12 marca 2015

Czekam na prawdę o „Łupaszce” i o jego prześladowcach

(fot.Piotr Guzik/Forum)

Dzięki rodzicom, moje dzieciństwo i młodość upłynęły w miarę normalnie. Strach w moim życiu nie zagłuszał prawie niczego, natomiast dumę zaczęłam odczuwać, gdy w pełni zdałam sobie sprawę jak wielkiego człowieka miałam w swojej rodzinie – mówi Grażyna Nowak z domu Szendzielarz, najbliższa żyjąca krewna Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

 


Wesprzyj nas już teraz!

 


Z publikacji, które ukazały się w ostatnich latach, możemy całkiem sporo dowiedzieć się o majorze Zygmuncie Szendzielarzu, rocznica urodzin którego przypada 12 marca. Jakie znane Pani, istotne fakty z jego działalności na rzecz niepodległej Polski nie wyszły dotychczas poza krąg najbliższych?

Moi rodzice – Wanda i Karol bardzo mnie, jedynaczkę, kochali. Jednym z przejawów ich miłości było przeświadczenie, że obronią mnie przed wszelkim złem tego świata. Realizując powyższe starali się, niestety, trzymać mnie jak najdalej od spraw związanych z naszych krewnym Zygmuntem.

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych fakt, że jest się bliskim krewnym majora Szendzielarza groził – nie tylko hipotetycznie – śmiertelnym niebezpieczeństwem. Moja mama Wanda dopiero w roku 1989 zdecydowała się wyjaśnić mi, dlaczego przez tak wiele lat temat życia i działalności Zygmunta był tematem tabu. Mój ojciec Karol, który miał najwięcej wiedzy na ten temat, w tym czasie już nie żył (zmarł w 1985 roku).

Wiadomo mi o epizodzie wiążącym się z aresztowaniem Zygmunta w 1948 r. Jak podają autorzy opracowań historycznych, zdarzenie to miało miejsce koło Nowego Targu, skąd Zygmunta i jego towarzyszkę życia, Lidię Lwow, przewieziono przez Kraków do Warszawy. Jednak z relacji mojej mamy wiem, że ostateczne aresztowanie miało miejsce przy skrzyżowaniu ulic Szewskiej i Jagiellońskiej w Krakowie. Moment zatrzymania widział jeden ze współmieszkańców kamienicy przy ul. Jagiellońskiej, gdzie mieszkali moi rodzice. Z opisu świadka wynikało, że był to Zygmunt, który zresztą wcześniej (nie wiem, w jaki sposób) zapowiedział swój przyjazd z Zakopanego do Krakowa. Podobno uciekł z konwoju w momencie, gdy zażądał zatrzymania samochodu w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej. Przypuszczalnie skierował swoje kroki pod jedyny adres, w którym mógł liczyć na schronienie; niestety UB już tam na niego czekało. Więcej szczegółów na ten temat, niestety, nie znam.

Trwa śledztwo IPN mające wyjaśnić okoliczności procesu i skazania m.in. Zygmunta Szendzielarza. Czego oczekuje Pani po tym postępowaniu?

W związku ze śledztwem IPN w sprawie Zygmunta oczekuję, po pierwsze – na jednoznaczne określenie motywów jego walki. Do dzisiaj istnieją sugestie, że kolaborował z Niemcami, że mordował niewinnych ludzi, że działał z chęci zysku. Oczekuję, iż śledztwo wyjaśni prawdę.

Po drugie – na przedstawienie możliwie dokładnych życiorysów sędziego i prokuratora (prokuratorów) odpowiedzialnych za skazanie Zygmunta na osiemnastokrotną karę śmierci. Jak potoczyły się ich dalsze losy? Czy ponieśli odpowiedzialność za zbrodnię sądową? Czy otrzymali lub otrzymują emerytury od III RP? Nie chodzi mi o zemstę lub karę dla tych ludzi, chodzi mi o historyczną prawdę.

Proszę powiedzieć parę słów o rodzinie, w której przyszedł na świat Zygmunt Szendzielarz “Łupaszko”, o wartościach, tradycjach i atmosferze, w jakich wzrastał.
Ze względu na wspomniane powyżej fakty trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Mogę podać jedynie garść informacji, które udało się nam zgromadzić w ostatnich latach, m.in. w efekcie badań genealogicznych. Zygmunt miał czterech braci i dwie siostry, był chyba najmłodszy z rodzeństwa. Jego rodzicami byli Karol i Eufrozyna z Osieckich. Karol był urzędnikiem kolejowym, podobnie jak jego ojciec, Jan Szendzielarz, który najprawdopodobniej przybył na Kresy (obwód lwowski) ze Śląska, na co zresztą wskazywać może nasze nazwisko rodowe. Trzech braci Zygmunta również poświęciło się karierze wojskowej: Rudolf poległ w 1919 r. w obronie Lwowa, Marian, również obrońca Lwowa, po pierwszej wojnie był zawodowym wojskowym w stopniu rotmistrza, kawalerem orderu Virtuti Militari. W czasie II wojny światowej służył w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, m.in. był członkiem dywizji gen. Maczka. Adam poległ w 1943 r., w nieznanych mi okolicznościach. Mój dziadek Jan, podobnie jak jego ojciec i dziadek, był pracownikiem kolei.

Pani dziadek był bratem “Łupaszki”. Jakie represje ze strony komunistów dosięgnęły Pani najbliższych?

Z powodu bliskiego pokrewieństwa z „Łupaszką” mój ojciec Karol w latach pięćdziesiątych nie mógł dostać pracy zgodnej ze swoim wykształceniem (miał dwa fakultety – inżynier leśnik, inżynier budowlany). Przez kilkanaście lat utrzymywał siebie i rodzinę imając się różnych półlegalnych prac chałupniczych (wyrób pinezek, koralików, kartek świątecznych itp.) Nigdy nie miał swojego mieszkania, zawsze był lokatorem w cudzych mieszkaniach. Pamiętam również, że ojciec przynajmniej dwa, trzy razy został zaaresztowany do wyjaśnienia; wkrótce po tym wypuszczano go jednak.

Co dla Pani w latach komunizmu oznaczało nosić nazwisko Szendzielarz? W jaki sposób pokrewieństwo z “bandytą” wpłynęło na Pani dzieciństwo i młodość? Czy w Pani życiu było miejsce na dumę, czy wszystko zagłuszał strach? Czy można powiedzieć, że Pani życie przypominało życie Pani rówieśników?

Moi rodzice podjęli wiele środków ostrożności, aby zapewnić mi bezpieczeństwo. Przede wszystkim jeszcze we wczesnym dzieciństwie zmienili mi nazwisko na „Szendzielasz”. Wymienili tylko jedną literę, więc fonetycznie nasze nazwiska niczym się od siebie nie różniły, ale w legitymacjach szkolnych, a nawet w dowodzie osobistym miałam inne nazwisko niż oni. Pamiętam, jak to odkryłam i pytałam ich o przyczyny, a oni udzielali mi wymijających odpowiedzi. Ponadto moi rodzice starali się jakby mimochodem chronić mnie przed udziałem w jakichkolwiek sytuacjach, które wystawiałyby moje bezpieczeństwo na szwank. Gdy np. na ulicach były rozruchy albo gdy w mieście działo się coś, co wzbudzało ich zaniepokojenie, rodzice nie wypuszczali mnie z domu, podając bardzo prozaiczne powody, dla których powinnam zostać i na przykład w czymś im pomóc.

Wiem, że pewną rolę w chronieniu mnie spełniali moi nauczyciele. Dyrektorka technikum ogrodniczego, do którego uczęszczałam, dzwoniła czasem do mojej mamy i mówiła tylko: „Dobrze by było, gdyby Grażyna została dziś w domu”, a wtedy mama wymyślała jakieś pilne zakupy, w których dźwiganiu miałam jej pomóc, co miało być wystarczającym powodem dla mojej absencji w szkole. Dzięki takiemu postępowaniu moich rodziców, moje dzieciństwo i młodość upłynęły w miarę normalnie.

Strach w moim życiu nie zagłuszał prawie niczego, natomiast dumę zaczęłam odczuwać, gdy w pełni zdałam sobie sprawę, jak wielkiego człowieka miałam w swojej rodzinie. Mama dopiero przed śmiercią wyjaśniła mi przyczyny tej pozornej niefrasobliwości rodzicielskiej, z jaką traktowali mój obowiązek szkolny. I dopiero przy wymianie dowodów na nowe, plastykowe, udało mi się przywrócić prawidłowe brzmienie mojego rodowego nazwiska.

W 2012 roku umarła jedyna córka “Łupaszki”, Barbara. Czy utrzymywały Panie ze sobą kontakt i czy zechciałaby Pani przybliżyć czytelnikom jej postać i jej powojenne losy? Jaką cenę zapłaciła za to, że była córką swojego ojca?
W czasach najgorszych represji, gdy byłam dzieckiem a Barbara dorosłą kobietą, zdarzało się że przyjeżdżała do domu moich dziadków, gdzie się ukrywała. Te najgorsze represje pojawiły się, gdy Barbara postawiła Ojcu symboliczny grób w Warszawie na Powązkach. Na tym pomniku napisała, że został zamordowany przez UB. Oczywiście, ubecy się wściekli. Grób bez przerwy zalewany był czerwoną farba. Ona uparcie go czyściła, a oni równie uparcie go niszczyli. Pamiętam, że właśnie przy okazji jej przyjazdu usłyszałam po raz pierwszy o Łupaszce. Byłam w podstawówce, a ona przyjechała zdenerwowana, że znów zniszczyli ten kamień nagrobny.

Barbara miała bardzo dobry kontakt z moim ojcem, który był jej najbliższym kuzynem. Gdy tylko coś jej zagrażało, przyjeżdżała do nas, ale wtedy ojciec natychmiast zabierał ją w góry, nie do nas do domu na Jagiellońską, bo ten adres był spalony. Trzy razy byłyśmy wspólnie na wakacjach. Te spotkania zawsze były owiane atmosferą tajemnicy. Basia bardzo się martwiła, żeby nie narażać mojej babuni Szendzielarzowej – bratowej Łupaszki, która dożyła z nami sędziwych lat, żeby nie narażać mnie albo Alicji, córki Adama Szendzielarza.

Według mnie, Basia to była święta osoba. Była mądrą, piękną dziewczyną, wielką patriotką, niesamowicie odważną kobietą. Jej matka, Anna ze Swolkieniów Szendzielarzowa, została wywieziona na roboty do Niemiec i tam została najprawdopodobniej rozstrzelana. Zygmunt po wojnie utrzymywał, w miarę możliwości, kontakt z córką, ale wiódł życie partyzanckie, więc nie mógł zająć się jej wychowaniem. Basię wychowywała babcia Swolkieniowa, która – gdy owdowiała – wyszła ponownie za mąż za brata swojego zięcia, Mariana Szendzielarza. Basia miała zmarnowane życie; nie mogła się normalnie uczyć, nie wyszła za mąż, nie miała dzieci – jak mogła założyć normalną rodzinę, skoro sama była nieustannie obiektem polowania czerwonych władz?

W 2007 roku Zygmunt Szendzielarz otrzymał pośmiertnie od prezydenta Kaczyńskiego Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski. Dzięki prezydentowi Kaczyńskiemu Basia znalazła się w jednym z warszawskich domów opieki i tam zmarła. Nie miała najbliższej rodziny, wszyscy jej kuzynowie ze strony Szendzielarzy już nie żyli. Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale w dorosłym życiu nie kontaktowałam się z córką Zygmunta. To mój największy problem. Wydaje mi się, że ona sama zaczęła w końcu stronić od kontaktów z nami. Te długie lata polowania na nią zrobiły swoje.

„Łupaszko” zginął bo nie zaakceptował sowieckiej okupacji Polski, surowo oceniał kolaborantów, którzy uczestniczyli w zniewalaniu Polski. Jak Pani ocenia dzień dzisiejszy naszej Ojczyzny?
Bardzo trudne zadanie. Wydaje się, że żyje nam się lepiej niż w czasach komuny. Gdy jednak pomyślimy o Smoleńsku, o ostatnich wyborach samorządowych, o wszystkich aferach na szczytach władzy, o ustawie w sprawie przemocy w rodzinie, o tęczy na Placu Zbawiciela, o stanie naszej służby zdrowia, o liczbie dzieci rodzących się w naszym kraju, o liczbie osób opuszczających Polskę itd., itp. –  to obraz naszej ukochanej Ojczyzny nie jawi się zbyt dobrze. Ale chciałabym się mylić! Wytrwajmy do najbliższych wyborów parlamentarnych!

Czy uważa Pani, że rosnąca popularność Żołnierzy Niezłomnych to dowód na to, że młode pokolenie Polaków odrzuci wtłaczaną nam przez całe dziesięciolecia zakłamaną wizję historii?

Podczas uroczystości odsłonięcia popiersia Zygmunta w parku Jordana w Krakowie, w których uczestniczyłam w dniu 1 marca tego roku, zwrócił moją uwagę fakt, że brało w niej udział bardzo wielu młodych ludzi. Widziałam to na własne oczy. Nikt ich do uczestnictwa w tej uroczystości nie zmuszał. Było widać, że robią to spontanicznie. Oni odrzucą wtłaczaną nam zakłamaną wizję historii. Jestem o tym przekonana.

Co oznacza dzisiaj dla nas, Polaków, „zachować się jak trzeba”?

Nie ma się z tym żadnych problemów, gdy ważne są dla nas: Bóg, Honor, Ojczyzna i dodam od siebie – Rodzina. „Zachować się jak trzeba” to być uczciwym człowiekiem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Izabella Parowicz



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie