8 lutego 2018

Kolejna rewolucja kardynała Marxa? Niemcy w szponach homoherezji

(fot. Donatella Giagnori / EIDON/MAXPPP/FORUM)

Zgadzając się na błogosławienie związków homoseksualnych niemieccy biskupi konsekwentnie kroczą drogą, na którą weszli już lata temu. Realizują przy tym dwa ważne cele: zbliżenie z protestantami i wygodne dostosowanie się do praktyki państwowej.

 

Najpierw rozwodnicy, teraz homoseksualiści – niemiecki Kościół robi kolejny krok na drodze do wywrócenia katolickiej moralności do góry nogami. Przewodniczący episkopatu kardynał Reinhard Marx opowiedział się za udzielaniem błogosławieństw związkom homoseksualnym. – Trzeba zachęcać do tego, by księża i duszpasterze dawali ludziom wsparcie w konkretnych sytuacjach. Nie widzę tu właściwie żadnego problemu – powiedział dosłownie w rozmowie z „Bayerische Rundfunk”. W ten sposób przychylił się do postulatu biskupa Osnabrück Franza-Josefa Bodego, który na początku stycznia jako pierwszy niemiecki ordynariusz publicznie opowiedział się za zgodą na błogosławienie par gejowskich. Marx nie chce opracowywać żadnych reguł; jego plan zakłada, że księża będą sami decydować w poszczególnych przypadkach. Będzie to prawdziwa rewolucja, bo za udzielaniem błogosławieństw związkom jednopłciowych ramię w ramię idzie przekonanie, że miłość homoseksualna jest wartościowa. Pomysł nie zrodził się przy tym w próżni. W dużej mierze drogę Niemcom wyznaczyli już wcześniej Szwajcarzy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Szwajcarzy byli pierwsi

Szwajcarski episkopat kwestią udzielania błogosławieństw parom homoseksualnym zajął się już w roku… 2002, rozstrzygając rzecz negatywnie. Dopuszczono jedynie udzielanie osobnego błogosławieństwa członkom takiego związku, ale nie parze jako takiej. Praktyka pokazuje jednak, że kapłani idą zupełnie inną drogą – a ich przełożeni nie zawsze na to reagują. Wszystko zależy od konkretnego biskupa. W diecezji bazylejskiej od lat działa ks. Felix Terrier. W parafii w Aesch według swoich własnych słów błogosławić pary jednopłciowe zaczął w roku 2003. –  Miłość jest wyrazem Bożej obecności. A gdzie jest obecny Bóg, tam jest i Jego błogosławieństwo – deklaruje kapłan. Ks. Terrier przyznaje, że zainteresowanie jest niewielkie i w ciągu wielu lat pobłogosławił zaledwie kilka par homoseksualnych, ale nie zmienia to faktu, że w publikowanych co pewien czas wywiadach w liberalnej prasie „zaprasza” wszystkich chętnych do siebie, bez żadnej reakcji biskupa. Z kolei w leżącej w tej samej diecezji parafii w Frenkendorf-Füllinsdorf informuje się na stronie internetowej zupełnie otwarcie o możliwości otrzymania takiego błogosławieństwa, przekonując, że „każda miłość jest darem od Boga”. I tu również biskup nie reaguje. W 2015 roku rzecznik diecezji bazylejskiej pytany o sprawę powiedział po prostu, że takiego zjawiska… nie ma, bo rzecz jest niedozwolona. Skoro w 2002 roku episkopat zezwolił na błogosławienie wyłącznie poszczególnych osób, to dla władz diecezji temat nie istnieje, nawet, jeżeli są kapłani wcale nie kryjący się z ignorowaniem wytycznych.

 

Inaczej do problemu podchodził biskup diecezji Chur, Vitus Huonder, jeden z najbardziej konserwatywnych hierarchów w całym obszarze niemieckojęzycznym. Przed czterema laty w parafii w Bürglein parę homoseksualną pobłogosławił ks. Wendelin Bucheli. Decyzją biskupa miał zostać przeniesiony, ale parafianie stanęli murem w jego obronie. Ostatecznie skończyło się na swoistym pouczeniu – ks. Bucheli obiecał, że więcej nie złamie wytycznych episkopatu z 2002 roku.

 

Do czego prowadzi „dyskusja”

W Niemczech rzecz wyglądała dotąd raczej tak, jak w Chur. Progresywni teologowie wielokrotnie sugerowali w mediach, że w praktyce zdarza się udzielanie błogosławieństw parom jednopłciowym, ale żaden z kapłanów się do tego nie przyznawał. Jeżeli próbowano zrobić inaczej, wyciągano konsekwencje. W 2008 roku ks. Peter Kollas wraz z dwoma kapłanami ewangelickimi w katedrze w Wetzlarze udzielił błogosławieństwa parze homoseksualistów. Jego biskup Franz-Peter Tebartz-van Elst natychmiast zawiesił go w funkcji dziekana i głośno potępił zachowanie księdza. W październiku 2017 roku ks. Stefan Suhling z diecezji Monastyru chciał pobłogosławić „homomałżeństwo” lokalnego socjalistycznego burmistrza, czego zakazał mu na krótko przed planowaną ceremonią biskup. Nieco wcześniej z kolei, wiosną 2015 roku, o wprowadzenie w Kościele katolickim błogosławieństw dla homoseksualistów, a przy okazji także dla rozwodników w nowych związkach, zaapelował Centralny Komitet Niemieckich Katolików (ZdK). To największa organizacja niemieckich świeckich, formalnie podległa episkopatowi i wspierana przezeń finansowo. ZdK domagała się wówczas opracowania mających obowiązywać w całym kraju norm liturgicznych. Biskupi powszechnie odcięli się od tego postulatu. Zrobił to również sam kardynał Reinhard Marx, co może tym bardziej zaskakiwać wobec jego obecnego stanowiska. Gdy jednak uważnie wczytać się w jego ówczesne oświadczenie, można zobaczyć, że rzecz już wówczas była traktowana dość otwarcie, choć w katolickich mediach w Niemczech nikt nie zwrócił na to uwagi. Marx stwierdził bowiem: „Postulat błogosławienia związków jednopłciowych oraz powtórnego nieuznawanego kościelnie małżeństwa jest nie do pogodzenia z nauczaniem i Tradycją Kościoła. Domaganie się pozbawionej zastrzeżeń akceptacji wspólnego życia w trwałych związkach jednopłciowych również przeczy nauczaniu i Tradycji Kościoła. Oba tematy potrzebują dalszego rozjaśnienia teologicznego, a nie przedwczesnych, plakatowych haseł. W ten sposób nie prowadzi się bez wątpienia koniecznej debaty teologicznej i wewnątrzkościelnego dialogu”.

 

Przewodniczący episkopatu pisał więc o „bez wątpienia koniecznej debacie” oraz o „akceptacji homozwiązków pozbawionej zastrzeżeń” – jego nowy pomysł zakłada sprytne obejście tych „zastrzeżeń” w postaci pozostawienia decyzji księżom. Sama debata, jeżeli rzeczywiście się toczyła, to bez żadnego medialnego nagłośnienia; owszem, progresywny teologowie byli często obecni nawet w mediach opłacanych przez episkopat, jak Katholisch.de, gdzie prezentowali progejowskie stanowisko, ale biskupi milczeli jak zaklęci. Powody tego milczenia tłumaczył zresztą kiedyś wspomniany biskup Bode. W rozmowie z „Die Welt” powiedział, że „ma problem z przedstawianiem argumentów w sferze publicznej, bo szybko dochodzi tu do polaryzacji. Gdy ktoś coś mówi, kto inny zaraz rozgrywa to przeciwko niemu […]. Między samymi biskupami jest nam łatwiej nazywać rzeczy po imieniu”.  Dlaczego na „nazwanie rzeczy po imieniu” publicznie zdecydowano się właśnie teraz? Prawdopodobnie dlatego, że biskupi czekali, aż pierwszy krok wykona… państwo.

 

Na kolanach przed świeckim prawem

W sprawie związków jednopłciowych jak na dłoni widoczne jest stopniowe dostosowywanie się przez Kościół katolicki do norm państwowych. Jednak ten modus operandi widoczny był już wcześniej. Jeszcze w 2015 roku po plenarnym posiedzeniu niemieckiego episkopatu nastąpiła ciekawa zmiana kościelnego prawa pracy. Wcześniej biskupi mogli wyrzucać z katolickich placówek edukacyjnych osoby żyjące w rażącej sprzeczności z katolickim nauczaniem, na przykład niekryjących swoich praktyk homoseksualistów. Po nowelizacji prawa stało się to „praktyką niezalecaną”, z czym zgodzili się zasadniczo wszyscy biskupi. Kościelne prawo pracy przyjęło normę świecką, która zakazuje dyskryminacji za poglądy, choć państwo wcale tego od Kościoła nie wymagało; niemiecki Trybunał Konstytucyjny podkreślał, że Kościół ma prawo do swobodnego kształtowania prawa pracy. Biskupi postanowili jednak przybliżyć własne regulacje do świeckich, rezygnując z katolickiej tożsamości.

 

Dwa lata później w ramach wprowadzania w życie adhortacji Amoris laetitia w gruncie rzeczy usankcjonowano przynajmniej niektóre  związki pozamałżeńskie, zgadzając się na możliwość dopuszczenia niezachowujących wstrzemięźliwości rozwodników do sakramentów. W istocie to nic innego, jak po prostu uznanie okrężną drogą państwowych rozwodów. Warto zauważyć, że duchowni tacy jak choćby kardynał Walter Kasper postulowali zmianę w sprawie rozwodników już dużo wcześniej, pragnąc widzieć swój Kościół dostosowanym do „ducha czasu”, ale przed Amoris laetitia biskupi mieli związane ręce. Adhortacja, której zresztą ostateczny kształt w dużej mierze sami ukształtowali, pozwoliła im działać.

 

Teraz Marx zapowiada przełom w sprawie związków homoseksualnych – i znowu trudno zaprzeczyć, że jest to w istocie dostosowanie się do prawa państwowego, które od jesieni ubiegłego roku dopuszcza „homo-małżeństwa”. Episkopat zresztą bardzo oględnie komentował czerwcową decyzję niemieckiego Bundestagu legalizującą takie związki. W głośnym wywiadzie dla „Augsburger Allgemeine” kardynał Marx odciął się od twierdzeń, jakoby była to „katastrofa”; przekonywał, że chrześcijańscy politycy nie muszą bynajmniej starać się zapisywać przekonań chrześcijańskich w ustawach i przy okazji… gorąco przepraszał homoseksualistów za to, że Kościół w przeszłości nie stawał po stronie homoseksualistów, gdy państwo penalizowało ich aktywność seksualną. Z kolei odpowiedzialny w episkopacie Niemiec za sprawy rodziny arcybiskup Berlina Heiner Koch wydał oświadczenie, w którym decyzję Bundestagu krytykował, ale… zarazem zapewniał o „szacunku biskupów wobec związków jednopłciowych”, w których obecne są takie wartości jak „odpowiedzialność i wzajemna troska”.

 

Protestantyzacja

Widać też wyraźnie, jak akceptacja jednego grzechu pociąga za sobą akceptację kolejnych. Już dopuszczając do sakramentów cudzołożników biskupi Niemiec de facto uznali za moralne niektóre przynajmniej stosunki seksualne poza małżeństwem. Teraz zdają się iść dalej dokładnie na tej samej drodze, wciąż z pewną nieśmiałością, ale jednak sankcjonując homoseksualną aktywność.

 

Sprawa sięga jednak o wiele głębiej, bo aż roku 1968. Wówczas w odpowiedzi na encyklikę Humanae Vitae bł. Pawła VI niemieccy biskupi wydali głośną deklarację z Königstein, w której niedwuznacznie zasugerowali, że o stosowaniu bądź nie sztucznej antykoncepcji może rozstrzygać indywidualne sumienie. 50 lat temu oderwano więc akt seksualny od prokreacji. Dziś wyciąga się z tego logiczne konsekwencje wobec par jednopłciowych.

 

Warto też zauważyć, że zmieniając swoje nastawienie wobec homoseksualistów Kościół katolicki w Niemczech w radykalny sposób przybliża się do wspólnot protestanckich. Wprawdzie w roku 500-lecia reformacji nie doprowadzono do żadnego formalnego pojednania, odrzucając ostatecznie nawet tak lansowaną choćby przez kardynała Waltera Kaspera inicjatywę „interkomunii”, ale błogosławienie par homoseksualnych to kolejna rewolucja, którą już dawno wprowadziła u siebie znaczna część protestantów (po legalizacji „homomałżeństw” przez Bundestag ewangelicy opublikowali oświadczenie pełne aprobaty dla tego kroku).

 

Formalnie pozostając w Kościele katolickim, niemieccy biskupi budują jedność z heretykami od strony praktycznej. Jak zakończy się ta droga, sam Bóg raczy wiedzieć, ale fakt, że kardynał Reinhard Marx jest nie tylko przewodniczącym episkopatu Niemiec, ale i Rady Konferencji Episkopatów Europy oraz przede wszystkim bardzo bliskim doradcą Ojca Świętego do spraw reformy Kurii Rzymskiej, musi budzić najwyższy niepokój.

 

Paweł Chmielewski

 

 

*  *  *

(Od redakcji) Wokół wypowiedzi kardynała Marxa trwa niemałe zamieszanie. W mediach toczy się spór o to, co faktycznie powiedział niemiecki hierarcha. Deutche Welle twierdzi, że kardynał opowiedział się za błogosławieniem homozwiązków, jednak już „Frankfurter Allgemaine Zeitung” uważa, że kardynał mówił jedynie o konieczności duszpasterskiej opieki. Polemika toczy się także w mediach anglojęzycznych.  Catholic News Agency i Catholic Herald twierdzą, że kardynał jest za błogosławieństwem, ale już Catholic News Service uważa, że jest przeciw, ale jest za  „jakąś” formą wsparcia. Hierarcha odmawia dalszych wypowiedzi, co również jest symptomatyczne.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie