12 października 2012

Proceder sprzedaży za bezcen lub znacznie zaniżoną wartość nie ma dla polskich decydentów tajemnic, praktykują go przecież już ponad dwadzieścia lat od czasu tzw. transformacji ustrojowej. Kolejnym jego przykładem jest znacznie zaniżona cena, po której Polska odsprzedała Hiszpanii prawo do emisji 100 mln ton dwutlenku węgla.

 

Protokół z Kioto nałożył na Hiszpanię ograniczenie, w myśl, którego w ciągu ostatnich czterech lat mogła zwiększyć emisję dwutlenku węgla o 15 proc. Okazało się jednak, że w rzeczywistości wzrosła ona jednak o niemal 23 proc. Zgodnie z przepisami, aby nie narazić się na upomnienia, a także kary ze strony Komisji Europejskiej, Hiszpania była zobowiązana kupić dodatkowy limit emisji. „Świetnym” kontrahentem okazała się Polska.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W czasach PRL-u krążył dowcip, że Polska wysyłała do Związku Radzieckiego zboże, a on w zamian za to brał od nas węgiel. Historia lubi się powtarzać, ponieważ dzięki naszemu krajowi Hiszpania wypełni zobowiązania z protokołu z Kioto, i do tego za śmiesznie niską cenę. Polska sprzedała bowiem pogrążonej w kryzysie gospodarczym Hiszpanii prawo do emisji 100 mln ton dwutlenku węgla za 40 mln euro.

 

Można by pomyśleć: świetnie, mamy 40 milionów dosłownie za nic do wykorzystania w budżecie. Jest jednak małe „ale” … . Okazało się, że stawka (0,40 centa za tonę), po której polski rząd odsprzedał prawo do emisji, jest 10 (słownie: dziesięć) razy niższa od ceny powszechnie stosowanej na rynku handlu limitami emisyjnymi.

 

Co ciekawe, w kwietniu br., przemawiając w parlamencie, Miquel Arias Caniete, hiszpański minister rolnictwa i ochrony, zapewniał, że rząd posiada środki na kupno wymaganej kwoty emisyjnej. Miało to być 400 mln euro, jeśli udałoby się wynegocjować preferencyjną stawkę lub nawet 800 mln, jeśli sprzedaż nastąpiłaby według najwyższej stawki. Jak poinformowała korespondentka Polskiego Radia, biuro prasowe hiszpańskiego resortu rolnictwa nie chciało skomentować powyższych informacji, zasłaniając się tajemnicą transakcji.

 

W pierwszym tygodniu października w dzienniku „Rzeczpospolita” mogliśmy przeczytać, że Polska zawarła z Hiszpanią inną umowę sprzedaży nadwyżki prawa do emisji CO2, dzięki której zyskała 160 mln złotych na inwestycje związane m.in. ze środowiskiem naturalnym, ekologicznym transportem czy oświetleniem publicznym. Takie musi być bowiem, zgodnie z europejskimi przepisami, przeznaczenie pieniędzy pochodzących z handlu emisjami – tzw. zielone technologie.

 

 Dzięki owym 160 mln, polski „budżet” na ekologiczne projekty wzrósł do 690 mln zł, a Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej jeszcze przed końcem tego roku ogłosi, a jakże, nabór wniosków o dofinansowanie proekologicznych projektów.  W grę wchodzą zakupy nowych, ekologicznych autobusów czy montaż instalacji gazowych w obecnie funkcjonujących,kupno tramwajów lub systemów sterowania ruchem, wymiana żarówek w latarniach, czy też całe systemy zarządzania energią potrzebną do oświetlania miast, budowa biogazowni, elektrociepłowni, ocieplanie budynków czy wymiana okien. Słowem, będziemy mieli do czynienia z nową falą niekoniecznie potrzebnych wydatków, których najprawdopodobniej by nie było, gdyby nie to, że pojawiły się pieniądze do wydania.

 

Efekt niegospodarności, jaki wywołują środki pochodzące z Unii Europejskiej, obrazuje natężenie zakupów dokonywanych przez urzędy przed końcem roku, by nie narazić się na zarzut niegospodarności i nie stracić dotacji w przyszłości.

 

Strach pomyśleć, ile straciliśmy, jeżeli i ta transakcja została zawarta po cenie 10-krotnie niższej od oficjalnej.

 

Co ciekawe, w marcu br. nasz kraj jako jedyny sprzeciwił się radykalnym planom Unii Europejskiej ograniczenia emisji CO2: o 40 proc. do 2030 r., o 60 proc. do 2040 r. i o 80 proc. do 2050 r.(w porównaniu z 1990 r.). Nasze weto zostało wówczas pryncypialnie zignorowane przez komisarz UE do spraw klimatu, Connie Hedegaard, która przeszła nad nim do porządku dziennego.

 

 Również w marcu, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przyznał Polsce rację, podtrzymując swój wyrok w pierwszej instancji w sprawie nadużycia przez Komisję Europejską w 2007 r. uprawnień, narzucając wówczas Polsce obniżony o niemal jedną trzecią limit emisji CO2 na lata 2008-2012.

 

Nie dość tego, UE planuje również unieważnienie 1,4 mln uprawnień do emisji dwutlenku węgla (co stanowi około 10 proc. wszystkich zezwoleń) a także podniesienie stawki za tonę CO2 w nadchodzących latach 2013 – 2020. Nietrudno zgadnąć, że opierająca się głównie na węglu energetyka polska ponownie ucierpi na tym bardziej, niż inne państwa. Czy kolejne protesty Polski będą ponownie wywoływały dwugłos ze strony UE, która rękoma Komisji Europejskiej nakłada na nas kary, a ustami trybunału przyznaje nam rację?

 

Przede wszystkim zaś powstaje pytanie: o co tu tak naprawdę chodzi? Skoro KE co i rusz upomina Polskę, że nie spełnia norm emisyjnych, należałoby się zatem spodziewać, że wolne kwoty emisyjne nie są towarem, którego mamy pod dostatkiem. Tymczasem, polski rząd sprzedaje prawo do emisji 100 mln ton CO2 za cenę, która powinna zainteresować Najwyższą Izbę Kontroli, a być może i inne służby. Słowo bałagan jest tu najbardziej uprzejmym wyjaśnieniem.

 

Kolejny raz sprawdza się powiedzenie, że „socjalizm to ustrój, który bohatersko rozwiązuje problemy … nieznane w żadnym innym ustroju”. Socjalizm w wymiarze europejskim to m.in. narzucane odgórnie limity, których gospodarki poszczególnych państw nie mogą przekroczyć, w przeciwnym wypadku będą musiały płacić. Tworzy to pole dla korupcji, a ponadto ogranicza wzrost gospodarczy, ponieważ nie wszystkie firmy będzie stać, by wykupić dodatkowe kwoty emisyjne. W szczególności zaś w przypadku, gdy Bruksela planuje większe koszty handlowania emisjami.

 

Tomasz Tokarski

 

 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram