29 maja 2020

Kaganiec cenzury na Słowo Boże i dyktatura poprawności [KS. SKRZYPCZAK DLA PCH24TV]

Kard. Ratzinger napisał kiedyś, że tak jak uczy nas Pismo Święte przed powrotem na ziemię Chrystusa Chwalebnego pojawi się duch nieprawości – Antychryst. Zwrócił on uwagę, że z wiekiem coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że jeśli przyjdzie Antychryst, to będzie on wspaniałym biblistą – mówi w rozmowie z PCh24 TV ks. prof. Robert Skrzypczak komentujący polit-poprawną cenzurę Słowa Bożego, jaka ma miejsce w kolejnych tłumaczeniach Biblii na całym świecie.

 

ZAPIS ROZMOWY:

 

Paweł Chmielewski: Szczęść Boże! Paweł Chmielewski, PCh24TV. Moim gościem jest ks. prof. Robert Skrzypczak, teolog, duszpasterz wykładowca Papieskiego Wydziału Teologicznego. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

 

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Na wieki Wieków Amen. Szczęść Boże. Witam Panie Redaktorze, Witam Słuchaczy.

 

P.Ch.: Księże profesorze, w naszej ostatniej rozmowie mówiliśmy o słowach Benedykta XVI który w wywiadzie sprzed dwóch lat mówił o takich znakach antychrysta które są widoczne w społeczeństwie zachodnim. Papież emeryt wspominał również o budowaniu antychrześcijańskiego wyznania wiary. O tym że takie antychrześcijańskie credo zastępuje normalne chrześcijańskie credo, które jest podstawą naszej całej cywilizacji. Papież Benedykt wspomina – i w tym wywiadzie i wcześniej – że takie zjawisko widoczne jest nie tylko w świeckim społeczeństwie, ale również wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej. W Kościele katolickim, także wśród innych chrześcijan. O tym właśnie wątku chciałbym z ks. prof. porozmawiać, bo kilka tygodni temu  wstrząsnęła opinią chrześcijańską na świecie wiadomość z Danii. Tamtejsze Towarzystwo Biblijne wydało ocenzurowane tłumaczenie Pisma Świętego, teraz Starego Testamentu a już wcześniej Nowego Testamentu. Ocenzurowane – albo po prostu przekłamane. W tym tłumaczeniu, wydanym przez protestantów – co trzeba podkreślić – niemal nie ma takich słow jak na przykład „Izrael”, które zastąpione jest słowem „my”.  Nie ma też wielu odniesień do łaski czy innych fundamentalnych pojęć katolickiej wiary. Towarzystwo twierdzi, że chciało, aby współcześni zeświecczeni Duńczycy mogli lepiej pojmować  Słowo Boże, ale krytycy mówią, że wpływ mogła tutaj mieć duża muzułmańska społeczność w Danii która na słowo „Izrael” reaguje dosyć wybuchowo. Jak ks. Prof. Patrzy na takie tłumaczenia czy też raczej takie przeinaczania Pisma Świętego? Czy można tak mocno ingerować w święty tekst żeby go lepiej – jak to się mówi – podawać współczesnemu człowiekowi?

 

Ks. prof. R.S: Reaguję ze smutkiem. Reaguję z drżeniem i bojaźnią Bożą. Przychodzi mi na myśl wstęp na który kiedyś natrafiłem, napisany przez Josepha Ratzingera w książce „Egzegeza dzisiejsza”. To był wstęp do zbioru różnych esejów czy materiałów naukowych dotyczących studiowania Pisma Świętego. I rozpoczął mniej więcej w ten sposób: „Tak jak wiemy, Pismo Święte uczy, że przed powrotem na ziemię Chrystusa Chwalebnego pojawi się duch nieprawości – antychryst. Z wiekiem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu że jeśli przyjdzie antychryst będzie wspaniałym biblistą”.

 

To poruszyło też Josepha Ratzingera, już jako papieża. Z ust kardynała Giacomo Biffiego dowiedział się albo sobie przypomniał, że u Sołowiowa antychryst, w jego „Krótkiej opowieści o antychryście” jest po doktoracie z Biblii. To w Tybindze jest świetny biblista. To zresztą papież Benedykt użył tej inspiracji w opisie drugiej pokusy Jezusa na pustyni w książce „Jezus z Nazaretu” gdzie diabeł występuje w todze teologa i namawia  Jezusa do dysputy teologicznej. To jest dysputa o dowolną kompilację słów,  cytatów, tekstów. Chce Go namówić na kłótnie o problem interpretacji, hermeneutyki, tłumaczeń itd. Ja myślę że to jest pokłosie tego właśnie eksperymentowania z Biblią. Podejścia które przed 140 laty zaczęło się w łonie  biblistów luterańskich: Reimarus, Renan, Strauss. Potem także przejęli tę manierę katoliccy teologowie i bibliści katoliccy tzn. żeby Pismo Święte przestać traktować jako miejsce z którego przemawia do nas Bóg. Tak jak dla każdego wierzącego Żyda w Starym testamencie jak i dla każdego wierzącego chrześcijanina, pasterza Pismo Święte było odczytywane do tej pory jako miejsce w którym tekst przemienia się w żywe Słowo Boga. Chodziło o to żeby dotarł do nas głos Boga z Synaju, głos Jezusa z góry błogosławieństw, głos Boga żywego. Dlatego do tej pory też zawsze uczono by Pismo Święte otwierać i odczytywać je, szukając w sobie tego samego Ducha z którego natchnienia zostały spisane księgi Pisma Świętego. I żeby odczytywać  Pismo Święte w zgodzie z Tradycją Kościoła. Bo Kościół jest nie tylko depozytariuszem Pisma Świętego ale również pierwszym świadkiem, spełnienia się tego słowa które zostało spisane i sam kościół spisał to Słowo. Natomiast to, co się wydarzyło w Danii – trzeba powiedzieć że parę lat  temu pojawił się już sam Nowy Testament w tym nowym tłumaczeniu. A teraz całe Pismo Święte – nawet sam fakt że Pismo Święte zostaje poddane korekcie, cenzurze, znaczy że jest traktowane jak każdy inny tekst, który można poddać analizie w oparciu o metody które są używane do analizy tekstów literackich czy historycznych. W ramach tych metod bibliści w świetle tzw. naukowości decydowali arbitralnie, które teksty należy uznać za autentyczne a które są naleciałością. Stąd wyłonił się, wyszedł jak zły duch z butelki, duch relatywizmu w Kościele.

 

Właśnie z tego podważania autentyczności Pismo Święte przestaje być traktowane  jako źródło czy jeden z kanałów objawienia Boga żywego. Miejsce, poprzez które przemawia Bóg do nas. Zaczyna być traktowane jako martwy tekst który można poddać  interpretacji, manipulacji czy takim arbitralnym zabiegom jakiego dokonali Duńczycy. Tzn. że pozbawili Nowy Testament takich słów jak „grzech”, jak „nawrócenie”, jak „łaska”, w przekonaniu że do dzisiejszych ludzi te słowa już nie przemawiają no bo nie są już w ich codziennym słowniku. To jest groźne dlatego że to ma wpływ na postrzeganie życia w Kościele, na podejście do wielu spraw w Kościele które łączą się z tzw. nadprzyrodzonością. Podam tylko przykład z ostatniej książki, wspólnej książki, która wywołała tyle szumu napisanej razem przez kardynała Roberta Saraha i papieża Benedykta XVI o celibacie.

 

Jest tam esej Benedykta XVI, który dotyczy dziejów historii celibatu w Kościele. To jest ten właśnie Ratzinger, którego kochamy i którego posługa polega na tym, żeby mówić jasno.  Benedykt XVI mówi, że dzisiejsze zakwestionowanie roli celibatu w Kościele i jego sens nadprzyrodzony łączy się z wielkim błędem, którym było dopuszczenie w Kościele do nadużywania metod historyczno-krytycznych w podejściu do Pisma Świętego. Na słowo Boga zostaje nałożony kaganiec cenzury. To my redaktorzy, tłumacze czy egzegeci decydujemy, co ma Bóg do powiedzenia współczesnemu człowiekowi – i jest to nieszczęście. To wtedy pojawia się ktoś, kto staje jako przeszkoda w relacji Bóg-człowiek.

 

Być może mamy do czynienia z tym o czym ostatnio mówił Benedykt XVI. Przestrzegał przed duchową mocą antychrysta. Antychryst zrobi wszystko by zaciemnić albo zasłonić działanie Chrystusa w naszym życiu. To jest niebezpieczne. Tu nie chodzi o polityczną poprawność dotyczącą tego że słowo „Izrael” może się źle kojarzyć. Spróbujmy wyrzucić ze Starego Testamentu wszystkie miejsca gdzie pojawia się słowo „Izrael” a już nie będzie Proroków. Jeśli dokonano czegoś takiego właśnie w Nowym Testamencie, wyjaśniając by to się nie kojarzyło z państwem znajdującym się na Bliskim Wschodzie, to jest to smutne. To jest niebezpiecznie. Odczuwam wobec takich przykładów, nie tylko niechęć ale i trwogę. 

 

P.Ch: No właśnie. Ale to Dania, protestanci; ktoś mógłby powiedzieć że w Kościele katolickim jest przecież lepiej. Tymczasem i tu bywa rozmaicie. Jest choćby przykład nieco podobnego działania z naszego polskiego Kościoła. Mamy obecnie w obiegu teksty Nowenny do Miłosierdzia Bożego bazujące na dzienniczku św. Faustyny. W Dzienniczku czytamy, że powiada Pan: „dziś sprowadź mi dusze heretyków i odszczepieńców i zanurz ich w morzu miłosierdzia mojego”. Natomiast w zatwierdzonym tekście, i podanym do modlitwy katolikom w Polsce czytamy: „Dziś sprowadź mi dusze braci odłączonych i zanurz ich w morzu miłosierdzia mojego”. Jaki Ks. Prof. patrzy na takie korygowania, nie tak świętego tekstu jak samo Pismo Święte, ale jednak niezwykle ważnego dla katolików na całym świecie? Czy takie rzeczy są dopuszczalne?

 

Ks. prof. R.S: Mogę się tylko pocieszać że pan redaktor posługuje się wersją dla sióstr zakonnych.

 

P. Ch: Tak, ale taka wersja modlitwy jest też w modlitewnikach, jest wydawana przez wydawnictwo św. Wojciecha na przykład.

 

Ks. prof. R.S: Oczywiście żartuje. Tak wyglądały psałterze zwłaszcza  zawierające tzw. „psalmy złorzeczące”. Te które były w zbiorach  używanych przez niektóre klasztory żeńskie i tam dokonywano takiej – przepraszam za określenie – kastracji tekstów Pisma Świętego, żeby nie było zbyt dosadne albo gorszące. Sama s. Faustyna przeszła tajemnice bardzo bolesne w Kościele. Był czas – około 30 lat – gdzie teksty s. Faustyny i Dzienniczek były obłożone zakazem publikowania i rozpowszechniania przez Święte Oficjum, a jednocześnie ówczesny biskup Karol Wojtyła na Soborze, gdy pytał kardynała Ottavianiego – szefa świętego Oficjum – co ma zrobić? Usłyszał: „Gromadź materiały. Nie zniechęcaj się bo przyjdzie kiedyś przełom”. I Ottaviani miał rację, to był „stary wyjadacz”, jeśli chodzi o trudności w Kościele z jednej strony, a z drugiej stronyprędzej czy później zawsze Duch Święty się jakoś przepcha przez te nasze trudności. Ale ewidentnie potem okazało się to co budziło wątpliwości w Świętym Oficjum w stosunku do Siostry Faustyny to nie był sam tekst, tylko tłumaczenie. Okazało się tak fatalne, tak złe, że niektóre fragmenty budziły wątpliwości doktrynalne. Tutaj, w tym wypadku, mamy do czynienia z tzw. demonem politycznej poprawności. Ja sam pamiętam na obronie mojego doktoratu na KULu jeden z recenzentów zarzucił mi posługiwanie się pojęciem „poganie”. przecież od Sooru Watykańskiego II nie ma takiego pojęcia jak „poganie”, twierdził; dziś mówimy o ludziach dobrej woli albo w inny sposób… Uratowałem się posługując się cytatami z papieży XX wieku, którzy mówili że należy głosić Ewangelię poganom. Jeśli kogoś gorszy słowo „poganin” albo słowo „heretyk” to jeszcze nie zna życia.

 

P. Ch: Oczywiście. Ale to takie drobne – można powiedzieć – przykłady, trochę marginalium tego istotnego problemu, o którym sam Ks. Prof. mówił przy okazji tej sprawy z celibatem. Wydaje się że dzisiaj masa zamieszania w Kościele katolickim wynika z takiej zupełnie dowolnej interpretacji Pisma Świętego. Chciałbym poprosić Ks. Prof. o taką – można powiedzieć – wspólną ocenę dwóch podstawowych problemów, które wstrząsały i ciągle wstrząsają Kościołem z tego powodu. No bo mamy sprawę adhortacji apostolskiej Amoris laetitia na podstawie której wiele episkopatów dopuściło rozwodników w nowych związkach do komunii świętej; jakiś czas temu generał Jezuitów o. Arturo Sosa Abascal powiedział, że przecież nie wiemy co tak naprawdę mówił Pan Jezus o małżeństwie, bo wtedy nie było dyktafonów. A zatem możemy jakoby ustalać dość arbitralnie jak nam się to wydaje. Z drugiej strony z kolei mamy dziś wielką ofensywę żeby zmienić nauczanie Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu, chociaż zapisy Pisma Świętego są zupełnie jasne. Zarówno w Starym Testamencie jak i u św. Pawła, bardzo wyraźnie przedstawia się stosunek katolików do homoseksualizmu. W całej nauce katolickiej to też jest wyraźnie wyłożone.  A mimo to jest wielki front żeby to zmienić, i żeby zacząć błogosławić takie związki. Czy to też jest ten problem wynikający z całkowitego odejścia od właściwego odczytania Pisma Świętego i zastępowania interpretacji Pisma Świętego  jakimiś sposobami opartymi  na współczesnych wyobrażeniach? Jak to ksiądz profesor widzi?

Ks. prof. R.S: Przypomina mi się taki epizod: Wiele lat temu, po raz pierwszy profesorowie KUL,u przyjechali odwiedzić swojego dawnego przyjaciela i wspólprofesora wybranego na stolicę piotrową – Jana Pawła II. I przynieśli mu potężna księgę pierwszej encykliki „Redemptor Hominis” z komentarzami. JPII zrobił taki znaczący gest – wziął księgę w ręce, ważył  ją żeby pokazać jaka ona jest potężna i powiedział: „Encyklika? Komentarze!!!”. To było wiele lat temu i wtedy można było zareagować ironią na problem nieproporcjonalnej wielkości komentarzy do źródła. Dziś mamy inny problem. Problem całkowitej dowolności w interpretowaniu Pisma Świętego i dokumentów Kościoła, najważniejszych dokumentów Tradycji. Dziś każdy jest jakby papieżem w swoim własnym życiu i swojej własnej sprawie. Ześliznęliśmy się gdzieś w stronę niebezpiecznego protestantyzmu. To właśnie luteranizm polegał na zasadzie sola fide, że wystarczy tylko ufne podejście do Pisma Świętego i otwarcie się na całkowicie subiektywne na jego odczytywanie.  Każdy mógł sobie wydobyć takie znaczenie jakiego potrzebował, jakie chciał. To jest tak jakby ksiądz przyszedł na mszę i sobie dobierał czytania do homilii.

 

W tej chwili jesteśmy w takiej sytuacji która już przekroczyła pewien Rubikon. tzn. że tak bardzo przyznaliśmy sobie prawo do dowolności, że oczywiście to występuje pod różnymi postaciami, pojęciami, które są jak zwykle dziś często w nowomodzie katolickiej wieloznaczne. Dzięki temu można z jednej strony widzieć, że jest to coś ładnego, a z drugiej strony przemycić każdą truciznę. Dziś brakuje strażników właściwej interpretacji tak Pisma Świętego jak i innych źródeł kościelnej Tradycji. Teraz obowiązuje dowolność.

 

Być może przyzwolenie do mnożenia takich postaw dał sam papież Franciszek gdzie, chyba w trzecim punkcie Amoris laetitia zaznaczył, że dzisiaj Urząd Piotrowy czy Stolica Apostolska nie czuje się w konieczności interpretowania czy nadawania znaczenia, czy decydowania o wszystkich przejawach wiary i duszpasterstwa, że jakby ta sprawa zostaje przekazana w ręce konferencji episkopatu. Możemy dziś mieć taki efekt zamieszania , że w Polsce mamy ludzi którzy przystępują do komunii św. uznając że to jest ciało Chrystusa, a w Niemczech już mamy komunię św. podawaną na talerzykach jak chipsy. Albo w Niemczech mamy Drogę Synodalną z którą za żadne skarby  nie jesteśmy w stanie się utożsamić w naszym dotychczasowym myśleniu katolickim. Spróbuję dać całą swoja pensję profesorską komuś, kto zdecyduje się odnaleźć całkowitą zbieżność między dokumentami Drogi Synodalnej Kościoła niemieckiego a zawartością Katechizmu Kościoła Katolickiego.

 

Mamy coraz więcej dowolności, coraz więcej protestanckiego podejścia – jakby każdy człowiek miał prawo nadawać swoje własne znaczenie Słowu Boga, symbolom, regułom moralnym i stąd chaos. Jest  pewne niebezpieczeństwo które się kryje w postulatach typu: „trzeba zdobyć się na nowe paradygmaty teologii” albo „duszpasterstwo wyprzedza dogmaty” albo też całkowita dowolność którą czasami znajdowano choćby u kardynała Waltera Kaspera – rozumienia tradycji kościelnej jakby można było pogodzić to, że coś co kiedyś było plusem a dziś jest minusem, można to uzasadnić dynamiką albo prawami rozwoju doktryny bądź tradycji katolickiej. Nieraz nie da się takich rzeczy zaakceptować, bo wtedy to, co wczoraj było kłamstwem, dziś  jest prawdą, to co wczoraj było dobrem dziś jest już złem. Przypomina mi się Jan Paweł II kiedy podczas jednej z pielgrzymek do Fatimy powiedział, że „to co jeszcze do niedawna było traktowane jako grzech śmiertelny i budziło trwogę w sercach wielu katolików, dzisiaj nie tylko że jest uznawane za coś dobrego ale nawet otrzymało prawo obywatelstwa w cywilizacji zachodniej. Mamy dziś wiele ewidentnych grzechów śmiertelnych czyli to nie jest coś co jest dla nas brzydkie albo się nam to nie podoba. My wiemy, że jakaś postawa albo jakiś czyn prowadzi do potępienia wiecznego, czyli  tutaj się nie żartuje. Tutaj w grę wchodzi najwyższa stawka, przyszłość, dobro człowieka i to w ostatecznym znaczeniu. Jeśli coś takiego dziś jest podawana jako tzw. wartości europejskie choćby podeście do tzw. małżeństw homoseksualnych czy podejście do antykoncepcji czy aborcji. Przecież ma rację papież Benedykt XVI który mówi że dziś jednym z największych problemów Kościoła jest lęk związany z duchową, moralną czy antymoralną przemocą jaką stosuje  moralność pod tytułem „antychryst”. Jeśli ktoś dziś odważa się bronić albo sprzeciwiać się tym rzeczom to zostanie natychmiast wykluczony. Nie zostanie zaproszony do debaty, zostanie potraktowany jako ktoś z kim niewarto rozmawiać. Być może jest to jeden z powodów dla których niebawem spadną na nas katolików pasterzy, teologów, świeckich,  świadomych katolików restrykcje i prześladowania.

 

P.Ch: Księże profesorze, mówi Ksiądz o braku jedności i dowolnych interpretacjach… Można powiedzieć, że to chyba najwyraźniej widać w tym,  że dziś nawet nie modlimy się już tak samo Modlitwą Pańską w całym Kościele katolickim. O ile w Polsce bazując na tekście łacińskim, który z kolei oparty jest na teście greckim samego Pisma Świętego, powiadamy: „i nie wódź nas na pokuszenie” to już w niektórych krajach zachodnich już się tak nie modli, bo to zostało uznane za niepoprawne, niezrozumiałe, za sprzeczne z obrazem Boga, jaki się dziś żywi. Powiada się choćby po włosku: „i nie dozwól abyśmy ulegli pokusie”. Jak Ks. Prof. patrzy na zmienianie samej Modlitwy Pańskiej? Te tłumaczenia są przecież nie tylko uświęcone wielowiekowa Tradycją, ale i zupełnie wyraźnie oparte o grecki oryginał. Czy to też możemy sobie tak dowolnie zmieniać? O czym świadczy to, że nawet tutaj nie ma już jedności?

 

Ks. prof. R.S: Oczywiście, próby tych zmian czy uwspółcześniania modlitw, którymi się posługujemy, mogą mieć pewne racje teologiczne. Ale z drugiej strony chodzi o modlitwy które są nie tylko używane przez nas, one krążą w naszej krwi, one przechodzą przez nasze nerki i zwoje mózgowe. Stanowią część nas. „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario” to są modlitwy które stanowią element naszej  świadomości i podświadomości. Byłem kapelanem w szpitalu, ja wiem jak się zachowują osoby które tracą pamięć, albo które są pozbawione świadomości a mimo tego odmawiają Modlitwę Pańską albo „Zdrowaś Mario”. I teraz dokonywanie takich arbitralnych, szybkich zmian w tej chwili w sposobie modlenia się to przypomina próbę wymianę koni w galopie. Tzn. że bryczka może wylecieć z orbity albo woźnica przestanie się orientować w którą stronę ma jechać. To oczywiście dotyczy właśnie tego wspomnianego fragmentu: „nie wódź nas na pokuszenie” albo „nie dopuść abyśmy ulegli pokusie”. Ale tak samo wcześniej we Francji wiele lat temu próbowano zmienić „Zdrowaś Mario”. Zamiast „Ave Maria”, „raduj się Maryjo”. Jeśli mnie staremu księdzu już przeszkadza to że co jakiś czas w lekcjonarzach mszalnych są wprowadzane poprawki podczas gdy ucho się przyzwyczaja do brzmienia Słowa Bożego… Język jest pewnym nośnikiem, pojęcia pełnia rolę materii sakramentu. Słowo Boga to jest Duch Święty, zawarty w ludzkiej gramatyce, w ludzkiej semantyce. O tym mówi papież Benedykt XVI kiedy mówi o sakramentalności słowa. Że słowo Boga niesie łaskę, czyli żywą obecność Chrystusa, pod przykryciem naszego sposobu komunikowania się, werbalizacji. Zmiana materii która niesie łaskę zawsze jest ryzykowna. Nie jestem za tym żeby to w czambuł krytykować. Oczywiście wsłuchujemy się w racje i pasterzy i teologów. Ludzi którzy czasem pod wpływem najlepszego ducha proponują coś takiego. Ale uważałbym na tę potrzebę nieustannego zmieniania wszystkiego.

 

Ch: No właśnie. Mamy taką potrzebę – jak Ksiądz Profesor mówi – nieustannego zmieniania wszystkiego. I rzeczywiście masa rzeczy się zmienia. Nie ma już tej jedności między katolikami w różnych krajach. Czy Ksiądz profesor widzi jakieś drogi wyjścia z tego kryzysu, czy też może raczej mamy spodziewać się że ta dyktatura relatywizmu, ta dyktatura poprawności politycznej, tego cukierkownia  Ewangelii, przeważy i Kościół przestanie głosić autentyczne Słowo Boże? Jak Ksiądz Profesor to postrzega? Co nas może czekać w przyszłości, biorąc pod uwage obecny stan rzeczy?

 

Ks. prof. R.S: Ile mamy godzin na rozmowę? [śmiech] Z jednej strony zdaje sobie sprawę, że zmienia się jakby historyczna postać Kościoła – przynajmniej w cywilizacji zachodniej chrześcijaństwa. Że chrześcijaństwo jest oparte o dogmat wcielenia, to znaczy, że odwieczny Syn Boga, odwieczne Słowo Boga, pojawił się w ludzkiej, historycznej postaci. Bóg  który jest niezmierny, poddał się miarom historii, czasu, człowieczeństwa. Tak samo, analogicznie działa Kościół – jego sposób funkcjonowania też się zmienia. Mam na myśli to, o czym prorokował wielokrotnie bł. Antonio Rosmini. Zajmowałem się nim kiedyś. To też jest przykład człowieka który bardzo wiele wycierpiał ze  strony różnych instytucji kościelnych pozostając zawsze człowiekiem, który kocha Kościół i jest pokorny wobec niego. Nawet został potępiony czterdziestoma tezami przez Święte Oficjum a po ponad stu latach całkowicie zrehabilitowany i jest błogosławionym Kościoła katolickiego. Napisałem kiedyś o nim tekst pt.: „Święty heretyk”. On mówił – Rosmini –  już 150 lat temu, że Kościół będzie potrzebował, jakby zrzucić z siebie postać cywilizacji zachodniej – uregulowanej, pysznej, dominującej. I będzie potrzebował wrócić do postaci w jakiej żył w trzech pierwszych stuleciach. Czyli do małych wspólnot i do syntezy wyznawaj wiary z radykalnym życiem. Że opowiedzenie się za Chrystusem będzie w życiu chrześcijan znów doprowadzone do ostatecznej konsekwencji tzn. do przyjęcia miłości Boga aż w wymiarze krzyża, aż do dawania świadectwa męczeństwa. O tym samym mówił też Joseph Ratzinger 1969 roku. Jest to tzw. „proroctwo Ratzingera”, które coraz bardziej się już przedziera do naszej świadomości. Wtedy to były czasy, kiedy skończył się Sobór, kiedy było dużo entuzjazmu związanego z odnową, otwarciem się na świat. Wielu myślało, że to otwarcie się Kościoła spowoduje, że cały świat niebawem stanie się chrześcijański i soborowy. Okazało się, że przyszła „zima Kościoła”, że przyszło wielkie rozczarowanie, że nie tylko świat nie stał się wrażliwy na umizgi ludzi Kościoła, ale wręcz w wielu miejscach sam Kościół pozwolił się zsekularyzować. I do dziś mamy tego poważne skutki. Kiedyś znalazłem wywiad z kardynałem Eijk’iem. Wnikliwie obserwuję tego człowieka. Wydaje mi się, że on ma dużo do powiedzenia w tej chwili – to jest prymas Holandii. Holandia była krajem świętym, była krajem który jeszcze dwa pokolenia temu dostarczał największą ilość misjonarzy. W tej chwili z Kościoła w Holandii zostało prawie nic. Kościół kardynała Alfrinka, Kościół eksperymentów z katechizmem tzw. holenderskim po Soborze. Deklaracja niepodległości ogłoszona przez biskupów i świeckich po encyklice Humanae Vitae, Pawła VI. Rozmawiamy w dniu gdy kalendarz liturgiczny wspomina św. Pawła VI. To właśnie kard. Eijk w jednym wywiadzie powiedział: „Ja należałem do tych ludzi, którzy doprowadzili do obecnej sytuacji w Kościele. Myśmy wierzyli – zwłaszcza po 1968 roku – że trzeba w ten sposób, że trzeba kłaść akcent na człowieku, że wszystko inne jest podporządkowane – Trójca Święta, Pan Bóg, Chrystus, święci, nadprzyrodzoność. Że najważniejszy jest człowiek i życie tutaj. Myśleliśmy że trzeba przede wszystkim wsłuchiwać się w głos statystyk, socjologii, studiować szkołę frankfurcką, freudyzm, marksizm, by zrozumieć człowieka, by dotrzeć do układu nerwowego Ewangelii. Myśmy doprowadzili do takiego stanu, że dziś w Kościele nie ma prawie nic”. Potem kard. Eijk powiedział: „dzisiaj najbardziej mnie pociesza, że widzę odtwarzające się małe grupy, małe wspólnoty młodych ludzi którzy kochają Najświętszy Sakrament. Odzyskują miłość do Najświętszego Sakramentu, szacunek do Matki Bożej i do comiesięcznej praktyki spowiedzi świętej”. Gdyby jeszcze kard. Eijk powiedział, że ci ludzie modlą się na kolanach – to ja byłbym  szczęśliwy. Myślę, że to jest droga wyjścia z tego kryzysu. Nie biegnie ona poprzez pracownie socjologiczne, nie biegnie także poprzez wielkie debaty i organizowanie kolejnych konferencji na temat interpretacji interpretacji reinterpretacji. Zresztą Joseph Ratzinger przestrzegał przed tzw. chrześcijaństwem papierowym czyli, że jedyna rzecz która nam wychodzi to jest produkowanie ogromnej ilości zapisów, sympozjów konferencji, mnożenia komentarzy, prowadzenia debat i dyskusji które później są drukowane choć nikt tego nie czyta. A gdzieś z boku pozostaje to, co jest najistotniejsze dla każdego chrześcijanina – wiara w tego Człowieka który przecierpiał straszną mękę na krzyżu, został pochowany i byli świadkowie Jego śmierci – a zmartwychwstał i żyje. Okazał się Synem Boga. Wiara w to, że ten prawdziwy Syn Boga jest Chrystusem czyli Mesjaszem. Jest jedynym Zbawicielem dla każdego człowieka, że głoszenie dzisiaj Ewangelii jest o wiele ważniejsze niż prowadzenia jakichkolwiek debat i budowanie dialogu, zarzucanie mostów i wiele innych mitycznych słów, wytrychów które w ostatnim czasie zrobiły wielka karierę w Kościele. Debatujemy, dyskutujemy, spotykamy się – a ludzie się gubią. Gubią się widząc szkockiego biskupa który uczestniczy w modlitwie muzułmańskiej i na koniec swym barytonem potwierdza „amen”. Muzułmanie się cieszą w tym momencie i uznają, że katolicki hierarcha przeszedł na ich religię. Ludzie się gubią, gdy widzą jakiegoś innego hierarchę, który przynosi naręcze kwiatów i składa na ołtarzu buddyjskim. Ludzie się gubią, gdy widza festiwale dowolności. Kiedy nie wiadomo czy ma jeszcze znaczenie, czy jesteś  wyznawcą Chrystusa czy jesteś wyznawcą rycerzy jedi. Ważne byś był nowoczesny i dobry. Tak jakby Ewangelia straciła na aktualności. Budzi trwogę takie coś, co wychodzi z Duńskiego Stowarzyszenia Biblijnego, dlatego że daje nam do myślenia, jakby nabieranie przekonań czy pojęć o chrześcijaństwie miały już przypominać uczenie się pojęć o życiu na zajęciach w prosektorium. To co często robi się  z Pismem Świętym, czy różnymi źródłami naszej duchowości czy z liturgią czy z naszym przepowiadaniem, przypomina zajęcia w prosektorium. To jest już podejście do czegoś, co wydaje się martwe.

 

Ja myślę że w tych miejscach Kościół przeżyje: Tu widzę przyszłość Kościoła jeśli Kościół będzie stanowił środowisko ludzi którzy uwierzyli w Boga żywego, w Chrystusa zmartwychwstałego i w to, że Chrystus żyje w sakramentach, przepowiadanym kerygmacie i świadectwie wiary, nierozerwalności małżeńskiej, dziewictwie, celibacie, w tych wszystkich znamionach, które decydują o wyjątkowej oryginalności chrześcijaństwa. Bo chrześcijaństwo jest po to, by dawać ludziom znaki, świadectwo o tym, że jest życie wieczne, że jest nadprzyrodzoność a to jest przesłanka najbardziej dzisiaj zagrożona.

 

P.Ch: I oby tej wiary było jak najwięcej. Obyśmy się na kolanach – tak jak ksiądz profesor mówił – o to wszytko modlili. Bardzo dziękuję Księże Profesorze.

Z Panem Bogiem.

 

Ks. prof. R.S: Dziękuję serdecznie. Szczęść Boże. 

 

 

Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 133 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram