31 sierpnia 2019

Kajetan Rajski: Wyklęte lwy z Westerplatte

(Zdjęcie ilustracyjne, Fot. Lukasz Dejnarowicz / FORUM)

Pomimo biernego uznania powojennej rzeczywistości i wstąpienia do „ludowego” wojska, dwóch bohaterskich oficerów z Westerplatte nie zaznało spokojnego życia. Jeden zmarł z wycieńczenia nie wytrzymawszy komunistycznego śledztwa aresztowany za rzekomą współpracę z podziemiem niepodległościowym, drugi – żył w biedzie szyjąc pantofle, odszedł niemal w zapomnieniu.

 

Postać nieżyjącego od 1946 r. mjr. Henryka Sucharskiego, komendanta Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte podczas wojny obronnej 1939 r., była na rękę komunistycznym władzom. Syn chłopa, mający podkreślać swoje włościańskie pochodzenie, wpisywał się dobrze w propagandę PRL mówiącą o bohaterskiej obronie Wojska Polskiego i haniebnej rejteradzie sanacyjnych władz wraz z generalicją. Obowiązującą stała się legenda o niezłomności Sucharskiego. To jemu zawdzięczać miano heroiczną decyzję o kontynuowaniu oporu, a w konsekwencji przekształceniu historii obrony Westerplatte w mit.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nie zawsze jednak tak było. W początkowej fazie rządów komunistycznych w Polsce, tak zwanej epoce stalinowskiej, Westerplatte nie było wykorzystywane w celach patriotycznej narracji. Obrońcy z polskiej placówki w Gdańsku służyli w „ludowym” wojsku, wiedli spokojne życie rolników i robotników, starali się związać koniec z końcem. Nie było jednak ich honorowania w odpowiedniej skali, nie przypominano o ich bohaterstwie. Na piedestał stawiano uczestników komunistycznej konspiracji oraz walczących pod Lenino. Dwóch oficerów z Westerplatte zostało jednak poddanych represjom.

 

Szlachcic, oficer, portier

 

Kpt. Franciszek Dąbrowski był urodzonym w roku 1904 w Budapeszcie synem późniejszego generała Wojska Polskiego i węgierskiej hrabianki, który karierę wojskową rozpoczął wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. W grudniu 1937 r. przeniesiony został przez dowództwo Wojska Polskiego do Gdańska, gdzie oficjalnie miał służyć w Wydziale Wojskowym Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku. W rzeczywistości powierzono mu tajną misję. Skierowany został na Westerplatte na stanowisko zastępcy dowódcy placówki. Jako specjalista od broni maszynowej miał prowadzić szkolenie żołnierzy. Na stanowisku tym służył do 7 września 1939 r. Ponadto kpt. Dąbrowski był człowiekiem niezwykle miłym i życzliwym wobec podwładnych, nie czynił między sobą i żołnierzami sztucznego dystansu. Oficerowie zaś mieli zwyczaj zwracania się do niego „Kuba”.

 

Z mroków zapomnienia wychodzi rola kpt. Franciszka Dąbrowskiego. Zdaniem historyków zajmujących się szczegółowo tematem obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej w Gdańsku to on miał pozostawać faktycznym dowódcą Westerplatte od momentu, gdy 2 września mjr Sucharski przeżył załamanie nerwowe i chciał już wtedy poddać załogę. Sytuacja była wówczas bardzo zła. Kpt. Dąbrowski opisywał: „Budynek koszar zaczyna «tańczyć», jakby był poruszany w posadach. Z sufitu spada wapno tworząc obłok pyłu drażniący gardło i nos. Wybiegam na korytarz. Widzę załogę koszar na płask przywartą do ścian (…). Jesteśmy pod silnym bombardowaniem lotniczym”. Dąbrowski zdecydował o odizolowaniu dowódcy i kontynuowaniu oporu. Istnieje hipoteza, że gdyby Westerplatte poddało się już 2 września, to oprócz tego, że jego obrona nie przeszłaby do legendy, obrońcy prawdopodobnie podzieliliby los Polaków z Poczty Polskiej, brutalnie zamordowanych przez Niemców. Długotrwała obrona wymusiła niejako na Niemcach honorowe warunki kapitulacji. Warunki na Westerplatte były beznadziejne. 7 września doszło do poddania się załogi. Z nasłuchu radiowego kpt. Dąbrowski zorientował się, że Wojsko Polskie cofa się na całym froncie, że Armia „Pomorze” gen. Władysława Bortnowskiego także się wycofuje, co oznacza brak możliwości udzielenia pomocy westerplatczykom. Po południu 6 września radio poinformowało o pojawieniu się czołgów niemieckich na przedpolach Warszawy. Pozdrowienia dla załogi Westerplatte skierowane przez marsz. Edwarda Śmigłego-Rydza i powtarzany stale w radiu komunikat, że „Westerplatte broni się nadal” nie mogło już zmienić decyzji o kapitulacji.

 

Okres II wojny światowej kpt. Franciszek Dąbrowski spędził w obozach jenieckich. Po wojnie wstąpił do „ludowego” wojska, gdzie – choć początkowo nie był zaangażowany politycznie, a nawet pozostawał sceptyczny wobec władz – awansowano go do stopnia komandora porucznika, powierzono zadanie szkolenia grup ochronno-propagandowanych, mających na celu „nadzorowanie” przebiegu wyborów do Sejmu Ustawodawczego w 1947 r. Z przyczyn koniunkturalnych Dąbrowski wstąpił wówczas do PPR-PZPR, skąd jednak później wyrzucono go jako „sanacyjnego oficera”. W 1950 r. został uznany za inwalidę wojennego i zwolniony z wojska. Oznaczało to dla niego koniec stałej pracy, nie przysługiwały mu bowiem odpowiednie uprawnienia emerytalne. Opuścił z rodziną Wybrzeże i przeniósł się do rodzinnego Krakowa. Pracował jako kasjer, szył chałupniczo pantofle, był portierem w Nowej Hucie. Wreszcie dzięki znajomościom udało mu się uzyskać pracę jako sprzedawca w kiosku na krakowskich Plantach. Choć po 1956 r. Dąbrowski został rehabilitowany, a nawet miał okazję spisać wspomnienia i doprowadzić do pierwszego Zjazdu Obrońców Westerplatte, to jednak postać dowódcy placówki – mjr. Sucharskiego – przyćmiewała faktycznego dowódcę i osobę, dzięki której Wojskowa Składnica Tranzytowa w Wolnym Mieście Gdańsku przeszła do legendy.

 

Lekarz z Westerplatte

 

„W czapce na bakier, sprawiał wrażenie pół cywila, półwojskowego. Z całej jego postawy i zachowania się biła prostota i szczerość” – tak ppor. Zdzisław Kręgielski wspominał kpt. dr. Mieczysława Słabego, lekarza z Westerplatte. Urodził się w Przemyślu w 1905 r. Ukończył studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. W 1935 r. został zmobilizowany do wojska – służył 38 pułku piechoty w Przemyślu, następnie w 5 Pułku Strzelców Konnych w Dębicy. Na Westerplatte trafił niespełna miesiąc przed wojną – 4 sierpnia 1939 r.

 

Końcem miesiąca spotkała go – z perspektywy lekarza-wojskowego – tragedia, bowiem policja gdańska skonfiskowała wagon, w którym znajdował się sprzęt medyczny przeznaczony dla załogi Westerplatte. Stąd też podczas obrony dokonywał cudów improwizacji – między innymi używał małych osobistych nożyczek w roli spinacza do złączania rozerwanych mięśni. Jeden z uczestników obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej wspominał: „Kapitan Słaby, choć zrównoważony, był zrozpaczony, gdyż ranni wołali o pomoc, a on nie miał żadnych narzędzi chirurgicznych, a nawet bandaże zostały zniszczone. Podchodził więc do rannych i pocieszał ich, jak umiał. Pamiętam jednego rannego, któremu pocisk wyrwał szczękę oraz uszkodził szyję. Oczy jego patrzyły przytomnie, błagały o pomoc, lecz mówić nie mógł, z gardła dobywały się jakieś chrapliwe dźwięki. Leżał na sienniku. W pewnej chwili pocisk artyleryjski uderzył w koszary. Podniósł się i przerażony wypatrywał, czy go tu nie spotka jeszcze gorsze kalectwo, a może zastanawiał się, czy tu jest dość bezpieczne miejsce. Kapitan Słaby widząc przerażenie żołnierza i chcąc go uspokoić, podtrzymał go. W oczach kapitana dostrzegłem łzy; dziwne to były łzy w oczach żołnierza, lekarza. Były to łzy bezradności”.

 

Kpt. Mieczysław Słaby należał do ścisłego kierownictwa obrony Westerplatte. Z powodu troski o rannych i chęci zapewnienia im lepszej opieki opowiadał się za kapitulacją załogi. Okres II wojny światowej spędził w obozach jenieckich, gdzie służył jako lekarz jeńcom i robotnikom przymusowym zesłanym do III Rzeszy.

 

Po wojnie został zmobilizowany do „ludowego” wojska. Otrzymał przydział do 8. Oddziału Wojsk Ochrony Pogranicza, awansowano go do stopnia majora. 1 listopada 1947 r. został aresztowany przez oficerów Informacji Wojskowej. Oskarżono go o współpracę ze Zrzeszeniem „Wolność i Niezawisłość”, miał wydawać fałszywe zaświadczenia lekarskie członkom organizacji. Czy Słaby faktycznie współpracował z WiN – do dziś nie udało się tego ustalić. Poddano go niezwykle brutalnemu śledztwu, w trakcie którego miał przyznać się do działalności konspiracyjnej. 1 grudnia 1947 r. przewieziono go z Przemyśla do Krakowa. Pomimo zaawansowanej choroby wrzodowej śledztwo było kontynuowane, prowadził je wiceprokurator V Wojskowej Prokuratury Okręgowej, który wkrótce wyemigrował do Izraela. Wskutek braku odpowiedniej opieki medycznej mjr Słaby zmarł 15 marca 1948 r. Władze komunistyczne chciały pochować go w bezimiennej mogile. Nie udało się to. Groby obu oficerów z Westerplatte – kpt. Franciszka Dąbrowskiego i kpt. Mieczysława Słabego – znajdują się na krakowskich cmentarzach.

 

 

***

 

Znany jest doskonale wiersz „Pieśń o żołnierzach z Westerplatte” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, gdzie padają słowa: „Kiedy się wypełniły dni/i przyszło zginąć latem,/prosto do nieba czwórkami/szli żołnierze z Westerplatte”. W rzeczywistości „czwórek” nie było zbyt wiele. Między 1 a 7 września poległo niewiele ponad dwudziestu żołnierzy, co stanowi mniej więcej dziesięć procent członków załogi wchodzących w jej skład 31 sierpnia 1939 r. O stosunkowo niewielkich stratach zadecydowało świetne wyszkolenie polskiego żołnierza, do Westerplatte kierowano bowiem wyróżniających się oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego. Wypełnili swój żołnierski obowiązek walki za niepodległą i suwerenną Rzeczpospolitą oraz polskie Wybrzeże.

 

 

Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie