3 września 2013

Wherever the Catholic sun doth shine,
There’s always laughter and good red wine.


At least I’ve always found it so.
Benedicamus Domino!

Wesprzyj nas już teraz!

Hillaire Belloc

 

Lewicowe media w Polsce chcą promować katolicyzm niewidoczny, a tym samym wyizolować prawdziwych katolików niczym poważnie chorych na chorobę zakaźną. Takie prześladowania mogą skutkować wzmocnieniem gorliwości i podniesieniem temperatury u tych bardziej przeciętnych. Formy tych transformacji mogą być różne.

 

Jedną z nich może być publiczne demonstrowanie religijności. Kto wie, może katolicy zaczną między sobą częściej chwalić Boga używając pozdrowień „Szczęść Boże” i „[Niech będzie] Pochwalony Jezus Chrystus!”? Dziś zwroty te zaczynają niektórych z nich przyprawiać o konsternację, nie tylko z powodu ich coraz rzadszego używania, ale również niewiedzy, jak na nie zareagować i w jakich dokładnie sytuacjach je stosować. Wygląda na to, że pierwsze stosują między sobą przy pracy mieszkańcy wsi czy górnicy, odpowiadając na nie: „Szczęść Boże”, „Daj Boże” lub „Bóg zapłać”. Bywa ono również adresowane do zakonnic. Drugie używane jest jako pozdrowienie księdza, choć niestety chyba coraz rzadziej. Być może wielu z nas przydałaby się taka lekcja katolickiej etykiety, która – zwłaszcza w niektórych rejonach kraju – może dość mocno kuleć. Regularnie wielbiący Maryję św. Bernard z Clairvaux pozdrawiał Ją widząc Jej wizerunki słowami „Ave Maria!”. Podobno znany z katolickości generał Haller instruował swoich żołnierzy, aby pozdrawiali się zwrotem „Bóg z Wami”. Może słowa „Z Bogiem”, jako najkrótszy wariant, zastąpią w ustach katolików świeckie „Do widzenia”?

 

Odkurzanie chrześcijańskich zwrotów

 

Słowa te, po takim swoistym odkurzeniu, winny oczywiście przekazywać swój głęboki sens, a nie być powtarzane automatycznie i rutynowo. Choć podróżujący po świecie katolicy mogą się czasem dziwić, że w językach obcych nie ma nawet specjalnych pozdrowień osób duchownych, w naszym języku mamy bogactwo odwołań do religijności (choć dla nich warto czytać Sienkiewicza). Z jednej strony mamy takie wyrażenia jak: „Bóg mi świadkiem”, „Uchowaj Boże”, „Broń Boże”, „Bój się Boga”, których nie wypada nadużywać, aby nie łamać drugiego przykazania. Z drugiej strony mamy również takie jak:, „Do tańca i do różańca”, „Umieć coś jak pacierz”, czy „Jak amen w pacierzu” oraz służące do opisywania przyszłości „za dwa pacierze” czy „za cztery niedziele”. Trudno powiedzieć, że eliminowanie tych zwrotów z użycia świadczy o większej pobożności i poszanowaniu imienia Boga czy należy do zwykłej ewolucji języka.

 

Modlitwa w restauracji, czapka z głowy i różaniec w ręce

 

Okazji do publicznego demonstrowania wiary jest dużo więcej. Przed posiłkiem spożywanym w restauracji możemy przecież odmawiać modlitwę dziękczynną i robić znak krzyża. W piątki nie powinniśmy zamawiać mięsa a niezorientowanym kelnerom wyjaśniać, że w tym dniu obowiązuje nas post. Bez żenady nosić niekoniecznie ukryty pod ubraniem krzyżyk albo krucyfiks. Latem stroić się w chrześcijańską koszulkę z cytatem z Biblii i bez wstydu odwiedzać kościoły oraz sanktuaria.

 

Obecnie coraz rzadziej widzi się w Polsce katolików mijających kościół, z szacunkiem ściągających czapki i robiących znak krzyża. Czyżby ze skromności, dlatego, aby nie robić czegoś na pokaz, nie obnosić się z wiarą? W naszym katolickim kraju, w podróży publicznymi środkami lokomocji nie widzi się wielu ludzi, którzy bez cienia wstydu wyciągają różaniec aby się na nim modlić czy po skończeniu modlitwy czytać prasę i książki katolickie. Ilu z nas – choć może inaczej – wybiera niekatolicką telewizję, a w samochodzie słucha świeckiego, prywatnego radia?

 

Katolicka rodzina i dom

 

Warto chyba sobie zadać pytanie, na ile w ogóle nasze domy różnią się od niechrześcijańskich czy wręcz ateistycznych? Czy mamy choć powieszone krzyże w widocznym miejscu, w każdym pokoju? A może też katolicki kalendarz, przed domem lub w oknie powiewającą flagę papieską, w ogrodzie statuę Maryi, Pana Jezusa czy św. Franciszka? Jak jest z naszą rodziną? Czy swoim dzieciom nadajemy imiona chrześcijańskie, związane z ulubionymi świętymi, czy też podążamy za popularną modą na konkretne imiona? Czy rozważamy posyłanie ich do katolickiej szkoły, na którą czasem musi się składać cała rodzina lub nauczanie domowe? Czy potrafimy sobie wyobrazić mieszkanie na katolickim osiedlu? Czy tam, gdzie jest to możliwe, wybieramy według katolickiego kryterium?

 

Program na całe życie

 

Katolicy mieszkający w krajach, gdzie ich religia należy do mniejszości zapewne bardziej tęsknią do tych widocznych symboli religijnych. Oczywiście, nie tylko o widowiskowość i symbolikę tu chodzi, ale o ulepszanie własnej i rodzinnej pobożności. Zabieramy się lepiej za wnętrze niż za kwestie religijności zewnętrznej? Ilu z nas ma swojego ulubionego świętego, własnego spowiednika i systematycznie stara się walczyć z własnymi grzechami? A ilu codziennie się modli rano i wieczorem, czyta Biblię, posiada mszał i modlitewnik, zna Katechizm Rodziny Katolickiej i papieskie encykliki? A ilu otacza modlitwą własnego proboszcza, zaprasza księdza do własnego domu na kolację, żeby porozmawiać i przybliżyć go dzieciom? Ilu z nas codziennie chodzi na Mszę św. czy modli się codziennie całą rodziną, każdego  roku zamawia Msze w różnych rodzinnych intencjach (dziękczynnych i błagalnych)? Czy na Mszę św. potrafimy się wystroić, jak przystało do okoliczności? 

 

Oczywiście, byłoby dobrze, abyśmy pracowali społecznie, odwiedzali więźniów, niepełnosprawnych, chorych w szpitalach i tworzyli wokół siebie wspólnotę – szerszy katolicki świat. To taki program rozwojowy na całe życie, ale kiedyś trzeba go zacząć, aby z raczkującego katolicyzmu przejść na pierwszokomunijny i potem wspiąć się ponad nimi. Miejmy nadzieję, że rozprzestrzenianie się antyklerykalnych i antykatolickich ataków może go tylko przyspieszyć.

 

„Dewocja”, może ktoś powie, „prowincjonalny katolicyzm”? Będziemy jak faryzeusze, reklamujący powierzchowną religijność i fanatyzm. A może jednak jest jakaś część prawdy w tym, że sami się sekularyzujmy z własnego lenistwa? Chyba czasem nie doceniamy i nie szanujemy faktu, że mamy łatwy dostęp do księży, kościołów i wielu niedzielnych Mszy. Prawda, że kościelne budynki są często nieogrzewane i nieklimatyzowane (którą parafię stać na opłacenie takich rachunków?), ale takie bywają na tzw. Zachodzie prawie puste (na Syberii do kościoła trzeba jechać 100 km). Może zasługujemy na większą dyskryminację, aby obudzić w sobie wiarę i chęć bycia lepszym? Dzięki niej zyskamy aurę, po której zaczną nas poznawać, a nie tylko po „moherowych beretach”?

 

Bo tak naprawdę po czym poznać katolika? Po owocach. Skąd jednak mają być owoce, skoro nawet malutkich kwiatków czasem nie widać?

 

Natalia Dueholm

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 100 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram