6 września 2013

Boży rozgardiasz, czyli tradycyjne rekolekcje dla rodzin

(fot. Ireneusz Karczewski)

Łucja wraz z przyjaciółką spacerują za rączki i wspólnie się bawią. Mały Franek sprawia swoim charakterkiem niemały kłopot rodzicom. Dziesięcioletnia Marysia przeżywa pierwsze rozterki sercowe, a trzyletnia Klarcia chodzi stale naburmuszona. Czy w takich warunkach można wzrastać w wierze i odbywać rekolekcje? Im się to udało doskonale.

 

Po podróży pociągiem dotarłem do Przemyśla. Czeka na mnie ks. Piotr Maroszek z archidiecezji krakowskiej, który zawozi mnie do Kalwarii Pacławskiej, gdzie prowadzi rekolekcje dla rodzin z Mszą świętą w rycie trydenckim. – Wszystko zaczęło się od Ars serviendi, czyli rekolekcji, gdzie można szkolić swoją służbę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego – mówi w trakcie podróży ks. Piotr. – Nie było to zasadniczo miejsce przeznaczone dla rodzin. Zauważyłem, że jest kilkoro rodziców z dziećmi, którzy chcą formować swoją duchowość na bazie Mszy trydenckiej i pragną przeżyć rodzinne rekolekcje. Dotychczas nie mieli takiej możliwości. Rok temu zorganizowaliśmy rekolekcje dla siedmiu rodzin w Górecku Kościelnym na Roztoczu. Wskutek tych rekolekcji założyliśmy różę różańcową pod wezwaniem św. Stanisława. W tym roku w logistycznym zorganizowaniu rekolekcji pomogła nam Fundacja Constitutes Eos, a pod względem materialnym wsparł nas Instytut Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi – dodaje organizator rekolekcji.

Wesprzyj nas już teraz!

Złożone ręce

Przez cały czas podróży staram się dowiedzieć, jakie są rodziny, które przyjechały tym razem do Kalwarii Pacławskiej. – Sam zobaczysz – kwituje z uśmiechem ks. Piotr. – Jesteśmy bardzo życzliwie przyjęci przez ojców franciszkanów. Pan organista, który zastępuje także zakrystianina, bardzo nam pomaga przygotować ołtarz do celebracji Mszy trydenckiej, a w trakcie liturgii pięknie akompaniuje na organach – dodaje. W tym roku rekolektanci rozważają rady ewangeliczne: ubóstwo, czystość i posłuszeństwo. Choć w powszechnej opinii odnoszą się głównie do zakonników, to jednak do ich wypełniania w swoim życiu wezwani są wszyscy chrześcijanie, każdy według swojego stanu.

Przyjeżdżam akurat na godzinę 15, kiedy wszyscy gromadzą się w kaplicy, by odmówić przed Najświętszym Sakramentem Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Pierwsze zetknięcie się z rodzinami. Starsze dzieci śmiało idą do pierwszych ławek, gdzie pobożnie odpowiadają na wezwania prowadzącego kapłana. Mają ręce złożone piękniej niż niejeden ksiądz. Nie ma w ich zachowaniu jednak sztuczności. Wręcz przeciwnie. Wszystko jakby wypływa z ich wnętrza, są w tym naturalne. Rodzice – rzecz jasna – zajęci są praktycznie przez cały czas pilnowaniem młodszych pociech. Te jednak zazwyczaj nie sprawiają większych kłopotów, choć wymagają staranniejszej czujności. Jedynie Klara co chwila przychodzi do mamy, cały czas narzekając, że chce się jej pić.

Wątpliwości z NPR-em

Po wyjściu z kaplicy ruszamy do sali dyskusyjnej, gdzie rodzice zasiadają na krzesłach w kręgu, podczas gdy młodsze dzieci na kocach położonych pośrodku mają rozłożone swoje zabawki. Starsze pociechy poszły z klerykami i siostrą na „poszukiwanie skarbów”. Tematem przewodnim dyskusji jest anegdota opowiedziana przez ks. Piotra. Mówi, że spotkał kiedyś małżeństwo wywodzące się z ruchu oazowego, które na początku swojej wspólnej drogi życiowej zdecydowało, że będą mieć dwoje dzieci, ponieważ większa ich liczba „może im utrudnić osobistą relację z Bogiem”. Wszyscy obecni wybuchają śmiechem. Jak się dowiaduję, każda z rodzin ma minimum czworo dzieci. Średnia na tych rekolekcjach wynosi pięcioro-sześcioro dzieci w rodzinie.

Małżonkowie nie zauważają, by potomstwo przeszkadzało im w drodze do Boga. Wręcz przeciwnie. Są przekonani, że w ten sposób wypełniają swoje powołanie. Opowiadają również, jak bardzo przykro im jest, gdy ludzie patrzą na rodziny wielodzietne jak na „nienormalnych” – albo z niechęcią, albo z politowaniem. Smuci ich również fakt, że hierarchia kościelna słabo zachęca do tego, by rodziło się wiele dzieci w rodzinach. – Mimo że biskupi zazwyczaj pochodzą z wielodzietnych rodzin, to do wielodzietności niestety nie zachęcają – twierdzi jedna z uczestniczek rekolekcji. Krytykują również promowanie za wszelką cenę metod naturalnego planowania rodziny, które przedstawiane bywają w sposób zideologizowany jako coś w rodzaju „naturalnej antykoncepcji”. Zaznaczają, że NPR można stosować tylko wtedy, gdy na przeszkodzie posiadaniu potomstwa stoją znaczne przeszkody, a nie wtedy, gdy nie chce się mieć dziecka. – Kursy przedmałżeńskie są w Polsce obowiązkowe. Często jednak mają wygląd fasadowy: teoretycznie wszyscy kończą kurs, ale zazwyczaj nie ma rzeczywistego spojrzenia na teologię małżeństwa i kwestie moralne w związku dwóch osób – mówią Monika i Stanisław, rodzice pięciorga dzieci, którzy niedługo zaczną prowadzić kursy przedmałżeńskie. W rozmowie towarzyszy nam również ich najmłodszy synek, Benedykt. – Obowiązkowo mówi się w trakcie kursu o naturalnym planowaniu rodziny. Tymczasem jednak, według tradycyjnej nauki Kościoła, największym dobrem małżeństwa są dzieci. To nie my decydujemy ile chcemy mieć dzieci, ale Pan Bóg. Może być tak, że ktoś nie będzie miał w ogóle potomstwa. Z tym też trzeba się pogodzić – podsumowują.

Po dyskusji rozmawiam z Agnieszką, matką ośmiorga dzieci. – Wielodzietność to nie efekt przypadku. To przede wszystkim powołanie małżeństwa. Pan Bóg w Księdze Rodzaju wezwał nas, byśmy byli płodni i mnożyli się, aby zaludnić ziemię i uczynić ją sobie poddaną. Bardzo wcześnie zawarłam z mężem związek małżeński, od początku chcieliśmy mieć dużo dzieci. Pod względem materialnym, trzeba przyznać, bywało różnie. Prawie od początku nie pracowałam zawodowo.  Gdy urodziło się trzecie dziecko, wszyscy zaczęli na nas dziwnie patrzeć, a my po prostu realizowaliśmy swój plan! – stwierdza.

Ach, no tak, to katolicy!

Wieczorem długo dyskutuję z klerykami z Bractwa Św. Piotra, Michałem Kołodziejem i Jakubem Kamińskim. Wśród tematów pojawia się – rzecz jasna – kwestia rekolekcji. Michał przyznaje: – Ciągle się zastanawiam, co jest sekretem tych rodzin. Pamiętam wypowiedzi kilku matek, uczestniczek rekolekcji. Ich zdaniem kluczem do udanego małżeństwa oraz receptą na przetrwanie kryzysów małżeńskich jest wspólna rodzinna modlitwa, a szczególnie wspólne odmawianie różańca. Te rodziny mnie fascynują – zaznacza. – Jako kandydaci do kapłaństwa staramy się pogłębiać w sobie świadomość, że księża muszą być ojcami dla innych. Mimo że nie mają własnych dzieci, albo właśnie dlatego, powinni rozwijać w sobie głębokie poczucie duchowego ojcostwa, na wzór takich wielkich pasterzy-ojców jak św. Jan Bosko, św. Filip Neri czy bł. Jan Paweł II.

Rodziny mają świadomość, że dla wielu stają się znakiem sprzeciwu, a nawet wyrzutem sumienia dla innych. Posiadanie większej ilości dzieci, nieplanowanie ich, zdanie się – również w kwestiach materialnych – na Pana Boga, jest wbrew wszystkiemu. Można stwierdzić, że to pójście pod prąd. – Czasem jacyś znajomi, patrząc na nas, mówią z ironią: „Ach, no tak, to katolicy. Księża im każą mieć dzieci, to mają” – mówią Monika i Ireneusz, rodzice czworga dzieci. – Kiedy postawiliśmy razem Pana Boga na pierwszym miejscu, to nam się wszystko zaczęło układać. Być może brzmi to niewiarygodnie, wręcz idealistycznie, ale tak właśnie było – przekonują.

Blask liturgii

Kolejnego dnia wraz z klerykami wybieram się z dziećmi w wieku 4-9 lat do kościoła, gdzie opowiadamy im co nieco o świętych, którzy są na obrazach. Niektórzy powiedzieliby zapewne, że dzieci niemiłosiernie się zanudzają. Wręcz przeciwnie! Słuchają z zainteresowaniem, przyswajają sobie to, co są w stanie pojąć. Gdy klerykom wymsknie się czasem jakieś trudne słowo, dzieci natychmiast pytają co ono oznacza. Wbrew pozorom, bardzo dużo potrafią zrozumieć, czasem nawet więcej, niż by się wydawało dorosłym.

O godzinie 11 jest odprawiana Msza święta trydencka przy ołtarzu, gdzie znajduje się obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej. Do Mszy służą chłopcy, mniej więcej od piątego roku życia. Rzecz jasna pomagają im klerycy, którzy podpowiadają im, co mają w danej chwili zrobić. Chłopcy dumnie przenoszą zatem mszał ze strony lekcji na stronę ewangelii i odwrotnie, podają ampułki, dzwonią dzwonkami, podnoszą kapłanowi ornat w trakcie podniesienia Hostii i Kielicha. Mała Klarcia chodzi swobodnie po kościele. W pewnym momencie, słysząc zakończenie Kanonu przez kapłana poprzez śpiewane słowa: „Per omnia saecula saeculorum”, rozkłada ręce i śpiewa po dziecinnemu: „Olemus!”. Dzieci modlą się w czasie Mszy bardzo spokojnie i pobożnie, są wówczas własnym przeciwieństwem z czasu zabawy, kiedy mogą swobodnie się bawić. Wiedzą, że w trakcie modlitwy trzeba być skupionym na Panu Bogu, nawet jeśli się nie wszystko rozumie.

Rodziny niemal wzorcowe

W rekolekcjach uczestniczy również jedna para narzeczonych: Joanna i Marian. Opowiadają: – Na naszym kursie przedmałżeńskim nie usłyszeliśmy nawet, że wielodzietność jest chociaż opcją. Wręcz przeciwnie! Cały czas zachwalano nam NPR, promując je wszelkimi sposobami. Język, którego używali prowadzący zajęcia, był żywcem wyjęty z ulotek antykoncepcyjnych. Mówili o „zabezpieczeniu” czy „skuteczności”. Nie obawiamy się, że dzieci przeszkodzą nam w realizowaniu własnych marzeń. To nie my będziemy ważni, tylko nasze potomstwo.

Odwożąc mnie na dworzec w Przemyślu po dobowym pobycie w Kalwarii Pacławskiej, ks. Piotr powiedział słowa, które towarzyszyły mi przez całą podróż, a także długo po niej: – Jak dla mnie to są rodziny niemal wzorcowe. Pobożność i wiara są dla nich czymś zupełnie naturalnym. Przyznam szczerze, że ich podziwiam…

 


Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie