Telewizja BFMTV zaprosiła do studia sześciu liderów francuskich partii politycznych, by debatować nad sposobem wyjścia z kryzysu „żółtych kamizelek”, w jakim od czterech miesięcy znajduje się Francja. Potrzeba szybkiej i skutecznej odpowiedzi jest tym bardziej pilna, bo dochodzi do radykalizacji manifestujących, co było wyraźnie widać w ubiegłą sobotę, kiedy płonęły Pola Elizejskie, a rząd, jak na razie, odpowiada jedynie zaostrzeniem sankcji.
Republikanów (LR) reprezentował ich przewodniczący Laurent Wauquiez, Zjednoczenie Narodowe (RN) – Marine Le Pen, Republikę w Marszu (LREM) – Stanislas Querini, centrowy Ruch Demokratyczny (MoDem) – François Bayrou, Partię Socjalistyczną (PS) – Olivier Faure i lewacką, Niepokorną Francję (FI) – Jean-Luc Mélenchon.
Wesprzyj nas już teraz!
Po sobotnich zajściach w Paryżu, władze zdecydowały o odwołaniu ze stanowiska prefekta Paryża, Michela Delpuecha, zakazie manifestowania w niektórych miejscach stolicy Francji i na prowincji, wzroście kar pieniężnych za rozboje i chuligaństwo. Dla parlamentarnej opozycji są to kolejne represje wymierzone w „żółte kamizelki”, pod dyrekcją ministra spraw wewnętrznych, Christopha Castanera. Dlatego Republikanie, Zjednoczenie Narodowe i Nieopokorna Francja domagają się jego dymisji.
Laurent Wauquiez krytykuje rząd za „niedocenienie” przemocy. Jean Luc Mélenchon piętnuje „autorytarny dryf”, który dla Oliviera Faurea umożliwia rządowi „uniknąć kolejnej debaty społecznej”. – Nie odpowiada się na cierpienie narodu reakcją policyjną – deklarowała Marine Le Pen. Wskazywała, że „żółte kamizelki” są zradykalizowane, bo już po raz 18 z kolei nie zostają usłyszane przez władze polityczne i pozostają bez żadnych odpowiedzi na ich problemy.
Liderka ZN, twierdzi, że jedyną skuteczną decyzją byłoby rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego (niższej izby parlamentu) i przeprowadzenie proporcjonalnych wyborów oraz „referendum inicjatywy ludowej”, proponowanego przez „żółte kamizelki”. – W demokracji, jedynym, możliwym wyjściem z kryzysu jest głosowanie, nie ma innego – podkreślała Marine Le Pen.
Oskarżyła ponadto rząd o pozwolenie na „przemoc i bałagan”, ponieważ czuł on, że czerpie korzyści wyborcze prezentując się jako wprowadzający porządek w obliczu nieporządku. – Po ilu manifestacjach, gdzie chuligani niszczą, minister spraw wewnętrznych Christopher Castaner powie sobie – trzeba chyba, bym się podał do dymisji? – pytała przewodnicząca ZN.
Wskazywała, że oprócz zwolnienia prefekta Paryża, premier Edward Philippe zapowiedział zakaz manifestowania w dzielnicach najbardziej nimi dotkniętymi, takich jak Pola Elizejskie w Paryżu, plac Kapitolu w Tuluzie i Pey-Berland w Bordeaux.
Marine Le Pen pytała też, czy rząd nie jest odpowiedzialny za to, że pozwolił lewackim szumowinom na rozbój i napady, by zdyskredytować „żółte kamizelki”. Domaga się ona rozwiązania „milicji skrajnej lewicy”, która była odpowiedzialna na zajścia w sobotę.
Franciszek L. Ćwik