2 lipca 2018

Il Divo w Poznaniu: muzyczny fast food z okazji 1050-lecia pierwszego polskiego biskupstwa

(fot. ildivo.com/gallery/)

Najbardziej widowiskowym momentem obchodów 1050-lecia biskupstwa poznańskiego był plenerowy występ kwartetu wokalnego Il Divo. Muzycy zdobyli serca około 15 tysięcy poznaniaków, a koncert, jak piszą lokalne media, uświetnił uroczystości. Z pierwszym można się zgodzić, z drugim już trudniej.

 

Il Divo – produkt idealny

Wesprzyj nas już teraz!

1050-lecie pierwszego polskiego biskupstwa to wydarzenie wysokiej rangi – papież Franciszek skierował do polskich wiernych specjalny list, który został odczytany podczas jubileuszowej Mszy Świętej pod przewodnictwem legata papieskiego, kardynała Dominika Duki. W ramach obchodów odbył się także koncert pieśni patriotycznych, procesja i festyn „Poznań dla zdrowia i rodziny”.

 

Jednak kulminacyjnym punktem był występ Il Divo, zespołu mającego na swoim koncie ponad 30 mln sprzedanych płyt i… będący idealnym produktem komercyjnym (stworzonym przez Simona Cowella, producenta telewizyjnego znanego między innymi z zasiadania w jury brytyjskiej edycji Mam Talent).

 

Il Divo tworzy czterech tenorów uprawiających classical crossover. To w praktyce osobny gatunek muzyczny, którego chyba najbardziej reprezentatywnym przykładem jest słynne Time to say goodbye, śpiewane przez Andreę Bocellego w duecie z Sarą Brightman. Classical crossover udaje muzykę klasyczną. Korzysta z jej estetyki, wykonawcy są elegancko ubrani, towarzyszy im orkiestra, ale prawdziwej klasyki się nie gra – w repertuarze przeważają po prostu popularne hity wszelkich muzycznych gatunków w symfonicznych aranżacjach. Ot, bal przebierańców (zobaczcie, jak ubrana jest orkiestra słynnego André Rieu) – ludzie to lubią.

 

Podczas koncertu na Ostrowie Tumskim zabrzmiały takie hity jak What A Wonderful World Louisa Armstronga, Love Me Tender Elvisa Presleya Where Do I Begin z filmu Love story, przeboje Adele i Robbiego Williamsa.

 

Bogurodzica czy Elvis?

Pierwszym problemem jest dobór repertuaru, który aż za bardzo odpowiada członowi „my” w haśle obchodów „Chrystus i my”.  Na scenie pojawiły się tancerki, grano gorące tanga, a Il Divo śpiewał o miłości tak, jak rozumie się ją w kulturze pop – erotycznie i naiwnie.

 

Drugim problemem jest to, że organizatorzy zafundowali wiernym komercyjny produkt o dyskusyjnej wartości artystycznej. Jedna z gazet komplementowała tę decyzję:  był to dobry wybór. Bo występ nie zamienił się w sztywną prezentację poważnych pieśni.

 

Czyżbyśmy naprawdę zawsze musieli wybierać między Bogurodzicą a Elvisem Presleyem? 

 

W tym samym tekście pojawia się kolejny mit: [Il divo] udowadnia przy każdej okazji, że z wysublimowanej sztuki operowej potrafi zrobić show w stylu pop, strawny dla każdego słuchacza. 

Czyli sztuka operowa, a także muzyka klasyczna w ogóle jest niestrawna. Gdyby nie polano jej solidnie tanim popowym keczupem, to z tej uczty wszyscy uciekliby z krzykiem i z 15 tysięcy zostałaby tylko garstka koneserów… Poza tym – czy show w stylu pop jest doprawdy strawny dla każdego?

 

Polak głuchy

Na jednym z  największych festiwali muzyki klasycznej na świecie, czyli BBC Proms w Londynie co roku gromadzi się kilkakrotnie większa publiczność niż na Ostrowie Tumskim w ubiegły piątek i nikt nie ucieka. Programy są ambitne. W ubiegłym roku pianista András Schiff grał oba tomy Das Wohltempierierte Klavier Jana Sebastiana Bacha i Royal Albert Hall była wypełniona po brzegi. Ale to przecież Wielka Brytania! A u nas?

 

Często przewija się argument, że polska publiczność ma niewprawne ucho i trzeba ją zachęcać.

Po pierwsze to nieprawda, że trzeba wciąż zachęcać. Przykładowo – aby do Opery Krakowskiej kupić bilet, trzeba przez internet dokonać rezerwacji w ciągu paru minut od jej rozpoczęcia. Sala jest zawsze pełna. Mamy coraz lepszą publiczność.

 

Po drugie prawdopobieństwo, że po hitach Il Divo ktoś zacznie słuchać Chopina czy Brahmsa jest mniej więcej tak duże, jak to, że po wizycie w McDonaldzie ktoś wybierze się do Wierzynka. Classical crossover daje imitację piękna, tak jak Big Mac jest imitacją jedzenia, które przesyca i zniechęca do poszukiwań – dwa z siedmiu grzechów głównych.

 

Wielu wiernych tak naprawdę nie przyszło słuchać Il Divo. Przyszli, ponieważ to właśnie Kościół zorganizował duży koncert, promował go w parafiach, rozdawał darmowe wejściówki. Czy gdyby zaproszono, przykładowo, Johna Eliota Gardinera i zagrano Mesjasza Georga Friedricha Händla z piękną oprawą wizualną, to na Ostrowie zostałoby 15 osób, a nie 15 tysięcy? Trudno w to uwierzyć, a korzyść duchowa i artystyczna byłaby o wiele większa.

 

Kształtowanie gustu

Intencje organizatorów obchodów są absolutnie jasne i czyste – duchowni chcieli zintegrować ze sobą wiernych, ofiarować im piękne przeżycie. Takie głosy pojawiały się na konferencji prasowej z udziałem hierarchów. Bez wątpienia dobre chęci towarzyszyły duchownym także wtedy, gdy z okazji 1050-lecia Chrztu Polski zaproponowali musical Jesus Christ Superstar (trzeba przyznać, że tu przynajmniej był Jezus, choć w, lekko mówiąc, kontrowersyjnym wydaniu).

 

Kościół stać na dużo więcej niż dawanie przyjemności – stać go na kształtowanie gustu swoich wiernych. Gdy ojcowie soboru Trydenckiego szukali wzorcowej muzyki Kościoła, wskazali na Palestrinę – jednego z największych artystów swojej epoki. Tu sprawa nie dotyczy muzyki liturgicznej, ale zasada jest ta sama – Kościół powinien wskazywać na najlepszych artystów i promować najlepszą muzykę.

 

Jeszcze trafniejszym pomysłem byłoby, gdyby Archidiecezja zamówiła specjalną kompozycję w postępowaniu konkursowym i zorganizowała jej premierę. W ten sposób Kościół nie tylko stałby się mecenasem sztuki (którym był przez wieki), ale także realnie wpłynąłby na kształt muzyki współczesnej, która podobno jest taka niestrawna.

 

I jeszcze jedno na koniec.

 

Dzieło muzyczne zamówione na 1050-lecie pierwszego polskiego biskupstwa mogło upamiętnić ten jubileusz, tak jak War requiem Benjamina Brittena upamiętnia konsekrację katedry w Coventry, zburzonej podczas II wojny światowej. O tym kolejne pokolenia będą pamiętały przez dziesiątki i setki lat. O Il Divo raczej nie.

 

Mateusz Ciupka

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie