22 maja 2017

Stanisława Leszczyńska. Położna z Auschwitz, która dawała nadzieję

(Źródło: Wikimedia Commons)

„Położna. Wierna Chrystusowi bezgranicznie ufała Jego Matce. Całym sercem kochała dzieci. Zawsze broniła ich życia”. W tych czterech prostych, krótkich zdaniach – epitafium zapisanym na tablicy w krypcie kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Łodzi – w pełni zawiera się sens życia Służebnicy Bożej Stanisławy Leszczyńskiej. Położnej z Auschwitz, która w obozowym piekle pomogła przyjść na świat ponad 3 tysiącom dzieci i była znakiem nadziei dla ich matek.

 

Kim była ta, przed którą respekt czuł nawet oświęcimski zbrodniczy „anioł śmierci”, wróg Bożego porządku i prawa naturalnego, dr Josef Mengele? Jej historia to niezwykłe świadectwo bezkompromisowego bohaterstwa oraz ogromnej siły moralnej, wynikającej z głębokiego przekonania o niepodważalnej wartości każdego życia ludzkiego i posłuszeństwa Bożemu przykazaniu: „Nie zabijaj”! Odbywające się Marsze dla Życia i Rodziny są dobrą okazją do przypomnienia tej niezwykłej postaci.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zwykła-niezwykła położna

Przez większość życia Stanisława Leszczyńska związana była z Łodzią. Tam przyszła na świat, tam dorastała, tam poznała swojego męża – Bronisława Leszczyńskiego, z którym doczekała się czwórki dzieci. Małżeństwo to było bardzo udane – po latach syn wspominał: „w domu (…) była piosenka, śpiew, dowcip, pocałunek, patrzenie w oczy, kwiaty. Małe niebo”. W 1920 roku Stanisława rozpoczęła dwuletnie przyuczenie do zawodu położnej w Państwowej Szkole Położniczej w Warszawie. Swoją wiedzą i zdobytymi umiejętnościami, ale też życzliwością i zwyczajną ludzką dobrocią, miała służyć rodzącym kobietom przez następne niemal 40 lat.

 

Była dla nich zawsze była dyspozycyjna, niezależnie od tego, o której porze dnia czy nocy ją wzywano. Zdarzało jej się na piechotę pokonywać duże odległości, byle tylko dotrzeć z pomocą. Poświęcała swój czas na opiekę nad położnicą, wyrzekając się niejednokrotnie snu i odpoczynku. Jej wsparcie nie ograniczała się ponadto jedynie do przyjęcia porodu i wskazówek dotyczących  pielęgnacji noworodka, pytała o sytuację rodzinną, materialną, interesowała się losami dzieci nawet po kilku latach.

 

Każde narodziny dziecka Stanisława Leszczyńska zawierzała Bogu i Matce Najświętszej. Jak sama wspominała po latach, zawsze „pracowała z modlitwą na ustach”. Nad rodzącą czyniła znak krzyża, a potem ten sam gest wykonywała nad nowonarodzonym dzieckiem. W wypadku zaistnienia powikłań od razu zwracała się o wstawiennictwo do Maryi, modląc się o Jej szybka interwencję: „Załóż chociaż jeden pantofelek, a przybądź z pomocą”.  Nigdy się nie zawiodła. 

 

Aresztowanie

Gdy wybuchła II wojna światowa rodzina Leszczyńskich czynnie zaangażowała się w pracę organizacji podziemnych. Mąż oraz synowie brali udział w przygotowywaniu fałszywych dokumentów dla Żydów mieszkających w getcie, a Stanisława pozyskiwała i zdobywała dla nich żywność. Nie przestawała również pracować jako położna. Udało jej się uzyskać specjalne pozwolenie, dzięki któremu mogła poruszać się po mieście nawet po nastaniu godziny policyjnej. Nielegalna działalność została wykryta i gestapo w lutym 1943 roku przystąpiło do aresztowań, w wyniku których Stanisława Leszczyńska wraz z córką Sylwią trawiła do Auschwitz, zaś jej dwaj synowie: Henryk i Stanisław do obozów w Gusen i Mauthausen.  

 

Położna z piekła zwanego Auschwitz

W opakowaniu na proszek do zębów Stanisława zdołała wnieść do obozu dokument potwierdzający jej kwalifikacje zawodowe. Zwróciła się z prośbą do doktora Mengele, by pozwolił jej pracować jako położnej. Był to akt dużej odwagi, ponieważ więźniowie nie mieli prawa odzywać się nie pytani – została za to dotkliwie pobita. Ostatecznie jednak Mengele przyjął ją, bo położna Klara, która „zajmowała się” dotychczas ciężarnymi kobietami, została pozbawiona prawa wykonywania zawodu za dokonywanie aborcji. Na żadne inne wsparcie matki oczekujące dzieci nie mogły liczyć – lekarze niemieccy nie mogli „zbrukać” się pomocą  Polkom, nie wspominając już o Żydówkach.

 

Warunki panujące w obozie były straszne: brud, robactwo, szczury, szerzące się choroby, brak wody, brak podstawowych instrumentów medycznych i najpotrzebniejszych lekarstw. Do tego dochodził nieustanny, dręczący głód. Donoszenie w tych warunkach ciąży wydawało się niemożliwe. Jeśli jednak dochodziło do porodu, zgodnie z rozkazem, dziecko tuż po narodzeniu powinno zostać zabite. Do maja 1943 roku noworodki topiono w beczce z wodą, a potem ich ciała rzucane były szczurom na pożarcie. Stanisława Leszczyńska otwarcie i głośno się temu sprzeciwiła. Narażając swe życie miała odwagę powiedzieć do Mengele: „Panie doktorze, nie chcę i nie mogę swoimi rękoma brukać przysięgo Hipokratesa, którą Pan składał. Jest pan lekarzem, nie mogę swoją osobą szargać etosu niemieckiego lekarza, dla którego ratowanie życia jest najważniejsze. Proszę pozwolić mi zostawiać te dzieci matkom”.  

 

Potem zasady uległy zmianie. Nadal bezwzględnie zabijano dzieci żydowskie, a pozostałe pozostawiano matkom – te maleństwa skazane były na powolna, okrutną śmierć z braku pożywienia, ponieważ wyniszczone kobiece organizmy nie były w stanie produkować pokarmu. Leszczyńska wspominała po latach w swym raporcie: „Dzieci nie otrzymywały żadnych przydziałów żywnościowych ani nawet kropli mleka. Marły powolną śmiercią głodową. Towarzyszyła im wielka miłość i bezsilność matek”.

 

Matki dokonywały cudów, by otoczyć swoje dzieci chociaż minimalną opieką. Aby zdobyć prześcieradła, przerabiane następnie na pieluszki i koszulki, ciężarne kobiety musiały sobie odmawiać i tak już głodowych racji żywnościowych. Nowonarodzonym dzieciom śpiewały kołysanki, jakby chcąc wynagrodzić im okrutną, otaczającą je rzeczywistość, chłód i głód. Więcej szczęścia miały dzieci o cechach aryjskich: posiadające niebieskie oczy i blond włosy. Zabierano je do Nakła, by przekazać następnie rodzinom niemieckim na wychowanie.

 

Leszczyńska tatuowała na ich małych ciałkach znaki, które miały w przyszłości pomóc w ich identyfikacji. W tym otaczającym je zewsząd ogromie zła, Stanisława Leszczyńska była dla ciężarnych więźniarek ze swoją opiekuńczością, ciepłem, dobrocią  personifikacją nadziei. Nazywały ją Mateczką, Aniołem Dobroci, Aniołem Miłosierdzia. Wspierała je nie tylko swą posługą położniczą, ale umacniała ich wiarę: organizowała wspólne modlitwy, chrzciła dzieci.

Najlepiej oddaje to relacja jednej z kobiet, Marii Salomon: „Wszyscy ją kochałyśmy. To święty człowiek. Porody odbywały się na przewodzie kominowym. Leżał na nim tylko czarny, cienki koc, aż drgający od wszy.  (…) Ona cudów dokonywała, by w tym nieopisanym brudzie i smrodzie, gdzie roiło się od szczurów i robactwa, stworzyć nam ludzkie warunki. Pracowała przy nas dzień po dniu, noc po nocy. Czasem zdrzemnęła się na chwilę, ale zaraz zrywała się i biegła do którejś z jęczących. Co znaczyło móc liczyć na kogoś tam, w tym piekle, co znaczyło doznać czyjejś troski, opieki, serdecznej dobroci – wiedzą tylko ci, którzy tam byli. Ona ratowała nas i naszą wiarę. W Boga. W ludzi. I to może było ważniejsze niż chleb”.  

 

Przez niespełna 2 lata przebywania w obozie, Leszczyńska odebrała ponad 3 tys. porodów, nie odnotowując przy tym ani jednego zgonu wśród matek i dzieci, ani nawet jakichkolwiek powikłań (takimi statystykami nie mogły się pochwalić nawet najlepsze niemieckie kliniki). Z liczby tej ocalało zaledwie trzydzieścioro dzieci. O tym czym była dla niej ta posługa, co ją w niej umacniało powiedziała kiedyś do syna, że: „jak brała dziecko na ręce, to miała wrażenie, że trzyma Dzieciątko Jezus. I to Dzieciątko było z nią w Oświęcimiu, dlatego nic jej się nie mogło stać”.

 

Powojenne losy

Stanisławie Leszczyńskiej udało się przetrwać i doczekać wyzwolenia obozu – opuściła go w lutym 1945. Wróciła do Łodzi, gdzie do połowy lat 50-tych nadal pracowała jako położna. W 1957 roku spod jej pióra wyszła wstrząsająca książka, stanowiąca relację z jej pracy w obozie – „Raport położnej z Oświęcimia.” W 1970 roku, a więc 13 lat później doszło do niezwykłego spotkania z matkami z Oświęcimia i ocalonymi dziećmi. Stanisława Leszczyńska zmarła w 1974 roku na nowotwór jelit. Swoją chorobę przeżywała w jedności z Bogiem, często przystępując do sakramentów świętych. Od 1992 roku toczy się jej proces beatyfikacyjny.

 

Testament

Na koniec warto jeszcze zacytować słowa, stanowiące swoisty testament Stanisławy Leszczyńskiej. Są one skierowane zarówno do przedstawicieli środowisk medycznych, odpowiedzialnych za opiekę nad kobietami ciężarnymi i nowonarodzonymi dziećmi, ale też do każdego z nas. Niech stanowią źródło inspiracji, zawsze przypominając prawdę o świętości ludzkiego życia od jego poczęcia do naturalnej śmierci: „Jeżeli w mej Ojczyźnie – mimo smutnego z czasów wojny doświadczenia – miałyby dojrzewać tendencje skierowane przeciw życiu, to wierzę w głos położnych, wszystkich uczciwych matek i ojców, wszystkich uczciwych obywateli, w obronie życia i praw dziecka. W obozie koncentracyjnym wszystkie dzieci – wbrew przewidywaniom – rodziły się żywe, śliczne i tłuściutkie. Natura przeciwstawiając się nienawiści, walczyła o swoje prawa uparcie, niezłomnymi rezerwami żywotności. Natura jest nauczycielka położnej. Razem z nią walczy o życie i razem z nią propaguje najpiękniejszą na świecie rzecz – uśmiech dziecka”.

 

Katarzyna Malicka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 273 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram