28 października 2015

Jak zmusić PiS do walki?

Zaprezentowane w kampaniach prezydenckiej i parlamentarnej otwarcie się PiS na zwykłych ludzi przyniosło błyskawiczny efekt. Rzecz w tym, by wyzwolona energia nie przerodziła się szybko we frustrację, ale skutkowała konkretnym działaniem dla ogólnego dobra. Zależy to od obu stron.

 

Wyborczy triumf Prawa i Sprawiedliwości niemal dokładnie zbiegł się ze światową premierą „WIDMA” – kolejnego odcinka filmowej sagi o Jamesie Bondzie. Chociaż przywódca tytułowej organizacji, Ernst Blofeld, charakterologicznie odpowiada wykreowanemu w mediach groźnemu wizerunkowi Jarosława Kaczyńskiego (nie tylko z powodu… kota, który towarzyszył często złowrogiemu hersztowi w starszych odcinkach serii), to sama nazwa owego syndykatu zbrodni – Specjalna Organizacja Kontrwywiadu, Terroryzmu, Odwetu i Wymuszania – bardziej pasuje do tego, co z polskim, rzekomo wolnym państwem uczyniły kolejne rządy ostatniego ćwierćwiecza. Nie trzeba szerzej tej refleksji uzasadniać. Wybitni reprezentanci ekipy dzierżącej wciąż na różnych szczeblach stery władzy sami najlepiej podsumowali w trakcie obiadków u „Sowy i Przyjaciół”, czy też w Pałacu Sobańskich własny stosunek do owego państwa oraz jego prawdziwy stan.

Wesprzyj nas już teraz!

Osobną kwestią jest, ile z tej cennej wiedzy przedostało się do opinii publicznej. Wspominając ów ważki problem mamy akurat dobre wiadomości, gdyż wiele wskazuje na to, że PiS odrobił lekcję z krótkiego okresu swoich koalicyjnych rządów (2005-2007) i nie zamierza tym razem pozostawiać mediów publicznych w rękach środowisk wrogich nie tylko partii Kaczyńskiego, ale i również – co tu specjalnie ukrywać – po prostu niechętnych Polsce.

Jeśli więc czegoś się naprawdę chce, to można, o czym przekonaliśmy się także w wyniku nie tak dawnej hucpy związanej z „liczeniem głosów” oddanych przez Polaków w wyborach samorządowych. Tym razem jednak  mobilizacja wolontariuszy uważnie patrzących komisjom na ręce (m.in. w ramach Ruchu Kontroli Wyborów) pozwoliła nam uniknąć dramatycznych skutków, jakie przyniosłyby dokonywane na większą skalę „cuda nad urną”.

PiS potyka się na cywilizacyjnych pryncypiach

Teraz łyżka dziegciu. Jak można było się spodziewać, ważni politycy obozu, który właśnie sięga po władzę, co raz przypominają nam o swoim socjalistycznym w dużej mierze DNA. Już po wyborach – oprócz „sensownych inaczej” gromkich obietnic dotyczących sfery socjalnej – zdążyliśmy usłyszeć, że nie planują zakazać hodowli ludzi (jak Jarosław Gowin i jego koledzy zamierzają dopuszczać proceder in vitro bez niszczenia zarodków, pozostaje na razie ich tajemnicą) i utrzymają w mocy tzw. kompromis aborcyjny. Otwiera się tu ogromne pole do działania dla kolejnej wielkiej społecznej mobilizacji w fundamentalnych kwestiach cywilizacyjnych. Po latach totalnego ignorowania oddolnych inicjatyw mamy bowiem wreszcie prawo przypuszczać, że rządzący nie pozwolą sobie na zmielenie setek tysięcy podpisów dotyczących tzw. aborcji eugenicznej czy też zmiany Konstytucji w zakresie pełnej ochrony życia. Nie stanie się to jednak bez udziału Kościoła i prawicowych mediów, także tych, które w ostatnich tygodniach bezalternatywnie wspierały obóz Kaczyńskiego.

Teraz trzeba będzie po prostu dopomóc mu w dojściu do przekonania, że odwoływanie się do katolickiego elektoratu niesie za sobą – oprócz wyborczych profitów – także zobowiązania. To, że prezes PiS nie ma na razie na to ochoty, dobrze wiemy od dawna, ostatnio przypomniały nam o tym kategoryczne wypowiedzi Gowina bądź też fakt złamania umowy z Prawicą Rzeczypospolitej i „wycięcie” z list wyborczych ogromnej większości kandydatów ugrupowania Marka Jurka. Warto w tym miejscu jednak przypomnieć, że poddane presji wyborców szefostwo Prawa i Sprawiedliwości może zmienić zdanie, czego dowodzi kwestia szkolnego przymusu dla sześciolatków, postulowanego dawniej przez partię Kaczyńskiego. Skoro nie wystarczy odwoływanie się do wartości zasadniczych, do nas wszystkich należy wytworzenie społecznego klimatu, w którym niezgoda na antycywilizacyjny dyktat przemysłu aborcyjno-farmaceutycznego czy też fabryk in vitro będzie się po prostu PiS-owi politycznie opłacać.

Dajmy im szansę poprawić Polskę

Prawu i Sprawiedliwości, które wreszcie wyszło do wyborców z przesłaniem pozytywnym (co bynajmniej nie znaczy, że pomysły tej partii zasługują na pełne poparcie), udało się wyzwolić ogromny społeczny entuzjazm i zapalić na nowo nadzieję w bardzo wielu ludziach, zgnębionych i zniechęconych kolejnymi latami antypolskich rządów. Może nie było to aż takie trudne – cóż gorszego mogłoby nas spotkać niż dotychczasowy serwilizm wobec możnych ze wschodu i zachodu, lokajski stosunek do oligarchów i wielkich koncernów, lawinowe powiększanie spirali długów, zupełne nieliczenie się z głosem społeczeństwa, wreszcie postępująca raptownie zapateryzacja w duchu antycywilizacyjnych pomysłów międzynarodówki LGBT?

Zaprezentowane w kampaniach Andrzeja Dudy i Beaty Szydło otwarcie się na zwykłych ludzi przyniosło jednak błyskawiczny efekt. Rzecz w tym, by wyzwolona energia nie przerodziła się we frustrację, ale skutkowała konkretnym działaniem dla ogólnego dobra. Zależy to od obu stron. Jeśli zadeklarowane przez prezydenta odbudowywanie wspólnoty Polaków nie było tylko pustym hasłem, trzeba je odczytać jako otwarcie władzy na sensowne inicjatywy, choćby pomysły sprzyjające odtworzeniu prawdziwie narodowej gospodarki, przychylne rodzinie, normalnej kulturze, edukacji, pamięci historycznej i obronie dobrego imienia naszej ojczyzny.

Niewypełniane zadanie przeciwstawiania się zniesławianiu Polski, budowania jej pozytywnego obrazu, walki z pseudokulturalnymi prowokacjami i bluźnierstwami, zwłaszcza w placówkach utrzymywanych z publicznych pieniędzy składało się dotychczas na ogromny grzech zaniechania popełniany przez tych, którzy mieli nas reprezentować. Tym bardziej konieczne jest, by „szeregowi” Polacy wspierali w dobrych działaniach odwołujące się do patriotyzmu i wspólnego dziedzictwa nowe władze. Nawet jeśli wśród parlamentarzystów zwycięskiej partii z łatwością można odnaleźć znanych już „ludzi bez właściwości” i własnych poglądów, po prostu cynicznych partyjnych funkcjonariuszy, to nie brakuje przecież także szczerych patriotów i wiernych Kościołowi katolików, chcących rzetelnie pracować dla Polski.

Odgruzowanie i odbudowa państwa przeżartego sprzedajnością, biurokracją, fiskalizmem, marnotrawstwem, serwilizmem wobec obcych wymaga, by społeczne zaangażowanie nie wygasło po wyborach. Musimy przenieść je na codzienność.

Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie