18 września 2019

Upolitycznienie wszystkiego – grunt pod totalitaryzm

(Zdjęcie ilustracyjne. Fotograf: Adam Chelstowski/Archiwum: Forum)

Dyskusja dotycząca ścieków w Wiśle mówi wiele o polskim społeczeństwie i polityce; o relacjach między administracją państwową a samorządem, o wszechobecnym populizmie i poziomie debaty publicznej. Administracyjna kwestia ścieków staje się domeną polityki i ideologii. Wpisuje się też w ważniejsze zjawisko – chodzi o upolitycznienie wszystkich dziedzin ludzkiego życia.

 

Współcześnie kluczową kwestią polityczną stają się rozwody, homoseksualizm czy aborcja. Sprawy najbardziej prywatne z prywatnych stają się zatem przedmiotem publicznej manifestacji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Absurdalność tej sytuacji trafnie zauważył ksiądz profesor Paweł Bortkiewicz TCHR, komentując kwestię jednej z parad homoseksualnych w Warszawie. Zwrócił on uwagę, że „[…] problem, który jest problemem medycznym, psychologicznym, społecznym stał się wyznacznikiem politycznego kształtu państwa. Podobnie działo się we Włoszech. Tam odbyło się referendum na temat sztucznego zapłodnienia. Ponieważ zakończyło się fiaskiem, więcej – klęską braku frekwencji, komentarze medialne krzyczą dzień po tej klęsce: to zwycięstwo polityczne Kościoła” – pisał na łamach „Przewodnika Katolickiego”.

 

Polityzacja seksualności, in vitro, rozwodów i relacji rodzinnych jako takich jest więc dziś codziennością. Wielka w tym „zasługa” ruchów feministycznych, genderowych, LGBT et cetera. Wskutek ich działań kwestie takie jak noszenie sukienki lub spodni przez kobiety; całowanie w rękę czy przepuszczanie przez drzwi stają się wyrazem określania swego stanowiska wobec feminizmu czy też swej pozycji na diadzie prawica-lewica. W świecie po rewolucji kulturowej nawet stosowanie się do norm savoir-vivre nie jest już przejawem niekontrowersyjnej wysokiej kultury. Wszak wiele z jego wskazań feministki odrzucają jako wyraz patriarchatu.

 

Upolitycznienie gospodarki

W promowanie homoseksualizmu niestety zaangażowany jest często także wielki biznes. Jak na razie stanowi to głównie domenę Amerykanów. Pokazuje to choćby petycja z marca 2013 roku, skierowana do Sądu Najwyższego USA w sprawie poparcia dla legalizacji tak zwanych małżeństw homoseksualnych. Wśród sygnatariuszy znalazły się czołowe firmy z branży IT: Microsoft Corp, Google Inc, Apple, Facebook, Intel, a także giganci świata finansowego np. Citigroup Inc., Morgan Stanley czy Goldman Sachs Group. Poparcie dla związków sprzecznych z naturą wyraziły także: Starbucks Corp., Pfizer Inc., Amazon.com, Levi Strauss, Panasonic, Xerox, Office Depot, Oracle, Cisco, a także Thompson Reuters Corp.

 

O tym, że przemysł filmowy i showbiznes nader często popierają lewicową agendę szkoda nawet mówić. Dość wspomnieć, że Netflix, HBO, Warner Borthers i inne koncerny zajmujące się produkcją filmową grożą bojkotem stanu Georgia za wprowadzenie antyaborcyjnego prawa.

 

Promocja tak zwanego LGBT to niejedyny przejaw upolitycznienia dzisiejszego biznesu. Zjawisku temu ulega także sfera szeroko rozumianej gospodarki. Nie chodzi tu tylko o inwazję regulacji i podatków, za pomocą których państwo zwiększa kontrolę nad sferą ekonomiczną. Chodzi bowiem również o nadmierne upolitycznienie decyzji gospodarczych. To między innymi sprawa zatrudnienia w firmach, zwłaszcza w dużych korporacjach i instytucjach publicznych. Czy odpowiedni jest odsetek kobiet? Czy wystarczająco wysoki jest odsetek osób niepełnosprawnych lub należących do mniejszości etnicznych i rasowych?

 

Doskonale polityzację gospodarki obrazuje pisarz Rafał Kosik [rafalkosik.com] „kupujesz kefir i myślisz sobie, banalna sprawa ten kefir. Nie, nie myślisz tak – kupując kefir myślisz o czymś zupełnie innym, bo kupno kefiru nie jest dla Ciebie szczególnie istotną sprawą. Po prostu kupujesz kefir. Błąd! Jest cała masa ludzi, którzy będą mieli do Ciebie pretensję o ten głupi ruch włożenia butelki/kubka kefiru do koszyka. Bo nie sprawdziłeś, czy krowa, z której mleka zrobiono ten kefir, jest hodowana w humanitarnych warunkach, czy nie jest karmiona paszą zawierającą GMO, czy do kefiru nie dodaje się szczepów bakterii z opatentowanymi sekwencjami korporacyjnego DNA, czy pracownicy tej mleczarni nie są aby mobbingowani. A właściwie to czemu robisz zakupy w hipermarkecie? Podpadasz na każdym kroku i to wielu ludziom. I nawet o tym nie wiesz”. Cóż, wszak współcześnie nawet dojenie krowy może być uznane za akt „okradania krowy z mleka”.

 

Do tego upolitycznienia życia gospodarczego nie potrzeba więc upaństwowienia własności a nawet odgórnych regulacji. Wystarczy ekologistyczna propaganda i szantaż moralny. Zresztą nie tylko decyzje zakupowe są dziś upolitycznione, ale nawet sprawa jeszcze bardziej błaha, codzienna, banalna – a mianowicie wyrzucanie śmieci. Każda szanująca się administracja budynku straszy karami za brak segregacji. Z drugiej strony nakazów uznawane jest za spełnienie postawy obywatelskiej w stopniu nawet wyższym niż udział w wyborach. Nie dziwi więc, że pojawiają się też rytuały związane z segregacją śmieci. W pewnym kraju na przykład temu celowi poświęca się znaczną część niedzieli.

 

Talerz rower i polityka

Polityka wkracza także do talerza. Wegetarianizm, choć niekiedy wybierany ze względów zdrowotnych, często staje się przejawem wyboru lewicowej ideologii, kontestującej tradycyjne chrześcijaństwo. To właśnie względy ideologiczne sprawiają również, że coraz więcej osób wstrzymuje się od podróżowania samolotami. W Szwecji przyczyniło się to do powstania terminu flygskam, oznaczającego właśnie wstyd przed lataniem, niechęć do niego. Ba, nawet używanie samochodu uchodzi w niektórych środowiskach za przejaw konserwatyzmu. Co więcej, lewica, promująca ongiś komunikację publiczną, dziś skłania się ku ekologicznym formom transportu, takim jak rowery. Zresztą ekologizm wykracza niekiedy poza ideologię, stając się wręcz religią.

 

Sport jest polityczny

Również współczesny sport również nie jest sferą wolną od polityki i ideologii. Wiele mówiono o upolitycznieniu igrzysk letnich w Pekinie w 2008 roku. Podobne zjawisko miało miejsce jednak podczas igrzysk zimowych w Socci w 2014 roku, gdy pojawiły się wezwania do bojkotu w związku z niewłaściwym jakoby traktowaniem homoseksualistów przez Rosję.

 

Z kolei w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku Colin Kaepernick z San Francisco 49ers został na ławce podczas śpiewania hymnu narodowego. Następnym razem zdecydował się uklęknąć, co również uznano za przejaw braku i sprzeciw wobec tradycji. Po sezonie klub zakończył współpracę z zawodnikiem, jednak część innych futbolistów (nie tylko czarnoskórych) zaczęło naśladować jego zachowanie. W efekcie władze NFL w maju 2018 roku nakazały, że zawodnicy muszą podczas hymnu stać lub pozostać w szatni. W sprawie wypowiedział się też Donald Trump, surowo potępiając zawodników przybierających nieprawidłową postawę podczas śpiewania hymnu – zauważa Onet.pl. Sprawa ta podzieliła fanów futbolu amerykańskiego na dwa obozy. W efekcie ów narodowy sport amerykański stracił swą wartość jako miejsca porozumienia ponad podziałami.

 

Upolitycznienie sportu to problem także w Polsce. Kibice piłki nożnej uznawani są (często słusznie) za patriotów, narodowców i tak zwanych homofobów. Z tego też powodu nie lubi ich liberalna lewica. Co jednak z ludźmi po prostu lubiącymi piłkę i nieutożsamiającymi się z żadną ideologią polityczną? 

 

Grunt pod totalitaryzm

Wkraczanie polityki w sferę sportu, rozrywki, religii, edukacji i biznesu odnotowuje także Bill Bunker [concordmonitor.com]. Zauważa promocję przez wielkie korporacje wartości LGBT, a także polityczną nadaktywność amerykańskich przywódców religijnych. O ile tradycyjnie podejmowali oni kwestie aborcji, seksu przedmałżeńskiego, wojny et cetera, o tyle dziś wypowiadają się o Donaldzie Trumpie, polityce zagranicznej, gospodarce.

 

Pamiętajmy jednak, że upolitycznienie praktycznie każdej sfery ludzkiego życia nie pozostaje bez konsekwencji. Na przykład Kart J. Salzmann na łamach amerykańskiego neokonserwatywnego „National Review” [19.06.2018] zwraca uwagę, że pogłębianie się podziałów wynika właśnie z upolitycznienia wszystkich kwestii. Argument ten ma sens. Jeśli bowiem wszystko jest polityczne, to nie można znaleźć punktów wspólnych w kwestiach innych niż polityka (bo takowych nie ma).

 

Nie dziwi zatem, że jak wynika z przedstawionego przez Paula Taylora badania Pew Research Center ze stycznia 2016 roku, ludzi o innych poglądach politycznych uznaje się za osoby złe, niepatriotyczne, manipulujące faktami, niegodziwe. Ktoś lubiący odmienną partię jawi się jako Obcy, postać należąca do innego, gorszego plemienia.

 

Wspomniany Kart J. Salzmann zauważa też, że obecny poziom upolitycznienia wszystkiego jest bezprecedensowy w amerykańskiej historii. W poprzednich dekadach istniały bowiem przykłady wniesienia się ponad podziały polityczne i przyjaźni pomimo odmiennych poglądów. Dziś wydaje się to niemożliwe. Zresztą w internecie pełno jest tekstów ostrzegających przed małżeństwem, a nawet przyjaźnią z kimś popierającym inną partię polityczną.

 

Oprócz podziałów upolitycznienie wszystkich dziedzin może prowadzić do totalitaryzmu. Od rozwiązywania problemów politycznych jest bowiem władza państwowa. Jednak zmuszenie jej do zajmowania się nimi wiąże się z koniecznością rozbudowania aparatu państwowego, tak aby mógł zmierzyć się z tymi zagadnieniami. Niewykluczone, że ludzie przyklasną temu, uznając, że rząd powinno „coś” z tym wszystkim zrobić. Wspomniane podziały i obawa o możliwość wojny domowej sprawią, że zacznie się wołanie o hobbesowskiego suwerena, który przywróci ład i porządek. W połączeniu z nowoczesnymi technikami inwigilacji może to jednak oznaczać totalitaryzm na niespotykaną dotąd skalę.

 

 

Marcin Jendrzejczak

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie