3 czerwca 2020

Irlandia dwa lata temu zalegalizowała zabijanie nienarodzonych – czas wyciągnąć wnioski

(Fot. Clodagh Kilcoyne/ Reuters/Forum)

Druga rocznica legalizacji aborcji w Irlandii skłania do zastanowienia się nad bolesnymi dziejami tego kraju w ostatnich latach. Kraju, który odwrócił się niemal całkowicie od swego dziedzictwa. Czas wyciągnąć z tego wnioski, by uniknąć błędów mieszkańców Zielonej Wyspy.

 

Od 1983 roku tak zwana aborcja była niemal całkowicie zakazana dzięki 8. poprawce do Konstytucji. O zniesieniu zapisu stojącego na straży prawa do życia zadecydowało jednak referendum przeprowadzone przed dwoma laty. 25 maja 2018 roku za usunięciem poprawki opowiedziało się aż dwie trzecie głosujących. W efekcie Irlandia dołączyła do niechlubnego grona państw zezwalających dość szeroko na zabijanie nienarodzonych. Pewna epoka dobiegła końca.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nowe prawo pozwala na swobodne uśmiercanie dzieci poczętych aż do 12. tygodnia ciąży. W późniejszym okresie jest to legalne w pewnych ograniczonych przypadkach. Jak zauważyła aktywistka aborcyjna Sydney Calkin [The Coversation], odbywa się to w 300 tradycyjnych szpitalach  (GPs) i 19 „szpitalach macierzyńskich”. Przed uchwaleniem przepisów niektóre kobiety, by pozbyć się nienarodzonego dziecka, wyjeżdżały za granicę. To budziło oburzenie feministek obydwu płci, postulujących, by krwawy proceder był nie tylko „bezpieczny”, lecz również „lokalny”.

 

Choć cel ten został osiągnięty, to lobbyści śmierci wciąż nie składają broni i żądają jeszcze więcej. Na przykład Sydney Calkin ubolewa z powodu obowiązkowego, trzydniowego okresu oczekiwania między podjęciem decyzji o aborcji a jej wykonaniem. Aktywistka twierdzi, że w 2019 roku 25 kobiet przekroczyło w ten sposób 12-tygodniowy limit od początku ciąży, co sprawiło, iż prenatalne zabójstwo stało się nielegalne. Calkin utrzymuje, że przymusowy okres oczekiwania jest nieuzasadniony „z medycznego punktu widzenia”.

 

Tego typu twierdzenie to niewątpliwie manipulacja. Okres oczekiwania nie ma bowiem służyć prawidłowemu przeprowadzeniu aborcji z perspektywy ściśle medycznej. Chodzi w nim o ograniczenie ryzyka decyzji pochopnej, podjętej pod wpływem emocji. Decyzji, której kobieta będzie później żałować. Doprawdy zdumiewające, że aktywiści aborcyjni ubolewają nad tak symbolicznym ograniczeniem. Czyżby zależało im na aborcjach za wszelką cenę, a nie deklarowanym dobru kobiet?

 

Co z klauzulą sumienia?

Kolejną kwestię sporną stanowi klauzula sumienia. Prawo do sprzeciwu wobec dokonywania zabójstwa to ostatnia deska ratunku dla lekarzy sprzeciwiających się morderczym procedurom w warunkach ich legalności. Jednak i ono niewiele znaczy, gdy w razie trudności lekarz musi skierować do innego medyka, który już aborcję wykona. Zostaje zatem zmuszony do współuczestnictwa w zbrodni.

 

W sierpniu 2019 roku irlandzka Rada Medyczna (odpowiednik ministerstwa zdrowia) ogłosiła poprawione wytyczne na temat klauzuli sumienia. Chodzi o metody wyrażania sprzeciwu wobec procedur, które dany lekarz uważa za nieetyczne. Zazwyczaj chodzi tu o aborcję. Z jednej strony regulacje mówią o ciążącym na lekarzach „obowiązku” zapewnienia jej zgłaszającym się kobietom. Szczerze wyznawane zasady moralne usprawiedliwiają jednak jego niewykonywanie. W takim jednak przypadku medycy są zmuszani do powiadomienia każdej pacjentki o możliwości przeprowadzenia „zabiegu” przez innego medyka i przekazać wszystkie niezbędne do tego informacje [irishtimes.com].

 

„Jeżeli wyrażasz sprzeciw sumienia w przypadku leczenia czy innej formy opieki, powinieneś poinformować pacjentów, kolegów i – kiedy to konieczne – twojego pracodawcę tak szybko, jak tylko możliwe. Jeżeli podtrzymujesz sprzeciw sumienia przeciwko leczeniu, powinieneś:

 

– poinformować pacjenta, że ma prawo do otrzymania leczenia od innego lekarza;

– dostarczyć pacjentowi wystarczającą ilość informacji by mógł udać się do innego lekarza, gdzie otrzyma oczekiwaną formę leczenia” – czytamy. Dodatkowo lekarze mają obowiązek umożliwić przeprowadzenie aborcji „bez żadnych problemów” – podaje „Irish Times”.

 

Sprawa ta wywołała sprzeciw części środowisk medycznych. Portal Life News zacytował wypowiedź doktora Trevora Hayesa, ginekologa pracującego na co dzień w Szpitalu św. Łukasza w Kilkenny: – Aborcja to nie ratowanie życia, ale jego przerywanie. To nie opieka zdrowotna i żadne wykręty nie będą w stanie tego zmienić – podkreślił lekarz. Dr Hayes wraz z całą kadrą szpitala otwarcie zapowiedział, że placówka nie będzie miała w swojej ofercie przeprowadzania aborcji. Krytycznie wypowiedział się także o obecnym ministrze zdrowia, Simonie Harrisie. – Prześladuje innych w sprawie aborcji. To procedura nie pomaga nikomu i zabiera życie niewinnego dziecka. Stara się zastraszyć porządnych ludzi i doprowadzić do współuczestnictwa w tym procederze ludzi wyrażających sprzeciw sumienia – podsumował.

 

Swoboda dokonywania aborcji w Irlandii stanowi zwieńczenie obyczajowej rewolucji dokonanej w tym kraju. W 2015 roku zaaprobował on homoseksualne niby-małżeństwa. Cztery lata wcześniej uznał związki partnerskie, a rozwody w 1995 roku. Błyskawiczne przejście ku całkowitemu demontażowi porządku społecznego w sferze rodziny stało się możliwe wskutek kompromitacji części irlandzkiego duchowieństwa skandalami pedofilskimi. W ich efekcie Kościół instytucjonalny stracił szacunek niezbędny do posłuchu w sprawach moralnych. Dlatego też rewolucjoniści bez większych trudności przeprowadzili swój zgubny program. Nam pozostaje nadzieja, by irlandzki scenariusz nie powtórzył się w Polsce.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie