieństwo, że „pochodzące z Ziemi inteligentne życie” stworzy jednolite państwo. Wszak historia świata pokazuje ewolucję społeczeństw od band zbieracko-łowieckich, po plemiona, państwa miasta, państwa narodowe aż po organizacje międzynarodowe. Logiczną konsekwencją dalszego trwania tego procesu jest więc utworzenie rządu singletonu – jedynego rządu na danym obszarze. Przyspieszą to nowe technologie: nadzór, kontrola myśli, ale także techniki komunikacyjne i sztuczna inteligencja.

Singleton niekoniecznie przybierze postać rządu globalnego w sensie władzy ludzi nad ludźmi. Równie dobrze może bowiem oznaczać władzę sztucznej inteligencji nad człowiekiem.

 

Niekoniecznie też ograniczy się do ziemi – może bowiem objąć także inne, skolonizowane planety.

Nick Bostrom [nickbostrom.com] przekonuje, że stworzenie singletonu pozwoli na:

 

* uniknięcie wyścigu zbrojeń z użyciem na przykład nanotechnologii.

* zapobieżenie wyścigu zmierzającego do kolonizacji kosmosu i związanej z nim nadmiernej eksploatacji obcych planet.

* uniknięcie skrajnej nierówności wynikającej ze zdobycia ogromnej przewagi technologicznej przez jedno z państw (np. wynalezienie superinteligencji).

 

Z drugiej strony brak konkurencji międzypaństwowej zwiększa szkody wyrządzone przez złą władzę. Jej szkodliwe działania odczuje bowiem jednocześnie cała cywilizacja. Kolejny problem to koszty biurokracji.

 

Stworzenie singletonu wiąże się również z ryzykiem konfliktów rozsadzających państwo od wewnątrz. Jednak, jak przekonuje Nick Bostrom, istnieje sposób na poradzenie sobie z zagrożeniami. Singleton pozostanie stabilny, jeśli odpowiednio rozwiną się „nadzór, kontrola myśli i inne technologie zapewniające bezpieczeństwo”. Brzmi groźnie.

 

Tymczasem naukowiec nie dodaje jednak, że zasilony ultranowoczesną technologią powszechny rząd to ryzyko totalitaryzmu na niespotykaną wcześniej skalę. Bez względu na to, czy na jego czele staną ludzie, czy maszyny. Nie bagatelizujmy też obaw o zniszczenie poszczególnych kultur wskutek ujednolicenia. Nowy światowy rząd, globalna synkretyczna religia, zanik tożsamości narodowych to ponure perspektywy.

 

Warto też pamiętać, że na czele nowego rządu niekoniecznie stanie człowiek. Równie dobrze może nią być „sztucznie inteligentna” maszyna albo transhumanistyczna elita udoskonalonych genetycznie ludzi. Człowiek – imago Dei – stworzony na obraz i podobieństwo Boże zostanie zepchnięty do roli niewolnika w tym kastowym, totalitarnym wszechpotężnym państwie przyszłości?

 

Inna, lepsza demokracja ?

Inne wizje rządów przyszłości mniej przypominają science fiction, jednak są równie interesujące.  Chociaż wciąż niewielu naukowców na współczesnym Zachodzie krytykuje system demokratyczny, to kwestia rodzaju tejże demokracji nie jest już bynajmniej oczywista. Jedną z zyskujących popularność propozycji jest lottokracja – a więc wybór przedstawicieli drogą losowania.

 

Jej zwolennik – filozof polityki Alex Guerrero – podkreśla, że wybory nie dają wszystkim równych szans na zwycięstwo. Przeciwnie, o ich wynikach decydują w znacznej mierze media, a na start pozwolić sobie mogą dobrze sytuowani kandydaci. Do tego dochodzi utrudnianie biednym wyborcom rejestracji (to poważny problem w USA) czy manipulacja granicami okręgów wyborczych (to już problem każdego demo-państwa).

 

Prawdziwą trudność stanowią zaś brak czasu i kompetencji obywateli do śledzenia zawiłych kwestii politycznych (finanse publiczne, służba zdrowia, kwestie militarne et cetera). Ludzie po prostu nie wiedzą, czy decyzje polityków leżą w ich interesie. Dlatego też zwycięzcami w wyborach często okazują się ludzie, za którymi stoją potężne interesy.

 

W lottokracji – przekonuje Alex Guerrero na Aeon.co – będzie inaczej. Zniknie problem korupcji przy wyborze reprezentantów. Ponadto wybrani staną się niemal dokładnym odzwierciedleniem społeczeństwa – mniej więcej taki sam odsetek żółtych, czarnych, białych, kobiet, mężczyzn, biednych i bogatych znajdzie się w parlamencie, co w społeczeństwie. Nie musząc przypodobać się wyborcom ani ubiegać o reelekcję (o niej i tak zadecyduje ślepy traf) będą mogli podejmować decyzji niepopularne, a na dłuższą metę konieczne.

 

Ludzie niebędący reprezentantami nie będą bowiem musieli poświęcać czasu na dogłębne śledzenie spraw politycznych – pozostawią to swym wylosowanym przedstawicielom. Co jeśli jednak ci ostatni nie zechcą na przykład przerwać swej dotychczasowej pracy i zająć się polityką przez kilka lat? Zdaniem lottokratów zachęci ich wysokie wynagrodzenie.

 

Lottokracja to niejedyny pomysł na zmodyfikowanie zasad dzisiejszej demokracji. Pojawiają się także pomysły pozostania przy wyborze przedstawicieli, przy radykalnej modyfikacji systemów wyborczych.  Na przykład „głosowanie rankingowe” w ramach którego zamiast wybierać jednego (lub kilku kandydatów) wyborca przydziela każdemu z nich (lub niektórym) punkty – na przykład w skali 1 do 10. Pozwala to na głębsze ujawnienie siły swoich poglądów niż tradycyjne głosowanie.

 

Alan T. Sherman, Warren D. Smith i Richard T. Carback III twierdzą na łamach technologyreview.com, że podobny system wykształciły pszczoły w toku 50 milionów lat naturalnej selekcji. Głosują one nad wyborem gniazda za pomocą tańca. Im bardziej intensywny, tym większa jest szansa, że zadecyduje o ostatecznym wyborze. W starożytnej Sparcie o sile głosu decydowało buczenie. Naukowcy przytaczają także wyniki symulacji komputerowej Warrena Smitha. Wykazała ona, że głosowanie rankingowe lepiej odzwierciedla preferencje wyborcze i bardziej zwiększa satysfakcję głosujących, niż jakikolwiek inny system.

 

Poliarchia

W wydanej w 1974 roku książce „Anarchia, państwo i utopia” filozof Robert Nozick postulował państwo minimum. Przekonywał, że w jego ramach znajdzie się miejsce dla praktykowania różnych eksperymentów społecznych, różnych „utopii”. Podobne, a nawet idące nieco dalej idee głosi dziś Zach Weinersmith w książce „Polystate: A Thought Experiment in Distributed Government”. Autor proponuje wyobrazić sytuację, gdy „państwa” nie pokrywają się z granicami geograficznymi. Ludzie przynależą do różnych państw bez względu na miejsce zamieszkania i wybierają prawo, jakiemu podlegają. Jeśli zmienią poglądy, to bezproblemowo zmienią też przynależność „państwową”.

 

Rządy starców i przyszłość jak prehistoria ?

Jak zauważa George Dvorsky na łamach io9.gizmodo.com [06.12.2014] niewykluczone, że w przyszłości powrócimy do „polityki prehistorycznej”. Jeśli bowiem dojdzie do jakiegoś kataklizmu, niszczącego cywilizację, to można wyobrazić sobie powrót do rządów prymitywnych. Systemy polityczne band starających się przetrwać w postapokaliptycznym środowisku nie będą raczej skomplikowane. Życie stanie się mówiąc słowami Thomasa Hobbesa „samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”.

 

Inna opcja to gerontokracja – a więc rządy starców. Wydłużenie życia i mniejsza dzietność doprowadzą do przewagi emerytów w rządach przyszłości. Staną się oni siłą przeważającą w wyborach. Doprowadzi to zapewne do wzrostu wydatków na świadczenia dla starszych i służbę zdrowia. Ciężar dla młodszych pokoleń stanie się trudny do uniesienia. Tym bardziej że wielu emerytów przyszłości – przynajmniej tych zamożnych – będzie korzystać z technologii ulepszania człowieka. 300-letni transhumanista na czele rządu przyszłości? To niewykluczone.

 

Wizje rządów przyszłości budzą z jednej strony zachwyt, a z drugiej (częściej) przerażenie. Nawet jednak najlepsze systemy polityczne nie pozwolą zbudować raju na ziemi. Dobry rząd jest ważny, jednak budowa doskonałego systemu i tak jest niemożliwa. Chrześcijańskie rozwiązanie jest ponadpolityczne. Opiera się nie na ideologii, lecz na Osobie. Wyznawca Chrystusa odnawia w Nim wszystkiego – a więc także, choć nie tylko, politykę.

 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie