5 września 2017

Jedwabne – nowi świadkowie, stara melodia. Prawda poczeka na ekshumację

(Prezydent Aleksander Kwasniewski sklada wieniec podczas uroczystosci odsloniecia pomnika w Jedwabnem, w 60 rocznice masakry Zydow w Jedwabnem. Fot. Aleksander Keplicz/Forum )

Antonina K. , którą w sprawie Jedwabnego przesłuchała prokuratura białostockiego oddziału IPN, nie jest jedynym świadkiem, który twierdzi, że zbrodni na Żydach dokonali Niemcy. Relacje dwóch innych, naocznych świadków, których nie przesłuchała żadna prokuratura, uzupełniają się wzajemnie i są ze sobą zgodne. Mówią m.in. nie o jednej, ale dwóch okrutnych egzekucjach, jakie miały miejsce w Jedwabnem 10 lipca 1941 roku.

 

Zacznijmy od relacji autorstwa księdza Józefa Kęblińskiego, wikariusza parafii pw. św. Jakuba apostoła w Jedwabnem (od roku 1938 do czasów powojennych).  Swoją opowieść ks. Kębliński przekazał słownie ks. Edwardowi Orłowskiemu, z którym razem w latach 60-tych posługiwali w parafii w Lipsku. Zrządzeniem Opatrzności Bożej, w latach 1988–2003 ks. Orłowski był proboszczem w Jedwabnem (zmarł w kwietniu 2003 roku). Zgromadził wówczas wiele materiałów, które jako sprawców zbrodni w Jedwabnem wskazują na Niemców i ich agentów z Gestapo. Ksiądz Edward Orłowski szczegółowo spisał też relację ks. Józefa Kęblińskiego i podał ją do publicznej wiadomości.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Z relacji tej dowiadujemy się, że pierwszym do czego przystąpili Niemcy, po wyparciu sowietów i zajęciu Jedwabnego (22 czerwca 1941 roku), było podjęcie przygotowań do eksterminacji Żydów. Ksiądz Kębliński wspomina, że o planach Niemców dotyczących wymordowania Żydów w Jedwabnem po raz pierwszy dowiedział się od kapelana niemieckich żołnierzy, który przez jakiś czas mieszkał na plebanii jedwabieńskiej parafii. Kapelan ujawnił przed księdzem Orłowskim te plany i to na wiele dni przed 10 lipca – dniem egzekucji na Żydach. To świadczy, iż zbrodnia ta nie była przeprowadzona spontanicznie, ale zaplanowana przez Niemców na długo przed jej wykonaniem.

 

Ksiądz Kębliński wiedząc o grożącej Żydom zagładzie, przekazał tę informację liderom wspólnoty jedwabieńskich wyznawców wiary mojżeszowej. Ci zaraz, po cichu, zarządzili zbiórkę pieniędzy i kosztowności, aby przy ich pomocy wykupić się u Niemców od śmierci. Hitlerowcy okup przyjęli, ale z planów zagłady Żydów nie zrezygnowali. Już 8 lipca 1941 roku wygonili z domów Żydów i kazali im usuwać trawę wyrastającą spomiędzy kamieni bruku na jedwabieńskim rynku. Po tej pracy wypuścili ich domów. Tak samo uczynili 9 lipca. Według księdza Kęblińskiego miało to na celu przekonanie przyszłych ofiar, że okup został przyjęty i nic im nie grozi, tak aby nie próbowali uciekać z miasta.

 

Cała tragedia rozegrała się natomiast 10 lipca. Według relacji ks. Kęblińskiego tego dnia, już rano, do Jedwabnego, od strony Wizny i Łomży, przyjechały samochody pełne Niemców. Byli to funkcjonariusze Gestapo (około 40 osób), a także niemieccy żołnierze różnych innych formacji oraz kilkudziesięciu volksdeutschów – agentów Gestapo, którzy mieli na sobie cywilne ubrania. Większość z tych ostatnich mówiła po polsku, łatwo więc można było ich wziąć za miejscowych Polaków. Na ten wątek udziału w zbrodni polskich konfidentów, przeważnie kryminalistów, płatnych agentów Gestapo, natrafiła w roku 2009 prokuratura białostockiego IPN. Ustalono, że jednym z nich mógł być Mieczysław Kosmowski vel Walter Karuse, agent Gestapo ps. „Gienek”. Śledztwa w tej sprawie prokuratura IPN jednak nie podjęła.

 

Niemcy spędzili na rynek, jak podał naoczny świadek ks. Kębliński, około 200 wyznawców judaizmu. Były to całe rodziny, w tym kobiety, starcy i dzieci. Kazali im zabrać ze sobą rzeczy osobiste, jakby mieli zostać oni przetransportowani w inne miejsce. Ten sam kłamliwy zabieg Niemcy stosowali później przewożąc Żydów do obozów zagłady.

 

Z treści wspomnień ks. Józefa Kęblińskiego, spisanych i upublicznionych przez księdza Edwarda Orłowskiego, dowiadujemy się, iż kiedy na rynku zgromadzono już Żydów, Niemcy zaczęli wyciągać z domów Polaków i grożąc im śmiercią, kazali im stwierdzić, czy dane personalne umieszczone na liście, którą posiadali funkcjonariusze Gestapo, rzeczywiście należą do przetrzymywanych na rynku Żydów. Na liście tej mieli zostać umieszczeni Żydzi – komuniści, którzy aktywnie wspierali NKWD i władze oraz armię radziecką w czasie pierwszej okupacji sowieckiej. Na rynek spędzono także ich rodziny, według zasady ustalonej przez władze III Rzeszy, że mają oni być wytępieni w wielu pokoleniach. Polakom, w liczbie około 30 – 40, ściągniętym przymusowo na rynek, kazano też otoczyć i pilnować zebranych tam Żydów. Zewnętrzny pierścień tego okrążenia składał się z uzbrojonych po zęby żołnierzy niemieckich i Gestapo. Polakom oczywiście nie dano żadnej broni.

 

Przymusowe zaangażowanie grupy polskich mieszkańców Jedwabnego do nadzoru i konwojowania jedwabieńskich Żydów było celowym oraz przemyślanym działaniem Niemców, którzy podobnie jak wcześniej sowieci, robili co mogli, aby obie nacje ze sobą skonfliktować, według starożytnej zasady „dziel i rządź”. Był w tym jeszcze inny cel, którego osiągnięcie widziano w dalszej przyszłości. Niemcom chodziło o obarczenie Polaków częścią odpowiedzialności za eksterminację Żydów. Jak widać, to diaboliczne działanie do dziś wydaje swoje złe owoce. I nie chodzi tu tylko o trwające co najmniej od początku tego wieku wmawianie światu kłamstwa, że to Polacy wymordowali wszystkich swoich jedwabieńskich sąsiadów „starozakonnego” wyznania, ale też o dzisiejsze szerzenie, głównie poprzez niemieckie media, bezczelnego oszustwa o „polskich obozach koncentracyjnych”.    

 

Wracając do relacji ks. Józefa Kęblińskiego: najpierw Niemcy wyznaczyli grupę około 40 młodych Żydów i kazali im rozebrać pomnik Lenina, wzniesiony za czasów pierwszej sowieckiej okupacji. Tę pamiątkę po wodzu światowego komunizmu rozkazali nieść do położonej za miastem niewielkiej stodoły. Konwojowanym Żydom, Niemcy nakazali śpiewać pieśń pt. „Myśmy winni tej wojny”. Kiedy już doszli na miejsce, Żydzi zostali przymuszeni do wykopania sobie w stodole dołu śmierci, w którym po egzekucji ich pogrzebano. Razem z nimi pogrzebano pomnik Lenina, aby było wiadomo, że byli komunistami.

 

Po tej egzekucji Gestapo wróciło na rynek po ich rodziny (ks. Kębliński podaje tu liczbę około 160 osób). Kazano im się zbierać i poprowadzono do tej samej stodoły. Ksiądz Kębliński wcześniej, tego samego dnia, próbował się wstawiać za żydowskimi sąsiadami, błagając Niemców na posterunku żandarmerii, aby ich wypuścili. W odpowiedzi gestapowiec dowodzący akcją eksterminacji wyrzucił go za drzwi. Odważny kapłan błogosławił jeszcze ze schodów kościoła, za co mógł być ukarany śmiercią, Żydów wiedzionych na straszną egzekucję.

 

Ksiądz Józef Kębliński, nie był świadkiem spalenia Żydów, znał ją jedynie z opowiadań parafian.  Natomiast tę tragedię własnymi oczami oglądała pani Hieronima Wilczewska (obecnie mieszka w USA), której zeznań niestety nie ma w materiałach śledztwa IPN. Na szczęście jej bardzo ważną relację udało się utrwalić m.in. Wacławowi i Elżbiecie Kujbidom twórcom dokumentu filmowego „Jedwabne – Naoczni Świadkowie – Spisane Świadectwa – Pominięte Fakty”.  Wywiad z panią Hieronimą, podczas którego relacjonuje ona wydarzenia 10 lipca 1941 roku w Jedwabenm, jest również dostępny w internecie.

 

Hieronima Wilczewska w lipcu 1941 roku miała 8 lat, mieszkała z rodzicami we wsi Kucze Wielkie na terenie parafii Jedwabne. Pamiętnego 10 lipca uczestniczyła w organizowanej w kościele nauce przed Pierwszą Komunią Świętą. Po wyjściu z kościoła, jak mówi „ujrzałam jak gestapowcy gonią Żydów”. Z dziecięcej ciekawości przyłączyła się do mieszkańców, którzy obserwowali to wydarzenie, część z nich została przymuszona do konwojowania więźniów. Hieronima poszła wraz całym konwojem, aż do miejsca egzekucji, czyli stodoły, stojącej na obrzeżach miasteczka. Jak relacjonuje Wilczewska – Niemcy kazali wchodzić Żydom do środka, jednak niewielka stodoła, nie była w stanie pomieścić ich wszystkich. Dlatego jedni dosłownie wchodzili na głowy innym. Bestialscy gestapowcy dzieci wrzucali na samą górę tego ludzkiego stosu. Gdy już wszystkich wtłoczono do stodoły Niemcy zamknęli jej wrota, oblali ściany benzyną i budynek podpalili miotaczami ognia. „Od razu cała stodoła stanęła w płomieniach, a ludzie w niej zamknięci zaczęli przeraźliwie krzyczeć. Do dziś nie mogę zapomnieć tego strasznego krzyku” – mówi Hieronima Wilczewska.

 

Według jej relacji nie wszyscy uwięzieni w stodole spłonęli. Osoby, które były w środku ludzkiej ciżby, ocalały od zagłady w płomieniach – śmierci jednak nie uniknęły. „Nie spaleni Żydzi, kiedy popiół z nich opadł, siedzieli i tak się strasznie kiwali. Mieli poparzone ręce i twarze. Do dziś to widzę i się za nich modlę, bo strasznie cierpieli. Jednak w gestapowcach nie było dla nich litości, trzymali przy nich wartę jeszcze przez jakiś tydzień, nie dobili ich, czekali, aż wszyscy umrą z ran i głodu. Dopiero wówczas kazali ich na miejscu pochować” – relacjonuje drżącym głosem pani Wilczewska. Mówi również o tym, iż chciała umierającym Żydom podać wody, jednak kiedy tylko przekroczyła linię wyznaczoną przez niemieckich żołnierzy, „za kark” złapał ją gestapowiec i rzucił o ziemię mówiąc „patrz, bo wy Polacy będziecie następni”. Zapewne organizatorzy tej przerażającej egzekucji na Żydach, za jeden z jej celów mieli – tak przestraszyć Polaków, aby nie próbowali oni działalności konspiracyjnej, co, jak wiemy, zupełnie się Niemcom nie udało. 

 

W wypowiedziach pani Hieronimy Wilczewskiej jest jeszcze jedna bardzo ciekawa informacja. Otóż mówi ona, że w czerwcu 1941 roku, czyli jeszcze przed zagładą Żydów, do jej rodzinnego domu przyszło kilku mężczyzn w cywilnych ubraniach („eleganckich garniturach” – jak podała), którzy zastrzelili jej ojca. Jest to bardzo zagadkowe zabójstwo. Kim byli jego sprawcy i dlaczego go dokonali? Opis zabójców i sposób ich działania pasuje do postaci polskich kryminalistów – egentów Gestapo, którzy, jak wynika z materiałów posiadanych przez IPN, przeprowadzili na ziemi łomżyńskiej co najmniej kilka podobnych egzekucji, m.in. w miejscowości Świdry – Awissa. Ofiarami byli przeważnie członkowie organizacji niepodległościowych.

 

Według relacji świadków m.in. ks. Józefa Kęblińskiego, nie wszyscy jedwabieńscy Żydzi zginęli podczas strasznej egzekucji w lipcu 1941. Kolejną ich grupę, liczącą około 100 osób, jeszcze latem 1941 r. Niemcy uwięzili w gettcie, uczynionym na rynku. Na początku listopada roku 1942 mieszkańców tego getta wywieziono do getta w Łomży, skąd pod koniec listopada trafili do obozu koncentracyjnego w Treblince.

 

Sprawą mordu Żydów w Jedwabnem po raz pierwszy zajął się Sąd Okręgowy w Łomży. Było to w roku 1949. Śledztwo w tej sprawie prowadzili funkcjonariusze UB. Jego faktycznym celem nie było ustalenie sprawców zabójstw, ale obciążenie osób związanych z podziemiem niepodległościowym winą i wysłanie ich do więzień. Przesłuchania podejrzanych odbywały się według UB-eckiej reguły – bij, aż powie co chcemy usłyszeć. Jeden z podejrzanych, Zygmunt Laudański, w czasie gdy Niemcy palili wyznawców judaizmu w stodole, przebywał w domu, więc nawet tego nie widział. Ale oczywiście dla przesłuchujących go UB-eków, nie przeszkadzało to oskarżyć Laudańskiego, wielokrotnie okrutnie bitego, o udział w zbrodni. Ostatecznie, po takim śledztwie, nawet komunistyczny sąd, większość z 22 oskarżonych, uniewinnił. Za udział w zbrodni skazał (najpierw na karę śmierci później zmienił to na więzienie) tylko jednego, Karola Bardonia, który był kryminalistą i niemieckim konfidentem, Podczas okupacji Niemcy uczynili go komisarycznym burmistrzem Jedwabnego. 9 osób skazano też na kary więzienia za pomocnictwo, m.in. wspomnianego Zygmunta Laudańskiego, który z tą zbrodnią nie miał nic wspólnego.  

 

Nowe śledztwo w sprawie podjęła w roku 2000 prokuratura białostockiego oddziału IPN. Ustalono m.in. że wskutek zbrodni zginęło około 340 osób. Podczas ekshumacji odkryto szczątki pomnika Lenina i dwa doły śmierci, co potwierdza relację ks. Kęblińskiego o dwóch egzekucjach 10 lipca 1941 roku. IPN śledztwo ws. zbrodni w Jedwabnem zakończył ostatecznie w roku 2003 jego umorzeniem. Uzasadniono, że nie udało się znaleźć dowodów na udział w zbrodni, osób innych niż te osądzone już po II wojnie światowej, czyli głównie w roku 1949- 50. W podsumowaniu prowadzący śledztwo prokurator Radosław Ignatiew, podał że Niemcom należy przypisać organizację i kierownictwo zbrodni, jednak zdaniem prokuratury IPN, bezpośrednimi wykonawcami mordu było około 40 mężczyzn – Polaków z Jedwabnego i okolic.

 

Te ustalenia wywołały wiele kontrowersji, ponieważ relacje bezpośrednich świadków mordu na Żydach, wskazują wyraźnie na Niemców jako organizatorów i wykonawców tej strasznej zbrodni. W ostatnich latach nowi świadkowie (m.in. Hieronima Wilczewska) do tej pory nie przesłuchani przez prokuratorów, upublicznili swoje relacje, które potwierdzają tezę, że zbrodni w Jedwabnem dokonali Niemcy. Zaś kilkudziesięciu Polaków przymusili oni do pilnowania Żydów zgromadzonych na rynku oraz później podczas ich konwoju na miejsce zagłady. 

 

Obecnie pojawił się nowy świadek – Antonina K. W poniedziałek 28 sierpnia br. prokurator IPN przesłuchał tę 89-letnią kobietę, która 10 lipca 1941, według doniesień medialnych, miała być naocznym świadkiem niemieckiego sprawstwa zbrodni popełnionej na Żydach w Jedwabnem. Prokurator nie ujawnia co zeznała, jednak pion śledczy białostockiego oddziału IPN postanowił, że nie ma podstaw, aby wszczynać nowe śledztwo.

 

Prokurator poinformował, że zeznania nie wnoszą do sprawy nic nowego. Czy jednak  prokuratura białostockiego oddziału IPN, przed wydaniem  tak stanowczego oświadczenia, nie powinna wpierw przesłuchać pani Hieronimy Wilczewskiej? Przecież jej relacja ukazuje w zupełnie nowym świetle okoliczności i sprawców zbrodni w Jedwabnem.   

Adam Białous   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie