8 lipca 2016

Jan Sobieski – zwycięski wódz

(Fot. Daniel Pach / FORUM)

320 lat minęło od śmierci jednego z najwybitniejszych władców Polski – Jana III Sobieskiego. Choć różnie można oceniać jego panowanie, które przebiegało w trudnych warunkach degrengolady ustrojowej państwa, nikt nie może zakwestionować wybitnych dokonań króla na polu bitwy. Jan Sobieski należał bowiem do najznamienitszych przedstawicieli staropolskiej sztuki wojennej. Jego osoba, zamyka szczęśliwy dla Rzeczypospolitej okres, gdy na czele jej wojsk stali utalentowani wodzowie, którzy dysponując nielicznymi siłami zbrojnymi, wygrywali wojny, a przynajmniej ratowali kraj przed niechybną klęską.

 

Urodzony 17 sierpnia 1629 roku na zamku w Olesku przyszły król Polski, pochodził ze starego rodu szlacheckiego pieczętującego się herbem Janina. Jednak w szeregi magnaterii wprowadził rodzinę Sobieskich dopiero dziad Jana – Marek. W tym czasie talenty wojskowe przechodziły u Sobieskich z ojca na syna. Zarówno wspomniany Marek, jak i jego syn, a ojciec króla, Jakub, byli wybitnymi żołnierzami. Także brat króla Marek, zapowiadał się na tęgiego dowódcę; niestety padł ofiarą rzezi jeńców polskich urządzonej przez Kozaków po bitwie batohskiej (1652).  

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wychowany przez rodziców w kulcie dziadka po kądzieli Stanisława Żółkiewskiego oraz w duchu służby ojczyźnie, nieprzeciętne umiejętności dowódcze Jan zawdzięczał nauczycielom, lekturom, wojażom po Europie, ale przede wszystkim praktyce wojennej. Pierwsze doświadczenia w służbie Bellony, zdobywał podczas wojny domowej wywołanej przez Bohdana Chmielnickiego. Najpierw jako rotmistrz, a potem pułkownik, brał udział w wielu bitwach z Kozakami i Tatarami. Pod Beresteczkiem, nim ranny spadł z konia, miał okazję podziwiać wspaniałe dowodzenie króla Jana Kazimierza.

 

Plamą na życiorysie Sobieskiego jest niewątpliwie przejście do obozu Karola X Gustawa podczas potopu szwedzkiego, jednak zasługi jakie położył po powrocie do służby prawowitego władcy, stanowiły do pewnego stopnia zadośćuczynienie za wcześniejszą nielojalność. Ten niechlubny epizod w karierze  przyszłego króla miał dodatkowy pozytywny aspekt – młody oficer zapoznał się z zasadami działania tak znakomitej maszynerii wojennej, jaką stanowiła zreformowana przez Gustawa II Adolfa armia szwedzka.

 

Akces do stronnictwa dworskiego zapewnił nawróconemu na właściwą drogę, a przy tym niezwykle zdolnemu oficerowi, szybką karierę polityczną, a w 1665 r. urząd marszałka wielkiego koronnego. Największe sukcesy osiągnął jednak na polach bitew i to one w konsekwencji wyniosły go na tron Polski.

 

Zanim sam poprowadził armię, terminował u tak wybitnych wodzów jak Jerzy Lubomirski czy Stefan Czarniecki. Wreszcie w październiku 1667 roku, już jako hetman polny koronny, błysnął talentem, bijąc pod Podhajcami kilkakrotnie silniejsze wojska Kozaków i Tatarów. Świetnie zaplanowana, wirtuozersko rozegrana i zakończona świetnym zwycięstwem kampania przyniosła mu wielką popularność u szlachty i buławę hetmana wielkiego koronnego. Nie sięgnął jednak wówczas po władzę w państwie, choć  w związku z abdykacją Jana Kazimierza była po temu sposobność. Zapewne nie czuł się wystarczająco przygotowanym do takich zadań.

 

Niestety, wkrótce przyszło mu żałować tej decyzji. Podczas elekcji na tron Polski został wyniesiony marny polityk i gnuśny człowiek Michał Korybut Wiśniowiecki. Nieudolna polityka nowego władcy postawiła hetmana Sobieskiego w opozycji do niego. Jednak mimo konfliktu z królem dzielnie bronił Kresów przed zagonami tatarskimi. Jesienią 1672 roku na czele zaledwie 3 tys. żołnierzy, podczas śmiałego rajdu, zniósł kilka silnych czambułów tatarskich, odbijając liczny jasyr.

 

Niestety, pokój, który dyplomaci Rzeczypospolitej zawarli wówczas z Portą Otomańską w Buczaczu, stanowił ogromną porażkę państwa. Płacenie daniny, do czego zobowiązała się Rzeczypospolita, postawiło ją w szeregu państw zależnych. Hańba buczacka skłoniła szlachtę do wzmocnienia armii, dzięki czemu jesienią 1673 roku hetman wielki koronny poprowadził 35 tys. żołnierzy pod  twierdzę Chocim, w której zamknęła się armia turecka. 11 listopada wojska dowodzone przez Sobieskiego przypuściły szturm na umocnienia muzułmańskie siejąc śmierć i zniszczenie. Tylko kilku tysiącom Turków udało się zbiec do Kamieńca Podolskiego. Reszta zginęła lub dostała się do niewoli.

 

Szlachta ceniła ludzi rycerskich, odważnych i szczęśliwych w boju, stąd po śmierci Wiśniowieckiego na króla wybrała Jana Sobieskiego. Stało się to 21 maja 1674 roku. Koronację nowy władca odłożył na później. Uznał, że najpierw musi zabezpieczyć granice państwa. Ostatecznie koronę na głowę Jana III włożył prymas Andrzej Olszowski 2 lutego 1676 roku.

 

Sobieski próbował początkowo oprzeć swą politykę na sojuszu z Francją. Miał nadzieję, że przy wsparciu dyplomacji francuskiej uda mu się zaprowadzić pokój na granicy z Turcją oraz odzyskać ziemie dawnego lenna pruskiego. Niestety, nowy kurs polityczny Rzeczypospolitej, nie przyniósł spodziewanych korzyści. Pałająca nienawiścią do Rzeczypospolitej Turcja, wbrew namowom Paryża nie pozostawiła Polski w spokoju. Wobec tego Jan III zawarł sojusz z Austrią, by przy jej wsparciu odzyskać utracone na rzecz Turcji w latach panowania Michała Korybuta Podole.

 

Wkrótce nadarzyła się okazja, by rozpocząć wojnę koalicyjną z Imperium Osmańskim. Wielki wezyr Kara Mustafa zaatakował państwo Habsburgów i obległ Wiedeń. Na pomoc ruszył Jan III Sobieski na czele oddziałów polskich. Podczas rozstrzygającej bitwy pod murami Wiednia król dowodził siłami całej koalicji antytureckiej. Przy pomocy piechoty opanował dogodne pozycje wyjściowe do ataku dla jazdy. Późnym popołudniem, wykorzystując sprzyjające okoliczności, pchnął do ataku kawalerię, której główne siły stanowiły polskie chorągwie husarskie. Triumf był zupełny. Turcy zginęli lub zrejterowali. Sława Lwa Lechistanu obiegła cały świat. Papież Innocenty XI obdarzył Sobieskiego tytułem Obrońcy Wiary. On sam bitwę podsumował skromnie: „przybyłem, ujrzałem, Bóg zwyciężył”.

 

Niestety, klęska pod Wiedniem nie skłoniła Imperium Otomańskiego do kapitulacji. Turcja była jeszcze dość silna by stawić czoła koalicji państw chrześcijańskich, czyli zawartej przy ogromnym udziale dyplomacji papieskiej Lidze Świętej. Walki toczyły się ze zmiennym szczęściem. Kapryśności Fortuny zaznał także sam Sobieski. 7 października 1684 roku wysforował się na czele szczupłego oddziału daleko przed siły główne i pod Parkanami został pobity przez przeważające siły przeciwnika. O mało nie przypłacił porażki życiem. Szybko wziął jednak odwet na Turkach, gromiąc ich dwa dni później w trakcie drugiej bitwy pod Parkanami. Notabene sam monarcha wyżej sobie cenił tę wiktorię niż zwycięstwo pod Wiedniem.

 

Niestety, także ten pogrom wojsk tureckich nie doprowadził do zakończenia wojny, która wlokła się jeszcze kilkanaście lat. W ostatnich latach życia talent wielkiego wodza w Sobieskim jakby przygasł. Wyprawa do Mołdawii w 1686 roku nie przyniosła sukcesów.  Kolejna, w 1691 roku, zakończyła się wręcz klęską. Pozycja Rzeczypospolitej w szeregach Ligi Świętej spadała. Słabość kraju zmusiła dyplomację Sobieskiego do podpisania ugody z Rosją (pokój Grzymułtowskiego) oznaczającej ostateczne zrzeczenie się roszczeń do ziem utraconych na rzecz wschodniego sąsiada w latach wcześniejszych.

 

Dręczony chorobami i niepowodzeniami politycznymi, władca nie dowodził już w polu. Zmarł 17 czerwca 1697 roku. Owoce jego zaangażowania w antyturecką Ligę Świętą zebrała Polska dopiero w roku 1699 roku, odzyskując na podstawie ustaleń pokoju Karłowickiego Podole.

 

Oceniając zalety Jana III Sobieskiego jako wodza wybitny historyk wojskowości gen. Marian Kukiel tak go charakteryzował: „Jest on wodzem jazdy na miarę Chodkiewicza i Koniecpolskiego, tylko bardziej błyskawicznym w poruszeniach; na fortyfikacji i artylerii zna się jak Władysław IV, ale rozwija je i doskonali zgodnie z postępami Zachodu; nie tylko ceni wartość piechoty i dragonii pieszej, ale osobiście umie prowadzić ją do szturmu; koordynuje wysiłki trzech broni, jak Jan Kazimierz, tylko z większym mistrzostwem, w zręczności manewrowania przewyższa Lubomirskiego, a Czarnieckiego w sztuce zaskoczenia przeciwnika. […] Niezwykłe zdolności strategiczne i taktyczne łączył z wielką siłą duchową i darem władania duszami żołnierzy.”

 

Panowanie Sobieskiego to ostatni rozbłysk dawnej Rzeczypospolitej, silnej i wspaniałej. Wspomnienia przewag wojennych Sobieskiego musiały na długie lata wystarczyć Polakom dla krzepienia serc. Po śmierci Jana III nastąpił ponury okres upadku polskiej sztuki wojennej. W czasach powstania listopadowego duch geniuszu militarnego zabłysnął w planach generałów Prądzyńskiego i Chrzanowskiego. By pojawił się wówczas w pełnej krasie, zabrakło wodza potrafiącego nieść brzemię odpowiedzialności za losy wojny. Dopiero więc bitwy: warszawska i niemeńska stoczone w 1920, można uznać za nawiązanie do dawnych dobrych tradycji polskiej sztuki wojennej.

 

 

Adam Kowalik

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie