10 grudnia 2015

Polityczne trzęsienie ziemi nad Sekwaną?

(Jérémy-Günther-Heinz Jähnick / Hénin-Beaumont - Premier tour des élections régionales en Nord-Pas-de-Calais-Picardie, 6 décembre 2015 (12) / Wikimedia Commons, via Wikimedia Commons)

Po I turze wyborów departamentalnych we Francji wylała się w polskich mediach cała fala fałszywych komentarzy powielających kalki pojęciowe o wygranej „neofaszystów”, „ultraprawicy”, czy w najlepszym wypadku „skrajnej prawicy”. Chodzi tu oczywiście o Front Narodowy. Tymczasem jego rzekomy radykalizm i skrajność byłyby w Polsce raczej niezauważalne i nie dorównywałyby hasłom prawicy antysystemowej. Nie po raz pierwszy okazuje się, że w przesuniętych mocno na lewo standardach francuskiej polityki, tradycyjne pojęcia prawicy i lewicy okazują się już mocno zawodne.

 

We wspomnianych komentarzach centroprawicowi Republikanie, na czele których stoi były prezydent Nicolas Sarkozy, bywali z kolei nazywani „konserwatystami”. W rzeczywistości, gdyby ową partię przenieść np. w polskie realia sytuowałaby się co najwyżej, gdzieś pomiędzy Nowoczesną a PO.

Wesprzyj nas już teraz!

Francuski system polityczny stworzył formy, które okazywały się przez długie lata skuteczną zaporą dla partii nie-republikańskich (tak określany jest właśnie Front Narodowy). Ciekawostką jest tu, że za „partię republikańską” uznaje się już np. komunistów. Jest to wynik długotrwałego procesu „terroru intelektualnego”, który zapanował nad Sekwaną po II wojnie światowej. Lewicowi intelektualiści w rodzaju Sartre’a w kawiarniach dzielnicy łacińskiej przez długie lata wyznaczali normy „postępu”. Przez długie lata największym „demokratą” bywał Stalin, później Mao, Pol-Pot, Castro… Prawda o zbrodniach komunizmu przez całe dziesięciolecia była traktowana jako „imperialistyczny spisek”, co pokazuje choćby recepcja nad Sekwaną łagrowej literatury, od Herlinga-Grudzińskiego, po Sołżenicyna. Ważnym etapem przesuwania polityki na lewo był też rok 1968. Trzeba pamiętać, że to właśnie pokolenie wówczas ukształtowane sprawuje obecnie realną władzę, nie koniecznie tylko w szeregach Partii Socjalistycznej, czy Zielonych. We Francji na miano skrajnej prawicy zasługuje już polityk uprawiający politykę historyczną. Jeszcze jako prezydent, Nicolas Sarkozy usiłujący wprowadzić w szkolnym wychowaniu jakikolwiek element patriotyzmu, wybrał jako sztandarową postać zabitego przez Niemców… młodego komunistę. Niewiele mu to pomogło. Lewica na próbach wprowadzania do szkół patriotyzmu nie zostawiła suchej nitki, a Sarkozy’ego porównywano do…. działaczy Frontu Narodowego.

Francuski system wyborczy miał skutecznie zabezpieczać tradycyjny podział władzy na lewicę (PS, Zieloni i KPF) i prawicę (najpierw RPR, później UMP, a obecnie Republikanie) oraz centrum (obecnie MoDem Francois Bayrou, którego jednak należałoby uznać raczej za centrolewicę). W wyborach lokalnych i parlamentarnych obowiązuje system jednomandatowy; w I turze dana lista musi osiągnąć 50% plus jeden głos. W przeciwnym wypadku następuje II tura, w której rywalizują między sobą dwie listy z najlepszymi wynikami. W pewnych przypadkach, jeśli wyniki kolejnych list są dobre, może jednak dojść do rywalizacji 3, a nawet 4 list, wówczas  wygrywa się już zwykłą większością). Dotychczasowa praktyka była prosta – Front Narodowy miał szansę w dogrywkach jedynie z udziałem trzech list. Jednak lewica i centroprawica tworzyły w takich przypadkach tzw. „zaporę republikańską” i dokonywały połączenia swoich list, ewentualnie wycofywały się na rzecz tej partii, która miała większe szanse pokonania kandydata Frontu. Dlatego też FN uzyskując ponad 20% w skali kraju nie miał swoich deputowanych i posiadał niewielką jedynie liczbę radnych. Obecnie jedyną deputowaną Frontu jest wnuczka Jeana-Marie Le Pena – Marion Marechal.

Inaczej rzeczy się mają w przypadku wyborów do europarlamentu, które odbywają się wg ordynacji większościowej. Ostatnie wybory do PE wygrał właśnie Front i to on ma w Brukseli największą reprezentację. Od tego czasu stało się jasne, że będzie dochodziło także do pęknięcia 50-procentowego progu i w innych wyborach. Już w wyborach departamentalnych w marcu 2015 roku, front nie „zdobył”, co prawda, żadnego departamentu, ale w kilku przypadkach był tego bliski. Wybory wygrali Republikanie.

 

Wreszcie sukces


Przełomem stały się obecne wybory regionalne. Ostatnia reforma terytorialna podzieliła Francję na 13 regionów (wcześniej było ich 22). W I turze Front Narodowy osiągnął najlepszy wynik w 6 regionach, a w Normandii niemal zremisował. Jednak w drugiej turze, z dużym prawdopodobieństwem, wygra zapewne tylko w 2 regionach (Nord-Pas-de-Calais-Pikardia, gdzie startuje szefowa partii Marine Le Pen i w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe-Wybrzeże – lista pilotowana przez wnuczkę Jana Marii Le Pena – Marion Marechal). W pozostałych regionach zadziałać może jeszcze „bariera republikańska”. Socjaliści wycofali bowiem swoje listy wszędzie tam, gdzie zajęli 3. miejsce. Sarkozy przyjął taktykę nie wchodzenia w porozumienie z lewicą, ale już jego koalicjant Bayrou z MoDemu jest gotowy na współpracę z PS.

Skąd biorą się sukcesy Frontu? Pewien wpływ miały tu ostatnie zamachy terrorystyczne w Paryżu. Paradoksalnie, poprawiły one też notowania rządzących socjalistów. Duża część wyborców była bowiem zadowolona z zachowania prezydenta Francois Hollande’a, którego notowania podskoczyły nawet o 20 punktów. Poprawa sondaży socjalistów redukuje przewidywaną wcześniej ich klęskę wyborczą. Efekt zamachów przyniósł jednak największy przyrost partii zajmującej od lat krytyczne stanowisko wobec emigrantów i ostrzegającej przed społecznymi skutkami tego zjawiska. O 7% wzrosły notowania Frontu w kraju Loary, o 6%, m.in. w Burgundii i Nord-Pas-de-Calais, o 5,5% w Owernii, regionie PACA (Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże), o 4% w Bretanii. Pewne szanse na sukces FN ma też w Burgundii-Franche-Comté i w Alzacji. Sytuacja jest o tyle nowa, że nawet w regionach, gdzie dotychczas partia Marine Le Pen była słaba, teraz uzyskuje przyzwoite wyniki. Dla przykładu w regionie paryskim (Ile-de-France), lista Frontu pilotowana przez praktycznie nieznanego polityka Wallerande de Saint-Justa, uzyskała 18,4% (jeden ze słabszych wyników), ale trzeba pamiętać, że wcześniej partia ta miała w okręgu stołecznym najczęściej wyniki… jednocyfrowe.

 

Marsz w kierunku centrum


Zamachy to tylko jeden z powodów sukcesu Frontu. Największa zasługa za utrzymanie stałego wzrostu notowań przypada szefowej Frontu – Marine Le Pen. Przejmując partię z rąk ojca, poszerzyła wyraźnie jej elektorat o centrum. Unika dosadnych wypowiedzi, z których słynął Jean-Marie, odżegnuje się od jakichkolwiek przejawów antysemityzmu, a nawet przyjmuje pewien kanon politycznej poprawności. Na tym tle doszło zresztą do odebrania Le Penowi tytułu honorowego przewodniczącego partii i usunięcia go z listy wyborczej. Warto tu dodać, że Front nie jest bynajmniej monolitem ideowym i wielu działaczom owa marginalizacja i „ojcobójstwo” niezbyt się podobają.

Do końca nie wiadomo, na ile działania Marine Le Pen są dyktowane wyborczym pragmatyzmem, a na ile kapitulacją prawicowej retoryki wobec przemian świadomości politycznej Francuzów, które już się dokonały. Dla przykładu głos Marine Le Pen był dość słabo słyszalny podczas wielkich protestów Francuzów przeciw pomysłowi „małżeństw dla wszystkich”, czyli ślubów jednopłciowych. We władzach partii zasiada zresztą zadeklarowany gej – Florian Philippot (po matce ma polskie pochodzenie). Trudno też znaleźć w wypowiedziach Marine np. potępienie dla aborcji. Korzystnie na tym tle zachowuje się deputowana Marion Marechal Le Pen, która nie tylko potępiła aborcję, ale wzięła też udział w katolickim uniwersytecie letnim i anonsowała np. swój szacunek dla tradycyjnej liturgii.

Z drugiej strony szefowa FN mówi otwarcie o problemach, z którymi Francuzi spotykają się na co dzień – inwazji społecznej islamu, krachu integracji, nielegalnej emigracji. FN dochodząc do władzy na szczeblach lokalnych stara się przedstawiać nowe pomysły, żąda uzbrojenia miejskiej policji, wyrzuca ze stołówek szkolnych halalowe jedzenie, kontroluje zasiłki. Bardzo często jego działania są jednak paraliżowane przez różne instancje nadrzędne. Front jest też eurosceptyczny, winą za wiele kłopotów gospodarczych obarcza wspólną walutę, czy wymuszoną przez Brukselę liberalizację gospodarki, która miała spowodować delokalizację przemysłu. Politycy Frontu nie mają też wątpliwości, że za obecnym kryzysem emigracyjnym stoją brukselscy komisarze, którzy wymyślili sobie „ubogacenie” kontynentu i stworzenie tu „nowego człowieka” bez nacjonalistycznych ciągot, które miały być przyczyną europejskich waśni.

Z kolei pomysły ekonomiczne Frontu wydają się być dość mocno populistyczne. W ostatnich dziesięcioleciach wahały się od czystej wody liberalizmu gospodarczego (w czasach Reagana i Thatcher), po – na wskroś socjalistyczny – interwencjonizm państwowy. Pragmatyzm Frontu nakazuje jego politykom np. kokietowanie prowincji. Listę postulatów w rodzaju walki z imigracją i rosnącą przestępczością, uzupełnia także ochrona własnego rynku, obietnica poszerzenia zabezpieczeń socjalnych, czy tworzenia przez państwo nowych miejsc pracy.

 

Cień Kremla


W Polsce dużą uwagę zwracano na prorosyjskość Frontu i finansowe wsparcie udzielane tej partii przez Rosję. Istotnie, Front Narodowy zaciągnął kredyt w wysokości 9 mln. euro w rosyjskim banku First Czech Russian Bank. Pewnym usprawiedliwieniem mogą być jednak problemy FN na własnym rynku bankowym. Skarbnik partii Wallerand de Saint-Juste wyjaśniał – „od dawna szukamy pożyczki, głównie dla sfinansowania kampanii wyborczych. Nasz bank, tak jak większość banków francuskich i europejskich, kategorycznie odmawiają nam pożyczenia choćby centima i dotyczy to tak samego Frontu Narodowego jak i jego kandydatów”.

Potrzeby partii na wybory parlamentarne i prezydenckie oceniano na 45 mln euro, a FN miał od lat kłopoty finansowe i musiał nawet pozbyć się z tego powodu swojej reprezentacyjnej siedziby w podparyskim Saint Cloud, przenosząc się do znacznie mniej reprezentacyjnego Nanterre. De Saint Juste dodał, że w załatwieniu pożyczki w Rosji pomógł eurodeputowany FN Jean-Luc Schufhausser, który ma w Moskwie dobre układy. Pomogło też to, że Front popierał działania Rosji na Ukrainie, a przewodnicząca Marine Le Pen spotykała się też kilka razy z Władimirem Putinem i nacjonalistycznymi posłami rosyjskiej Dumy. Udzielający pożyczki rosyjski bank znajduje się w rękach Romana Jakubowicza Popowa, który miał też ścisłe związki z bankowością państwową i jest uznawany za człowieka Kremla.

Trzeba tu dodać, że obecnie we Francji nie ma partii, która prezentowała by otwarty krytycyzm wobec Rosji. Hollande wydaje się korzystać z oferty Putina wspólnej koalicji przeciw IS, Sarkozy jeździł do Moskwy z podobnymi pomysłami, a deputowani jego partii Republikanie, bez żadnego wstydu, już wiele miesięcy temu podróżowali na Krym dając się wykorzystywać rosyjskiej propagandzie.

 

Co dalej?


Wybory regionalne są tylko sprawdzianem przed najważniejszymi wyborami we Francji, czyli elekcją prezydenta w 2017 roku. Szefowa partii Marine Le Pen zdała sobie sprawę, że obecna formuła może się okazać niewystarczająca do osiągnięcia sukcesu, który po raz pierwszy w historii zaczyna przybierać kształty realności. Jak na razie udało jej się ustawić formę alternatywy – Front Narodowy kontra UMPS. Ta druga nazwa to połączenie socjalistów i centrowej UMP (obecnie Republikanie), które zostały wrzucone w ten sposób w terminologii polityków Frontu do wspólnego worka. Zabieg ten przynosi pewne sukcesy propagandowe, ale do wygranej jest jeszcze daleko. Nic dziwnego, że zaczyna się mówić o pewnym zwrocie programowym FN, łącznie z możliwością zmiany nazwy partii, która wywołuje niekorzystne skojarzenia w „planie międzynarodowym”. Niektórzy zwracają uwagę, że już podczas wyborów parlamentarnych dość często używano nazwy „Mouvement Bleu Marine” (Ruch Niebieski – gra słów nawiązująca do imienia liderki i koloru flagi Francji), co pozwalało wystawiać wspólne listy z działaczami prawicy, którzy nie byli członkami Frontu. Wśród wielu możliwych nowych nazw FN wymienia się m.in. nazwę Sojuszu Narodowego Zgromadzenia (ARN). FN szuka też sojuszników. Myśli się o poszerzeniu bazy politycznej o różne ruchy eurosceptyczne, od Obudź się Francji Nicolasa Duporta, przez suwerenistów Phillipe de Villiersa (on sam wycofał się z wielkiej polityki), po krytykujących UE socjalistów od b. MSW w lewicowym rządzie – Jeana Pierre’a Chevenementa.

 

To wszystko ma poszerzyć szanse Marine Le Pen na wygraną. Wydaje się, że obecny prezydent Hollande ma niemal zerowe szanse na reelekcję. Jest więc szansa na drugą turę z kandydatem Republikanów. Sarkozy chciałby tu powtórki z historii, kiedy to w 2002 Chirac łatwo pokonał Le Pena, po porażce w I turze socjalistycznego kandydata Jospina. Tym razem może się jednak przeliczyć.

 

Bogdan Dobosz




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie