28 października 2013

Cała władza dla Gruzińskiego Marzenia

(Iwaniszwili i Margwelaszwili: "Nasz prezydent, nasz premier". Fot. Reuters/Forum.)

Jeśli szef Gruzińskiego Marzenia, Bidzina Iwaniszwili zrezygnuje z funkcji szefa rządu, kraj będzie rządzony z tylnego siedzenia, czyli w sposób niezupełnie jawny i przez człowieka, który nie będzie za te rządy odpowiadał – komentuje w rozmowie z PCh24.pl sytuację po niedzielnych wyborach prezydenckich Maria Przełomiec, dziennikarka Telewizji Polskiej, prowadząca na antenie TVP Info program Studio Wschód.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

 

Co dla Gruzji oznacza wynik niedzielnych wyborów prezydenckich i przejęcie pełni władzy w państwie przez partię Gruzińskie Marzenie?

 

– Premier Bidzina Iwaniszwili zdecydowanie deklaruje, że prozachodni kurs gruzińskiej polityki  zostanie utrzymany a jedyna zmiana to nawiązanie z Kremlem dialogu, bez którego byłoby bardzo trudno istnieć krajowi położonemu w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji i w pewnym stopniu cały czas od niej uzależnionemu. Jak podkreślają obserwatorzy, wczorajsze wybory przebiegały zgodnie z wszystkimi standardami i bardzo spokojnie. Trochę gorzej wyglądają sprawy konkretne czyli dotychczasowe działania premiera. Iwaniszwili powoli wycofuje się z konkretnych, dotyczących korytarzy transportowych projektów, które zapoczątkował Micheil Saakaszwili. Przedsięwzięcia te miały w jakiś sposób uniezależniać Kaukaz Południowy od Rosji.

 

Nowe władze natychmiast zaczęły aresztować i stawiać przed sądem przedstawicieli poprzedniej ekipy. Przy czym, jak zauważają zachodni obserwatorzy, trudno uznać zarzuty stawiane byłym ministrom za pozbawione politycznych motywacji. Bidzina Iwaniszwili oczywiście broni się twierdząc, że Zachód i europarlamentarzyści nie rozumieją Gruzji, niemniej warto przypomnieć że w rezolucji przyjętej 23 października Parlament Europejski wyraźnie zaznaczył, iż jeśli Gruzja nie zaprzestanie traktować prawa w taki właśnie, polityczny sposób to już na najbliższym szczycie Partnerstwa Wschodniego może mieć problemy z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej.  

 

Będziemy czekać, jak sytuacja Gruzji rozwinie się dalej, bardzo ważna jest kwestia odchodzącego prezydenta. Premier w swoich kilku wypowiedziach nie wykluczył że Micheil Saakaszwili może stanąć przed sądem, niemniej ostatnio, w rozmowach z zachodnimi politykami zapewniał podobno, że do niczego takiego nie dojdzie dopóki on jest premierem. Problem polega na tym że Bidzina Iwaniszwili nie chce być nadal szefem rządu. Deklaruje że odejdzie, gdy tylko zostanie zaprzysiężony nowy prezydent. I tu się kryje następny gruziński problem: nie wiadomo, kto będzie nowym premierem. Mówi się o dwóch osobach: obecnym ministrze zdrowia i ministrze spraw wewnętrznych. Obaj to ludzie dosyć młodzi, znani z tego, że są niesłychanie lojalni wobec Iwaniszwilego. To oznaczałoby że Gruzja będzie rządzona z tylnego siedzenia, czyli w sposób niezupełnie jawny, i przez człowieka, który nie będzie za te rządy odpowiadał.

 

Jeżeli chodzi zaś o niedzielne wybory, to one niespecjalnie wiele zmieniają, z bardzo prostej przyczyny. Około dwa lata temu urząd prezydenta został, w myśl znowelizowanej konstytucji, pozbawiony wielu uprawnień, które przeszły w ręce parlamentu i nowego gabinetu. To oni teraz przejmują faktyczne rządy a prezydent będzie kimś w rodzaju królowej angielskiej.

 

Niebezpieczne jest to, że obecnie cała władza idzie w ręce jednego ugrupowania.

 

Czy  poczynania rządzącej ekipy, wbrew deklaracjom, nie przesuwają jednak Gruzji w kierunku Rosji?

 

Nie, również dlatego, że Rosja postępuje w taki sposób, iż Iwaniszwili nie za bardzo ma inne wyjście jak kontynuowanie prozachodniego kursu Saakaszwilego. Przypomnę choćby, że Rosjanie naruszają granicę z Osetią Południową, przesuwając słupy, na przykład o kilkadziesiąt metrów. Wczoraj [w niedzielę 27 października] rosyjscy żołnierze nie przepuścili obywateli Gruzji, którzy chcieli głosować. Co więcej, postraszyli ich, że jeśli wezmą udział w wyborach, zostaną przez nich wywiezieni do Rosji. Jeżeli Iwaniszwili ustępowałby przed takimi poczynaniami Moskwy, natychmiast straciłby olbrzymią popularność, jaką cieszy się obecnie. Popularność, opartą niestety przede wszystkim na jego ogromnym majątku. Przypomnę, że roczne dochody Iwaniszwilego są większe niż dochody wpływające do budżetu Gruzji.

 

Co, Pani zdaniem zdecydowało o odwróceniu się w tak krótkim czasie sympatii Gruzinów od dotychczasowego prezydenta, który przecież niedawno twardo bronił suwerenności kraju w czasie wojny z Rosją?

 

Na pewno zdecydowały błędy popełniane przez prezydenta Saakaszwilego. Przypomnę że pierwsze wybory wygrał on przy autentycznym, ponad 90-procentowym poparciu. Niestety, później był on arogancki, nie tłumaczył Gruzinom konieczności tego, co robił, czyli konieczności przeprowadzania radykalnych reform, które dały krajowi świetny klimat inwestycyjny czy też znakomite efekty walki z korupcją. Ale ciągle dały za mało w zakresie zwalczania bezrobocia i podniesienia niskiego poziomu życia.

 

Saakaszwili dał się też sprowokować Rosjanom w 2008 roku. Został wciągnięty w wojnę, która była bardzo niepopularna w społeczeństwie i w wyniku której Gruzini ostatecznie, przynajmniej w perspektywie najbliższych lat, stracili dwie prowincje – Abchazję i Osetię Południową. Jak powiedziałam, Iwaniszwili ma duży majątek, bardzo chętnie wspierał różne fundacje, duże kwoty przekazywał na rzecz gruzińskiej cerkwi, która cieszy się szacunkiem i ogromną popularnością. Niedawno przeznaczył wielką sumę na gruzińskie rolnictwo. To jest czynnik, który powoduje, iż ludzie go popierają.

 

Niedzielne wybory zwracają uwagę na jedno: frekwencja była rekordowo niska jak na gruzińskie warunki. Około 47 procent to o kilkanaście procent mniej niż rok temu, w trakcie wyborów parlamentarnych. Być może więc Gruzini zaczynają być zmęczeni. Dawit Bakradze, kandydat partii Saakaszwilego – Zjednoczonego Ruchu – uzyskał ponad 21 procent głosów. To wynik dwukrotnie przekraczający rezultat, jaki prognozowały mu sondaże i dwukrotnie wyższy niż wynosi poparcie dla jego ugrupowania.

 

Jeżeli chodzi o kwestię rosyjską, warto zaznaczyć stosunkowo niskie poparcie, jakie uzyskała pani Nina Burdżanadze, była przewodnicząca parlamentu, ostro krytykująca Saakaszwilego i w zasadzie jedyny gruziński polityk, bardzo wyraźnie i bardzo blisko starający się współpracować z Rosją. Burdżanadze, która na dwa dni przed wyborami spotkała się z prezydentem Putinem, dostała około 7 procent. To jeszcze jeden dowód, że Gruzini wciąż jeszcze zdecydowanie zwracają się ku Zachodowi.

 

Co będzie dalej, nie wiadomo. Najbardziej zaniepokoiła mnie informacja od jednego z moich przyjaciół, który niedawno był w Gruzji. Powiedział, że granica zaczyna przypominać czasy Eduarda Szewardnadzego. Tamtejsi celnicy, którzy cały czas w trakcie rządów Saakaszwilego coraz bardziej zachowywali się jak normalne, europejskie służby, znowu zaczynają być nieuprzejmi, rozlaźli i wygląda na to, że tylko czekać aż zaczną znowu brać łapówki. I to jest najgorsze: Gruzja może nie zostać wepchnięta w objęcia Rosji, natomiast w momencie gdy powróci tam korupcja i rozmaite nieprzejrzyste powiązania, kraj ten będzie przesuwał się na Wschód.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Roman Motoła

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie