1 kwietnia 2021

Joseph Pearce: Oglądając ponownie „Pasję” Mela Gibsona

(Kadr za filmu )

Minęło siedemnaście lat od premiery Pasji Mela Gibsona i mniej więcej tyle czasu upłynęło odkąd widziałem ją po raz ostatni. Był okres kilku lat po jej wejściu na ekrany, kiedy moja żona i ja postanowiliśmy oglądać ją w czasie Wielkiego Tygodnia. Skończyło się to wówczas, gdy nasza córka dorosła wystarczająco, by wstrząsnęło nią to, co ujrzała na ekranie, czyli makabryczna przemoc, z jaką została przedstawiona Męka naszego Pana przez Gibsona, która była niestosowna dla młodych oczu. Przez lata zatem nasza kopia DVD gromadziła kurz wśród wielu porzuconych płyt w szafce w pokoju zabaw. W tym roku nasza córka skończyła niedawno trzynaście lat, odkurzyliśmy więc płytę i oglądaliśmy film razem jako rodzina.

 

Ponownie byłem oszołomiony tym, jak dobry jest ten film. Jest on w rzeczywistości tak dobry, że oglądanie go jako jedynie filmu jest nieadekwatne. Jest on czymś dużo więcej. Przekracza on gatunek, przeciwstawiając się jego ograniczeniom. Robi to paradoksalnie poprzez łamanie wszystkich zasad. Dialog, którego jest bardzo niewiele, jest oszczędny, zwięzły i trzyma się tematu. Nie ma w nim nieistotnej wielomówności. Nie ma wypowiedzianego słowa, które nie byłoby całkowicie konieczne, a każde z nich jest wypowiadane z największą mocą. A co więcej, oszczędny dialog wypowiadany jest albo po aramejsku, albo po łacinie, co wymaga użycia napisów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ta śmiała decyzja, by pozwolić tej historii przemawiać archaicznymi „martwymi” językami, jest naprawdę trafna, dodając paradoksalnej głębi i mocy tam, gdzie to, co tajemnicze, służy uwzniośleniu tego, co olśniewające, w dużej mierze tak, jak łacina uszlachetnia i oświetla liturgię. Gdyby Chrystus mówił hollywoodzkim angielskim, zwulgaryzowałoby to i strywializowało Jego słowa, w dużej mierze tak, jak język narodowy wulgaryzuje i trywializuje słowa konsekracji podczas Mszy. Ponadto napisy pod filmem i wyrafinowanie doświadczenia widza tego dzieła wymaga wzrokowego związku ze słowami, a nie jedynie związku słuchowego. Podczas gdy ucho jest jeszcze bardziej skłonne do wyłączania się od oka, to podwójne zaangażowanie zmysłów pogłębia pogrążenie się widza w akcji, gdy czytające oko służy wsparciu słuchającego ucha.

 

Akcja – jeśli przedstawienie Męki Chrystusa można zredukować do takiej analizy – przestrzega narracji ewangelicznej, wspomagana i wspierana przez tradycję, w szczególności tradycję, która została utrwalona w popularnych i pobożnych praktykach religijnych, takich jak tajemnice bolesne Różańca i stacje Drogi krzyżowej. Mamy modlitwę w Ogrójcu, zdradę Judasza, biczowanie, cierniem ukoronowanie, dźwiganie krzyża, trzykrotny upadek pod ciężarem krzyża, Szymona Cyrenejczyka, płacz kobiet jerozolimskich, spotkanie ze św. Weroniką i cud chusty, spotkanie Chrystusa z Jego Matką na via dolorosa i oczywiście makabryczny dramat samej Golgoty.

 

Nie ma łatwej ulgi wśród tej brzydoty grzechu i piękna reakcji Chrystusa nań, ale jest tu pewien stopień dramatycznego wytchnienia od bolesnej intensywności Męki w retrospekcjach z życia Chrystusa: domowe życie z Jego Matką przed podjęciem misji publicznej, Jego nauczanie i kazania, a w końcu – i bez wątpienia nie najmniej istotna – Ostatnia Wieczerza, która jest przedstawiona jako typologiczna zapowiedź zarówno Ukrzyżowania, jak i ofiary Mszy św.

 

Jeśli chodzi o obsadę, to jest ona bezbłędna. Gra Jima Caviezela w roli Jezusa jest tak trafna, że usuwa w cień wszystkie inne przedstawienia Chrystusa. Matka Boża to ponadczasowe i wieczne piękno; Maria Magdalena to piękno zmysłowe sugerujące jej grzeszną przeszłość, ale przemienione przez jej miłość do Pana i przez jej skruszonego ducha. Jan Ewangelista to przejmująca obecność w milczeniu jego miłości do zarówno Chrystusa, jak i Matki Chrystusa. Z drugiej strony groteskowa fizyczna brzydota wielu postaci jest środkiem do wyjawienia ich groteskowej brzydoty duchowej. Demoniczna obecność jest obojnaczo odrażająca w postaci samego Szatana, ale także Heroda i satanistycznie egocentrycznym narcyzmie i dekadencji jego dworu.

 

Jak przystoi dziełu o tak głębokiej ortodoksji – a Pasja Mela Gibsona jest bez wątpienia takim dziełem – ciemność nie zwycięża. Cień Upadku, który pada na Golgotę, nie jest ukazany jako ostateczne zwycięstwo ciemności nad światłem, ale preludium ostatecznego zwycięstwa Światłości nad ciemnością. Po katastrofie Ukrzyżowania następuje w Pasji Mela Gibsona – tak jak w rzeczywistej Męce Chrystusa – eukatastrofa Zmartwychwstania, nagły radosny zwrot w historii człowieka, do którego doprowadza sam Bóg.

 

Zacząłem te rozważania od stwierdzenia, że nieadekwatne jest opisanie arcydzieła Mela Gibsona jako filmu, upierając się przy tym, że jest ono czymś dużo więcej niż tylko to. Byłoby dużo trafniejsze określenie go ruchomą ikoną. Wzywa ono nas do modlitwy. Prowadzi do kontemplacji, która wiedzie nas do stanięcia w obecności samego Chrystusa. Jest to dar nie do opisania, wyjawiający nieadekwatność mojej niezgrabnej pisaniny. Jak powiedział T. S. Eliot o Boskiej Komedii Dantego, nie ma nic, co można by zrobić w obecności takiego niewysłowionego piękna, oprócz wskazania nań i milczenia. Powiedziano wystarczająco, ponieważ niemożliwe jest powiedzieć wystarczająco. Brak słów, które dorównałyby temu zadaniu. Reszta jest milczeniem. Milczeniem i pochwałą. Milczącą pochwałą obecności przekraczającej milczenie.

 

Joseph Pearce

Źródło: theimaginativeconservative.org

Tłum. Jan J. Franczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(16)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie