26 września 2012

Islamski szantaż, obłuda Zachodu

(Demonstracja na rzymskim placu Republiki przeciwko antyislamskiemu filmowi. Fot. ZUMA Press/Forum)

Powszechnym głosom potępienia wobec antyislamskich prowokacji towarzyszy głuche milczenie, gdy torturowani, skazywani i mordowani są chrześcijanie. Polityka ugłaskiwania muzułmanów sprawia, że wkrótce niemożliwa może być jakakolwiek krytyka islamu. Zachód poddaje się presji ze strony przedstawicieli religii, która z założenia zwalcza inne wyznania, głównie chrześcijaństwo. Czy reakcja Kościoła na ostatnie gwałtowne wydarzenia przyniesie pozytywny skutek?

 

W swoim wystąpieniu komentującym gwałtowne zajścia w Libii rzecznik Stolicy Apostolskiej potępił prowokacje obrażające religijne uczucia muzułmanów. Co ciekawe, jego wystąpienie nie zawierało potępienia zabójstwa ambasadora Christophera Stevensa w Bengazi ani też spalenia amerykańskiej flagi w Kairze – zamiast tego skupiało się na krzywdach doznanych przez wyznawców islamu. Podobny głos dało się usłyszeć w Libii. Biskup Giovanii Martinelli, wikariusz apostolski w Trypolisie, w swojej wypowiedzi dla „Vatican Insider” zauważył, że kraje Zachodu powinny znaleźć „odwagę”, by zakazać wszystkich „świętokradczych przedsięwzięć” i ustalić wspólne stanowisko oraz wprowadzić zasady polityczne, które będą się odnosić do religii z szacunkiem. Wypowiedzi te meandrują wokół idei „szacunku” jako wartości, która powinna determinować nasze podejście do islamu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Bardzo znamienne jest to, że stwierdzeniom tym wtóruje Wielki Mufti, szejk Abdul Aziz Al-Aszejk, także nawołujący  wspólnotę międzynarodową do kryminalizacji aktów uwłaczających prorokom. W tym samym przemówieniu Wielki Mufti zauważył jednakowoż, że wysiłki nienawistnika, który nakręcił film „Niewinność Muzułmanów” spełzły na niczym, gdyż nic nie zdoła naruszyć wspaniałej osoby proroka ani też niczego w islamie, a tylko dają świadectwo o osobach, które propagują takie idee. Jeżeli jednak tak naprawdę jest, dlaczego mają być one zakazane?

Niemal identyczny głos daje się słyszeć z Egiptu, gdzie imam z Al-Azhar zachęca ONZ do ustanowienia prawa zakazującego obrażania symboli islamu. W październiku 2001 roku, tuż po zamachach na World Trade Center „New York Times” nazwał Al-Azhar „szacownym meczetem, uznanym uniwersytetem i wiodącym głosem sunnitów”. Mówiono, że Al-Azhar jest jedyną instytucją na świecie nauczającą umiarkowanego islamu, bez fanatyzmu i bez promowania przemocy. W czerwcu 2009 roku Barack Obama powiedział, że przez ponad tysiąc lat Al-Azhar niósł kaganek islamskiej oświaty, a przez ponad sto lat uniwersytet w Kairze był źródłem postępu w Egipcie. Czyli mamy w tym wypadku do czynienia nie z jakimś „marginesem radykałów”, nie są to też „ekstremiści” nawołujący do zdławienia wolności wypowiedzi i ustanowienia muzułmanów grupą uprzywilejowaną i pozostającą poza wszelką krytyką.

 

Przyklaskujący islamistom katolicy, w tym hierarchowie być może nie znają historii dhimmizacji, być może nie zdają sobie sprawy z tego, że prześladowanie tych, którzy nie uznają islamskiego proroka jest częścią szariatu (tj. prawa koranicznego). Być też może i tak, że są święcie przekonani, iż życie chrześcijan na Bliskim Wschodzie poprawi się, jeśli władze kościelne podporządkują się linii wyznaczonej przez islamistów. Należy zapytać, czy ich autorzy mają pełną świadomość tego, że narzucenie Zachodowi prawodawstwa zabraniającego „aktów obrazoburczych” da dżihadowi islamskiemu swoistą carte blanche i umożliwi mu swobodne szerzenie swojego przesłania. Pożar ten będzie się rozprzestrzeniał swobodnie, gdyż nikomu nie będzie wolno wypowiedzieć ani jednego słowa sprzeciwu ani krytyki. Podobnie niektórzy hierarchowie zdają się nie dostrzegać tego, że zanoszone w następstwie brutalnego morderstwa i wciąż rozlewającej się fali przemocy zawołania o wprowadzenie cenzury zaowocują tylko i wyłącznie kolejnymi morderstwami, protestami i krwawymi zamieszkami, gdyż muzułmanie zauważą, że ich taktyka zastraszania działa i przynosi świetne owoce. I oto właśnie chodzi w tej manifestacji przemocy i terroru.

Oficjalna odpowiedź Stanów Zjednoczonych także jest co najmniej niesatysfakcjonująca; wobec kampanii terroru wobec swoich placówek dyplomatycznych i zbezczeszczenia narodowej flagi Amerykanów ponownie całą odpowiedzialnością obarczają one… wolność słowa. Bardzo interesującym jest fakt, że podczas gdy rząd Stanów Zjednoczonych jest do żywego przejęty religijnymi uczuciami muzułmanów, nie ma on zupełnie nic do powiedzenia w kwestii masowo prześladowanych w Egipcie Koptów. Tuż przed atakiem na ambasadę w sądzie odbywał się proces mężczyzny oskarżonego o „obrażanie” islamu. Jeszcze wcześniej w Internecie pojawiły się wstrząsające zdjęcia krzyżowanych w Egipcie chrześcijan.

Najwyraźniej ugłaskiwanie muzułmanów jest o wiele ważniejsze od faktycznego dbania o wolność religijną lub brania w obronę tych, których życie jest naprawdę narażone – nie tylko Egipskich Koptów, ale także pracowników własnych placówek dyplomatycznych. Nikt bowiem nie potrafi wyjaśnić czemu, pomimo ostrzeżeń ze strony wywiadu, pozostały one na rocznicę ataków terrorystycznych na World Trade Center bez wzmocnionej ochrony. Tym bardziej, że – co zostało przemilczane – amerykańska ambasada była od dawna zagrożona. Egipska gazeta „El Fagr” donosiła, iż egipskie grupy, takie jak Islamski Dżihad, Grupa Sunnnicka czy Al Gamaa Al Islamiyya (organizacja znajdująca się na sporządzonej przez Departament Stanu USA liście organizacji terrorystycznych) wystosowały oświadczenie, w którym groziły spaleniem amerykańskiej ambasady w Kairze, jeżeli nie zostaną wypuszczeni na wolność wszyscy przetrzymywani dżihadyści, podejrzani o działalność terrorystyczną (w tym wielu członków Al Kaidy). Grupy te szczególnie domagały się one uwolnienia “Ślepego Szejka” Omara Abdula Rahmana, nazwanego „mudżahedinem” i uczonym, który poświęcił swoje życie dla egipskiej ummy (tj. wspólnoty wiernych), który był ignorowany przez reżim Mubaraka i w którego imieniu prezydent Morsi odmawia interwencji, pomimo składanych uprzednio obietnic. Grupa Islamska zagroziła spaleniem ambasady ze wszystkimi jej pracownikami w środku oraz wzięcie w charakterze zakładników tych, którzy przeżyją, o ile Ślepy Szejk nie zostanie uwolniony. Omar Abdul Rahman został skazany prawomocnym wyrokiem za atak terrorystyczny, który pomógł zorganizować i w którym uczestniczył w 1993 roku (był to pierwszy, „nieudany” atak na World Trade Center).

Tego się jednakże nie dowiemy oglądając wieczorne wiadomości. Eric Trager z waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskiego Wschodu powiedział, że protesty były zaplanowane przez salafitów na długo przed tym, zanim media rozpropagowały kontrowersyjny film o proroku Mahomecie. Popularne media niczym hieny rzuciły się na film „Niewinność Muzułmanów”, zaś na podstawie incydentu z nim związanego coraz powszechniej formułowane są propozycje zdławienia wolności wypowiedzi, i to pomimo przemilczanego faktu, że film wcale nie był przyczyną zamieszek, a jedynie stanowił wygodny pretekst do przypuszczenia kolejnego ataku na jedną fundamentalnych wartości, na których opiera się cywilizacja zachodnia.

Najsmutniejsze w całej tej sytuacji, jest to, że kiedy na celowniku jest chrześcijaństwo, opinia publiczna daje pełne przyzwolenie na wszelkie polityczne, nibyartystyczne czy też pseudonaukowe działania. W 1999 roku „New York Times” gardłował o tym, że artyści mają obowiązek prowokować opinię publiczną i „stawiać jej wyzwania”. Wtedy chodziło jednak o wystawę Andresa Serrano „Piss Christ” oraz urągającej Najświętszej Maryi Pannie instalacji Chrisa Ofili „Święta Dziewica Maryja”. Jakże jednak zmienia się ton, kiedy na celowniku „sztuki” znajduje się islam. Powraca wtedy nieodmiennie mantra „szacunku”. W 2012 roku ta sama gazeta zauważa nagle, że “Niewinność Muzułmanów” nieodwołalnie niszczy podstawową zasadę szacunku dla wszystkich religii. Co stało się z prowokowaniem opinii publicznej? A może ten święty obowiązek dotyczy polityków, artystów i media tylko wtedy, kiedy chodzi o chrześcijaństwo? Na te pytania musimy odpowiedzieć sobie sami, gdyż wielcy tego świata nie bardzo się do tego kwapią.

Monika Gabriela Bartoszewicz

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie