17 grudnia 2020

Godzina policyjna i lockdown. Tak rząd „tresuje” nas przed szczepionką [OPINIA]

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com (Dimitri Houtteman))

Rząd zapowiadał niedawno, że od połowy grudnia ruszy wielka kampania na rzecz szczepień. Nie dodał jednak tego, że to my wszyscy będziemy tej kampanii i adresatami, i uczestnikami.

 

Ostatnie dni były nieco senne: rząd zapowiadał szczepienia, gospodarka jakoś powoli się toczyła, choć minister zdrowia robił wszystko, by tryby jej machiny się zatrzymały. A szumnie zapowiadane zwolnienia z obostrzeń dla zaszczepionych okazały się tak naprawdę niewiele znaczącymi ułatwieniami.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przegapiliśmy za to jedno: rząd zapowiadał niedawno, że od połowy grudnia ruszy wielka kampania na rzecz szczepień. Nie dodał jednak tego, że to my wszyscy będziemy tej kampanii i adresatami, i uczestnikami. Trudno inaczej wytłumaczyć pomysł Narodowej Kwarantanny w momencie, gdy liczba zakażeń spada. Najwyraźniej ruszyła wielka machina, mająca na celu skłonić nas do przystąpienia do Narodowego Programu Szczepień. Wiadomo, że pierwsze preparaty mogą zostać podane chętnym jeszcze w grudniu, a zatem straszak w postaci zamknięcia kraju z pewnością podziała na wielu przerażonych perspektywą dalszego odcięcia od świata.

 

Jeśli faktycznie mamy do czynienia z socjotechnicznym zabiegiem, to jest to bodaj najbardziej kosztowna kampania promocyjna rządu w historii. Śmiało też można postawić pytanie: jaki jest ostateczny cel nakładania na nas kolejnych obostrzeń? Czy chodzi jedynie o walkę z mityczną „trzecią falą”? A może plan jest taki, by zaszczepionych zwalniać ze wszystkich rygorów i na podstawie kodu QR wpuszczać do galerii handlowych, hoteli, na stoki czy do restauracji, zaś niezaszczepionych trzymać nadal w zamknięciu i od czasu do czasu poczęstować mandatem lub godziną policyjną. W „poprzednim reżimie” trudno było znaleźć jakieś znaczące ułatwienia dla zaszczepionych. Ale w tym nowym – owszem. Jak inaczej można to nazwać, jeśli nie tresurą?

 

O ile te dywagacje są zgodne z rzeczywistością, rząd zdaje się przeprowadzać na nas swoisty Blietzkrieg obostrzeniowy, by potem łudzić nas możliwością normalnego życia, pod warunkiem spełnienia de facto obowiązku szczepienia.

 

Ciekawe, że na konferencji prasowej, w trakcie której ogłaszano tę całą Narodową Kwarantannę – doprawdy ten rząd robi wszystko, by obrzydzić chwalebny przecież przymiotnik „narodowy” i gdybym był foliarzem lub płaskoziemcą uznałbym, iż jest to działanie celowe i na czyjeś życzenie – zabrakło premiera Mateusza Morawieckiego. Czyżby faktycznie miał być on tym, który dopiero ogłosi nam zdejmowanie obostrzeń wyłącznie dla zaszczepionych, zwiastując wielkie zwycięstwo nauki nad naturą? Czy poczuł, że jego pozycja mocno osłabła w ostatnich miesiącach i powinien przestać firmować własnym nazwiskiem kolejnych złych wiadomości?

 

W trakcie konferencji prasowej ministra Adama Niedzielskiego i prof. Andrzeja Horbana, doszło jeszcze do dwóch, wartych odnotowania sytuacji. Po pierwsze, wspomniany Horban poniekąd uzasadnił wprowadzenie kwarantanny rosnącą umieralnością. To dowód na to, że obóz władzy panicznie stara się przerzucić gorącego kartofla nieudanej walki z pandemią w nasze ręce. Bo co też my mamy wspólnego z tym, że rośnie umieralność? Dlaczego ja, moja żona, przyjaciele, sąsiedzi czy rodacy, mamy ponosić koszty tego, że rząd pozamykał służbę zdrowia, nakręcił spiralę paniki i teraz zbiera tego żniwo w postaci wzrostu ofiar odkładania diagnoz, zabiegów czy leczenia na inny, popandemiczny czas?

 

I druga sprawa. Niedzielski przekonywał niedawno, że stara się być w swoich działaniach przewidywalny. Pamiętam, że po konferencji prasowej, w trakcie której rozpisano działania antypandemiczne na dwa miesiące do przodu, oceniałem, iż zapowiedź ta wynika raczej z zapotrzebowania zgłaszanego przez opinię publiczną, czyli ma po prostu wymiar propagandowy, bez żadnego pokrycia w rzeczywistości. I, niestety, tamto przeczucie okazało się trafne. Ogłaszając Narodową Kwarantannę minister Niedzielski przekreślił wszystkie wcześniejsze komunikaty. Od 27 grudnia mieliśmy mieć bowiem powrót do podziału na czerwone, żółte i zielone strefy, zaś stoki narciarskie miały pozostać otwarte. Tymczasem dzisiaj ministrowi się odwidziało i odwołał otwarcie stoków. Zupełnie bez sensu, szczególnie, że sytuacja w kraju – jeśli brać pod uwagę wskaźniki rządowe – wcale nie jest zła. Tu pojawia się kolejne pytanie: co robi w tym czasie minister rozwoju, Jarosław Gowin? Dlaczego dopuścił do tego, by właściciele stoków wyrzucili w błoto ogromne pieniądze potrzebne na przygotowanie do sezonu? Czy rząd kolejny raz, za nasze pieniądze, zafundował sobie zabawę w przeciąganie liny między resortami? Na pewno trzeba będzie przecież te straty zrekompensować.

 

Jeśli miałbym sobie i Państwu czegoś życzyć na nadchodzące święta, to chyba dwóch rzeczy. Po pierwsze, zachowajcie zdrowy rozsądek i nie ulegajcie temu szaleństwu. No i po drugie: niech ta paranoja wreszcie się skończy. 

 

 

Tomasz Figura

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(58)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 95 508 zł cel: 300 000 zł
32%
wybierz kwotę:
Wspieram