19 sierpnia 2019

Hochspannung, czyli wysokie napięcie

(Źródło: PCh24 TV)

Rzecz dotyczy jednego z najbardziej symbolicznych miejsc na świecie. Miejsce to jest równie rozpoznawalne jak piramidy w Gizie czy wodospad Niagara. Od wielu lat, wszystko, co z miejscem tym się wiąże, staje się powodem do kontrowersji, a nawet groźnych not politycznych. Wygląda na to, że Polska jest właścicielem swoistego „genius loci” i to w wymiarze mega globalnym. Ale czy faktycznie Auschwitz jest naszą własnością?

 

Deutsche Wirtschaft, czyli niemiecki inwestor

Wesprzyj nas już teraz!

Uporządkujmy przestrzeń naszych rozważań. Auschwitz to nie synonim Oświęcimia tylko zniemczona polska nazwa tej miejscowości. Polski piastowski i królewski gród Oświęcim, posadowiony ponad 800 lat temu na terenie Królestwa Polskiego, nie ma nic wspólnego z Konzentrationslager (obozem koncentracyjnym) zbudowanym, jako oficjalna instytucja państwa niemieckiego na ziemiach administracyjnie włączonych w październiku 1939 r. do Deutsches Reich (Rzeszy Niemieckiej).

           

Porządkujmy dalej. „Niemiecką fabrykę śmierci” rozpoczęto budować wiosną 1940 r. z myślą o eksterminacji Polaków. Nazwa „fabryka” ma swoje uzasadnienie, gdyż mordowani tam ludzie byli niejako „przy okazji” wykorzystywani do pracy przymusowej na rzecz niemieckiej gospodarki. Pierwszy masowy transport polskich tzw. więźniów politycznych przybył do Auschwitz 14 czerwca z Tarnowa. Potem były kolejne transporty. Rok później, po rozpoczęciu przez Niemcy wojny ze swym dotychczasowym sojusznikiem, do obozu zaczęły przybywać również transporty wojennych jeńców sowieckich.  

           

No i ostatni z porządkujących akapitów. Żydzi w polskim Oświęcimiu mieszkali od XVI wieku. Przed wybuchem II wojny ich populacja dochodziła do 50% mieszkańców miasta. Mieli swój niezależny kahał (gminę) i dwie synagogi. Od 1941 r. byli przez Niemców osiedlani w zamkniętych gettach w Chrzanowie, Będzinie i Sosnowcu, skąd – w efekcie niemieckiego planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” (Endlösung) ze stycznia 1942 r. – przewieziono ich do zespołu obozów koncentracyjnych Auschwitz. Potem były kolejne i kolejne transporty osób pochodzenia żydowskiego, już ze wszystkich okupowanych przez niemiecką III Rzeszę państw Europy.

 

Wrogie przejęcie

Z historią jest jak z biznesem. Można nawet powiedzieć, że „zarządzanie historią” stało się od XX wieku kluczem do interesów w skali globalnej. Pamiętamy „Rok 1984” George Orwella? -„Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość”. Innymi słowy: historia jest sprawą zbyt ważną, by pozostawić ją w rękach historyków, co w praktyce wykłada się, iż nie tyle historia jest ważna, a jej interpretacja. I dokładnie tak myślą współcześni politycy, przenosząc to na zarządzanie ludzkimi emocjami w skali megaspołecznej. A że kłamią? Że fabrykują dokumenty? Że inne dokumenty traktują wybiórczo? Że w końcu, dla wdrożenia swojej wersji dziejów wykorzystują do tego literaturę, teatr, film i co tam sobie jeszcze nie wymyślimy z obszaru szeroko rozumianej kultury i rozrywki? Robią to, bo najlepiej się sprzedaje to, co można opisać takim oto nieco knajackim powiedzeniem: „gówno zawinięte w papierek jest jak cukierek”. Można też w tym kontekście przywołać bardziej eleganckie określenie: „pieniądze nie śmierdzą”.

           

Przykładów na to, jak to wygląda w praktyce są setki. Weźmy trzy fakty historyczne z dziejów Polski współczesnej w ich wersji „przeinterpretowanej” (w oczywistym interesie politycznych interpretatorów): 1. W Katyniu mordowali Niemcy; 2. Rotmistrz Pilecki był zdrajcą Polski; 3. W roku 1989 odbyły się wolne wybory. Każde z tych kłamstw wciąż ma swoich i to bardzo licznych admiratorów. Często są to ludzie nawet z tytułami profesorskimi i z dużą możliwością oddziaływania na innych. Taka sytuacja, w której dopuszczalnym stało się bezkarne relatywizowanie faktów, doprowadziła nas już do paranoi „dwóch Polsk”. W wymiarze symbolicznym (a zawsze w końcu musi się dla takich działań znaleźć jakiś znak, symbol) na przykład definiująca polskość flaga biało-czerwona będzie potraktowana, jako atrybut ksenofobicznych faszystów. A znak krzyża Chrystusowego, jaka prowokacja urągająca żydowskim ofiarom nazistów. A sami „naziści” to odrębny „wynalazek” w tym interpretowaniu historii, skądinąd bardzo pomocny, gdy nie chce się użyć słowa Niemcy. 

           

Orężem w tej światowej wojnie o historię stały się również muzea. Żeby to opisać, nie trzeba odwoływać się aż do instytucji utworzonej w Brukseli z inicjatywy Parlamentu Europejskiego, której nadano eufemistyczną nazwę – Dom Historii Europejskiej. W Polsce nie brakuje przykładów na podobne projekty, z Muzeum POLIN na czele.  Nie mniej spektakularnym jest wszystko to, co dotyczy Muzeum Westerplatte i Wojny 1939.  Ale cokolwiek byśmy tutaj nie przywołali, i tak zostanie zdystansowane przez Państwowe Muzeum Auschwitz – Birkenau w Oświęcimiu.

 

Marsze Żydów i Polaków

Zainicjowany przez żydowskich nacjonalistów w roku 1988 Marsz Żywych jest inicjatywą niezwykłą i wyjątkowo korzystną. Państwo będące w permanentnym konflikcie z otaczającymi go arabskimi sąsiadami, mobilizuje swoje kolejne pokolenia, używając do tego pamięci o pomordowanych w Europie podczas II wojny światowej przedstawicielach ich nacji. Możemy się oburzać, że przekazywane młodym ludziom informacje są – powiedzmy – uproszczone. Możemy się zżymać, że efektem tej edukacji jest m.in. wywołanie stanu zagrożenia antysemityzmem i kreacja sytuacji „oblężonej świętej twierdzy”, ale to jest z ich punktu widzenia skuteczne i jak najbardziej służy państwu Izrael.  Wyjątkowością tego programu są podróże do odległej Polski, które puentują się dramatycznie odwiedzaniem Auschwitz. A szczególnie dramatycznie w wielotysięcznym corocznym Marszu Żywych, gdy pomiędzy blokami obozowymi, w ciszy powiewają na drzewcach flagi z Gwiazdą Dawida.

           

Podczas pobytu w Ziemi Świętej, chciał nie chciał, poznawałem Izrael.  I właśnie tego nacjonalizmu, widzianego wokoło, zazdrościłem państwu żydowskiemu najbardziej. Gdyby to przełożyć na praktykę naszego patriotyzmu i wyposażyć w niemożliwe tam do zrealizowania przesłanie Chrystusowe, to mielibyśmy w efekcie Ojczyznę więcej niż mocną kolejnymi pokoleniami młodych Polaków, a tego dzisiaj nam potrzeba bardziej niż bycia bogatym. Nie mamy swojego „marszu krwi” na Wołyniu, np. w Podkamieniu, czy „marszu ukradzionych dzieci” na Zamojszczyźnie. Programy oświatowe wciąż nie chcą korzystać z budowania polskości wokół jakże państwowotwórczej tradycji Kresów. Nadal dopuszczalnym w przestrzeni publicznej jest odbieranie godności polskim bohaterom konspiracji niepodległościowej po 1944 roku. Nie ma reakcji rządu na deprecjonowanie postaci rotmistrza Pileckiego czy św. Maksymiliana Kolbe, więźniów Konzentrationslager Auschwitz. Wystawę dedykowaną jednemu z nich w osławionym bloku 11 dyrekcja Muzeum zamyka, a drugiego przedstawia się częściej jako antysemitę w habicie, niż katolickiego kapłana w pasiaku, który oddając za innego więźnia życie, był jedynym człowiekiem w dziejach Auschwitz, który pokonał Niemców w tym ostatnim kręgu stworzonego przez nich ziemskiego piekła. A przecież mamy do czynienia z najprawdopodobniej dwoma największymi bohaterami czasu II wojny światowej. U Żydów taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia…       

 

Wstawanie z kolan

14 sierpnia to nie tylko dzień poprzedzający święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, ale rocznica zamordowania w bunkrze głodowym w Auschwitz ojca Maksymiliana Marię Kolbe. Od tego roku z dniem tym i kolejnym będziemy kojarzyć jedno z najważniejszych wydarzeń kulturowych definiujących polską tożsamość narodową. Marsz Polaków i Polonii do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu został wymyślony przez Witolda Gadowskiego. Myślę, że redaktor Gadowski zrobił to pod wpływem szlachetnego gniewu i niezgody na poniżanie i opluwanie naszej Ojczyzny. Niezgody na te „polskie obozy koncentracyjne”, na ten polski „antysemityzm wyssany z mlekiem matki”, na tych żołnierzy Armii Krajowej „mordujących ocalałych Żydów” i jeszcze na to „polskie współsprawstwo holokaustu”.

 

Iść, maszerować nie da się na kolanach. I okazało się, w te sierpniowe dni, że można w pozycji wyprostowanej kochać swój kraj i jego bohaterów. Wydarzeniem historycznym nazwał to  przedsięwzięcie ks. prof. Tadeusz Guz, mówiąc: Przodków należy czcić – mamy do tego prawo naturalne. Był najwyższy czas, aby naród polski dokonał takiego aktu kultu przodków w tym miejscu ich śmierci, w czas, kiedy prawda jest poniewierana. (…) My nie musimy prawdy historycznej naginać, bronić jakimiś szczególnymi aktami. To nie jest nasza misja. Ponieważ wielka prawda o minionej Polsce i minionych pokoleniach Polaków broni się sama. Polski naród jest bohaterem XX-wiecznej – i nie tylko – historii.

 

Jest tylko jedna sytuacja, w której pozycja klęcząca jest uzasadniona – to ugięcie kolan przed Panem Bogiem. W zasadzie w każdej innej mamy do czynienia z upodleniem i dyskryminacją. Kiedy rzecz dotyczy całych społeczeństw, to już jest planowa polityka. I takąż polityką staje się wtedy wstawanie z kolan. Począwszy od wyjście Żydów z Egiptu akty tożsamościowe zawsze są polityką. Politycznymi były polskie XIX-wieczne powstania; polityką było Powstanie Warszawskie, polityczne były strajki sierpniowe w 1981 roku, politycznymi były pielgrzymki do Ojczyzny i głoszone wówczas homilie papieża Jana Pawła II… A dzisiaj politycznym jest marsz Polaków z biało-czerwonymi sztandarami do Auschwitz.

 

Ale kiedy już tak zaczęliśmy maszerować, to spróbujmy zrozumieć, co powiedział do nas Jego Ekscelencja ks. arcybiskup Marek Jędraszewski w homilii wygłoszonej 14 sierpnia w Auschwitz. Spróbujmy wziąć sobie do serca ten jego wielowątkowy wywód o Ojczyźnie, która dla chrześcijanina jest nie tylko określonym obszarem, ale również przestrzenią oznaczoną krzyżem męczeństwa. I wtedy Konzentrationslager Auschwitz, w którym dzisiaj jakże uzasadniona jest polska flaga narodowa i narodowy hymn, będzie także miejscem, w którym oczywistym staje się obecność Jezusa Chrystusa.

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie