8 sierpnia 2020

Jak walczyć ze „zmysłową chucią polityczną”?

(Okładka PCh24CT nr 120 (projekt oparto o zdjęcie z profanacji warszawskiego pomnika Chrystusa „Sursum Corda”. Źródło: facebook.com/123spacerowicze))

Pośród kolejnych szturmów bojówek współczesnych wojujących bezbożników, grasujących wokół bazyliki Krzyża Świętego na Krakowskim Przedmieściu, wśród wielu bluźnierstw, które padają z ust hunwejbinów wiedzących z cała pewnością „co Jezus, by zrobił, gdyby dożył czasów LGBT”, przy okazji stawiania znicza i składania kwiatów przez najwyższych przedstawicieli władz RP (odpowiednio: przez premiera i prezydenta) u stóp profanowanej figury Zbawiciela – jedna nieobecność jest szczególnie widoczna.

Milczenie biskupa miejsca, w którym dochodzi do iście satanistycznych eksplozji nienawiści do Chrystusa i Jego Krzyża (typowe „odium Christi et Crucis”), jest w tym kontekście szczególnie dramatyczne. Milczenie kardynała Nycza oznacza bowiem również jego bezczynność. A przecież już dziesięć lat temu, gdy po raz pierwszy – w sierpniu 2010 roku – na Krakowskim Przedmieściu (wtedy przed Pałacem Prezydenckim) dochodziło w sercu stolicy do satanistycznych sabatów, powinien wysłać tam paru egzorcystów (jeden chyba by nie wystarczył) i zarządzić modlitwy ekspiacyjne za znieważania Krzyża Chrystusowego. Kto wie, może i post byłby potrzebny, wszak są i takie duchy złe, wobec których egzorcyzm wymaga takiego dodatkowego wsparcia. Poucza o tym sam Zbawiciel na kartach Ewangelii.

Dlaczego to kardynał warszawski jako pierwszy nie złożył kwiatów i znicza przed figurą Chrystusa? Dlaczego nie otoczył jej swoją i swojego duchowieństwa modlitwą, opasując ją żywym murem i murem modlitwy różańcowej? Dlaczego zamiast odważnych słów potępienia profanacji dokonywanej pod tęczowopodobną flagą, usłyszeliśmy nieśmiałe stwierdzenie o „bólu osób wierzących”. Ten jest oczywisty, ale przecież miłosierdzie wobec profanatorów wymagałoby jasnego postawienia przed nimi sprawy: biegniecie prostą i równą drogą wprost ku przepaści. Każdy, kto „podstawiłby nogę” tym nieszczęśnikom, jasno mówiąc, że są na służbie Złego, okazałby im największe (bo dotyczące ich dusz) miłosierdzie.

Wesprzyj nas już teraz!

Słuchając tego głośnego milczenia kardynała Nycza wobec wzrastającej fali chrystofobii w Warszawie, można tylko z żalem pomyśleć, że kiedyś stolica miała wielkich pasterzy, których głos brzmiał jak dzwon odstraszający demony, a nie jak miałkie popiskiwania. Tak po niemal czterdziestu latach brzmią przecież słowa Prymasa Tysiąclecia wypowiedziane 18 października 1980 roku w warszawskim kościele św. Aleksandra: „Warszawo, możesz najrozmaitsze sprawy, programy i zamierzenia wytłumaczyć po chrześcijańsku i we wszystkie dążenia ludzkie wszczepić ducha Ewangelii Chrystusowej. Możesz to uczynić. Warszawo, pod twoim wielkim krzyżem, tu na Placu Trzech Krzyży, z którego prowadziła ongiś Droga Krzyżowa, poprzez Aleje i hen dalej, aż do Góry Kalwarii, poprzez wszystkie bolesne szlaki naszego Narodu, kończąc się zawsze przez Ewangelię – zwycięstwem. Warszawo, możesz stać się miastem światłości, pokoju i ładu, miastem życia i współżycia w miłości. Jednego ci tylko potrzeba: czyń sprawiedliwość i pokój w twoich granicach. Bo nie ma dla ciebie, ty Boża alchemio, lepszej myśli. Każdy okres twoich dziejów, choćby tak bolesny, jak zwalenie twojej dumy w pył i gruzy, zdołałaś przetrwać. I teraz przez łaskę, miłość i pokój, przez moc Ewangelii, możesz przezwyciężyć to co przykre, bolesne, grzeszne, zbyt ludzkie. Czyń więc sprawiedliwość i pokój w twoich granicach, Warszawo”.

Wypowiadał te słowa człowiek wolny od wszelkich (tajnych lub jawnych) zobowiązań, wedle jego własnych słów – „wewnętrznie niezależny od wszystkich, w pełni zależny od Boga”. Jakże bardzo potrzebujemy dzisiaj tak „niezależnych” pasterzy!

Póki co, sięgamy więc do naszych duchowych i kulturowych skarbców. Jest ich mnóstwo. Jak chociażby wieszcze słowa autora „Nie-boskiej komedii” napisane w apogeum rewolucyjnych wstrząsów Wiosny Ludów, ale jak ulał pasujące do eskalacji działań współczesnych hunwejbinów: „Zmysł nasz zwierzęcy, zmysłowy, że tak rzekę, wiedzie nas do rozsadzenia świata, który nas opuścił, zdradził, rozdeptał, zamordować chciał zawsze i wszędzie […], ale nie tak się zmartwychwstaje. […] Więc i my o tyle tylko odżyjem, o ile porzucim zmysłową chuć polityczną, a weźmiem się do miłości, szlachetności, cnoty społecznej! Przebaczyć musim światu i zbawić świat, kata naszego! Wtedy odżyjem. Póki demagogii u nas, póty i śmierci naszej! Przez straszne próby jeszcze przechodzić będziem. Rzucać się i miotać – nic nie pomoże, aż dostąpim do świętości istotnej politycznej. Moskwa i rewolty czerwone będą grasowały na przemian przez świat. Nie jednej, ni drugim nie powinniśmy hołdować, ale walczyć do ostatniego za ocalenie zacności na ziemi. Tym – nie czym innym – zwyciężym i świat, i śmierć” (list Zygmunta Krasińskiego do Stanisława Egberta Koźmiana, 30 lipca 1848).

Grzegorz Kucharczyk.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie