19 lipca 2017

Jak jezuici w obronie generała „polską inkwizycję” zaatakowali

(Ks. prof. Paweł Bortkiewicz stał się celem ataków jezuitów. fot. Fot. Marek Lapis/FORUM )

Kowal zawinił, Cygana powiesili. Po burzy wywołanej słowami generała jezuitów twierdzącego, że szatan jest tylko „symboliczną figurą” pozostającą „konstruktem myślowym” okazuje się, że według niektórych na miano antybohaterów zasługują… ks. prof. Paweł Bortkiewicz wraz z Tomaszem Terlikowskim.


Powiedzieć, że nowy generał jezuitów jest postacią kontrowersyjną, to nic nie powiedzieć. Ojciec Angelo Sosa Abascal SJ, wybrany jesienią 2016 roku przełożonym generalnym Towarzystwa Jezusowego zasłynął już przynajmniej dwiema wypowiedziami, które – zasłaniając się eufemizmem – nazwać należy niezwykle niefortunnymi. Najpierw podważył wiarygodność Ewangelii twierdząc, że nie znamy punktu widzenia Pana Jezusa na kwestię rozwodów, ponieważ… w czasach Jego chodzenia po ziemi nie było magnetofonów. Następnie podniósł poprzeczkę absurdu i stosując logiczno-teologiczną ekwilibrystykę wysnuł tezę, że skoro Bóg jest dobry i wolny, to szatan musi być „symboliczną figurą”, ludzkim „konstruktem myślowym”, służącym nam do zracjonalizwania sobie istnienia zła, czyli mówiąc wprost: o. Sosa powiedział, że szatana nie ma.

Wesprzyj nas już teraz!

Kto sieje wiatr…


W związku z tym, że w dzisiejszych czasach istnieją już magnetofony (a nawet bardziej zaawansowane urządzenia do nagrywania dźwięku i obrazu) bardzo szybko dowiedzieliśmy się o przemyśleniach generała jezuitów. Co dziwne – większość katolików nie była specjalnie zachwycona rewelacjami o. Sosy, czemu dała wyraz w mediach społecznościowych czy szerzej: w internecie.

Wobec burzy nadciągającej nad zakon jezuitów odkąd generał Towarzystwa Jezusowego skończył udzielać wywiadu hiszpańskiemu „El Mundo”, wykonano ruch wyprzedzający (niemniej z delikatnym opóźnieniem) dopuszczając do głosu rzecznika, który jak to rzecznik, okrągłymi zdaniami wyjaśnił, że jego przełożony wcale nie powiedział tego, co powiedział. Dodatkowo zganił wszystkich, nierozumiejących przesłania o. Sosy. Nie usłyszeliśmy jednak żadnego – standardowego w tego typu oświadczeniach – zapewnienia, że generał jezuitów następnym razem bardziej przemyśli dobór słów. O przeprosinach za wprowadzenie zamętu nie wspomniawszy.

… ten zbiera burzę


W wywiadzie udzielonym Tomaszowi Terlikowskiemu przez ks. prof. Pawła Bortkiewicza w tygodniku „Do Rzeczy” czytamy: „Odrzucenie osobowego istnienia diabła jest w sprzeczności z doktryną Kościoła wyrażoną zupełnie jasno w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Trzeba więc powiedzieć, że – choć to brzmi szokująco – generał Towarzystwa Jezusowego dopuszcza się herezji”. W ten sposób burza przerodziła się w prawdziwą nawałnicę.

Polscy jezuici gnani – jak się zdaje – lojalnością wobec zwierzchnika rzucili się do obrony jego dobrego imienia z zapałem godnym paulinów stawiających bohaterski opór wrogowi chcącemu zdobyć Jasną Górę w 1655 roku. Lojalność – co oczywiste – sama w sobie jest cnotą godną naśladowania, lecz czasem powinna przybrać formę napomnienia osoby wobec której chcemy być oddani. Niestety, w większości polemik nie pamiętano o tym albo pamiętać nie chciano. Zamiast tego skupiono się na bezpardonowym ataku na ks. Bortkiewicza i red. Terlikowskiego.

Wszyscy na jednego


Ojciec Jacek Prusak SJ na łamach „Tygodnika Powszechnego” opublikował tekst, który trudno nawet nazwać polemiką. To zwyczajny zbiór obelg i zaczepek niegodnych nawet chłopca przeżywającego trudy okresu dojrzewania, a co dopiero wykształconego dorosłego mężczyzny; ich celem było prawdopodobnie zdyskredytowanie autorów niewygodnego wywiadu i jego odbiorców.

Jezuita nie zatrzymał się na niczym nie podpartej sugestii jakoby Terlikowski z ks. prof. Bortkiewiczem do społu traktowali generała jezuitów jak „imbecyla” i „banderowca teologii”. Poszedł o krok dalej i nazywając czytelników „Do Rzeczy” tradycjonalistami oraz konserwatystami, powołał się na bliżej nieokreślone badania psychologów twierdząc, że konserwatyści „znajdują swoją ekspresję w religijności”, a tej „towarzyszy niska złożoność poznawcza”. Jakież to proste!

Dostało się również – Bogu ducha winnym w całej tej sprawie – Radiu Maryja i Telewizji Trwam przez sam fakt, iż ksiądz profesor udziela się w nich jako ekspert.

Dalsza część tekstu o. Prusaka to popis megalomanii – autor dwoi się i troi, by udowodnić swoją wyższość nad – jak sam pisze – „Terlikowskimi i Bortkiewiczami” (pierwszemu wypominając rzekome ułomności i brak warsztatu, a drugiemu złe prowadzenie wydziału) oraz zakonu jezuitów nad resztą świata, reprezentowaną tutaj przez Opus Dei i Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej, z którego wywodzi się ks. Paweł Bortkiewicz. Nic jednak z tego nie wychodzi, ponieważ publicysta „Tygodnika Powszechnego” poza pustymi przechwałkami i wielce życzeniowym myśleniem („skoro jezuita został papieżem, to Jezus widzi w tym zakonie znacznie więcej niż jego krytycy”) nie serwuje żadnych konkretów.

Jest frywolnie, ale stabilnie


W zupełnie innym tonie na łamach „Gościa Niedzielnego” wypowiedział się o. Dariusz Kowalczyk SJ. Narracja przyjęta do obrony o. Sosy nie polegała ani na obracaniu kota ogonem, ani – tym bardziej – na dyskredytowaniu czy obrażaniu duetu Terlikowski­-Bortkiewicz. Zamiast tego – podkreślając, że uważa wypowiedzi generała za „niejasne” i „frywolne” –  jezuita skupił się, niczym św. Ignacy Loyola na „ocaleniu wypowiedzi bliźniego”. Oddanie, z jakim podszedł do tego zagadnienia o. Kowalczyk jest – bez cienia ironii – ujmujące, jednak efekt końcowy jest co najmniej zabawny, bo oto stanowisku na temat ewentualnej herezji wygłoszonej przez księdza Bortkiewicza (profesora teologii!) przeciwstawiono opinię… hiszpańskojęzycznej pani sekretarki odczytującej wypowiedź Angelo Sosy Abascala SJ na sposób jezuicki. Miała ona rozstrzygać spór. Oczywiście,  jedynie zdaniem o. Dariusza Kowalczyka SJ, podsumowującego jej rozważania pytaniem „gdzie tu herezja?”.

Taki dobór argumentów zaskakuje tym bardziej, iż o. Kowalczyk sam ma odpowiednie wykształcenie i doświadczenie, aby wytłumaczyć – jeśli to w ogóle możliwe – iż wypowiedź generała mieści się w ramach ortodoksji. Dlaczego jednak uchyla się od tego zasłaniając się intuicją sekretarki? Ponieważ – jak sam przyznaje między wierszami – odczytując literalnie wypowiedź zwierzchnika jezuitów jest ona nie do obronienia, pozostaje nam więc jedynie pytać o jego intencje.

Wielki powrót inkwizycji


Kolejnym zaangażowanym w jezuicką defensywę jest o. Wojciech Żmudziński SJ, nazywający Tomasza Terlikowskiego inkwizytorem, oraz wypominający księdzu profesorowi „jednoznaczne poglądy, nie tylko moralne, ale też polityczne”. „Jednoznaczne poglądy polityczne” ks. prof. Bortkiewicza nic nie wnoszą do sprawy, a wykazywanie w tej chwili, że inkwizycja nie była krwiożerczym organem, za pomocą którego w „ciemnych wiekach średniowiecza” Kościół gnębił każdy przejaw wolnej i oświeconej myśli mija się z celem. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że o. Żmudziński porównując Tomasza Terlikowskiego do inkwizytora chciał przedstawić go niczym Bernarda Guiego, bezwzględnego tropiciela niepraworządnych myśli, przedstawionego w „Imieniu Róży” autorstwa Umberto Eco.

Warto jednak zwrócić uwagę na sposób w jaki ks. Żmudziński ustawił punkt wejścia do dyskusji – skupił się bowiem zupełnie nie na tym, co jest istotą sprawy; poświęcił wiele słów, by skomentować nieistniejący problem, gdyż – wbrew zapewnieniom jezuity ­– nikt nie podważa prawdziwości słów o konieczności ciągłego rozeznawania i interpretowania słów Jezusa Chrystusa. Problemem wypowiedzi generała jezuitów (tej o magnetofonach) nie jest przypomnienie o aktualności Pisma Świętego, tylko relatywizacja i umniejszanie roli Słowa Bożego; to przecież – zdaniem o. Sosy Abascala – wcale nie musi uczyć tego, o czym mówi nam Kościół, bo w czasach, gdy było spisywane nie istniały magnetofony, więc trudno ocenić jego wiarygodność.

 

Jak widać sposobów na obronę o. Angelo Sosy Abascala SJ jest przynajmniej kilka: można w stylu o. Prusaka poobrażać kogo się da; można niczym o. Kowalczyk zwrócić uwagę na niefortunnie dobrane słowa, ale starać się obronić intencje; można też obrócić kota ogonem i atakować swoje własne tezy. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że dopóki sam autor kontrowersyjnych słów osobiście ich nie odwoła i nie sprostuje tez ocierających się o herezje – nic to nie da. Dyskredytowanie adwersarzy też nie przyniesie pozytywnych skutków, choćby skupiło się na tym 19 tys. jezuitów z całego świata. Podobno Albert Einstein widząc publikacje pt. „Stu ekspertów przeciwko tezom Einsteina” stwierdził: „gdybym się mylił wystarczyłby jeden, by mi to udowodnić”.

Przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, nie raz pewnie musiał składać publiczne Wyznanie Wiary. Formuła wymaga, aby po zadeklarowaniu wiary w podstawowe treści credo wyznać również: „Wierzę również mocno w to, co jest zawarte w słowie Bożym, spisanym lub przekazanym przez Tradycję, a co Kościół, jako objawione przez Boga, podaje do wierzenia”.

W wyjaśnieniu doktrynalnym opublikowanym przez Kongregację Nauki Wiary zarządzaną przez kardynała Josepha Ratzingera czytamy: „Te prawdy powinny być przez wszystkich wierzących przyjęte z wiarą teologalną. Dlatego gdyby ktoś uporczywie podawał je w wątpliwość lub odrzucał, podlegałby cenzurze herezji, zgodnie z odnośnymi kanonami Kodeksów kanonicznych” i precyzuje listę przewinień wynikających z tegoż akapitu. Są to między innymi: nauka o ustanowieniu sakramentów przez Chrystusa i o ich skuteczności co do łaski oraz nauka o braku błędów w tekstach natchnionych Pisma Świętego.

Warto, aby o. Sosa odnowił swoje wyznanie wiary. Niezależnie od tego, czy w okolicy znajdzie się jakiś magnetofon, czy też nie. 

Mateusz Ochman

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie