3 kwietnia 2020

Haczyk ukryty w respiratorze, czyli rzecz o chińskiej pomocy

(Zdjęcie ilustracyjne RALPH ORLOWSKI/Reuters/Forum)

W ubiegłym tygodniu w Warszawie wylądował samolot z pomocą materialną z Chin przeznaczoną do walki z pandemią. Następne są w drodze. Nie tylko z resztą do nas. Włochy i inne państwa Unii również otrzymują wsparcie. Można by powiedzieć: słuszne to i sprawiedliwe, że kraj, który sprowadził na nas pandemię teraz nam pomaga. Owszem. Ale w przypadku Chin, nic nie jest bezinteresowne.

 

Dla Chin, pandemia wuhańskiego koronawirusa stanowiła podwójny cios w wizerunek państwa na świecie. Najpierw była wstydliwa konieczność zamknięcia całej prowincji, wielu milionów ludzi, zatrzymanie gospodarki, z powodu wirusa który miał wynikać (choć pewnie nigdy nie zostanie to ustalone na pewno) z raczej odrażającego dla ludzi Zachodu nawyku jedzenia prawie wszystkiego co popadnie, w tym nawet nietoperzy. Nic dziwnego, że dumny i autokratyczny Kraj Środka w pierwszej chwili starał się utrzymać całą sprawę w tajemnicy przed światem. Tymczasem, właśnie dlatego że początkowo władzom bardziej zależało na ograniczeniu informacji niż wirusa, późniejsze wysiłki nie mogły już utrzymać choroby na miejscu. Mleko się rozlało. I tu przyszedł drugi cios – wybuch epidemii we Włoszech i w Iranie, rozprzestrzenianie się jej na resztę Europy, bolesne ograniczenia swobód osobistych i gospodarczych, a wszystko przy mediach bezustannie powtarzających, że „wuhanka” przyszła właśnie z Chin.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Wizerunek nade wszystko

Rząd Chin natychmiast przystąpił do wielowątkowej operacji mającej na celu naprawę szkód. Mało kto słyszał o europejskiej pomocy dla Chin w zwalczaniu epidemii – Europejczycy nie chwalili się sami, a Chiny celowo o niej mało mówili. Liczyło się pokazanie przede wszystkim, że rząd i partia poradziły sobie same z zagrożeniem, szybko i skutecznie. Nota bene, właśnie z tego względu dziś niektórzy badacze Chin wyrażają wątpliwości co do chińskich statystyk epidemiologicznych, podejrzewając, iż zarówno skala epidemii jak i jej konsekwencje zostały przypudrowane. Niezależnie czy tak było czy nie, Chiny osiągnęły sukces.

 

W ostatnich latach, można było przeczytać o wzmagającej się aktywności chińskiej dyplomacji na mediach społecznych, zwłaszcza na Twitterze – dziś ta aktywność „spłaca się”, gdyż w obliczu kryzysu, twitterowa dyplomacja pozwala Chinom na coś, czego Sowietom w dobie zimnej wojny nie udało się nigdy osiągnąć: „wpychanie” swojego przekazu bezpośrednio do zachodniego świata mediów. Dzięki takim działaniom, w mediach wkrótce wyciszono krytykę chińskich błędów – w Ameryce wręcz udało się doprowadzić do tego, że media krytykowały prezydenta za rzekomy rasizm objawiający się wskazywaniem chińskiej proweniencji wirusa. Zamiast o błędach, mówiono wręcz z zazdrością o chińskich sukcesach, czyli o bezwzględnych, autorytarnych środkach jakich użyto, aby stłumić chorobę, a przy których nawet najostrzejsze działania zachodnich rządów wydawały się żałośnie nieskuteczne.

 

Oczywiście, nie wszystko poszło gładko. Niektóre próby kształtowania opinii były fatalne, jak na przykład „wrzutki” o rzekomym amerykańskim pochodzeniu wirusa, które doprowadziły do ostrego spięcia między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. To, że sięgano do takich desperackich środków pokazuje nam jak bardzo Państwu Środka zależy na swoim wizerunku, że jest gotowe próbować nawet bardzo ryzykowne strategie (aczkolwiek musimy pamiętać również, że w tym konkretnym przypadku, Chinom być może bardziej zależało na swojej narodowej publiczności aniżeli na przekonaniu reszty świata).

 

Tymczasem jednak, opanowawszy u siebie pierwszą falę choroby, Chiny nareszcie dysponowały nadwyżką zasobów medycznych, które natychmiast zaczęto wysyłać do Europy. Cel tej pomocy staje się oczywisty, gdy widzimy z jaką troską chińskie ambasady dbają o to, aby o wsparciu było jak najgłośniej. Dla przykładu, Włochy są obecnie odbiorcami wsparcia z Chin, ale również z Niemiec – tyle tylko że o chińskiej pomocy słyszeli wszyscy, a o niemieckiej, zaledwie niewielu. Gdy zaś okazało się, że sprzęt wysłany do Hiszpanii był w większości wadliwy, głośniej było o natychmiastowej obietnicy zastąpienia trefnego towaru aniżeli o samych wadach.

 

Darowane konie

Oczywiście, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc chińską pomoc przyjęliśmy, dziękując z wdzięcznością. Słusznie. Jest jasne, że nasz własny system opieki zdrowotnej potrzebuje wsparcia, bo choć tysiące ofiar w skali 38-milionowego narodu mogą wydawać się kroplą w morzu, to jednak szpitali nie buduje się na miliony, tylko na właśnie tysiące chorych, więc ryzyko, że zabraknie miejsc w szpitalach, respiratorów i innych środków jest znaczne. A pomoc z kraju, który w pierwszej kolejności podarował nam samą zarazę – cóż, przyjęcie takiej pomocy jest o tyle oczywiste, iż w gruncie rzeczy te setki tysięcy maseczek i gogli, te kilkaset respiratorów, są zaledwie znikomą cząstką reparacji jakie zasadniczo by nam się należały z Chin za wypuszczenie wirusa w świat.

 

Jednak Chinom nigdy nie zależy tylko na jednej rzeczy. Współczesne Państwo Środka wprost imponuje w dalekosiężności swoich wizji oraz zdolności naginania najbardziej niespodziewanych i niepożądanych wydarzeń dla swoich celów. W tym przypadku, owszem, Chinom zależy na poprawie wizerunku – ale znacznie bardziej zależy im na tym, aby wykorzystać obecny kryzys dla swojego długofalowego celu jakim jest redukcja amerykańskich wpływów w Europie – ba, na świecie – i zastąpienia ich własnymi.

 

Do realizacji tego celu wykorzystywane są rozmaite środki. Propaganda medialna to jeden. Innym są oczywiście pieniądze, czyli inwestycje w lokalne biznesy. Chinom szczególnie zależy na polskiej infrastrukturze jako zachodniego terminalu ich nowego jedwabnego szlaku do Europy. Dotychczas jednak chińskie inwestycje były tutaj dosyć skutecznie blokowane (nieraz ze szkodą dla nas) przez amerykańskie wpływy – a jak będzie, gdy zakończy się pandemia? W obliczu ogromnego wzrostu zadłużenia, osłabienia sektora prywatnego i już deklarowanej przez rząd chęci powiększenia sektora publicznego, czy zdołamy się oprzeć propozycjom chińskim? Czy przypadkiem wówczas również nie usłyszymy o darowanych koniach i zębach?

 

A przecież te pieniądze już teraz sączą się do Polski rozmaitymi kanałami. Służą chociażby budowaniu wpływów przez finansowanie coraz to kolejnych Instytutów Konfucjusza na polskich uczelniach. Instytuty te, będąc pod ścisłą kontrolą centrali w Pekinie, teoretycznie mają na celu tylko umożliwianie studentom nauki języka chińskiego oraz poznawania kultury Chin. W praktyce jednak, wywierają potężny wpływ na politykę uczelni, która je przyjmuje. Uniwersytet wyposażony w Instytut Konfucjusza raczej już niechętnie przeprowadzi debatę o Taiwanie czy Tybecie, i kontrowersje z tym związane sprawiły, że inne kraje, jak chociażby Kanada czy Szwecja, zamykają u siebie Instytuty, lub przynajmniej blokują zakładanie nowych. W Polsce tymczasem jest ich już pięć i są zdecydowanie mile widziane. Znając finansowe realia polskiej edukacji, nietrudno domyślić się jak chętnie nasze uczelnie przyjmują zewnętrzne instytucje, które oferują pieniądze „za nic”. Niezależnie jednak czy mowa o unijnych, czy chińskich instytucjach, niosą one konkretne konsekwencje. Przecież gdy dawca darowanego konia prosi nas o drobną przysługę w zamian za kolejnego konia, zrobimy co możemy, byle tylko otrzymywać kolejne rumaki…

 

Historia przyspiesza

To wszystko dotychczas działo się cicho, niemal niezauważone przez społeczeństwo. Mało przejmujemy się siłą amerykańskich czy niemieckich wpływów w naszej polityce – dlaczego mielibyśmy się troszczyć o znacznie słabsze (dotychczas) chińskie wpływy? Zmiany, które zachodziły były na tyle powolne, że trudno nam było je dostrzec, zwłaszcza gdy dominowały tematy naszych relacji z Unią Europejską i Rosją.

 

Koronawirus, a właściwie gospodarcze reperkusje szokowej kuracji jaką wybrała Europa i Ameryka, aby przeciwdziałać pandemii, będzie miał w tej materii ogromne konsekwencje. Przed nami zakręt – i nikt nie ma pojęcia co znajduje się za nim. Polska, wraz z całą Europą, wyjdzie z obecnej sytuacji potężnie osłabiona gospodarczo. Będzie szukać wsparcia za granicą, ale czy będzie jednak mogła liczyć na wsparcie Ameryki, gdy ta również cierpi na to samo? W tym kontekście właśnie zaprezentują nam się Chiny.

Czy chińska propozycja będzie na tyle korzystna, żeby uzasadnić porzucenie dotychczasowych sojuszy? Tego nie sposób powiedzieć. Patrząc jednak na dotychczasowe trzydzieści lat „niezależnej” polityki zagranicznej w III RP, bardziej należy obawiać się czegoś innego. Tego, mianowicie, że nasze elity, skupione jak zwykle na najbardziej przyziemnych awanturach politycznych, obudzą się dopiero gdy będzie za późno.

 

Jakub Majewski

 

 

Polecamy także nasz e-tygodnik.

Aby go pobrać wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie