8 stycznia 2015

Konwicki z „antyradzieckiego oddziału”

(fot. Marek Szczepanski/Przekroj/Forum )

Tadeusz Konwicki pokajał się za swoje partyzanckie losy, wydawszy powieść Rojsty. Ukontentował nią Rosjan i znajomych z partii, a kolegów z partyzantki oburzył skalą zafałszowań.

 

Zmarły właśnie Tadeusz Konwicki to dobry warsztatowo pisarz i reżyser, wart czytania i oglądania, ale ze szczególną ostrożnością, gdyż jego twórczość i wybory życiowe powinny wzbudzić czujność odbiorcy. Oto np. młody Konwicki, starając się pod koniec lat 40. XX w. o przyjęcie w szeregi partii komunistycznej, wspiął się na wyżyny narodowego zaprzaństwa: „Od 1944 roku do końca kwietnia 1945 roku byłem w antyradzieckim AK-owskim oddziale. Oddział ten miał na celu mordowanie działaczy demokratycznych, członków Partii i pracowników Bezpieczeństwa” (A. Bikont, J. Szczęsna, Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu).

Wesprzyj nas już teraz!

 

W 1956, odwilżowym roku, kajający się partyzant wydał powieść Rojsty. Jej wymową ukontentował Rosjan i znajomych z partii, ale wzburzył kolegów z partyzantki skalą zafałszowań, jakich dopuścił się na kartach utworu.

 

Najdobitniej Konwickiemu wytknął zniekształcanie prawdy w powieściowym świecie Ryszard Kiersnowski, pseudonim „Puhacz”, autor wspomnień Tam i wtedy. W Podweryszkach, w Wilnie i w puszczy 1939–1945: „Z Rojstów przebija bezmyślność, bezideowość oddziału, nękają go konflikty społeczne i narodowościowe (…) a Polski w ogóle tam nie ma, wyjąwszy tylko (…) dworek z chętną do romansów panienką. (…). Czytamy (…) w Rojstach, że napotkani bolszewicy to przemili ludzie. Niby łapią, ciągle gdzieś ktoś strzela (…), nie wiadomo jednak po co, bo do walki jakoś nie dochodzi (…). Więc po co ten oddział istnieje? Odpowiedzi brak”.

 

Kiersnowski to świadek godny uwagi, bo był blisko pisarza w okresie, kiedy Sowieci dławili opór AK w mickiewiczowskich stronach. Jako „Puhacz” tłukł się razem z Konwickim – „Bobrem” – saniami po litewskich puszczach (Rudnickiej i Ruskiej) na przełomie lat 1944/1945. Dzięki książce Kiersnowskiego można się przekonać, jak wiele epizodów i osób opisanych w Rojstach posiada umocowanie w realnych wydarzeniach i postaciach.

 

Wizerunki akowców w Rojstach

 

Zmagania wileńskich akowców z Sowietami czytelnik ogląda oczami „Żubra”, narratora powieści, 18-letniego żołnierza z oddziału „Sępa”. Nie jest to perspektywa krzepiąca. Nie po drodze jej z polską racją stanu. Idealista „Żubr” nie akceptuje narzuconych przez realia militarne nierycerskich metod eliminacji wrogów, na jakie skazani byli akowcy na Kresach po zajęciu ich przez dywizje Stalina. Czuje awersję do współzawodnictwa „Aktora” i „Podkowy”, polegającego na prześciganiu się w zabijaniu komunistów w przeliczeniu na sztuki. Ma pecha do broni – nigdy nie wypaliła, ilekroć mierzył z niej do bolszewików.

 

Komendant „Sęp” podjął się trudnego zadania stawienia choć symbolicznego oporu miażdżącym siłom przeciwnika spod znaku czerwonej gwiazdy. Był na swojej wileńskiej ziemi – jedynie tym górował nad rywalami. Wszystko inne przemawiało przeciwko niemu: sytuacja międzynarodowa, potencjał ludzki i militarny, nastroje wśród ludności. Mimo to „Sęp” zdecydował się wystąpić zbrojnie przeciwko okupantom ze wschodu. Niestety jego wojaczka była z góry skazana na klęskę. Postaci „Sępa” Konwicki nie wykreował ex nihilo. Jego historycznym pierwowzorem był „Tur”.

 

Porucznik „Kozak” pełnił funkcję zastępcy „Sępa”. Razem z nim wpadł w sowiecką zasadzkę pod Baranowiczami, jednak wyszedł z niej bez szwanku. Szkoda i nie szkoda zarazem. Jako patriota z pewnością zasłużył na życie, wszak miał odwagę przeciwstawić się moskiewskiemu najeźdźcy, dysponując znikomymi argumentami militarnymi. Jako sprawca gwałtu na nieletniej, dokonanego w obecności podkomendnych, zdecydowanie zasłużył sobie na śmierć w bolszewickim kotle. „Kozak” był odbierany jako bydlak w oddziale, ale ceniony jako żołnierz. Gardzono nim jako mężczyzną, lecz lubiano go za dowcip, trafiający w gusta wyposzczonych młodzików biegających po lasach z bronią. Narrator solidarnie z innymi śmiał się z jego podszytych seksem żartów, jednak nie darzył go szacunkiem. Takich właśnie portretów akowców potrzebowała władza ludowa, by uzasadnić swoje zbrodnicze poczynania względem nich. Przecież „Kozak” to modelowy „zapluty karzeł reakcji”. Każdy się z tym zgodzi, tym bardziej że Konwicki zapewniał, iż zbrodni seksualnej popełnionej przez oficera AK nie podyktowała mu licentia poetica (por. A. Bikont, J. Szczęsna, Lawina i kamienie…).

 

W odróżnieniu od porucznika „Kozaka” plutonowy „Kwiatek” cieszył się estymą kolegów. Można o nim mówić jedynie w samych superlatywach. To wzorcowy polski partyzant, patriotyczna sól wileńskiej ziemi. Wstąpił do zgrupowania „Sępa” z postanowieniem, by walczyć bezwzględnie („Każdy złapany bolszewik musi być zastrzelony. Żadnych sentymentów”) i do końca z nowym najeźdźcą. Mimo swych wybitnych walorów „Kwiatek” nie był w stanie zapobiec rozpadowi oddziału.

„Sułtan” odebrał twardą szkołę życia – pochodził z Nowostrojki, „najbardziej bandyckiej dzielnicy Wilna, gdzie można było dostać nożem w łopatkę tylko za sam obcy wygląd”. Wykonywał w oddziale czarną robotę (rozwałki). Po miejskim zawadiace można się było wszystkiego spodziewać, ale nie… tchórzostwa. Świadkiem tej słabości „Sułtana” był dwukrotnie „Żubr”. Chlubiący się swoją łotrzykowską przeszłością „nowostrojski kretyn” z żółtawą bródką nie wziął się z niczego; Konwicki wyposażył go w cechy i elementy biografii dwóch autentycznych postaci, swoich kolegów z lasu: pochodzącego z Nowostrojki „Maharadży” oraz R. Kiersnowskiego „Puhacza”.

 

Kapral „Szpilka” skupił wokół siebie dziewięciu partyzantów i jakimś cudem dotrwał do wiosny 1945 r. na Wileńszczyźnie. „Żubrowi” wydawało się to niepojęte do tego stopnia, iż posłużył się w odniesieniu do niego mianem „ostatniego Mohikanina”. Grupa „Szpilki” istniała wbrew wszelkim prawom rachunku prawdopodobieństwa. Jej żołnierze od dawna powinni już gryźć ziemię, ponieważ zatracili podstawowe instynkty partyzanckie: ostrożność, unikanie hałasu, świadomość niebezpieczeństwa, karność. Pijani w sztok ludzie „Szpilki” w biały dzień rozłażą się po puszczańskiej wsi Wierzbiszki za bimbrem, nie wystawiają wart. Zachowują się tak, jakby uprawiali orgię rozpaczy na swoich jeszcze nieusypanych, ale nieuniknionych grobach. Sam „Szpilka” w niczym nie odbiega od demoralizacji swoich podwładnych. Jego zamroczeni alkoholem żołnierze razem z „Sułtanem” wdarli się do pasieki, gdzie zdemolowali ule, wyrywając z nich ramki z miodem. Tego wydarzenia również sobie nie wymyślił Konwicki, miało miejsce naprawdę. W świecie realnym zbrodni na pszczołach dokonał „Maharadża”, zaś niewielką grupą partyzancką, nie zachowując koniecznych środków ostrożności i nie stroniąc od samogonu, dowodził „Myśliwy”. Patrol, w skład którego wchodził Tadeusz Konwicki „Bóbr”, spotkał się z oddziałem „Myśliwego” 1 IV 1945 r. w okolicach Długiej Wyspy.

 

***

 

Żołnierze wyklęci rodem z Wileńszczyzny nie rozpoznają się w Rojstach: „Jest to paszkwil na naszą wileńską partyzantkę, obraz (…) ‘ociekający jadem’ (…) lepki, niby to realistyczny, a w istocie odrealniony, podporządkowany idei złej rzeczywistości” (R. Kiersnowski, Tam i wtedy…).

 

Utwór nie mógł mieć innego kształtu, zważywszy na fakt, iż niebawem po jego powstaniu (w 1948 był już złożony w Czytelniku, gdzie przeleżał aż do Odwilży), od 1949 roku, pisarz „przebąkiwał o tym, że chce wstąpić do partii” (A. Bikont, J. Szczęsna, Lawina i kamienie…), dlatego też w powieści mamy, co mamy. Opisani przez Konwickiego w Rojstach akowcy giną w oparach absurdu. Ponoszą straty niedorzeczne, bo niespowodowane li tylko przez stalinowskich najeźdźców. Giną od kul sojuszników w rodzaju enigmatycznych „zielonych”, padają od przypadkowych pocisków swoich kolegów, są narażeni na śmierć z ręki mszczących się lokalnych dowódców. Służą przegranej sprawie – niepodległości. Czy to faktycznie nie ma sensu, jak twierdzi A. Michnik, głoszący pogląd, że Rojsty to „najuczciwsza relacja z dziejów absurdu polskiego honoru i z dziejów honoru polskiego absurdu” (cyt. za: A. Bikont, J. Szczęsna, Lawina i kamienie…)?

 

Łatwiej będzie rozstrzygnąć, czy Rojsty to paszkwil na antysowieckich powstańców, czy też zbeletryzowane świadectwo „absurdu polskiego honoru”, przywołując jedną z wypowiedzi „Kwiatka”: „Pertraktowali z Niemcami (…). A taki Łupaszko to nawet poszedł z Niemcami za Niemen”.

Wierny do końca idei suwerenności, niezłomny mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” („… wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości” – informował w jednej z ulotek) 26 czerwca 1948 r. został aresztowany przez UB. Wątpliwe, by nie wiedział o tym T. Konwicki, pomawiający w Rojstach o kolaborację z hitlerowcami najsłynniejszego polskiego dowódcę partyzanckiego w czasie II wojny światowej.

 

Mariusz Solecki

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 240 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram