16 kwietnia 2020

Hiszpański rząd na cichej wojnie z katolikami

(Premier Pedro Sanchez. Fot. EFE/Forum)

Społeczne rygory sanitarne nałożone na Hiszpanów przez gabinet Pedro Sáncheza jeszcze mocniej niż na co dzień pokazują wrogość rządzących wobec Kościoła. Ta jaskrawa niechęć widoczna jest zwłaszcza na tle przymilnego stosunku rządzących do wyznawców islamu, czyli większości spośród imigrantów.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Hiszpania to kraj dotknięty wyjątkową śmiertelnością przypisywaną epidemii koronawirusa. Według oficjalnych statystyk, na milion mieszkańców umierają tam z powodu Covid-19 aż 374 osoby. Dla porównania, w Polsce ten wskaźnik wynosi 6 osób.

 

Rola Kościoła w czasie tak trudnym dla narodu hiszpańskiego, bądź co bądź wciąż w sporej części katolickiego, jest nie do przecenienia. Księża stanowią ciche i heroiczne „wojsko do zadań specjalnych” w szpitalach i aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno neo-komunistyczna partia Podemos walczyła o usunięcie kapelanów z armii i placówek medycznych. Mało kto jednak spośród przedstawicieli władz publicznych docenia rolę kapłanów towarzyszących chorym w ostatnich godzinach, ich cichą, pomocną obecność w miejsce rodziny czy przyjaciół. Tylko burmistrz Madrytu zdobył się na szczere wyrazy wdzięczności, wiedząc zresztą, że w samym stołecznym regionie umarło przy udziale Covid-19 już 20 księży a osiemdziesiąt innych jest zarażonych. Księża w Hiszpanii są w ogromnej większości ludźmi w mocno zaawansowanym wieku, więc tym bardziej zwykli ludzie doceniają ich odwagę i bezkompromisowe zaangażowanie.

 

Coraz bliżej antykatolickiej dyktatury

Koalicyjny rząd socjalistów spod znaku PSOE (Socjalistyczna Partia Robotnicza Hiszpanii) i neokomuniści z ugrupowania Podemos od początku swych rządów nie ukrywali, że przyjdzie też czas na „rozprawienie się” z Kościołem. Premier Sánchez zawsze okazywał ostentacyjne lekceważenie dla chrześcijańskich korzeni kraju i dla religii katolickiej. Znany jest z tego, że wysyła niezwykle kordialne, entuzjastyczne życzenia muzułmanom z okazji różnych ich świąt, podczas gdy przemilcza wszelkie ważne daty w kalendarzu Kościoła. W październiku, gdy wbrew konkordatowi, prawu kanonicznemu i wbrew woli rodziny ekshumował z bazyliki w Dolinie Poległych doczesne szczątki generała Franco, widać było jak bardzo mu zależy, aby upokorzyć nie tylko wrogów politycznych na prawicy, ale też wszystkich katolików. Przeor zakonu benedyktynów Santiago Cantera do końca i samotnie walczył o nienaruszalność przestrzeni sakralnej oraz uszanowanie woli rodziny. Tymczasem szef rządu już dwa tygodnie wcześniej rozpoczął okupację bazyliki, zamknął teren klasztorny a żołnierze z karabinami spacerowali pomiędzy gromadkami modlących się, choć to w Katalonii trwały wtedy zamieszki z udziałem setek chuliganów i separatystów, wobec których rząd jakoś nie ośmielił się wysłać uzbrojonego wojska. Duża część opinii społecznej uważa, że wraz z ekshumacją szczątków generała Franco (obrońcy wiary i katolików w wojnie domowej 1936-1939) premier „wskrzesił” też ideę „dwóch Hiszpanii”, zajadle ze sobą walczących. Zradykalizowała się bowiem tak „lewa” jak i „prawa” strona. Od pewnego czasu, za sprawą antyklerykałów powróciły na ściany kościołów dobrze znane z przeszłości, złowrogie napisy typu: „Spłoniecie jak w 1936 roku”. Napaści roznegliżowanych feministek na księży, akty profanacji, bezczeszczenia zdarzały się cyklicznie, choć rola Kościoła w życiu społecznym i politycznym kraju na przestrzeni ostatnich dekad wydawała się mocno symboliczna i raczej wstydliwie ukryta.

 

Jeśli tylko można dokuczyć katolikom, nawet wbrew obowiązującemu prawu, to z pewnością znajdą się gotowi do tego funkcjonariusze. Hiszpańskie Stowarzyszenie Prawników Chrześcijańskich (AEAC) ogłosiło już, że zaskarży przed sądem delegatów rządowych za najścia i brutalne przerwanie ceremonii religijnych, które miały miejsce ostatnio w Kadyksie, Sewilli, Valladolid i Murcji. Prawnicy piszą, że to kolejne „nadużycia, zastosowane przez rząd”, który „wykorzystuje stan alarmowy, aby położyć kres wolności religijnej”. Ustawa organiczna 4/1981, regulująca stan alarmowy w Hiszpanii nie zezwala na kroki, jakie podjął rząd, a więc jest radykalnie niezgodna z konstytucją i raczej bliska sposobom sprawowania dyktatury. Dlatego niemałym echem odbiły się wielopiątkowe wydarzenia  w Granadzie, gdzie do świątyni weszła policja i nakazała przerwanie nabożeństwa, choć w ogromnej katedrze obliczonej na blisko tysiąc osób uczestniczyło w liturgii ledwie 20 wiernych siedzących w odległości po kilka metrów od siebie. Jeszcze gorzej zachowała się policja wobec ledwie 5 obecnych na Mszy w San Fernando de Henares.

 

„Święty” ramadan, aresztowana Wielkanoc

W przypadku zmagań z wirusem każda diecezja hiszpańska, a niekiedy każda parafia z osobna, podjęły różne działania. Niektórzy duchowni sprawują kult bez udziału wiernych, za zamkniętymi drzwiami, chociaż otwierają je dla tych, którzy chcą się modlić lub spowiadać, zachowując dystans i używając środków dezynfekujących.

Inni, w regionach mało dotkniętych epidemią odprawiają Msze publicznie, ale deklarują, że zapewnione są odległości i środki bezpieczeństwa. Wreszcie są i tacy proboszczowie w Hiszpanii, którzy zamknęli całkowicie swe kościoły a pomoc duchową oferują jedynie przez telefon lub udzielają sakramentu namaszczenia chorych na wezwanie.

 

Media, w większości powiązane z obozem władzy, nie darowały sobie ostatnio okazji, aby oczernić wizerunek biskupa San Sebastian, José Ignacio Munilli – zadeklarowanego wroga ideologii gender i agresywnego feminizmu. Patrol policji zatrzymał jego samochód pod pretekstem złamania reguł stanu alarmowego, ponieważ „jechał z kobietą” (tymczasem autem może poruszać się tylko jedna osoba lub kierowca z podopiecznym: dzieckiem lub osobą starszą). Media ochoczo nagłośniły sprawę sugerując niejasny romans, gdy tymczasem biskup wiózł obolałą parafiankę z zapaleniem miazgi, szukając otwartego gabinetu dentystycznego. Kościół jednak nie ma szans ani mocy sprawczych aby korygować takie złośliwości. Co innego gdy rzecz dotyczy muzułmanów – tu obowiązuje daleko posunięta ostrożność w dobieraniu słów i stosowaniu prawa. Hiszpanie nie rozumieją, dlaczego tak ważne dla nich Święta Wielkanocne przebiegły pod zaostrzonym rygorem. Każdy wyjazd poza miasto, nawet w odległych opustoszałych prowincjach, mógł się wiązać z wysokim mandatem, podczas gdy już wiadomo, że muzułmanie będą mogli się swobodnie przemieszczać się w związku z przypadającym na 24 kwietnia początkiem ich „świętego” miesiąca ramadanu.

 

Można powiedzieć, że katolicy w Hiszpanii przywykli już do szargania ich świętości i niezwykle serwilistycznej postawy rządzących wobec coraz liczniejszego „elektoratu” wyznającego Allaha. Jak wiadomo, chrześcijanie nie głosują na lewicę ani na skrajnie lewackie ugrupowanie Podemos, więc władza korzysta z okazji by przymilać się do napływających masowo imigrantów. Czym to się skończy na dłuższą metę – nietrudno przewidzieć.

 

 

Małgorzata Wołczyk

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 104 290 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram