11 sierpnia 2020

Józef Haller. Spod Krakowa przez Warszawę do Londynu – i z powrotem [OPINIA]

(Gen. Józef Haller. FOT.:Public domain)

Jadąc najkrótszą drogą z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej mniej więcej w połowie drogi naszym oczom ukarze się tabliczka z zaskakująco znajomo brzmiącą nazwą: Polanka Hallera. Skąd tutaj – na pogórzu wielickim, w okolicy malowniczej, a jednocześnie oddalonej od centrum światowej, czy nawet polskiej polityki i historii – nazwa, która niemal każdemu „coś mówi”, z czymś lub kimś się kojarzy? Odpowiedź może zaskoczyć swoją prostotą. To bowiem właśnie w tej okolicy swoją siedzibę mieli Hallerowie – polska rodzina o niemieckim pochodzeniu, która przez wieki służyła krajowi. Nie inaczej było i w roku 1920, gdy swój udział w zwycięstwie nad bolszewikami miał bodaj najbardziej znany dziś przedstawiciel rodu – generał Józef. Czy pamiętając o Cudzie nad Wisłą oraz autorach tego świetnego zwycięstwa, z Józefem Piłsudskim i Tadeuszem Rozwadowskim na czele, pamiętamy także o „błękitnym generale” oraz wartościach, jakie wyznawał?

 

Jego ojciec – Henryk Haller von Hallenburg – walczył w powstaniu styczniowym, zaś dziadek ze strony matki, Olgi z Treterów, był kapitanem Wojska Polskiego w czasie powstania listopadowego oraz kawalerem krzyża Orderu Virtuti Militari. Z kolei młodszy brat Józefa, Cezary, pełnił funkcję posła do parlamentu austriackiego, a jako polski wojskowy zginął w roku 1919 w walkach z Czechami. Natomiast jego kuzyn, Stanisław, był generałem Wojska Polskiego i został zamordowany przez sowietów podczas zbrodni katyńskiej. Widać więc wyraźnie, że potomkowie Johanna Hallera – człowieka przybyłego do Krakowa kilkaset lat wcześniej i niezwykle istotnego dla historii druku w Polsce – to ludzie zasłużeni dla kraju.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zasłużony był również i Józef, który – jak się wydaje – spośród swoich krewnych znany jest obecnie największej liczbie rodaków, choć z pewnością swoim życiem i on, i inni Hallerowie, zasłużyli na coś więcej niż li tylko kojarzenie i fonetyczną rozpoznawalność nazwiska wyniosłą ze szkolnej ławy przez co pilniejszych uczniów. Mówimy bowiem o bohaterze, który bez najmniejszych wątpliwości powinien być wymieniany jednym tchem wraz z innymi polskimi dowódcami swoich czasów. To jednak nie wszystko, gdyż mowa o człowieku, który – za sprawą wyznawanych przez siebie wartości – w sposób naturalny winien być wspominany i czczony przez prawicę jako wierny Kościołowi syn narodu polskiego. Tak się jednak niestety nie dzieje, a wielu polskich konserwatystów zdaje się lepiej znać osobę Józefa Piłsudskiego niż jego imiennika rodem spod Krakowa. A był Józef Haller patriotą służącym Ojczyźnie tak w dobie zaborów i w dwudziestoleciu międzywojennym, jak i podczas II wojny światowej, zajmując się przeróżnymi zadaniami – od organizacji kursów rolniczych, mleczarskich czy hodowlanych, przez pełnienie funkcji posła, po dowodzenie „Błękitną Armią” i zaślubianie Polski z Bałtykiem.

 

Józef, trzecie z kolei dziecko Henryka Hallera, przyszedł na świat 13 sierpnia roku 1873 w podkrakowskich Jurczycach i – obok Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Korfantego czy Witosa – należał do pokolenia niepokornych, co w praktyce oznaczało, że swoją wczesną dorosłość przeżywał w okresie poprzedzającym odzyskanie przez Polskę niepodległości, zaś jako dojrzały i starszy mężczyzna służył już odrodzonej Ojczyźnie, a następnie państwu walczącemu z okupantem. Nie mogło być jednak inaczej. Praca dla kraju wynikała wszak z postawy przodków i krewnych oraz patriotycznej atmosfery w domu rodzinnym.

 

To jednak nie wszystko, gdyż młody Józef odebrał głęboko religijne wychowanie i wraz z innymi członkami rodziny był członkiem Sodalicji Mariańskiej oraz tercjarzem franciszkańskim. Pobożność Hallera była wyraźnie widoczna także w kolejnych etapach jego życia, które po wczesnej młodości spędzonej w okolicach Skawiny toczyło się we Lwowie (gdzie ukończył niemieckie gimnazjum), Koszycach (Niższa Szkoła Realna), Hranicach (prestiżowa Wyższa Szkoła Realna, do której uczęszczali także austriaccy arcyksiążęta) oraz w Wiedniu (studia na Akademii Technicznej – wydział artylerii). Po studiach Józef Haller pełnił służbę w 11. Pułku Artylerii we Lwowie, w tym czasie zawierając także małżeństwo z Aleksandrą Salą, z którą doczekał się syna Eryka. Na emeryturę wojskowy odszedł młodo i szybko, bo po 15 latach służby – w roku 1910 – gdyż, jak sam zauważył, niczego więcej nie mógł nauczyć się w austriackiej artylerii, a chciał służyć Ojczyźnie w chwili, gdy ta będzie go potrzebowała. W tym okresie sposobnością do działalności dla dobra Polski okazała się dla Józefa Hallera praca społeczna dotycząca spółdzielczości i rolnictwa – przyszły generał organizował rozmaite kursy. To jednak nie wszystko, gdyż przed rokiem 1914 włączył się w rozwój Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, które militaryzował oraz w polonizację ruchu skautowego i przemianę go w harcerstwo.

 

Oczywiście dla byłego wojskowego wybuch I wojny światowej oznaczał powrót do wcześniejszych zajęć. Od lata 1914 Józef Haller służył w Legionie Wschodnim, a następnie w Legionach Polskich. Przyszło mu wtedy walczyć z Rosją w Karpatach, jednak antyrosyjska orientacja w przypadku tego dowódcy nie była jedyną. Józef Haller bił się bowiem w latach 1914-1918 ze wszystkimi zaborcami: także z Austro-Węgrami oraz z Niemcami – a z II Rzeszą nie tylko na wschodzie, ale i na zachodzie, gdzie dotarł poprzez porty północnej Rosji. We Francji Komitet Narodowy Polski przekazał mu dowództwo nad tworzoną tam polską armią składającą się z jeńców z armii państw centralnych oraz z Polonii amerykańskiej oraz w mniejszym stopniu brazylijskiej. Co istotne, armia dowodzona przez Józefa Hallera – wtedy już generała – została uznana przez władze państw Ententy za „samodzielną, sojuszniczą i jedyną współwalczącą armię polską”. W historii ta formacja zapisała się jako Błękitna Armia.

 

Po bojach z Niemcami jednolicie umundurowana i dobrze uzbrojona (także w samoloty i czołgi) stutysięczna armia Józefa Hallera została przetransportowana do Polski, a jej dowódca był witany w kraju jak narodowy bohater. Radość trwała jednak tylko chwilę, gdyż Błękitna Armia rychło włączyła się w walki o kształt granic i utrzymanie niepodległości. Generał dowodził m.in. w walkach z Ukraińcami w Galicji, a potem odbierał od Niemców Pomorze. To właśnie wtedy, 10 lutego 1920 roku, dokonał symbolicznego aktu zaślubin Polski z morzem.

 

Jedno z największych wyzwań w życiu było jednak cały czas przed Józefem Hallerem. Oto bowiem wiosną roku 1920 Wojsko Polskie i siły Ukraińskiej Republiki Ludowej rozpoczęły ofensywę zakończoną zdobyciem Kijowa. Następnie do kontrataku przystąpili bolszewicy, którzy po upływie około 3 miesięcy byli już pod Warszawą. Sam Haller – choć wojnę z Rosją sowiecką nazwał „awanturniczą wyprawą, która grozić może Polsce utratą niepodległości” – włączył się w obronę kraju przed komunistyczną nawałą. Wchodził w skład Rady Obrony Państwa oraz został Generalnym Inspektorem Armii Ochotniczej. Miał wielkie zasługi w jej organizowaniu – do 20 sierpnia liczyła blisko 165 tys. osób. Wielu jej członków wywodziło się z harcerstwa, co zapewne wynikało z faktu kierowania przez Józefa Hallera ZHP. W odezwie-rozkazie skierowanym do ochotników generał pisał o obronie zagrożonej wolności, kończąc słowami: „Bóg z wami!”.

 

W połowie sierpnia roku 1920 wyniesiona z domu w podkrakowskich Jurczycach pobożność i głęboka wiara gen. Józefa Hallera była wyraźnie dostrzegalna. Mimo natłoku licznych obowiązków, które dowódca sumiennie wypełniał, zawsze znajdował czas na modlitwę – pamiętał w niej także o swoich żołnierzach. Codziennie rano uczestniczył w Mszy i przyjmował Komunię świętą. To jednak nie wszystko, gdyż dowódca Frontu Północno-Wschodniego tuż przed decydującą bitwą z bolszewikami leżał krzyżem w warszawskim kościele pw. Najświętszego Zbawiciela. Widać więc wyraźnie, że mówimy o człowieku, którego należy stawiać za wzór tak podczas kazań, jak i w procesie wychowywania młodego pokolenia Polaków. Niestety tak się nie dzieje, a polska edukacja ciągle kroczy mocno wytartymi szlakami.

 

Wielkie zwycięstwo naszych przodków nad komunistyczną nawałnicą umożliwiło dalsze istnienie państwa polskiego. W czasach pokoju generał Haller pełnił rozmaite funkcje w wojsku, a w latach 1922-1927 był posłem Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej. Przewodniczył ponadto Związkowi Hallerczyków, który zrzeszał jego byłych podkomendnych.

 

Zarówno przed jak i szczególnie po zamachu majowym Józefa Piłsudskiego z roku 1926 narastała wzajemna niechęć obu panów. Dyktator postrzegał „błękitnego generała” jako stronnika wrogiej wobec sanacji narodowej demokracji oraz jej lidera Romana Dmowskiego. Była w tym pewna słuszność, gdyż Józef Haller prezentował poglądy nacjonalistyczne. Co więcej, miał nawet wiedzieć, że jego ludzie siłą strzygli brody niezasymilowanym Żydom. Hallera oskarża się także o wzniecenie antysemickiej atmosfery, która doprowadziła w roku 1919 w Częstochowie do rozruchów oraz o szkalowanie prezydenta Gabriela Narutowicza jako wybranego głosami mniejszości narodowych. Z kolei generał nie darzył Piłsudskiego zaufaniem, gdyż widział w Marszałku „czerwonego bolszewika rabującego pociągi”. Spór rozgrzało przeniesienie Hallera w stan spoczynku w wyniku potępienia przezeń zamachu stanu.

 

Po roku 1926 gen. Józef Haller wraz z rodziną osiadł na Pomorzu. Pozostał jednak aktywny. Wspierał m.in. swoich podkomendnych – weteranów i inwalidów – żyjących w kraju oraz za granicą. Wtedy też powstało powiedzenie: Jak bieda doskwiera, to się idzie do Hallera. Do polityki generał wrócił w roku 1936, gdy zaangażował się w antysanacyjny Front Morges oraz później w Stronnictwo Pracy. Inicjatywy nie odniosły jednak sukcesu, a środowisko Józefa Piłsudskiego rządziło także po śmierci Naczelnika, aż do roku 1939.

 

Wraz z wybuchem II wojny światowej gen. Haller przez Rumunię dostał się do Francji. Tam premier generał Władysław Sikorski powierzył mu funkcję przewodniczącego Międzyministerialnej Komisji Rejestracyjnej oraz ministra bez teki. Wtedy też „błękitny generał” odwiedził Amerykę, gdzie zachęcał Polaków do włączania się w powstające we Francji Wojsko Polski. Z kolei po upadku tego kraju dostał się do Wielkiej Brytanii i w polskim rządzie w Londynie kierował resortem oświaty.

 

Po wojnie pozostał na Wyspach, gdzie zmarł 4 czerwca 1960 roku. Pochowano go na cmentarzu Gunnersbury, a dzięki inicjatywie polskich harcerzy w roku 1993 prochy wybitnego dowódcy spoczęły w kościele garnizonowym pw. św. Agnieszki nieopodal Wawelu.

 

Czy jednak słyszeli Państwo o uroczystych Mszach świętych w jego intencji lub składaniu na grobie gen. Hallera wieńców przez państwowe delegacje? Oczywiście zdarza się, że „błękitny generał” jest upamiętniany – ale nie przez najwyższych oficjeli i z najznamienitszą oprawą, a jedynie skromnie, znacznie skromniej niż sobie na to zasłużył. Ponadto rzadko słychać, by o tym wybitnym dowódcy pamiętały organizacje społeczne o profilu prawicowym, narodowym czy konserwatywnym – a przecież takich, w samym tylko Krakowie, nie brakuje. Można nawet rzec, że pamięć o Józefie Hallerze niejako ginie w natłoku innych bohaterów. Jest Piłsudski. Są Dmowski, Witos i inni ojcowie niepodległości. Są bohaterowie z czasów zaborów i herosi II wojny światowej. Wielu z nich – ze szczególnym uwzględnieniem Marszałka – ma liczne pomniki i ulice niemal w każdej polskiej miejscowości. Tymczasem „błękitny generał” – pobożny katolik i gorący patriota – trafił niejako do drugiej ligi bohaterów, a uczniowie niekiedy nie mają nawet szansy, by poznać jego sylwetkę w szkole. To błąd, który należy naprawić, a zmianę możemy zacząć od siebie – chociażby od odwiedzenia jego miejsca spoczynku w Krakowie czy Izby Pamięci Rodu Hallerów w Jurczycach oraz modlitwy za generała, który przecież – jak każdy człowiek – nie był wolny od wad.

 

W ten sposób sprawimy, że przetrwają wartości niezwykłego dowódcy, którego historia niejako domknęła się wraz ze sprowadzeniem jego prochów pod Wawel. Dzięki temu w sercach narodu – przynajmniej na chwilę – odżyje dziedzictwo wielkiego Polaka, z którego obecnie pozostało niewiele więcej, niż li tylko żartobliwy zwrot mojego znajomego, który pół żartem wspomina, że jego rodzina z Polanki Hallerom wypasała krowy.

 

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie