9 maja 2013

Prawda o zamachu może pozbawić Obamę prezydenckiego stołka?

(fot.JASON REED/Reuters )

Wciąż trwają prace komisji kongresu w sprawie tzw. afery Benghazigate. W środę odbyły się ważne przesłuchania świadków. Niektórzy komentatorzy polityczni twierdzą, że prezydent Obama z powodu tuszowania zamachu terrorystycznego z 11 września 2012 r. na zabudowania konsulatu amerykańskiego w Libii, może nie dotrwać do końca kadencji.

 

Były gubernator stanu Arkansas, a obecnie kongresmen, Mike Huckabee na początku tego tygodnia poinformował, że w środę odbędą się przesłuchania ważnych świadków ataku. – Jestem przekonany, że zanim to wszystko się skończy, prezydent nie dotrwa do końca kadencji – mówił. – Ta afera to coś więcej niż kłamstwo Richarda Nixona, który próbował ukryć to, czym naprawdę była aferaWatergate. – dodał.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kongresmen wyjaśnił, że w wyniku Watergate nikt nie zginął. Prezydent Nixon podważył zaufanie swoich pracowników do siebie. W przypadku zaś Benghazigate śmierć poniosły cztery osoby a afera dotyczy znacznie cięższych przewinień.

 

W podobnym tonie wypowiedział się John Bolton, były ambasador ONZ i członek American Enterprise Institute. Mówił, że skandal związany z zamachem w Benghazi może doprowadzić do usunięcia Obamy z urzędu.

 

Z kolei Frank Gaffney, prezes Centrum ds. Polityki Bezpieczeństwa napisał na łamach lewicowego „The Washington Times”, że „wydaje się, iż dobiega końca ośmiomiesięczny okres tuszowania sprawy śmiertelnego ataku dżihadystów na Amerykanów i ich zaplecze w libijskim Benghazi”.

 

Historia pewnej spontanicznej reakcji

 

Po zaatakowaniu zabudowań konsulatu amerykańskiego w Benghazi, administracja Obamy początkowo twierdziła, iż był to efekt „spontanicznej” reakcji na upublicznienie w sieci obraźliwego dla wyznawców islamu filmu. Tuż po zamachu stwierdzenia takie padały z ust przedstawicieli Pentagonu, Departamentu Stanu i CIA. Twierdził tak nawet sam prezydent Barack Obama.

 

Tymczasem w wyniku śledztwa zebrano bogaty materiał dowodowy świadczący o tym, że administracja Obamy od samego początku wiedziała, że atak terrorystyczny był zaplanowany wcześniej.

 

Krytycy twierdzą, że Barack Obama, który wówczas ubiegał się o reelekcję i w dodatku nie miał najlepszych notowań w kampanii wyborczej, koncentrował się na podkreślaniu sukcesu w walce z Al-Kaidą, która rzekomo została pokonana. Prezydent dobrze wiedział, że przygotowywany jest atak w rocznicę zamachu na World Trade Center.

 

Pracownicy Departamentu Stanu, w tym Gregory Hicks, którzy już złożyli zeznania pod przysięgą mówili, że w tym dniu, w którym zginęło czterech Amerykanów kazano im ustąpić. Tymczasem najwyżsi urzędnicy administracji prezydenckiej wypierają się tego, jakoby komukolwiek kazali złożyć rezygnację.

 

Tajemnicze związki z Al-Kaidą

 

11 września w Benghazi w Libii doszło do zamachu terrorystycznego na zabudowania konsulatu amerykańskiego. Atak został przygotowany przez ludzi Al-Kaidy. Zginęło wówczas czterech Amerykanów, w tym ambasador John Christopher Stevens. Kilka miesięcy temu „The Washington Times” – powołując się na śledztwo dziennikarskie prowadzone przez znanych reporterów z Fox News, portalów WND.com i Radicalilsamo.org – ujawnił szczegóły dotyczące tzw. afery Benghazigate.

 

Bret Baier i KathreeneHerridge z Fox News, Aaron Klein z WND.com i Lopez Clare z Radicalislam.org oraz kilku kongresmenów starało się ustalić, dlaczego doszło do zamachu 11 września 2012 roku.

 

Dowody wskazują, że administracja Obamy aktywnie wspierała islamistów dostarczając im broń. Począwszy od marca 2011 roku, kiedy amerykański dyplomata J. Christopher Stevens został wyznaczony jako przedstawiciel do spraw kontaktów z opozycją w Libii, ludzie Obamy spotykali się z dżihadystami, w tym m.in. z przywódcą libijskiej Al-Kaidy Abdelhakimem Belhadj z Libijskiej Islamskiej Grupy Walczącej. Po obaleniu libijskiego przywódcy Moammara Kaddafiego, Stevens został mianowany ambasadorem nowej Libii, rządzonej przez ludzi takich jak Balhadj. Stevens miał za zadanie odnaleźć i zabezpieczyć ogromne ilości uzbrojenia, które było składowane w całym kraju.

 

Jeden z największych arsenałów znajdował się właśnie w Benghazi. Okazuje się, że Stevens tuż przed zamachem, mimo zgłaszanych wielokrotnie obaw o swoje życie, podjął się misji zorganizowania transportu broni pozyskanej z zasobów byłego reżimu do Syrii, by wesprzeć opozycję, która – podobnie jak w Libii – składała się w dużej mierze z członków Al-Kaidy i innych radykalnych grup islamskich.

 

Stacja Fox News opisała jak 6 września 2012 r. do portu tureckiego Iskenderun wpłynął statek pod banderą libijską, wiozący ponad 400 ton ładunku. Zawierał on nie tylko pomoc humanitarną, ale przede wszystkim broń, w tym śmiercionośne rakiety SA-7 ziemia – powietrze, prawdopodobnie przeznaczone dla islamistów w Syrii.

 

Dziennikarze zaznaczyli, że konieczne jest dalsze śledztwo, które wyjaśni, czy nie jest to przypadkiem część większej tajnej akcji dozbrajania wrogów Ameryki. Gdyby okazało się to prawdą, wówczas tzw. Benghazigate byłaby czymś więcej niż afera Iran-Contras, która dotyczyła nielegalnej sprzedaży broni Iranowi w zamian za uwolnienie zakładników przetrzymywanych w Libanie. W aferze tej, która miała miejsce pod koniec lat. 80-tych Amerykanie przekazywali część pozyskanych pieniędzy na wspieranie partyzantki Contras w Nikaragui.

 

Według dziennikarza śledczego WND Aarona Kleina, budynek konsulatu w Benghazi wykorzystywany był do tajnych spotkań ambasadora z przedstawicielami Turcji, Arabii Saudyjskiej i Kataru w celu koordynowania „pomocy” dla rebeliantów w Syrii i powstań na Bliskim Wschodzie.

 

Wiadomo, że tuż przed śmiercią Stevens odbył spotkanie z dyplomatą tureckim. Przypuszczalnie chodziło o zorganizowanie kolejnych dostaw broni dla syryjskiej „opozycji”. Według Kleina z informacji pozyskanych od egipskich służb bezpieczeństwa wynika, że amerykański ambasador odgrywał także „główną rolę w rekrutacji dżihadystów do walki z reżimem Baszara al-Assada w Syrii”.

 

Według byłego agenta CIA Clare Lopeza, w Benghazi znajdowały się dwa magazyny powiązane z konsulatem o nieznanej zawartości, pilnowane przez dwóch byłych komandosów amerykańskich, którzy zginęli wraz ze Stevensem w czasie ataku na ambasadę. Gazeta „The New York Times” w artykule z 14 października przyznała, że większość broni dostarczanych na żądanie Arabii Saudyjskiej i Kataru syryjskim buntownikom, walczącym z reżimem Baszara al-Assada trafiła do islamskich dżihadystów, a nie świeckich grup opozycyjnych, które chciał wzmocnić Zachód.

 

Istotne pytania

 

Redaktor „The Washington Times” podsumowując wszystkie dostępne informacje napisał, że wydaje się, iż prezydent Obama został zaangażowany w przemyt broni na masową skalę. Skutkiem tej operacji jest uzbrojenie wrogów USA, którzy prowadzą dżihad nie tylko przeciwko reżimom kiedyś uznawanym za przyjazne Ameryce, ale także przeciwko samym Amerykanom i ich sojusznikom.

 

W aferze Benghazigate istotne są też pytania dotyczące tego, dlaczego nie udzielono pomocy ambasadorowi, który wielokrotnie o nią prosił. „The Washington Post” donosił, że amerykańscy urzędnicy ambasady w Trypolisie, oddalonej około 600 mil od Benghazi, bez skutecznie próbowali otrzymać pomoc z Pentagonu w postaci wysłania myśliwców na miejsce zamachu. Co więcej, ambasada nie była w stanie uzyskać zgody na oddelegowanie czterech komandosów do pomocy oblężonym Amerykanom w Benghazi.

 

 

Źródło: WND, Agnieszka Stelmach.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 964 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram