27 lipca 2015

Gniezno: misjonarz zebrał dwa kontenery darów dla swojej parafii w Kamerunie

(fot. Johannes Raitio / freeimages.com)

Ks. Mariusz Misiorowski objął w tym roku parafię w Kamerunie. Nie ma kościoła, pod plebanię dopiero co wylano fundamenty, brakuje dosłownie wszystkiego. Pomyślał, zorganizuję zbiórkę. Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania. „Gdy to wszystko zobaczyłem, chwyciłem się za głowę” – mówi z wdzięcznością.

 

Somalomo w miejscowym języku znaczy drzewa chinowca. Parafia leży w słabo zaludnionej diecezji Doume Abong Mbang, której ordynariuszem jest polski misjonarz bp Jan Ozga. W tym roku pojechało tam dwóch misjonarzy z archidiecezji gnieźnieńskiej – ks. Eugeniusz Bednarek i ks. Mariusz Misiorowski. Dla obu to drugie spotkanie z Kamerunem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Ksiądz Bednarek został proboszczem parafii w Essiengbot. Misję ponad sześćdziesiąt lat temu założyli holenderscy misjonarze, przed dwoma laty bp. Ozga zdecydował, by wydzielić z niej parafię pw. św. Filipa w Somalomo. Zajmuje około 400 tysięcy hektarów i mieści w swoich granicach rezerwat przyrody Dja. Ludzie mieszkają w małych wioskach ukrytych w buszu, do których często trzeba dojść piechotą, bo dróg nie ma. Żyją głównie z tego, co wyhodują, zbiorą bądź upolują. Do tego roku wspólnota nie miała kapłana na stałe. Ksiądz Misiorowski jest jej pierwszym proboszczem i wszystko musi budować od podstaw.

 

W Somalomo nie ma kościoła. Ludzie modlą się w małej glinianej kaplicy, w której udało się położyć posadzkę i do której dobudowaną zakrystię. Za plebanię służy podobna chata kryta blachą, co w tamtych warunkach jest sporym luksusem. Ksiądz Misiorowski wierzy, że uda się wybudować świątynię i plebanię murowaną. Póki co brakuje dosłownie wszystkiego – od naczyń, narzędzi, sprzętów domowych, po agregat prądotwórczy.

 

Przed tegorocznym przyjazdem do Polski na czerwcowy kongres misyjny ks. Misiorowski dostał maila od dominikanki s. Tadeuszy Frąckowiak. Siostra informowała o organizacji transportu konteneru z kraju do Afryki. „Najpierw umieściłem ogłoszenie na facebooku, że organizuję zbiórkę dla mojej parafii, że przyda się wszystko. Potem wysłałem je też do publikacji na stronie internetowej archidiecezji gnieźnieńskiej, no i się zaczęło. Ludzie dzwonili, pytali, organizowali się. Przyznam szczerze, że takiego odzewu się nie spodziewałem. Myślałem, że zbiorę parę rzeczy, oby najpotrzebniejszych. A tu uzbierało się dobra na dwa kontenery, a kto wie, czy i trzeci nie będzie potrzebny. Jak to wszystko zobaczyłem, to chwyciłem się za głowę, a potem pomyślałem, dzięki Bogu” – mówi ks. Misiorowski

 

Na apel misjonarza odpowiedzieli pojedynczy ludzie, szkoły, ulice, księża, parafie nie tylko z archidiecezji gnieźnieńskiej. Dary zbierano w Inowrocławiu, Gnieźnie, Wrześni, Raczynie, Żninie, Złotnikach Kujawskich, Solcu Kujawskim, Wągrowcu, Bydgoszczy, Gniewkowie i Mielżynie. Składowano je w Gozdowie, gdzie ks. Misiorowski był proboszczem przed wyjazdem do Kamerunu. I tu znowu wielka pomoc. Byli parafianie pomogli zebrane rzeczy segregować i pakować. W sąsiednim Kaczanowie dyrektor miejscowej szkoły wydrukował kilkaset ulotek i rozdawał uczniom w swojej szkole i w szkołach wrzesińskich.

 

W Wągrowcu pewna pani przyszła do organizatorów zbiórki, pytając, co mogłaby kupić, bo bardzo chciałaby pomóc, ale nie ma za dużo pieniędzy, zaledwie 10 złotych. Poproszono, by kupiła kredki. I przyniosła kredki, nowe, zapakowane. Dla jakiegoś dziecka w Kamerunie będzie to prawdziwy skarb – mówi ks. Misiorowski.

 

Dzięki ofiarności i sercu wielu ludzi do Kamerunu pojedzie 20 rowerów, 3 silniki do maszyn stolarskich, piec gazowy, rodzinne serwisy obiadowe, obrusy, makatki, naczynia kuchenne, ornaty, kielichy, narzędzia, buty, mnóstwo odzieży, artykułów szkolnych, zabawek i wiele innych rzeczy. Za sprawą arcybiskupa gnieźnieńskiego Wojciecha Polaka misja w Somalomo będzie miała swój samochód, a proboszcz m.in. komplet ornatów. Do parafii pojadą też organy elektryczne i trzy agregaty prądotwórcze.

Jakoś pod koniec zbiórki, chyba nawet w ostatni dzień, przeglądaliśmy i segregowaliśmy te wszystkie rzeczy, no i okazało się, że nie ma agregatu, a to na misji rzecz pierwszej potrzeby. Myślę więc, nie ma rady, muszę kupić i kupiłem. Wracam z tym agregatem, a tu dzwoni proboszcz z Wągrowca. Słuchaj, mam dla ciebie agregat – słyszę. Za chwile przyjeżdża proboszcz z sąsiedniej parafii i mówi. Ty chciałeś agregat, ja mam jeden taki. Tak więc jadę do Kamerunu z trzema agregatami. Potrzebowałem też kadzielnicę i znów myślę – kupię, no bo jak bez kadzielnicy. I znów telefon. Dzwonią gnieźnieńscy franciszkanie – mamy kadzielnicę dla ciebie. Było wiele takich sympatycznych sytuacji, wielu ludzi się zaangażowało. Wszystkim i każdemu z osobna pragnę z serca podziękować. Bóg zapłać! – relacjonuje misjonarz.

 

 

Bernadeta Kruszyk/Gniezno/KAI

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 624 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram