Ekspert Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego Pod Smoleńskiem prof. Wiesław Binienda nie ma wątpliwości, że pod skrzydło rządowego samolotu Tu-154M podłożono ładunki wybuchowe. Swoje twierdzenia przedstawił na antenie TVP Info.
Podłożenie ładunków wybuchowych miałoby nastąpić w nocy poprzedzającej wylot rządowego samolotu do Smoleńska. Powstać ma raport z nagrań kamer przemysłowych, które monitorowały obraz z lotniska. Według dziennikarzy, w nocy poprzedzającej katastrofę zarejestrowano nieprawidłowości w funkcjonowaniu BORu oraz obecność osób dokonujących podejrzanych czynności w lewym skrzydle samolotu.
Wesprzyj nas już teraz!
Binienda zaznaczył, że bardzo łatwo można było dostać się do wnętrza skrzydła. – Są tu tylko cztery śruby, które można odkręcić za pomocą zwykłego śrubokręta w mniej niż minutę po czym mamy dostęp do elektroniki sterującej klapami w całym skrzydle – wskazał.
Według komisji Millera, za urwanie całego skrzydła odpowiedzialne jest zderzenie z brzozą. Dla profesora Biniendy ślady w miejscach, w których skrzydło zostało oderwane, wskazują na eksplozję.
– Naszym zdaniem tutaj były umiejscowione ładunki wybuchowe – tłumaczył profesor pokazując na ślad przecięcia skrzydła.
– Mamy oczywiste ślady eksplozji, są nimi strzępy metali odgięte o więcej niż 360° w zupełnie innym kierunku niż wskazywałoby zderzenie z drzewem. Jeżeli odgięcie takiego materiału wykracza ponad 360° (dochodzi do ponad 400°) to jedyna siła pozwalająca na takie wygięcie musi mieć swoje źródło w eksplozji – przekonywał Glenn Jørgensen, duński inżynier i pirotechnik, członek Podkomisji.
Źródło: tvp.info
PR