20 października 2014

Inwazje kosmitów, walka dobra ze złem rozgrywana w odległych częściach wszechświata – te tematy przez dekady dominowały w popkulturze. Wszechobecne motywy inwazji z kosmosu z lat 50. odzwierciedlały zagrożenie atakiem Sowietów. Późniejsze Gwiezdne Wojny i Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo ukazywały bezpardonową walkę dobra ze złem. Współcześnie ta tematyka nie jest wprawdzie martwa, jednak rzadziej mamy do czynienia z tymi motywami w kinie, rzadko też czytamy newsy o kręgach w zbożu, niezidentyfikowanych obiektach latających, etc. Wydaje się, że popkultura przeżuwa już inne tematy, te które lepiej odzwierciedlają współczesną dekadencję. Doskonałym przykładem jest tu motyw zombie.


Jak pisał Paul Harris na łamach theguardian.com, obsesja na punkcie UFO była mieszanką zimnowojennej histerii i prymitywnej technologii. Obawa przed rychłą wojną atomową prowadziła do wiary w „coś na niebie, co przyjdzie i nas uratuje”. Jednak trop może prowadzić także zupełnie gdzie indziej. Początki zimnej wojny, obawa przed Sowietami podsycana polityką maccartyzmu, sprzyjały atmosferze lęku. Realne zagrożenie sowieckie ludzie przenosili w sferę wyobraźni, w lęk przed inwazją z kosmosu.

Wesprzyj nas już teraz!


W kosmitów wierzyli zwykli ludzie, przedstawiciele służb specjalnych i politycy. Na początku lat 50. CIA wysłała nawet delegację do Wielkiej Brytanii, aby uzgodnić szczegóły postępowania w razie pojawienia się UFO. Z kolei Winston Churchill zarządził nawet śledztwo w tej sprawie. Sytuację pogarszały prymitywne systemy radarowe. Gdy tylko ich jakość została udoskonalona, liczba obserwowanych dziwnych przypadków nagle spadła.

 

Wiara, że kosmici istnieją w rzeczywistości przyczyniła się też do popularności dzieł z motywem obcych. One także nawiązywały do zimnej wojny. Sztandarowym przykładem jest tu książka „Liberation of Earth” Williama Tenn’a, napisana w dobie wojny koreańskiej (1953 r.). Autor przedstawia w niej Ziemię jako arenę wyniszczającej walki dwóch ras. Lata 50. minionego stulecia były okresem wyjątkowo częstego przedstawiania motywu inwazji kosmitów. W późniejszych dekadach cały czas byli oni „na fali”, chociaż wątki ich inwazji pojawiały się już rzadziej. Chętnie przedstawiano natomiast prowadzoną w kosmosie walkę dobra ze złem.


Jednym z najsłynniejszych filmów science fiction wszechczasów są Gwiezdne Wojny, których pierwszy epizod „Nowa Nadzieja” wszedł na ekrany w 1977 r. Trylogia, której kolejne odcinki debiutowały w 1980 i 1983 r., zyskała sobie liczne grono oddanych fanów. Wokół Gwiezdnych Wojen wytworzyła się cała kultura: książki, komiksy, zabawki, a w późniejszym czasie także gry. Co ciekawe, choć tytuł filmu mógł być atrakcyjny głównie dla pryszczatych nastolatków, dzieło Lucasa znalazło grono wielbicieli  także wśród innych grup wiekowych, w tym kobiet. Stało się tak za sprawą poruszania przez autora uniwersalnych ludzkich problemów, często o charakterze etycznym. Gwiezdne Wojny każdy interpretował na swój sposób. Według sondażu z 1986 r., o którym pisze Peter Kramer na historytoday.com, co czwarty respondent uznał Imperium za symbol prawicowych dyktatur, podczas gdy jedynie 12 procent badanych za symbol komunizmu. Choć te proporcje mogą niepokoić, to granice były jasno wytyczone. Każdy wiedział, że Imperium jest złe, a więc, że zło istnieje i należy z nim walczyć.


Nie dziwi zatem fakt wykorzystania filmu przez Ronalda Reagana, prezydenta, który podobnie jak Rebelianci z Gwiezdnych Wojen miał jasną wizję dobra i zła. Do filmu nawiązywało zarówno określenie programu rakietowego mianem „gwiezdnych wojen” jak i szereg odniesień w przemówieniu z 1981 r. wygłoszonym przez Reagana po zaprzysiężeniu – zauważa Kramer. Prezydent mówił wówczas o „nowej nadziei” na spokojne życie dla „dzieci XXI wieku”. Chociaż sam Lucas sprzeciwiał się upolitycznianiu określenia „gwiezdne wojny”, a nawet dążył do prawnego zakazu jego stosowania to, chcąc nie chcąc, przyczynił się do propagandowego sukcesu reaganowskiego projektu walki z sowieckim imperium zła.


Innym filmem pokazującym walkę ze złem i wykorzystującym motyw kosmitów, a wyprodukowanym już w późnym okresie zimnej wojny był  Obcy-ósmy pasażer Nostromo z 1979 r. Film Ridleya Scotta przedstawia zmagania ludzi z tajemniczym „obcym”. Film nie stara się zagłaskiwać zła, relatywizować, wskazywać na jego dobre strony. Zło ma tu charakter absolutny, podobnie jak Imperium u Lucasa czy atakujący kosmici z lat 50.


Współczesny świat, podobnie jak świat dobry zimnej wojny, ma swoje lęki. Jednak zło absolutne w postaci kosmitów coraz rzadziej dokonuje inwazji na Ziemię, brakuje też wielkich walk w kosmosie między dobrem a złem – tego współczesnego odpowiednika eposów rycerskich. Coraz rzadziej też oglądamy filmy pokazujące bohaterską walkę ludzi z przedstawicielami obcych planet. Jeśli nawet do kin trafiają produkcje z fabularnym udziałem kosmitów, to często role są odwrócone a przesłanie politycznie poprawne do bólu. Tak było w superprodukcji sprzed kilku laty – Avatar. To ludzie wystąpili tam w roli złych kolonizatorów atakujących w imię bogactwa pokojową, kolektywistyczną, pogańską i prymitywną społeczność Na’Vi. Nie oznacza to, że kosmiczne tematy są już całkowicie passe. Przykładem jest chociażby ogłoszony niedawno blockbuster pt. Strażnicy galaktyki. Generalnie jednak popkultura penetruje obecnie inne tematy, które lepiej odzwierciedlają współczesne obawy.

 

Jak stwierdził na łamach bbc.com Nicholas Barber, 2013 można wręcz określić jako rok zombie. Początków tej fascynacji należy szukać w 2002 r. gdy ukazał się filmowy szlagier Danny’ego Boyle’a 28 Dni Później. Dwa lata później powstał remake kinowej klasyki Świt Żywych Trupów. Kolejnymi zombie-hitami były: 28 Tygodni Później z 2007 r. i Cockneys vs Zombie z 2012 r. W ubiegłym roku jednym z największych hitów okazała się World War Z – opowieść o pladze zombie.

 

Z kolei zdaniem Jakuba Popieleckiego, recenzenta filmweb.pl, nieumarli to symbol kryzysu społecznego. W przeciwieństwie do klasycznych filmów o obcych, zombie są nie tylko przerażający, ale też obrzydliwi i śmieszni. A zamiast dzielnych Amerykanów broniących cywilizacji człowieka, otrzymaliśmy wizję supermocarstwa, które przed wrogiem pada całkiem szybko. Wydaje się więc, że na miejsce jasno zakreślonych granic etycznych i bohaterskiej walki w obronie wartości z potężnym wrogiem mamy dziś wrogów raczej obrzydliwych niż przerażających, a bohaterów nie ma w ogóle. Cóż – jakie czasy takie filmy.

 

Marcin Jendrzejczak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram