31 stycznia 2020

Językowa rewolucja genderowa. Feminatywy w natarciu!

(fot. pixabay)

Język to produkt stopniowej „ewolucji” – procesu trwającego stulecia, a nawet tysiąclecia. Nie powstaje wskutek świadomej decyzji jakiegoś planisty, lecz stanowi owoc zdecentralizowanych działań kolejnych pokoleń. Jednak historia – zwłaszcza współczesna – zna przypadki świadomej ingerencji w mowę w celu przyspieszenia rewolucji społecznej. Kiedyś stanowiło to domenę komunistów – dziś brylują w tym zwolennicy ideologii gender.

 

Obyczajowi rewolucjoniści zdają sobie sprawę ze znaczenia języka. Ich wynurzenia spotykamy w lewackich piśmidłach, takich jak „Gazeta Wyborcza”. „Każda rewolucja zaczyna się od języka. Za „feminatywami” rzeczywiście kryje się inna wizja świata. Dziś on jest uporządkowany: mamy ojca rodziny, prezesa, a nie prezeskę, który ma sekretarkę, bo przecież nie sekretarza. I nagle jest jakiś lewacki zamach na to wszystko” – twierdzi Michał Rusinek cytowany przez „Wysokie Obcasy”.

Wesprzyj nas już teraz!

Oprócz „feminatywów” kwitną słowa „genderowo neutralne”. W niektórych krajach robią karierę wręcz zawrotną. Słownik Marriam-Webster uznał anglojęzyczny termin „they” za słowo roku 2019. Liczba jego wyszukiwań wzrosła w tym roku o 313 proc.

 

Słowo to istniało w języku od dawna. Nowością stanowi jednak używanie „they” w znaczeniu opublikowanym niedawno przez redakcję słownika Merriam Webster. Zatwierdziła ona używanie tego wyrażenia „aby odnieść się do pojedynczej osoby, której tożsamość genderowa jest niebinarna”. Słownik odsyła do definicji nie binarności określającej osobę „identyfikującą się z lub wyrażającą tożsamość genderową niebędącą całkowicie męską ani całkowicie żeńską”. Słowo „they” w nowym znaczeniu pojawia się coraz częściej na Twitterze, w mejlach czy w plakietkach z nazwiskami na konferencjach [merriam-webster.com]. 

 

Tak oto zakończył się blitzkrieg anglojęzycznych genderystów, a ich potworek językowy wszedł na salony. Potworek to mały, niepozorny, ale zdolny do rozsadzenia fundamentów tradycyjnego społeczeństwa z siłą bomby atomowej.

 

Ten wyśpiewujący fałszywą pieśń chór rewolucyjny miał swych koryfeuszy. Jednym z nich okazała się amerykańska kongresmenka Pramila Jayapala. W kwietniu 2019 roku podczas obrad komitetu prawnego przyznała, że określa swe dziecko jako „they”, gdyż nie wpasowuje się ono w konwencje płciowe. W pewnym stopniu do wypromowania „they” przyczynili się także piosenkarz Sam Smith oraz Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne.  

 

Szwedzcy genderyści

Bezosobowy zaimek upowszechnił się również u naszych północnych sąsiadów – Szwedów. Od lat 60. ubiegłego stulecia feministki postulowały tam posługiwanie się bezpłciową formą „hen” zamiast dotychczasowych określeń takich jak „han” (on/ona).

 

To językowy nowotwór, choć częściowo zapożyczony z fińskiego. Na początku XXI wieku do feministek dołączyli transseksualiści. Zwiększyło to siłę rażenia zwolenników zmian językowych. W efekcie Szwedzka Akademia w 2015 dodała to słowo do oficjalnego słownika szwedzkiego. Jak zauważa autor podpisany jako Mathieu [culturesconnection.com] „hen” stanowi zarówno nowość gramatyczną, jak i zmianę ideologiczną.

 

A trzeba pamiętać, że szwedzka tradycja rewolucji językowej sięga w tym kraju tradycji sprzed 50 lat. Wówczas bowiem dyrektor generalny szwedzkiego Urzędu Zdrowia Bror Rexed poprosił, by jego podwładni mówili do niego na „ty”.  Zapoczątkowało to błyskawiczną rewolucję w mowie i szerzej w  kulturze. Obecnie na „ty” mówią do siebie wszyscy Szwedzi – także, gdy zwracają się do króla czy katolickiego kardynała (w Szwecji jest jeden). To zwrot o 180 stopni – wcześniej bowiem panowała posunięta do skrajności tytułomania opisana ongiś przez Tomasza Walata w czasopiśmie „Polityka”.

 

Burza nadciąga nad Polskę

Genderystów pomysły z zagranicy trafiają już nad Wisłę. Tu wysiłki skupiają się nie tyle na tworzeniu nowych zaimków osobowych, ile na końcówkach słów określających zawody. Dzieje się tak mimo że wielu prestiżowym zawodom w Polsce nie brakuje żeńskich końcówek. Na przykład prawniczka czy lekarka jakoś się u nas przyjęły. Z drugiej strony niekojarzone z wysokim statusem i sutymi dochodami profesje, jak kierowca, śmieciarz czy kominiarz posiadają wyłącznie męskie formy.

Jednak Natalia Waloch w „Wysokich Obcasach” ubolewa, że znajdujemy zawody czy funkcje wyposażone wyłącznie w formy męskie (prezes, prezydent, minister); a inne wyłącznie żeńskie (przedszkolanka, sprzątaczka). Jej zdaniem należałoby wprowadzić urawniłowkę i przychylniej spojrzeć na „prezeski” czy „premierki”.

 

Z drugiej jednak strony (równość über alles) należy upowszechnić też końcówki męskie – tam, gdzie to ich brakuje. „Mogę też dać słowo filolożki, że jak już wywalczymy żeńskie końcówki, będziemy niezmordowanie walczyć o męskie koniuszki, żeby nawet takie słowa jak przedszkolanka czy prostytutka nie pozostały bez męskich form. A potem, rzecz jasna, jako że równość to podstawa, będziemy walczyć o równe płace dla przedszkolanków i prostytutków” – twierdzi Natalia Waloch.

Cóż lewacka ideologia potrafi zepsuć wszystko, byle tylko wykorzystać to do swoich celów. Język nie stanowi tu wyjątku.

 

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie