10 kwietnia 2014

Młode pokolenie Niemców bardziej konserwatywne

(fot. REUTERS/Stefanie Loos / FORUM)

Niemcy uzależniają swoją ocenę Unii Europejskiej od stanu własnego portfela, zaś problemy zagraniczne, o ile nie wpływają na ekonomiczną kondycję typowego Johanna Schmitta, nie mają dla nich większego znaczenia – mówi w rozmowie z portalem PCh24.pl prof. Roman Kochnowski, politolog i niemcoznawca.

 

Jakie są nastroje Niemców względem wielkiej koalicji CDU-CSU?

Wesprzyj nas już teraz!


Przeciętny niemiecki wyborca uzależnia poparcie od stanu swego portfela. Ten – na tle innych mieszkańców Unii Europejskiej – ma się całkiem nieźle. Stworzenie strefy euro sprawiło, że bogaci tej części kontynentu stali się jeszcze bogatsi. Skorzystały Niemcy, Austria, Holandia, Dania, Szwecja, w nieco mniejszym stopniu Belgia – to są te zadowolone, „syte” kraje strefy wspólnej waluty. Włochy w większym, Francja w mniejszym stopniu leżą na pograniczu, reszta unijnych krajów wygląda, jak wygląda.

 

Dopóki statystyczny Johann Schmitt jest zadowolony ze swej pozycji, dopóki w Niemczech utrzymuje się relatywnie niewielkie bezrobocie, nie sądzę, by czekały nas jakieś większe zmiany na tej scenie politycznej. Problemy zagraniczne, o ile nie przekładają się na niemiecką gospodarkę, nie powinny mieć większego wpływu. Wystarczy wspomnieć, że kiedy w 1973 roku nadszedł kryzys naftowy, ówczesna koalicja Socjaldemokratycznej Partii Niemiec i Wolnej Partii Demokratycznej szczególnie nie ucierpiała.

 

Oczywiście wybory do Parlamentu Europejskiego mogą wyłonić nową siłę – Alternatywę dla Niemiec. Nie ulega wątpliwości, że poparcie dla tej formacji rośnie. Jest to paradoks: dzięki euro Niemcy zdominowali europejską gospodarkę bardziej, niż miało to miejsce w czasach niemieckiej marki. Niemniej utożsamiają oni stare dobre czasy właśnie z tą walutą. Wpływa na to kwestia pomocy dla Grecji, miliardy euro bezsensownie topione w tym kraju. Większość niemieckich podatników nie wie, że praprzyczyną kłopotów Aten jest właśnie wspólna waluta. Grecy nie posiadają narzędzi, dzięki którym mogliby zdeprecjonować swoją walutę i uczynić turystykę bardziej opłacalną, nie mówiąc już o eksporcie swoich towarów, których nie produkują już za wiele.

 

Czy mamy obecnie do czynienia z kryzysem niemieckiej lewicy, wywołanym oskarżeniami o pedofilię?


Ten kryzys podpowiada nam skąd biorą się określone preferencje polityczne, jak i niestety seksualne, niektórych przedstawicieli lewicy. Od czasów zjednoczenia niemiecka lewica cierpi na już chroniczny kryzys autorytetów. Ostatnim poważnym politykiem był Willy Brandt, który jako jedyny – gdy padał mur berliński – powiedział, że teraz oto zrośnie się to, co należy do siebie. W momencie, gdy Willy Brandt zmarł, przywódców zabrakło.

 

Były kanclerz Gerhard Schröder ze swoją trzecią czy czwartą małżonką, siedzący w kieszeni Gazpromu, jest nie tylko postacią kabaretowa, ale i niebezpieczną. Wskazuje na skalę rosyjskiego lobbingu w Niemczech, nie tylko wśród polityków lewicy. Nie dostrzegam na lewej stronie niemieckiej sceny politycznej kogoś, kto mógłby choć w minimalnym stopniu zyskać ten autorytet, jaki posiadał Brandt.

 

W wywiadzie dla „Süddeutsche Zeitung” jeden z dawnych współpracowników Brandta stwierdził, że… nie byłoby problemu z Ukrainą (w domyśle, także z Polską), gdyby NATO się nie rozszerzało. Konsekwentnie mógłby stwierdzić, że nie byłoby „problemu” gdyby dalej istniał Związek Sowiecki. To najlepiej ukazuje stan ducha niemieckiej lewicy. Przeczytałem też komentarze do tej wypowiedzi, głosów krytycznych było niewiele i miały niewielką liczbę pozytywnych ocen. Przeważały głosy pochwalne. Może to efekt manipulacji, ale skóra cierpnie na myśl, że to faktycznie głosy niemieckiej opinii publicznej. Czyli, że dopóki rosyjskie czołgi nie pojawią się nad Renem, Niemcy nie będą dostrzegać żadnego problemu. A jeśli się już pojawią, to stwierdzą tylko, że mają nieoczekiwanych rosyjskich gości i jakoś ten problem trzeba rozwiązać. Najlepiej dyskursem. Życzę im powiedzenia.

 

Możemy mówić o kresie pokolenia roku ‘68?


W sferze wartości – niewątpliwie tak. Sztandarowym przykładem jest tu Daniel Cohn-Bendit, pochodzący z francusko-niemieckiej rodziny. Pojawia się pytanie: czy nowe pokolenie będzie skłonne w większym stopniu ulegać pozytywnym wartościom? Czy będzie to raczej pokolenie zadowolonych przeżuwaczy resztek konsumpcjonizmu? Pokolenie roczników końca lat 80-tych, stanie wobec niewyobrażalnych problemów, o ile postawy i polityka ekonomiczna krajów unii nie ulegnie zmianie.

 

W ciągu ostatnich dwóch lat słychać było w Niemczech głosy wskazujące na rosnący konserwatyzm młodzieży.


To nie tylko sprawa Niemiec i napawa to nadzieją. W Wielkiej Brytanii połowy XIX stulecia, gdy nadchodziła epoka wiktoriańska, starzy dandysi – o właśnie, w rodzaju Cohn-Bendita – nie wiedzieli co się dzieje. Pogoń za spódniczkami przestała być zabawą numer jeden młodych angielskich arystokratów!

 

Ta zmiana daje się zauważyć, widzę to w przypadku moich studentów. Istnieje żywy głód prawdziwych wartości. Czy pociąga nas to, co jest dozwolone? Ten zwrot to też często bunt przeciwko stylowi życia rodziców. Młodzi ludzie pamiętają: wśród komputerów, gier i lalek Barbie widzieli rodziców kontynuujących beztroskę z czasów studenckich i ich Sex & Drugs & Rock & Roll. Nie wykluczone, że ludzie pejoratywnie określani dziś jako „mohery” staną się wkrótce obowiązującym wzorem do naśladowania.

 

Daje to pewne nadzieje.


Człowiek instynktownie dąży do Absolutu. Jakie poczucie absolutu oferuje Książę tego świata? Młode pokolenie pragnie czegoś więcej.

 

Rozmawiał Mateusz Ziomber

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie