5 lutego 2021

Kiedy do zbawienia potrzebny jest tylko jeden telefon [OPINIA]

(źródło: pixabay.com)

Mało prawdopodobne, by ktoś znał nazwisko Heywood Broun, ale kiedyś był on bardzo dobrze znanym, ustosunkowanym felietonistą gazetowym. Jego podejście do świata było dość cyniczne, szczególnie, jeśli chodzi o temat zorganizowanej religii, do której odnosił się on z pogardą. Jednak każdy słyszał o Fultonie Sheenie, pierwszym i najsłynniejszym telewizyjnym kaznodziei świata, którego wskaźniki oglądalności telewizyjnej niemal dorównywały wskaźnikom Miltona Berle i Franka Sinatry.

 

„Jeśli mam komuś ustąpić pierwszego miejsca – powiedział Berle – to będzie lepiej, jeśli przegram z Tym, w imieniu którego mówi biskup Sheen”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Oprócz dziesiątek książek, rekolekcji i oczywiście niezliczonych programów telewizyjnych, Sheen miał reputację człowieka, który nawracał, a wśród którego zdobyczy znalazły się tak szeroko znane osoby, jak dramaturg Clare Booth Luce, przemysłowiec Henry Ford II oraz skrzypek i kompozytor Firtz Kreisler. Jednak chyba najtwardszym orzechem do zgryzienia był Heywood Broun, w którym naprawdę trudno było znaleźć coś choćby dalece religijnego. Pewnego dnia Sheen po prostu zadzwonił do niego i powiedział, że chciałby się z nim spotkać. „W jakiej sprawie?” – domagał się odpowiedzi Broun na swój zwykły szorstki sposób. „Pana duszy” – odpowiedział Sheen.

 

Ustalono spotkanie i – co dziwne – w ciągu paru minut Broun zrzucił z serca ciężar całego swojego życia, wyjawiając najgłębszą, najciemniejszą tajemnicę ze wszystkich: „Nie chcę umrzeć w swoich grzechach”. Sprawie szczególnej pilności oczywiście nadał fakt, że nie pozostało mu wiele życia. Zatem przystępując do rzeczy i po sesji lub dwóch, Sheen przyjął go do Kościoła katolickiego – jedynego takiego Kościoła, jak Lenny Bruce, kolejny cynik, wyrazi to wiele lat później. Po kilku miesiącach Broun zmarł i ks. Sheenowi przypadło wygłoszenie kazania na jego mszy żałobnej, która została odprawiona w Katedrze św. Patryka w grudniu 1939 r. Swoją drogą dokładnie 40 lat co do miesiąca, nim Sheen sam zostanie wezwany do Pana.

 

Myśląc o nawróceniu Brouna ważne jest, by nie stracić z oczu faktu, że sam Sheen czuł pilną potrzebę wyciągnięcia ręki – by spróbować i zdobyć duszę tego człowieka dla Boga. Jego misja oczywiście pochodziła bezpośrednio od Chrystusa, któremu oddał całe swoje życie i kapłańską służbę. „Skoro Jezus Chrystus pragnął dusz – pytał – to czy nie powinien także pragnąć chrześcijanin? Skoro On przyszedł na ziemię, by rzucić ogień, to czy chrześcijanin nie powinien zapłonąć?”

 

Mogłoby się to wydawać niemal banalne, prawda? Czy nie jest to w dużym stopniu opis zadania dla każdego chrześcijanina? Z pewnością jest dla księży i biskupów. Któż z nich nie chciałby opuścić tego świata odprawiwszy wpierw wielką liczbę dusz do królestwa niebieskiego? Tak naprawdę być wychwalanym słowami bardzo podobnymi do tych, które wypowiedział św. Jan Chryzostom w uroczystość męczeństwa św. Ignacego Antiocheńskiego – że oto jest „dusza płonąca żarem Bożego erosa”? Czy istnieje inny, bardziej wiarygodny sposób dania świadectwa łasce kapłańskich święceń? Cóż innego może rozpalić ogień w wyobraźni i pracy księdza i biskupa, jeśli nie zbawienie dusz? „Jeśli dusze nie zostaną zbawione – powiedział Sheen – nic nie jest zbawione”.

 

Z pewnością nie zostali oni wybrani dla obowiązków administracyjnych i kierowniczych. Albo by wymieniać uprzejmości nad lampką wina z wpływowymi politykami. Czy zatem za dużo będziemy wymagać prosząc, by może jeden lub dwóch z nich zaczęło od Joe Bidena? Tak się składa, że oprócz tego, iż jest ich prezydentem, jest także ich bratem w Chrystusie, który stoi w obliczu groźby utraty własnej duszy z powodu odmowy – zarówno zatwardziałej, jak i wieloletniej – ochrony niewinnego, nienarodzonego życia ludzkiego. Czy Joe Biden nie ma numeru telefonicznego, na który mogliby do niego zadzwonić? Kto wie, może łapiąc go w biegu następnym razem, kiedy pojawi się na Mszy św.?

 

„Pan prezydent? Muszę z panem porozmawiać. Chodzi o pana duszę”. Jak sądzicie, dojdzie do tego wkrótce? Odpowiedź brzmi: Nie. Co powinno powiedzieć wam wszystko, co potrzeba, by wiedzieć, jaki jest stan Kościoła w tym kraju; jaki jest poziom proroczego przywództwa w episkopacie.

 

Co by kosztowało – powiedzmy – kardynała-arcybiskupa Waszyngtonu wykonanie takiego telefonu? Zaplanowanie spotkania, na którym on, arcypasterz – w końcu mieszkają w tym samym sąsiedztwie – zasiadłby z członkiem swojej owczarni, który zszedł na manowce i spróbowałby przywrócić go do właściwej relacji z Bogiem Wszechmogącym? Jedna godzina z jego dnia po to (jak lubią mówić w kręgach sprawiedliwości społecznej), by powiedzieć prawdę władzy? I nie tylko, by ocalić jego duszę, która jest nieredukowalnie cenna, ale by położyć kres zgorszeniu, które narasta coraz poważniej z każdym dniem.

 

Jeśli mu się powiedzie, oprócz nawrócenia Joe Bidena przyspieszy dzień, kiedy małe dzieci staną się bezpieczne w łonie matki. A jeśli – niech Bóg broni – nie powiedzie mu się, to cóż wówczas kardynał-arcybiskup miałby do stracenia? Nie swoją duszę z pewnością, którą z pewnością Bóg pobłogosławi za zrobienie wszystkiego, co dobry duszpasterz powinien zrobić; a mianowicie spełnienie najważniejszego zadania, jakie otrzymał.

 

Regis Martin

Źródło: crisismagazine.com

Tłum. Jan J. Franczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(4)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie